PROLOG

RAIN

Jest coś przygnębiającego w powrotach. Coś co sprawia, że zaciskam zęby i ledwie powstrzymuję płacz. To dziwne, że wciąż czuję napływające do oczu łzy, bo przez ostatnie miesiące nie robiłam nic poza wypluwaniem płuc i pogrążaniu się w rozpaczy. W zasadzie to byłam pewna, że mój organizm nie jest w stanie wyprodukować więcej łez. A jednak. Wilgoć spływa mi po policzku, gdy docieram do wąskiej szutrowej drogi. Nie jestem w stanie spamiętać ile razy wyobrażałam sobie ten moment. Tę chwilę, w której przeszłość wraca do mnie z dwojoną siłą. Wydawało mi się, że jestem silna i zdołam zapanować nad bólem, który kolejny raz rozrywa mnie na pół. Myliłam się. Jestem tak samo słaba jak wtedy, gdy uciekałam.

Jak pakowałam walizkę i wrzucałam ją na pakę starego forda Owena.

Zatrzymuję się na poboczu, tuż nieopodal zwiędłych kwiatów rzuconych na suchą ziemię. Wyglądają jakby ktoś zostawił je tutaj przez pomyłkę, ale ja wiem, że to nieprawda.

Są tutaj dla niej. 

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top