II

Josephine robiła kolejne okrążenie w swoim pokoju, nerwowo spoglądając na niewielki zegar, wiszący na jednej z ścian. Stresowała się przed pierwszą lekcja nader mocno. Nigdy wcześniej nie myślała, że wyląduje znowu w Hogwarcie, ucząc transmutacji. Była w tym dobra, ale nie sądziła, że Minerwa zaproponuje jej tę posadę. Zresztą nie tylko, gdyż w momencie zawierania umowy zgodziła się zostać opiekunem Gryffindoru. Było to dla niej największym zaskoczeniem oraz powodem do zmartwień. Sądziła, że wybrany zostanie któryś z profesorów, który posiada doświadczenie. Jednak najwyraźniej Minerwa miała inne plany.

Jo raz jeszcze rzuciła spojrzeniem na zegar. Za dokładnie trzy minuty miały się rozpocząć pierwsze zajęcia. Powolnym krokiem ruszyła w stronę swojego gabinetu, który znajdował się za średniej rozmiarów biblioteczką. Przejście otworzyło się, więc Jo weszła do pustego pokoju, w którym było zbyt ciemno, więc za pomocą różdżki zapaliła świece. Miała jeszcze kilka chwil, zanim sala powinna była się wypełnić uczniami. Gabinet był w miarę duży. Jasne ściany dobrze kontrastowały z ciemnymi meblami. Na środku gabinetu stało potężne biurko, za którym ustawione były regały. Biblioteka stała naprzeciw, służąc właśnie jako przejście do prywatnych pokoi oraz mieściły się na niej przeróżne książki. Na ścianach wisiało kilka obrazów. Jeden z nich przedstawiał starszego mężczyznę, siedzącego na ławce. Służył jako obserwator i miał za zadanie informować Jo o intruzach. Nie mogło zabraknąć również dużego zegara, który aktualnie wskazywał, że za kilka sekund zacznie się lekcja.

- Dzień dobry wszystkim - powiedziała w kierunku uczniów, gdy weszła do klasy, obdarowując ich szerokim uśmiechem. Nie mogła nic poradzić na to, że gdy się stresowała zawsze miała szeroki uśmiech na twarzy. - Nazywam się Josephine Warren i będę uczyć was przez najbliższy czas transmutacji. Obowiązuje was w dalszym ciągu Natychmiastowa transmutacja, na podstawie której będę robiła krótkie testy. Będę starała się oceniać także wasze umiejętności, chęci i aktywność. Referaty również mogą pojawić się od czasu do czasu, ale...

- Nie moglibyśmy pozostać przy metodach profesor McGonagall? - powiedziała jedna z Gryfonek, przerywając nauczycielce.

- Jak się nazywasz? - zapytała się blondynki.

- Lucinda Lowey. - Nauczycielka podeszła bliżej.

- Wytłumacz więc nam Lucindo jak przebiegały wasze lekcje. - Gryfonka kiwnęła głową.

- Profesor McGonagall nie robiła żadnych testów, nie pisaliśmy również żadnych notatek ani wypracowań. Liczyła się jedynie z efektywnością naszej nauki, która zwiększała się, podczas wycieczek do Hogsmeade. - Jo kiwnęła niepewnie głową. Zanim odezwała się znów, minęła chwilka czasu. - Szkoła powinna być miejscem, do którego uczniowe chodzą szczęśliwi. Taki był główny cel naszych poprzednich lekcji.

- Ktoś się z tym nie zgadza, bądź chciałby coś dodać? - Jo rzuciła w stronę klasy, która milczała uparcie. Uczniowe wymieniali między sobą spojrzenia. Nauczycielka westchnęła cicho. - Jako, że muszę wiedzieć na czym stoję, to przygotowałam dla was mały test. - Nauczycielka machnęła ręką, a z biurka przyleciała sterta kartek, które zostały rozdane uczniom. Widać było na pierwszy rzut oka, że nikt nie był tym powodem szczęśliwy.

- Czy to jest konieczność? - powiedziała jakaś uczennica ze Slytherinu.

- To, albo każdy z osobna pokaże swoje umiejętności praktyczne - Jo spodziewała się niezadowolenia. Musiała jednak wiedzieć, czy ktoś tu ma to coś. Wbrew pozorom, transmutacja jest jednym z cięższych przedmiotów, w której nie chodzi jedynie o zamianę igły w zapałkę. - Sądzę, że test jest prostszy. Macie czas do końca lekcji.

- To jakiś nonsens, zaklęcie Evanesco dopiero będziemy omawiać. - Ciszę przerwała Lucinda, w momencie gdy pytania pojawiły się na kartce.

- Z tego co wiem to poznaliście to zaklęcie pod koniec ubiegłego roku. - Niektórzy Ślizgoni jak i Gryfoni kiwnęli lekko głowami, a inni wyglądali na zdezorientowanych.

- W ramach ciekawostek, nie jako materiał do nauki - Jo zaczęła tracić cierpliwość.

- Niech zgadnę; bazując na idei o szczęściu? - Blondynka prychnęła, poczym zgarnęła test i położyła go na biurku nauczycielki. - Radzę zacząć rozwiązywać test. Osoba z najlepszym wynikiem dostanie punkty, a osoba, która się nie postara kompletnie, straci je. - Josephine wzięła do ręki pracę Lucindy i przejrzała ją. - Wystarczą skojarzenia, a zamiana ziarna ryżu w groch była w pierwszej klasie. Napewno nie chcesz spróbować?

Lucy nic nie odpowiedziała, a nauczycielka przewróciła oczami. Reszta zaczęła namiętnie używać swojego pióra, pisząc w skupieniu test. Jo mogła usiąść z powrotem przy swoim biurku i zacząć uzupełniać papiery.


***
- Więc w świecie mugolów nie pijcie piwa kremowego! - poradziła uczniom, którzy zaczęli rechotać. - No chyba, że chcecie być upojeni i robić głupie rzeczy...

- Myślałem, że w mugolskich barach nie podają naszych napojów - powiedział uczeń z Hufflepuffu.

- I dobrze myślałeś. To jedynie zbieżność nazw, której można paść ofiarą. - Obecnie miała ostatnią swoją lekcje, którą miała z siódmą klasą. Ta lekcja była jak narazie dotąd najprzyjemniejsza. Pierwsze roczniki były spięte, a ostatnie wręcz odwrotnie. Natomiast piąta jak narazie wydawała się najbardziej problematyczna, ale Jo była dobrej myśli. Odetchnęła z ulgą, gdy lekcja dobiegła końca. - Dobrze, w takim razie widzimy się na następnej lekcji.

Sala w sekundzie opustoszała. Jo mogła wrócić do uzupełniania dokumentów, które dała jej Minerwa, żeby mieć od nich wreszcie święty spokój. Postawiła kolejną parafkę, aż podskoczyła, gdy drzwi głośno otworzyły się. Podniosła głowę i ujrzała Snape'a, który otworzył jedną z szaf przy wejściu, i zaczął w niej grzebać.

- Pukanie nie boli - powiedziała, ale w odpowiedzi usłyszała jednie huk zamykanych drzwiczek.

- Myślenie też nie - niemalże warknął i wyszedł z sali.

Sprawiał wrażenie, że szczerze nienawidzi tu być, choć miał wybór. Szczerze, sama była zaskoczona, że tu po tym wszystkim wrócił. Wiedziała niewiele o tym co się wydarzyło, ale wystarczająco, żeby stwierdzić, że jest szalony. Josephine pokręciła głową i chowając dokumenty, udała się do gabinetu. Czekał bowiem na nią stos testów gotowych do oceny.

***
Lucinda z niecierpliwością wyczekiwała momentu, gdy siódmy rok skończy swoje ostatnie zajęcia. Leon towarzyszył jej cały czas, choć wolał znajdować się w dormitorium. Lucy ciągle go męczyła, zamiast pogodzić się ze zmianą opiekuna. Na korytarzu było dość cicho co zaczęło irytować Gryfonkę.

- Nie ciekawi cię jego reakcja? - zapytała, a jej brat przewrócił oczami.

- Ani trochę. - Blondynka zgromiła wzrokiem swojego bliźniaka, choć jakoś specjalnie podobni nie byli. - Posłuchaj, to nic nie zmienia.

- Rob! - krzyknęła, gdy drzwi od sali transmutacji otworzyły, a z nich wyłonił się wysoki szatyn.

- Słucham, Lucy? - Podszedł bliżej zaskoczony obecnością rodzeństwa. Blondynka przybrała zasmuconą minę. Leon widząc co jego siostra zamierza powiedzieć, przejął ster.

- Jak tam nowa pani profesor? - powiedział, a Lucy dźgnęła go w bok.

- Hmm młodsza, ładniejsza i żywsza od McGonagall. - Bliźniak parsknął śmiechem, Lucinda popatrzyła na niego z oburzeniem. Widząc to Robert znów się zaśmiał. - Oczywiście profesor McGonagall będzie miała honorowe miejsce w moim sercu.

- Szykuję strajk. - Prefekt zmrużył oczy, przybierając poważną minę. - No, co. Wchodzisz?

- Jako prefekt ci to odradzam. Jako przyjaciel też. - Gryfonka fuknęła. - McGonagall wiedziała co robiła, gdy dawała jej tu pracę. Daj jej szansę.

- Czyli mój strajk nie wypali. - Prefekt poklepał ją po plecach.

- Nigdy nie miał szans przetrwać. - Szatyn spojrzał na wielki zegar i westchnął. - Muszę niestety iść, będę miał jeszcze jedną lekcje.

- W takim razie do zobaczenia. - Rodzeństwo pożegnało się z prefektem i ruszyło w stronę wieży Gryffindoru. Na korytarzach było okazjonalnie pusto, co nie przeszkadzało im w rozmowie.

- Przestań to drążyć, jesteś nieznośna. Zresztą już na pierwszej lekcji straciłaś punkty. - Lucinda zaśmiała się perliście. Brat spojrzał na nią z ukosa.

- Ja nieznośna? To ty ciągle jej bronisz, tak jakbyś nie wiedział, że to trochę rujnuje plany. - Leon zatrzymał się gwałtownie.

- Od początku mówiłem, że McGonagall nie może pełnić obu funkcji naraz, więc przestań już. - Blondynka spojrzała na niego, chcąc coś powiedzieć, ale odwróciła się i ruszyła przed siebie. - Już Snape jest bardziej ugodowy.

- Minus pięć punktów dla Gryffindoru. - W jednej chwili pojawił się Mistrz eliksirów, który zaskoczył Leona.

- Za co niby! - rzucił zdezorientowany bliźniak.

- Za to, że miał padać deszcz, a jest słońce. - Leon chciał coś dodać, ale profesor Snape zniknął za zakrętem. Chłopak złapał się za głowę i westchnął.

- I kto tu w pierwszym dniu stracił punkty - Lucy rzuciła, wyłaniając się z korytarza. Złapała brata za rękę i z uśmiechem na twarzy ruszyła wraz z nim w stronę dormitorium. Brat znów mocno zdezorientowany jej zachowaniem powstrzymał się od kąśliwej uwagi, żeby ponownie nie wytrącić siostry z równowagi.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top