..drugi..

Czym dla dorosłego człowieka jest hipermarket? Sporą przestrzenią z regałami zapełnionymi przez najróżniejsze towary. Miejscem, w którym znajdzie się niemal wszystkie potrzebne artykuły. Ale czym będzie dla małego dziecka? Ogromnym labiryntem z pułapkami i nieznanymi istotami. Łatwo się w nim zgubić.

Co może począć kilkuletnia dziewczynka, kiedy chwilę wcześniej jej mama przepadła w tłumie? Dziecko krąży między półkami, wypłakuje oczy i nawołuje. Chce, by ten koszmar się skończył w objęciach ukochanej mamusi. Dlatego też uwierzy komukolwiek, kto obieca, że zaprowadzi maleństwo do rodzicielki.

– Daj mi rączkę – prosi miękkim głosem jeden z wielu potworów zamieszkujących labirynt, ale ten ma ciepły ton, niemal kojący. – Zaprowadzę cię do mamy. Czeka już nie ciebie i martwi się.

Niewinne dziecko nigdy nie podejrzewa, że ludzie mogą kłamać. Tym bardziej osoba, która obiecuje odnalezienie mamy.

Dziewczynka z ufnością podaje swoją drobną dłoń, ale szybko tego żałuje. Ogarnia ją jeszcze większy strach, gdy dotąd ciepłe oczy pomocnego mężczyzny przybierają odcień wściekłej czerwieni, a jego postać powoli ukrywa się w mroku. Mała płacze coraz bardziej, chce uciec, ale uścisk jest zbyt silny.

Kiedy ktoś wreszcie interesuje się rozhisteryzowaną siedmiolatką, już jest po wszystkim. Mężczyzny nikt nie widział, jakby w ogóle nie istniał i nikt nie rozumie przerażenia dziecka. Zgubiła się, postawiono ją w nowej sytuacji i przestraszyła się, to przecież nic takiego.

Nikt poza nią nie widział przerażającego mężczyzny, który nadal za nią szedł, chociaż już była z mamą. Jej ramiona i ciepło nie zdołały go odstraszyć, nie zdołały odgonić strachu, nie zdołały przerwać wpojenia.

~•●☆●•~

„Kto czyta, żyje podwójnie". Nie pamiętam, czyje to słowa, ale jestem pewna, że gdzieś je słyszałam i muszę zgodzić się z ich autorem. Przez te trzy długie lata przeczytałam prawie wszystkie książki z biblioteki szpitalnej, a kolejne przywoziła mi mama. Gdybym nie miała możliwości odcięcia się od tego świata i malutkiego pokoju, w którym mnie ulokowali, na pewno dopadłaby mnie choroba psychiczna. Chociaż lekarze już w dzieciństwie stwierdzili u mnie głęboką i bardzo rozwiniętą schizofrenię, nie zawsze miałam się za chorą. Szczególnie będąc dzieckiem, nie brałam Demonów za coś niezwykłego, były dla mnie normą.

Dopiero po przeprowadzce do nowego miasta mama zabrała mnie do psychiatry. Nigdy nie mówiła dlaczego, a ja nie dopytywałam. Od tamtej pory wpajano mi, że mam halucynacje i potrzebuję leczenia. Jako ośmioletnia dziewczynka dowiedziałam się, że mroczne istoty, które widywałam, nie były normalne, ale przywykłam do nich. Jednak lekarze zawsze mają rację i posłusznie stosowałam się do ich zaleceń.

Nie raz kłamałam, że mi przeszło, że leki działają... Ale musiałam to robić, jeśli nie dla siebie, to dla mamy, która jeszcze bardziej niż ja przeżywała to, przez co przechodziłam. Tak miało być trzy lata temu – miałam gładko skłamać i wrócić do domu, ale mój Demon miał inne plany, które zrealizował, prawie zabijając sanitariuszy.

Gdy dorosłam, zaczęłam zastanawiać się nad tym, co widziałam. Może to ja dostrzegam więcej niż inni? Może to ludzie są ograniczeni, a ja wychodzę poza schematy? Nie udało mi się znaleźć odpowiedzi na te pytania i jedynym, co mi pozostało, było przyjęcie opinii psychiatrów: „Jesteś chora, Sky. Musisz się leczyć".

Teraz już nie wiem. Jestem chora czy nie? Umysł płata mi figle czy to pozostali mają klapki na oczach?

To zawsze robię, czekając aż mama pojawi się w sali odwiedzin – wspominam. Zastanawiam się, czy próbować udowodnić jej, że jestem zdrowa, czy milczeć i zostać w ośrodku. Dziś ją zaskoczę i poproszę, żeby mnie wypisała, nawet, jeśli będę musiała kłamać.

Pomieszczenie, w którym pacjentów odwiedzają bliscy, zostało urządzone na przyjemny pokoik typowego amerykańskiego domu. Jest stolik z dębowego drewna, niebieska kanapa z kilkoma ozdobnymi poduszkami i gęsty szary dywan. Obraz wolności psują zakratowane okna, które nieudolnie starano się zakryć firankami.

Ledwie zdążę przejrzeć magazyn o modzie, do pomieszczenia wchodzi mama. Jak zawsze ma na sobie granatową garsonkę i niewysokie czarne szpilki. Przyszła do mnie prosto z pracy.

– Cześć, kochanie! – mówi z ekscytacją i ściska mnie na powitanie.

– Cześć, mamo – odpowiadam z uśmiechem, który blednie na widok postaci trzymającej się blisko niej.

Jeszcze nigdy wcześniej nie widziałam, żeby jej Demon był tak wyraźny, niemal tak jak mój.

– Wszystko gra? – pytam, uważniej przyglądając się jej twarzy.

Pod niebieskimi oczami widzę cienie – efekt nieprzespanych nocy i sporej ilości kawy. Wygląda na zmęczoną nie tylko fizycznie, a jej Demon tylko potwierdza, że targały nią emocje.

– Tak, wszystko w porządku – uspokaja mnie i uśmiecha się, ale już wiem, że coś jest na rzeczy.

Słucham, jak opowiada o przygotowaniach do ślubu koleżanki z pracy i równocześnie staram się wyczuć, co ją rozbija. Krzyżuję spojrzenia z jej Demonem, ignoruję dreszcze na skórze i chłód. Uderza we mnie stres, niemoc, poczucie odpowiedzialności. Problemy w firmie są powodem jej zmęczenia, to pewne.

– Penny nadal zastanawia się nad sukienką i prosiła, żebym zapytała cię o zdanie, ale zapomniała wysłać mi zdjęcia. – Śmieje się szczerze i przez to ja też się uśmiecham. – Cała Penny. Już wcześniej była zapominalska i bujała w obłokach, ale odkąd poznała Setha, stała się niemożliwa.

– A jak w pracy? Zawsze mówisz kilka słów o firmie – zagaduję ją, chcąc wyciągnąć kilka informacji i spróbować jej pomóc.

– Nadal zapominam, że potrafisz czytać z ludzi jak z otwartej księgi, kiedy chodzi o przykre sprawy – mówi cicho i spogląda na mnie ze smutkiem. – Tracimy ważny kontrakt, muszę zwolnić kilka osób, a wiesz, jak ciężko przychodzi mi wybór.

– Jesteś moją mamą, zawsze widzę, kiedy coś jest nie tak. – Ściskam pocieszająco jej dłoń. – Szukałaś innych rozwiązań? Może sprzedasz część udziałów firmy i zapewnisz ludziom dodatkowy miesiąc? Przez ten czas znajdzie się kolejny kontrakt.

– To pierwsze, co przyszło mi do głowy, ale zarząd nie jest zbyt entuzjastycznie nastawiony do tego pomysłu – mówi, zerkając na zegarek. – A skoro już o zarządzie mowa, za godzinę mam się z nimi spotkać. Wybaczysz mi, jeśli dzisiaj wyjdę wcześniej?

– Oczywiście, ale zanim pójdziesz mam do ciebie prośbę – zaczynam z nadzieją. – Możesz załatwić wypisanie mnie do domu?

Mama patrzy na mnie z zaskoczeniem, a po chwili jej twarz pokrywa cień.

– Rozmawiam z doktorem Brookiem po każdej wizycie u ciebie, ale on nie zgadza się na wypis – mówi ze smutkiem, a w jej oczach dostrzegam łzy, z którymi ledwie walczy.

– Dlaczego się nie zgadza? – pytam słabym głosem. Czuję się tak, jakby uleciało ze mnie całe powietrze.

– Twierdzi, że nadal zdarzają ci się ataki i leki nie pomagają.

Martwi się o mnie. Nie mogę patrzeć na to, jak wiele bólu jej sprawiam. Muszę wrócić do domu, do jej życia.

– Jest lepiej, naprawdę – kłamię, ściskając jej dłoń. – Proszę, porozmawiaj z nim, a jeśli to nic nie da, wypisz mnie na własne żądanie. Dość życia straciłam tutaj. Chcę normalności, a leki mogę przyjmować w domu. Może uda mi się skończyć szkołę.

Jestem podłą córką. Manipuluję ją, żeby tylko wyjść. Zawsze chciała dla mnie jak najlepiej, a wywlekając temat szkoły, zadaję jej cios poniżej pasa. Kilka lat temu była gotowa opłacić mi najlepszą uczelnię w stanie, żebym mogła się rozwijać, ale stało się, co się stało. Czuję się podle grając na jej emocjach, ale muszę to zrobić, jeśli chcę stąd wyjść.

– Zobaczę, co da się zrobić – mówi pocieszająco, przytula mnie i po krótkim pożegnaniu wychodzi.

Pielęgniarka, którą widzę pierwszy raz, odprowadza mnie do pokoju. Nie znam jej, ale czuję do niej odrazę i współczucie jednocześnie. Znęca się nad swoją rodziną i nienawidzi się za to. Wiem, że Demon ją do tego zmusza i karmi się jej emocjami. Nawet nie wyobrażam sobie skołowania, które musi czuć.

Chociaż wyczułam to wszystko dzięki sprawcy jej zachowania, po niej samej widać, że coś dzieje się w jej życiu. Stara się ukryć cienie pod oczami dokładnym makijażem, ale z bliska i tak widać sińce; smutek maskuje wyuczonym, uprzejmym uśmiechem; dłonie jej drżą, a wzrok jest nieco rozbiegany.

Całkowicie ignoruje fakt, że się jej przyglądam, pewnie przywykła do różnych odchyleń, pracując jako pielęgniarka na oddziale dla psychicznie chorych. Ona o mnie zapomni, jak o wielu innych pacjentach, ale ja będę pamiętać o tym, czego się dowiedziałam, o tym, jak Demon ją traktuje.

~~~~~~

Bardzo przepraszam za dzień opóźnienia. Całe szczęście odzyskałam internet i rozdział mogłam dodać dzisiaj. Liczę na komentarze!


Kolejny rozdział dodam 30.09

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top