7

Było już ciemno, mimo że wcale nie tak późno. Było pewnie trochę po siedemnastej. Leżałam na swoim łóżku i wpatrywałam się w biały sufit. Rozmyślałam o tym, czego dowiedziałam się tego dnia od Kingi i Sylwestra i o tym, co widziałam. Pogrzebacz rzecz jasna zabrałam ze sobą. Stał teraz oparty o ścianę koło mojego łóżka i dzięki temu, że miałam go przy sobie, czułam się choć trochę bezpieczna. Przeczytałam kilka razy notatki, jakie sporządził dla mnie Sylwester i rozmyślałam o tym, dlaczego Kinga wciąż jest z nami na świecie i nie może przejść dalej.

Nagle w moim umyśle powstała pewna teoria i poczułam się, jakbym odkryła Amerykę. Mieliśmy się jeszcze później spotkać z Sylwestrem i na spokojnie pogadać o wszystkim, ale czułam, że nie mogę z tym czekać kilku godzin... Sięgnęłam po telefon by zadzwonić do chłopaka. Przez dłuższą chwilę słuchałam sygnału nawiązanego połączenia, jednak Sylwester nie odebrał. Szybko napisałam więc sms i do niego wysłałam...

Po półgodzinie, w czasie której nie odezwał się do mnie, nie wytrzymałam i pobiegłam po kurtkę. Zarzuciłam ją na siebie i zmieniłam buty.

– Zaraz wrócę! – zawołałam i wybiegłam z domu, kierując się do domu Sylwestra. Przypomniałam sobie, jak mówił, że lepiej, żebym do niego nie przychodziła, ale przecież to było ważne! Poza tym, wiedziałam już o jego rodzicach, więc co mogło by się stać?

Kiedy zadzwoniłam do drzwi, przez dłuższą chwilę nic się nie działo. Potem usłyszałam hałas za drzwiami. Gdy się otworzyły, przede mną stanął starszy mężczyzna opierający się o kule. Miał na sobie znoszone spodnie i podkoszulek, który widział lepsze dni. Od razu poczułam od mężczyzny zapach najtańszego piwa. Popatrzył na mnie średnio przytomnym spojrzeniem i nic nie powiedział.

– Dobry wieczór... – powiedziałam niepewnie. – Jest może Sylwester?

Pokręcił głową.

– Nie ma go, poszedł gdzieś.

Rany, no tak! Pewnie był w pracy i dlatego się nie odzywał! Przecież kiedyś wspominał, że czasem popołudniami pracuje! Jaka byłam głupia!

– Aha, to przepraszam za najście, do widzenia... – powiedziałam szybko i odwróciwszy się, ruszyłam z powrotem do siebie. Po chwili obejrzałam się i zauważyłam, że tata Sylwestra wciąż stał w drzwiach i patrzył na mnie. Poczułam się niepewnie i przyśpieszyłam, ale kiedy odwróciłam się po raz drugi, drzwi były już zamknięte.

Westchnęłam. Cóż, będę musiała poczekać do wieczora. Okazało się jednak, że jakieś dwie godziny później Sylwester napisał mi, że nie możemy się spotkać. Zdziwiłam się, ani słowem nie nawiązał do tego, co napisałam mu wcześniej i kiedy zapytałam, co się stało, nie odezwał się więcej. Uznałam, że dam mu na razie spokój i odezwę się do niego później.

Korzystając z wolnego wieczoru zabrałam Magdę na krótki późny spacer po okolicy. Byłam już gotowa na to, że będzie mnie wypytywać o Sylwestra, jednak ona o dziwo, nie robiła tego. Może wreszcie porzuciła nadzieję, że znajdę sobie chłopaka i dała mi spokój!

Szłyśmy w ciszy tylko od czasu do czasu wspominając coś o szkole. Mimo że było już dość późno i był listopad, nie było nawet tak przeraźliwie zimno, jak każdego ostatniego dnia. Kiedy wracając mijałyśmy dom Sylwestra zauważyłam kątem oka jakiś ruch około okna na piętrze. Odwróciłam się w tamtą stronę. Mimo półmroku, od razu rozpoznałam chłopaka. Siedział na dachu koło okna i palił papierosa. Koło niego co jakiś czas pojawiały się kłęby wypuszczanego przez niego papierosowego dymu.

Uśmiechnęłam się i popchnęłam wózek z Magdą na drugą stronę drogi. Zatrzymałyśmy się na chodniku i zawołałam:

– Hej, cześć Sylwester!

Popatrzył na mnie i zgasił papierosa. Podniósł się i powoli zszedł dachem w dół. Potem złapał się gałęzi rosnącego obok drzewa i zszedł po nim. Kiedy stanął na ziemi, założył kaptur od bluzy na głowę i podszedł do mnie.

– Cześć – powiedział i dodał z wyrzutem wskazując na swój dom: – Po co tu dzisiaj przeszłaś? Mówiłem ci, żebyś tego nie robiła!

– Przecież nic się nie stało, a miałam ci coś ważnego do powiedzenia! Jakbyś nie odwołał spotkania, to byś się dowiedział. Ale mnie olałeś! – sprzeciwiłam się. – Czemu? Chwila... Coś się jednak stało? – zapytałam.

– Nie ważne. – Sylwester odwrócił się ode mnie. Całą jego twarz zakrył cień od kaptura.

Uniosłam brwi ze zdziwieniem. Jakoś dziwnie się zachowywał... Jeszcze dziwniej niż zazwyczaj... Nagle coś mnie tknęło i wyciągnęłam rękę w stronę Sylwestra. Chwyciłam kaptur i, zanim zdążył mnie powstrzymać albo się odsunąć, ściągnęłam mu go z głowy. Chłopak cofnął się gwałtownie i z powrotem założył sobie kaptur na głowę.

– Sylwester! Co ci się stało? – zawołałam. Byłam przerażona tym, co zobaczyłam. Miał całe siwe lewe oko i rozcięty nad nim łuk brwiowy. Jego warga po prawej stronie również była rozcięta. Kiedy zakładał kaptur na głowę, zauważyłam również, że kości na jego dłoniach też były otarte i siwe...

Odwróciłam się za siebie, by sprawdzić, czy Magda to widziała. Ona na szczęście była zajęta swoim telefonem i pisaniem sms-ów do kogoś.

– Sylwester... – zaczęłam, ale on pokręcił głową.

– W porządku, nie stało się nic gorszego, niż zazwyczaj... I to nie jest tak, że cię olałem. Ja tylko... Po prostu nie chciałem, żebyś to widziała. – Wskazał na siebie. – Pogadamy jutro u Kingi, dobrze?

– No dobrze... – powiedziałam. Było mi strasznie źle. Podejrzewałam, że przez to, że przyszłam wcześniej do domu Sylwestra, on dostał później za to łomot od ojca. Nie rozumiałam tylko, dlaczego, przecież nikt z nas nie zrobił nic złego! Już miałam się odwrócić i popchać Magdę dalej, ale nie mogłam się powstrzymać i podeszłam do chłopaka. Objęłam go mocno.

– Przepraszam – wyszeptałam mu do ucha.

Objął mnie jedną ręką.

– Nic się nie stało – powiedział tylko i kiedy odsunęliśmy się od siebie, dodał: – Do jutra. – Potem oddalił się w stronę drzewa. W milczeniu obserwowałam, jak wdrapywał się po nim. Potem przeszedł na dach i podszedł do swojego okna. Kiedy zniknął w swoim pokoju, odwróciłam się do Magdy. Z westchnieniem popchałam wózek dalej.

– Powiesz mi, o co chodziło? – zapytała po chwili moja siostra. Mimo że pytała, wciąż wpatrywała się w swój telefon.

– Może kiedyś – powiedziałam ucinając rozmowy.

*

Krążyłam po pomieszczeniu lekko zniecierpliwiona. Tego dnia kończyłam lekcje wcześniej niż Sylwester i nie mogąc się doczekać kolejnego szkolenia od razu pobiegłam do Kingi. Kiedy znalazłam się w środku porzuconego budynku, dziewczyna od razu pojawiła się. Popatrzyła na mnie z uśmiechem i powiedziała:

– Cześć. Coś się stało, że tak szybko tu przybiegłaś?

Pokręciłam głową.

– Nie, ale jakoś tak, nie mogę się doczekać ciągu dalszego.

Kinga uśmiechnęła się jeszcze szerzej.

– Cieszę się, że cała ta sprawa cię nie odstraszyła i... Fajnie, że nie olałaś Sylwestra... Bo wiesz, on czasami ma problemy z dogadaniem się z rówieśnikami...

Pokiwałam głową. Zauważyłam już wcześniej, że w szkole każdą przerwę spędzał sam, a teraz ewentualnie ze mną...

– Nie wiem, czy znajomość ze mną jest dla niego taka dobra – powiedziałam. – Byłam u was wczoraj w domu i potem, kiedy zobaczyłam się z Sylwestrem, okazało się, że wasz ojciec go pobił... Nie rozumiem, przecież nic złego się nie stało...

Kinga westchnęła.

– Może według ciebie i wszystkich innych, ale nie według naszego ojca... Wiesz, on jest bardzo specyficznym człowiekiem. Nigdy nie był dla nas takim typowym tatą. Przy nim zawsze musieliśmy chodzić jak w zegarku, nie hałasować, nie biegać po domu, nic. Nie mogliśmy zapraszać znajomych, rzadko kiedy pozwalał nam wychodzić do nich. Nie mogliśmy bawić się, jak zwykłe dzieci. Kiedy widział nas pod domem z obcymi, dostawał ataku szału. Dlatego, kiedy ja chciałam spotykać się z chłopakami, zawsze robiłam to w innym mieście, ewentualnie u nich. Nigdy nie zapraszałam ich do siebie, z reszta, w ogóle znajomych, koleżanek, nikogo. Kiedy ojciec cię wczoraj zobaczył i kiedy zapytałaś go o Sylwka, też musiał się wkurzyć... – Odwróciła się do okna i przez chwilę wyglądała przez nie w milczeniu. Potem podjęła:

– W dodatku ojciec ma problemy z agresją, nie potrafi się kontrolować i po prostu czasami daje jej upust... Na czymkolwiek lub kimkolwiek w pobliżu... Kiedyś zazwyczaj był to właśnie Sylwek, robiłam co mogłam, żeby go chronić, ale niewiele była wstanie wskórać przeciwko ojcu... Po mojej śmierci tym bardziej się na nim wyżywał, z tą różnicą, że kiedy Sylwek podrósł, mógł wreszcie się jakoś przednim obronić. Teraz ojciec nadal się nie powstrzymuje i wiem, że czasem po prostu biją się ze sobą. Ojciec, mimo że jest kulawy, wciąż jest silny, w dodatku bije kulami, które zawsze ma przy sobie... A co do Sylwka, pewnie już też tego nie wytrzymuje i chyba czasem musi się wyżyć. Nie mówię, że sam prowokuje takie sytuacje z ojcem, ale jeśli już przez przypadek dzieje się coś takiego nie stara się jakoś bardzo, by zakończyć kłótnię zanim przejdzie do rękoczynów. To przeze mnie. Wiem to. Gdybym tu nie utknęła, już dawno zabrałby stąd mamę i się przenieśli w jakieś lepsze miejsce... I wszystko byłoby w porządku...

– Dlaczego wasz ojciec taki jest? – zapytałam.

Kinga wzruszyła ramionami.

– Nie wiem, on chyba po prostu nie lubi obcych ludzi. Albo nie chce, by ktoś dowiedział się o tym, jak było i w sumie dalej jest u nas w domu...

– No dobrze, a mogę cię jeszcze o coś zapytać? – odezwałam się, a kiedy Kinga pokiwała głową, zapytałam: – A ten jego wypadek? Wiesz, co mu się stało, czy to już było po twojej śmierci?

– Wiem, co mu się stało. Teraz już pamiętam. Miał wypadek samochodowy. Oboje mieliśmy. Jechałam z nim ze szkoły. Była wtedy zima i wpadliśmy w poślizg. Zderzaliśmy się z ciężarówką jadącą z przeciwnej strony. On przeżył, a ja zginęłam... – powiedziała.

– Przepraszam... Nie chciałam cię tak wypytywać o twoją śmierć...

– W porządku, wyszło właściwie przy okazji. – Uśmiechnęła się.

– A o co chodzi z tym, że teraz pamiętasz?

– Kiedy giniesz i zbłądzisz, utykasz na ziemi. Na początku nic nie pamiętasz. Nie pamiętasz kim jesteś, skąd się wzięłaś, jak zginęłaś... Wszystko wraca do ciebie z czasem... Wszystko wracało do mnie przez kilka miesięcy i kiedy wreszcie to nastąpiło, od razu skierowałam się do... Sylwek! – zawołała zwracając się w stronę drugiego okna.

Odwróciłam się w tamtym kierunku i zauważyłam, że Sylwester wchodził do środka. Kinga tymczasem kontynuowała:

– Mój biedny braciszku, bardzo cię to boli? – Podeszła do niego i delikatnie ujęła jego twarz w dłonie.

– Nie jest najgorzej, ale mniejsza o to. Nie pierwszy i nie ostatni... – powiedział jakby to było zupełnie normalne i uśmiechnął się lekko do mnie. – No dobrze, to na czym wczoraj skończyliśmy?

– Miałeś mi jeszcze opowiedzieć o tym, jak w ogóle rozpoznać, że w okolicy są duchy, tylko dostałam ataku paniki i nic już z tego nie wyszło...

– A no tak... – Sylwester pokiwał głową. – A jak się teraz czujesz?

Wzruszyłam ramionami.

– Całkiem w porządku – przyznałam. – Jedźmy z tym koksem! – dodałam entuzjastycznie klaszcząc w dłonie. Usadowiłam się w miarę wygodnie na jakimś chybotliwym taborecie i czekałam na to, co miał mi jeszcze do opowiedzenia Sylwester. Chłopak uśmiechnął się i wyciągnąwszy zeszyt zaczął mówić i tłumaczyć:

– No więc, obecność duchów, obojętnie których możesz rozpoznać na dwa sposoby. Ten bardziej powszechny to gwałtowny i niewytłumaczalny spadek temperatury. Tak robi na przykład Kinga. Kiedy zabrałaś jej pamiętnik do siebie, czułaś, że w twoim pokoju było chłodniej, prawda? – Popatrzył na mnie, a kiedy pokiwałam głową kontynuował: – Mniej powszechne są wyładowania elektryczne. To powodują najczęściej średnio szczęśliwe duchy.

– Wyładowania elektryczne? – powtórzyłam, a Sylwester pokiwał głową.

– No na przykład migające światło, albo wybuchające żarówki... to zależy jaki ten duch jest zły... Oczywiście, to nie znaczy, że za każdym razem, kiedy zamiga ci żarówka, albo wywali ci korki, to jakiś wciekły duch pląta ci się po domu. Nie. Jeśli nie towarzyszy temu spadek temperatury, to nie masz się co obawiać. – Uśmiechnął się do mnie. – Można też wyczuwać obecność duchów za pomocą jakichś urządzeń, ale ja się na tym za bardzo nie znam i szczerze mówiąc, nie mam nawet na razie czasu, żeby się bawić w coś takiego... Romek coś kiedyś kombinował, ale nigdy mnie w to nie wtajemniczył.

Pokiwałam głową. Zauważyłam, że już kolejny raz wspominał o tym jakimś Romku, ale nie powiedział jeszcze, co to za koleś i gdzie on się w ogóle podziewał. Nie chciałam być wścibska, więc się nie wypytywałam, choć przyznaję, byłam ciekawa.

– A skąd wiesz to wszystko? – zapytałam.

– No od Romka. Mieszkał tu kiedyś i był taki jak my. Większość ludzi go unikała, bo wiesz, gadał o duchach i w ogóle, wszyscy uważali go za dziwaka. Mieszkał tutaj, w tym domu, ale zmarł trzy lata temu... Jego rodzina pozbierała stąd, co chciała i zostawiła dom... Wiesz, nie chcieli mieć z nim za wiele do czynienia... – Westchnął. – On mi o wszystkim powiedział... Po swojej śmierci, kiedy okazało się, że sam jestem w stanie go zobaczyć. Był moim pierwszym duchem, pierwszym, jakiemu pomogłem przejść na tamten świat...

Na chwilę zapadła cisza. Otrząsnęłam się. W pomieszczeniu było okropnie zimno. Pomijając fakt, że Kinga sprawiała, że temperatura znacznie spadała w dół, to ogólnie było bardzo zimno. Był przecież listopad! Powinnam była ubierać się dużo cieplej, kiedy szłam na spotkanie z Sylwestrem u Kingi...

*

Szliśmy niespiesznie przez wysoką zmrożoną trawę. Byliśmy już blisko mojego domu, kiedy zapytałam:

– Sylwester, mogę cię o coś zapytać?

Popatrzył na mnie i pokiwał głową.

– Pewnie.

– Tak się zastanawiałam... bo wiesz, przesz te wszystkie duchy i w ogóle... Wierzysz w Boga? – zapytałam.

Uśmiechnął się.

–No jasne, że wierzę, inaczej to wszystko nie miałoby sensu... a co?

Wzruszyłam ramionami.

– No bo te duchy... – zaczęłam, ale on przerwał mi:

– Duchy to tylko zbłąkane dusze, które zgubiły drogę do właściwego miejsca. A ty? – Sylwester popatrzył na mnie pytająco.

– Ja się nie zgubiłam. – Uśmiechnęłam się.

– Haha... – zaśmiał się. – Pytałem, czy wierzysz?

Pokiwałam głową.

– No jasne.

– A to, że widzisz duchy tego nie zmienia?

– Nie, myślę, że moja wiara nie jest aż tak słaba, żebym po czymś takim ją porzuciła – poinformowałam. – Mogę jeszcze o coś zapytać?

– Jasne.

– Wiesz, skoro duchy istnieją, to czy inne stworzenia tego typu też? To znaczy... na przykład wendigo albo banshee, krwawa Mery albo strzygi, zmiennokształtne potwory, wampiry, demony... One też istnieją?

Sylwester patrzył na mnie dłuższą chwilę w milczeniu.

– Pytasz poważnie? – zapytał, a kiedy pokiwałam głową, mówił dalej: – Skąd ty znasz takie stwory? – Uśmiechnął się lekko bez cienia złośliwości. Sam wydawał się mówić poważnie. Wzruszył ramionami.

– Nie wiem. Może, ale jeśli tak, to na nic takiego do tej pory nie trafiłem – przyznał.

Sylwester uśmiechnął się, a ja odwzajemniłam uśmiech i dalej szliśmy w milczeniu. Kiedy dotarliśmy pod mój dom, Sylwester wyciągnął z kieszeni fajki. Chwycił jednego papierosa i potem wyciągnął paczkę w moją stronę. Pokręciłam głową, bo nigdy nie paliłam i nie miałam zamiaru, a on schował paczkę do kieszeni. Gdy zapalił papierosa i zaciągał się nim przez chwilę patrząc gdzieś przed siebie.

Uśmiechnęłam się. Szczerze mówiąc, spodobał mi się widok, na który patrzyłam. Sylwester, ubrany cały na czarno z ciemnymi, rozwianymi włosami. Nie przeszkadzało mi nawet to, że był pobity i palił. Po prostu tak jakoś uznałam, że w sumie to mi się podobał... No nie, Magda! Wszystko przez ciebie!

Po dłuższej chwili, kiedy Sylwester wypalił papierosa, uśmiechnął się do mnie i powiedział:

– To... chyba do jutra.

– No tak, choć jeśli chcesz, to możesz wejść na chwilę. O ile nie masz nic lepszego do roboty... – Wskazałam na mój dom.

Sylwester pokiwał głową.

– W sumie to nie mam, ale serio chcesz? Nie boisz się o to, co powiedzą twoi rodzice, albo siostra, kiedy któreś z nich mnie zobaczy? – Wskazał palcem na swoją twarz.

– Daj spokój. Może by się trochę zdziwili, ale to nie ich sprawa... Poza tym nawet ich teraz nie ma w domu. Magda jest, ale pewnie i tak będzie siedzieć u siebie i pilnować własnych spraw. – Wzruszyłam ramionami. – No weź! A co robiłbyś teraz w domu? No właśnie, nic ważnego! A tak, to pogadamy jeszcze i w ogóle... – przekonywałam go. sama byłam zaskoczona tym, że tak bardzo zależało mi, by pobyć jeszcze trochę w jego towarzystwie.

Westchnął i pokiwał głową.

– No dobrze – powiedział.

Uśmiechnęłam się, a Sylwester ruszył za mną. Od razu zaprowadziłam go do mojego pokoju i kazałam poczekać chwilę. Pobiegłam szybko zrobić coś ciepłego do picia, bo podczas wizyty u Kingi okropnie zmarzliśmy. Kiedy później podałam Sylwestrowi kubek, uśmiechnął się do mnie i upił łyk ciepłej herbaty.

– To... okazuje się, że nie jesteś fanką tylko Huntera? – zapytał wskazując na plakaty na ścianach mojego pokoju.

Pokiwałam głową.

– No tak, obojętnie, jak świetny jest zespół, ciężko słuchać tylko i wyłącznie jego piosenek – powiedziałam i wskazałam na moje łóżko, które dzięki Bogu, złożyłam wcześniej. Nie wiem właściwie, dlaczego tego dnia to zrobiłam. Zazwyczaj nie chciało mi się składać kanapy i chować pościeli. O dzięki szczęśliwy przypadku!

– Nie widziałeś ich wcześniej, jak tu byłeś? – zapytałam, kiedy usiedliśmy.

– No wiesz, wtedy byłem zajęty czymś innym, niż oglądanie twojego pokoju. Swoją drogą, brakuje ci jednej książki Tolkiena. – Sylwester wskazał na półkę, na której w rządku stała moja piękna kolekcja książek mistrza.

Pokręciłam głową.

– Nic nie brakuje. Czytam ją teraz, więc siedzi w moim plecaku.

– Czyli jesteś z tych ludzi, co to wszędzie noszą ze sobą książki i ciągle czytają? I przy okazji mają głęboko gdzieś wszystko to, co akurat się koło nich dzieje? – zapytał z uśmiechem.

– Jak śmiesz mi to wypominać, skoro sam ostatnio mnie ignorowałeś, dopóki nie doczytałeś ostatniej strony rozdziału! – zawołałam z rozbawieniem.

– Ej, no to kto jak kto, ale ty powinnaś to bardzo dobrze zrozumieć. – Popatrzył na mnie z uśmiechem.

– No pewnie, że rozumiem. – Odwzajemniłam uśmiech.

Zaczęliśmy się śmiać, a potem w ciszy piliśmy gorącą herbatę. Znowu przyjrzałam się Sylwestrowi. Był zwykłym chłopakiem z sąsiedztwa... No dobra, może nie takim zwykłym, ale na takiego przynajmniej wyglądał. Mimo to i pomijając całą tę akcję z widzeniem duchów i tak miał w sobie coś takiego specjalnego. Coś co nie pozwalało mi przestać o nim myśleć i to nawet nie w kategoriach miłosnych. No dobrze, takich też, ale zdecydowanie częściej tak ogólnie... Ciekawa też byłam bardzo, co on o mnie myślał. Przecież musiał coś o mnie myśleć, choć trochę, cokolwiek...

– No to pytaj – powiedział nagle Sylwester.

– Co? – Wyrwana z zamyślenia i przy okazji zaskoczona, zawołałam trochę głośniej, niż zamierzałam. Szczerze mówiąc przestraszyłam się. No przecież chyba nie czytał w myślach! Jeśli tak, to ja dziękuję, wypisuję się z tej imprezy!

– Przez dłuższy czas patrzysz się na mnie i nic nie mówisz. To chyba jasne, że coś ci chodzi po głowie i chcesz o coś zapytać – wytłumaczył.

Odetchnęłam z ulgą. Czyli jednak nie potrafił czytać w myślach. Albo tylko udawał, że nie potrafi tego robić...

– A tak się tylko zastanawiałam... potrafisz czytać w myślach? Ludzie jak my mogli by to umieć? – zapytałam na wszelki wypadek.

Sylwester popatrzył na mnie z rozbawieniem.

– Co? Nie, bez przesady! Mało ci, że widzisz duchy? Nie wiem, jak ty, ale ja mam dość swoich własnych problemów. Jakbym miał jeszcze słyszeć o problemach obcych ludzi, które szczerze mówiąc, średnio mnie obchodzą, to chyba bym zwariował...

– Racja, to by mogło być bardzo przytłaczające – zgodziłam się z nim.

– Ale nie muszę czytać w myślach, by wiedzieć, że to nie o to chciałaś zapytać. – Poparzył na mnie uważnie.

Spojrzeliśmy sobie w oczy. Jego były takie ciemne i głębokie... kiedy tak w nie patrzyłam, widziałam w nich mnóstwo niewypowiedzianego bólu. Westchnęłam i nieznacznie przysunęłam się do Sylwestra.

– Jaki jest twój największy lęk? Czego najbardziej boisz się w życiu? Bo wiesz, zakładam, że nie są to duchy... – powiedziałam w końcu.

Sylwester popatrzył na mnie poważnie. Milczał dłuższą chwilę.

– Samotności... – powiedział wreszcie odwracając się ode mnie – że kiedy już Kinga przejdzie na drugą stronę i przeniesiemy się z mamą w jakieś inne miejsce i jej się poprawi, to ona odejdzie. Pójdzie sobie w swoją stronę, a ja zostanę sam, bez nikogo, otoczony tylko przez duchy...

– Naprawdę myślisz, że twoja mama mogłaby cię tak po prostu zostawić? Po tym wszystkim, co dla niej robisz? – zapytałam zdziwiona.

Sylwester wzruszył ramionami.

– Zależy mi na niej i na tym, by jej stan się poprawił i bardzo ją kocham, ale... Wiesz, przez to, że ona zawsze miała lekką depresję i jej stan zazwyczaj nie był najlepszy, nie była dla mnie i dla Kingi taką prawdziwą matką. Odkąd pamiętam, zawsze z Kingą musieliśmy radzić sobie sami. No i wiesz też, jaki jest mój ojciec... Nie ma między nami wszystkimi żadnych bliższych więzi... Wszyscy razem, we czwórkę, nigdy nie byliśmy taką normalną, prawdziwą rodziną... No wiesz, taką jak twoja...

– Zdziwiłbyś się – mruknęłam, bo nie mogłam się powstrzymać.

– To znaczy? – zainteresował się.

– Więcej czasu schodzi nam na pakowaniu i rozpakowywaniu naszych rzeczy niż na zacieśnianiu więzi rodzinnych. Prawie siedem lat tak jest. Czyli cały ten czas, kiedy byłyśmy z Magdą w podstawówce i później w gimnazjum. Kiedy dojrzewałyśmy i miałyśmy z tym związane różne problemy, rodzice nie za wiele nam pomagali. Jeśli już to robili, to bardziej pomagali Magdzie niż mi, bo wiesz, ona była wtedy po wypadku. I ja to bardzo dobrze rozumiem, ale to nie zmienia faktu, że czasem też potrzebowałam o czymś porozmawiać z mamą, a jej zazwyczaj nigdy nie było w okolicy... Rodzice nieustanne pracują i starają się nam zapewnić dostatnie życie, ale kosztem życia rodzinnego. Rozmowy przy obiedzie czasami są tak sztywne, jakbyśmy w ogóle nie byli rodziną, tylko grupką obcych dla siebie ludzi...

Sylwester pokiwał głową rozumiejąc moją sytuację. On też nigdy nie mógł liczyć na za wiele pomocy ze strony swoich rodziców.

– A ty? – zapytał nagle przerywając cieszę, która zapadła po moich słowach. – Czego się boisz?

Westchnęłam patrząc na niego.

– Chyba tego, że nie będę miała szansy na normalne życie. Ciągle się przeprowadzamy... Nigdzie nie jesteśmy dłużej niż pół roku. Boje się, że tak będzie w nieskończoność, a nawet jeśli się to skończy, bo będę mogła już sama o sobie decydować, jak już skończę osiemnastkę, to okażę się taka sama jak moi rodzice i nie będę w stanie wytrzymać w żadnym miejscu dłużej... I wpadnę w ten sam schemat nieustannych przeprowadzek. Może nawet nie byłoby to taką najgorszą i najstraszniejszą rzeczą, gdybym miała przy sobie kogoś, kto by mnie naprawdę kochał i chciał ze mną nieustannie się przeprowadzać. Tyle że jak tak sobie ciągle zmieniamy miejsca, ciężko jest kogokolwiek poznać. A nawet jeśli nie, to boję się poznawać nowych ludzi i przywiązywać do nich. Boję się okazywać wobec nich jakiekolwiek uczucia, bo wiem, że zaraz i tak będę musiała ich opuścić i że to będzie bardzo boleć. Mnie i ich też...

Urwałam mój potok słów, kiedy zdałam sobie sprawę, że łzy spływają mi po policzkach, a Sylwester siedzi blisko mnie i trzyma moją dłoń w swoich. Popatrzyłam na niego. Widziałam w jego oczach współczucie i coś jeszcze, ale sama nie byłam pewna, co to właściwie było... Mimo to, serce zabiło mi mocniej i nagle zapragnęłam przytulić się do Sylwestra, pocałować go... A on chyba też tego chciał, bo pochylał się nade mną i czułam jego ciepły, lekko przyśpieszony oddech na moim policzku. Delikatnie i z czułością odsunął mi włosy, które wpadały mi na twarz, a potem otarł mi łzę. I wciąż patrzył mi w oczy. Był coraz bliżej mnie...

Sylwester. Zwykły chłopak z sąsiedztwa. Cały ubrany na czarno, z ciemnymi, wciąż rozczochranymi od wiatru włosami. Czułam od niego lekki zapach papierosów, który mieszał się z męskimi perfumami. To tak bardzo mnie pociągało. Widziałam wyraźnie lekko zagojone rozcięcie nad jego lewym okiem i rozciętą wargę... I naprawdę pragnęłam, by mnie pocałował...

Magda nie mogła mieć gorszego wyczucia czasu. Jakby miała jakiś radar w głowie, który informował ją, że w pokoju obok, coś jest na rzeczy i jak najszybciej trzeba to przerwać... Kiedy zapukała do drzwi mojego pokoju, odsunęliśmy się z Sylwestrem od siebie jak oparzeni. Jakbyśmy robili coś, co było całkowicie niezgodne z prawem. I właściwie było, tyle, że niezgodnie z moim własnym prawem...

Pocieszałam się myślą, że Magda miała na tyle przyzwoitości, że zapukała. Naprawdę nie miałam pojęcia, co bym zrobiła, gdyby już doszło do konkretów, a moja siostra nagle wjechałaby do mojego pokoju widząc wszystko... I co zrobiłby wtedy Sylwester?

– Możesz wejść, Magda – powiedziałam, zakładając niesforne włosy za ucho.

Kiedy Magda wjechała do pokoju, wyraźnie widziałam, że wiedziała, że przeszkodziła w czymś ważnym i nie czuła się z tym najlepiej.

– Ej, Roja, dzwoniła mama. Powiedziała, że będą dziś z tatą późno, pewnie dopiero na kolację i żebyśmy same przygotowały sobie obiad... – powiedziała. Zerknęłam na zegarek, było trochę po piętnastej.

– Jasne, zaraz pójdę, i coś ogarnę – powiedziałam. – Tylko Sylwester jeszcze....

– Ne przejmuj się – powiedział chłopak i podniósł się. – Ja w sumie to i tak powinienem już iść – dodał lekko zmieszany.

Westchnęłam i pokiwałam głową. Nie dziwiłam mu się. Też w takiej sytuacji chciałabym uciec... tyle, że ja nie miałam tyle szczęścia, co on i nie mogłam...

– W porządku – powiedziałam i odprowadziłam go do drzwi. – Ale zobaczymy się jutro? – zapytałam i szybko dodałam: – U Kingi?

Sylwester uśmiechnął się lekko i pokiwał głową. Kiedy zamknęłam za nim drzwi, oparłam się o nie i westchnęłam głęboko. Potem z lekkim ociąganiem ruszyłam do kuchni zrobić jakieś najprostsze i najszybsze danie. Po kilku chwilach do kuchni wjechała Magda. Jej twarz miała najbardziej skruszony wyraz, jaki widziałam w swoim życiu.

– Przepraszam – powiedziała. – Chyba przerwałam wam coś ważnego... ale nie przyszło mi wcześniej do głowy, bo wiesz, mówiłaś, że ten chłopak, to tylko kolega... – zaczęła się tłumaczyć.

Pokręciłam głową.

– W porządku Magda, nic się nie stało... To jest tylko kolega – powiedziałam.

Może to i dobrze, że moja siostra przerwała cokolwiek, co miało się wydarzyć w moim pokoju. Przecież, to, co zamierzałam tam zrobić, przeczyło moim wszystkim zasadom, według których nie mogłam przywiązywać się do nowopoznanych ludzi, a już na pewno nie w taki sposób! W końcu lada dzień rodzice mogli powiedzieć, że znów się przeprowadzamy! I gdybym pozwoliła sobie teraz poddać się uczuciu do Sylwestra i jemu pozwoliła poddać się uczuciom do mnie, co by było później? Co by było, gdybyśmy ja i moja rodzina wynieśli się stąd, a Sylwester tu został? Nie! Nie wierzyłam w związki na odległość! Byłby tylko okropny ból nie do zniesienia!

Nie, dobrze, że do niczego nie doszło i nie może dojść. Muszę tego dopilnować. Oszczędzi to mi i Sylwestrowi późniejszych cierpień... Choć muszę przyznać, że mimo tego wszystkiego, i tak żałowałam, że mnie wtedy nie pocałował...

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top