wyjście na miasto
Rano, około godz. 9:00 obudziły mnie promienie słońca na twarzy. Miałam całkiem miły sen. Poznałam w nim chłopaka. Ciacho. MRRR.... . Zamyśliłam się na chwilkę. Wyskoczyłam z łóżka i ubrałam na siebie niebieski przewiewny, troszkę za długi sweterek koloru miętowego. Pod sweter granatowe spodnie. Włosy uczesałam w dwa kucyki po bokach głowy.
Gdy wyszłam ze swojego pokoju w mieszkaniu panowała cisza. Pomyślałam że Shizuo śpi, więc postaniwiłam odwdzięczyć mu się za ugoszczenie w swoim przytulnym mieszkaniu. Mój pokój był koloru niebieskiego. Miał duże okno, dużą białą szafę, małą, białą szafeczkę nocną i wielkie, wygodne łóżko. Zajęłam się przyżądzaniem śniadania - omletu dla mnie i dla niego. U siebie w domu mała gotowałam (prawie w ogóle). Czasami tylko mama wolała mnie do pomocy przy obiedzie.
Gdy wyłożyłam śniadanie na talerze, usłyszałam głośne ziewnięcie i kroki zbliżające się w stronę kuchni. Obróciłam się o 180° i tam ujarzałam to "coś". To "coś", to był Shizuo. Najwyraźniej nie był wysłany. Miał totalnie rozczochrane włosy, błękitne spodnie od pidżamy w białą kratę. Na górze miał biały podkoszulek. Wyglądał trochę jak ten włochaty potwór z "Gwiezdnych Wojen". Na samą myśl o tym zaczęłam się śmiać. Shizuo zapytał się ospanym głosem - Dzień dobry... Co się stało? Mam coś na twarzy? - Starałam się opanować. Chcwilę później odpowiedziałam na jego pytanie - Nie... Tylko trochę śmiesznie wyglądasz. Pierwszy raz widzę cię w takim stanie. - Znów zaczęłam się śmiać. Podsunęłam mu pod twarz omlet po czym odezwałam się - Postanowiłam się przejść po okolicy. Smacznego i cześć! - Wyszłam z domu.
Kilkanaście minut potem byłaś w centrum Ikebukuro. W ciemnym zakątku po mojej prawej stronie zobaczyłam trzech mężczyzn. Byli trochę straszni. Pomyślałam co bym zrobiła gdyby taki się mnie czepił. Lepiej żeby nie wiedział. Miałam dość "dużą" siłę na 17-latkę. Ale moim zdaniem to dobrze że umiem się obronić.
. . . . .
Po namyśle postanowiłam pójść po jakiejś czarne spodnie. Lubię ten kolor. Pasuje do wszystkiego.
Gdy przeszłam wszystkie sklepy w nadziei na moje zachciane spodnie nie znalazłam żadnych. Zmarnowana spojrzałam na zegarek. Była 16:15! O matko ale późno... Postanowiłam pójść do do domu. Szłam spokojnym krokiem w stronę mieszkania Shizuo, lecz nagle poczułam jak ktoś od tyłu trzyma mnie za ramiona. Już miałam mu przyłożyć, ale za sobą zobaczyłam wysokiego bruneta w czarnej bluzce i kórtce z futerkiem. Był dosyć przystojny jak na japończyka. Niezręczną chwilę przerwał jego głos - stój tutaj przez chwilę proszę... - Posłuchałam się go. Już miałam się pytać co się stało, lecz spojrzałam przed siebię i zobaczyłam tam Wkurwionego Shizuo z automatem nad sobą. Krzyknęłam - Co do jasnej... - Shizuo bez chwili zastanowienia rzucił automatem który leciał prosto na nas. Chcwyciłam go swoimi sprawnymi rękoma oddalając się o kilka kroków. Odłożyłam automat na ziemię i spytałam się Shizuo wkurzona równie tak bardzo jak on - Co ty do jasnej wyprawiasz Shizuś-chan?! Mogłeś zabić tego "nawet" przystojnego pana za mną... I mnie przy okazji!!! - Obydwaj wyglądali na zdziwionych. Po chwili zastanowienia zorientowałam się dlaczego się tak na mnie patrzą. Pewna 17-latka właśnie złapała rozpędzony automat na picie we własne ręce. A miałam nikomu nie pokazywać tej siły...
-Brawo ty (t/i)!!!- Pomyślałam. Mężczyzna za mną zapytał - Jak ty to...- po czym uśmiechnął się jak psychopata. Po czym Shizuo się dołączył - Od kiedy ty masz tyle siły
(t/i)-chan? - na co odpowiedziałam - od zawsze. Starałam się tego nikomu nie pokazywać, ale każda szanująca się kobieta powinna znać technikę ochrony własnej - Przystojniak w za mną odparł - Jeżeli masz siłę taką jak Shizu-chan to oznacza że jesteście rodziną... Hmmm.... Interesujące. Shizu-chan, czy ja o czymś nie wiem? - Zrobił uśmiech od ucha do ucha i popatrzył raz na mnie, raz na niego. Ja odezwałam się swoim słodkim głosikiem - Jesteśmy kuzynostwem. Przyjechałam tutaj z powodu na tutejszą szkołę. - odezwał się pośpiecznie - aha... To ja lecę, cześć! - poczułam jak wkładał coś do mojej kieszeni. Gdy obróciłam się za siebię jego tam nie było. Shizuo odezwał się do mnie. - Nie radzę się z nim zadawać. To psychopata. Wracajmy do domu. - przytaknęłam i zajrzałam do kieszeni swojego sweterka. Zobaczyłam małą karteczkę, na której pisało :
Niezła akcja ;) spotkajmy się jutro w parku koło fontanny.
Orihara Izaya
Orichara... Izaya... - na mej twarzy pojawił się lekki uśmiech nad którym widniał rumieniec.
********************************************
Dzięki. Nie wiem czy to krótkie czy długie. Moim zdaniem wyszło spoko. Pozdrawiam wszystkich. Sajonara!
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top