Rozdział 6

Durnan obracał w dłoni szklankę, upewniając się że lśni i wygląda idealnie. Przejechał jeszcze raz po niej szmatką, dla pewności.

Nie, nie obchodziła go bójka w jego tawernie. Co z tego, że jacyś idioci ginęli? To tylko mogło przyciągnąć klientów, chcących popatrzeć na walkę.

-Nie masz zamiaru nic zrobić?- Bonnie stała obok, przejechała dłonią po swoich włosach, zmieniając ich kolor z brązowego na biały. Była nowa w mieście, ale była jego starą znajomą, więc dostała pracę bez problemów.

-Dadzą sobie radę.- Mruknął. I wtedy dało się słyszeć głośne uderzenie o drewno. Raczej nie coś, co wywołałaby banda idiotów. Durnan zetknął w tę stronę.

Z dziury do Odwróconej Góry wyszedł dwumetrowy, humanoidalny zielony stwór. Trzymał długą, drewnianą maczugę, wielkości drzewa. Nad nim latały trzy insekty wielkości psów.

-Świetnie. Ogr.- Mruknęła pół-orka, uczestnicząca w bójce. Potwór popatrzył po wszystkich, po czym ryknął głośno. Ludzie podnieśli krzyk i zaczęli wybiegać z budynku.

-A może jednak nie.- Durnan westchnął, po czym sięgnął pod ladę po Grimvaulta. Miecz zalśnił, wyjęty na światło. Brunet westchnął, wszedł na krzesło, na ladę, zeskoczył z niej z gracją i powolnym krokiem, wywijając młynki mieczem, poszedł w kierunku potwora. Trzy gigantyczne insekty poleciały w kierunku tłumu klientów. Ale o dziwo, trójka uczestnicząca w bójce nie uciekała. Stała gotowa. Durnan prychnął cicho, podniósł włócznię nieprzytomnego zbira i rzucił ją pół-orce.

-Odpędźcie Stirge. Ja biorę ogra.- Zawołał, po czym kontynuował zbliżanie się do potwora. Zielony stał w miejscu, tuż obok dziury w ziemi. Nie ruszył się, nie uważał, że powinien. W końcu jego gatunek nie należał do mądrych.

Po chwili Durnan zbliżył się dość. Ogr podniósł maczugę i opuścił ją na przeciwnika, wywołując kolejny huk. Barman dał krok w bok, unikając, po czym wszedł na broń tamtego. Po niej, zbliżył się jeszcze bardziej, stanął jedną stopą na ręce potwora i jednym zwinnym ruchem odciął mu głowę.

Głowa poleciała w dół skąd przybyła, a ciało dołączyło do niej chwilę później. Durnan tymczasem wrócił za ladę, odłożył swój miecz i wrócił do polerowania jednej i tej samej szklanki.

Zetknął na tawernę. Nawet wszyscy nie zdążyli wybiec. Nie miało sensu ich uspokajanie. Bonnie już poszła posprzątać. A co z ekipą idiotów?

Ktoś do nich podszedł. Barman westchnął, gdy tylko go poznał. Bo jak nie możnaby go poznać?

-Volothamp Geddarm. Pisarz, czarodziej i celebryta. Miło mi was poznać. 

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top