Rozdział drugi
Następnego ranka zjawiła się punktualnie przy bramie wjazdowej, miała na sobie fioletowy kostium do konnej jazdy, włosy zaplotła w warkocz, a na głowę nałożyła kapelusz. Nigdy nie mogła się nadziwić, jak różny wydawał się Park Królów wczesnym rankiem. Prawie cały spowity mgłą, wyglądał na opuszczony ani jednej osoby w nim nie było. Dźwięk lasu, śpiew ptaków był to jeden z najpiękniejszych dźwięków, jaki kiedykolwiek słyszała.
– Czyżbyś Pani czekała na mnie? – Oto i on, książę, wyglądający tak jak zapamiętała, czarny pan, który ściga się z samym diabłem.
– Słucham.
– Powiedziałem... – nie zdążył dokończyć.
– Mówiłam o dźwiękach lasu. Ciszy przerywanej, śpiewem ptaków. Czyż nie jest to piękne? – Widziała zaskoczenie na jego twarzy. Błękitne oczy, niczym niebo, spojrzały w głąb lasu, tak jakby chciały zobaczyć to, czego nie widać. Po chwili spoważniał, a wzrok stał się zimny, zmieniając ich kolor w granat. Ciemne włosy opadały mu na czoło, a pełne usta wyrażały niezadowolenie. Nigdy w życiu nie widziała czegoś równie pięknego i tak niebezpiecznego. Ciągle słyszała zmartwiony głos brata, proszący, o której obietnice, już w tej chwili wiedziała, nigdy nie spełni.
– Rozumiem, że nasze dzisiejsze spotkanie to również tylko zbieg okoliczności? Ach, nie. Już wiem. Zapewne, Pani, to Twoja codzienna rozrywka od najmłodszych hm... lat? A ja okrutny śmiertelnik odważyłem się przeszkodzić?
Wybuchnęła śmiechem. – Nie, mój Panie. To dla mnie dopiero drugi dzień wolności. Odkąd pamiętam, marzyłam o tym, by móc galopować niczym wiatr, nie przejmować się krytyką. Wszakże nie jestem idealna? – Widziała, jak jego wzrok lustruje jej włosy, twarz aż do samych butów. Nie mogła nic odczytać z ruchów jego twarzy.
– Ideały nie istnieją, poza jednym wyjątkiem oczywiście.
Poprowadziła konia wzdłuż ścieżki i z ukrywaną radością zauważyła, że książę podążył za nią.
– Wydaje się księciu, że jest aż tak bardzo idealny? Na pewno znajdzie się parę wad tu i tam. - Uśmiechnęła się.
– Czasem wady są naszymi zaletami. Wszystko zależy od tego, jakim człowiekiem pragniemy być.
– A jakim chce być książę?
– Lepszym pytaniem jest, jakim nie chce być. Romantycznym i naiwnym, a już tym bardziej ulegać miłosnym uniesieniom.
– Rozumiem, że jest pan przeciwko instytucji małżeństwa?
– Przeciwnie, uważam, że dobre dobranie się ludzi jest jak najbardziej możliwe. Najlepszym tego przykładem jest Hrabia Raven.
– Przecież traktuje swoją żonę podle i utrzymuje mnóstwo kochanek. Na pewno nie jest to udane małżeństwo. – powiedziała wzburzona.
– Zależy dla kogo. Żona powinna dać dziedzica, a najlepiej dwóch, do niczego więcej nie jest potrzebna.
– Dlatego role powinny się odwrócić. To kobiety powinny zasiadać w Izbie Lordów, a nie dżentelmeni. Powinna sypiać, z kim chce i kiedy chce, a nie czekać z utęsknieniem. Powinna... – Umilkła. Próbowała, naprawdę próbowała być miła jednak to, co mówił, było tak okropne, że nie potrafiła być cicho.
Zaśmiał się. Najzwyczajniej w świecie śmiał się, przecież ten podział ról wcale nie był sprawiedliwy. Gdyby każdy mężczyzna mógł przeżyć jeden rok jako kobieta, wtedy by zrozumiał.
– Moja droga. Naprawdę masz niesamowite szczęście, że jesteśmy tu sami. – Rozejrzał się dookoła. – Gdzie jest Twój stajenny?
Był wściekły. Doskonale widziała to w jego oczach.
– Nawet gdy park jest pusty, nie powinnaś być tu sama. Jeszcze raz zapytam. Gdzie jest Twój stajenny?
– Jestem tu sama. Nie jestem dzieckiem, nie potrzebuje opiekunki.
– Opiekunki nie, ale przyzwoitki już tak, tym bardziej w moim towarzystwie. Uznaje nasze spotkanie za zakończone. – Oddalił się w kierunku drzew. Cały jej misterny plan mógł pójść na daremne, przy stajennym zarówno ona, jak i książę będą musieli rozmawiać zgodnie z etykietą. Nie tak to sobie wyobrażała, rozgoryczona zawróciła konia.
Pędził jak szalony, doskonale wiedział gdzie znajdzie osobę, którą szukał. Oddał konia pod opiekę stajennego, a sam, nie czekając na zaproszenie, skierował się wprost do przestronnego gabinetu. Miał typowy, surowy męski wystrój, panował w nim półmrok, a w powietrzu unosił się dym cygar. Nie czekając na żadne słowa, zaatakował.
– Sama?! Co z Ciebie za brat?! Gdybym miał siostrę, nigdy bym jej nie pozwolił na samotne przejażdżki, a już tym bardziej w towarzystwie kogoś takiego jak ja czy któregokolwiek z was.
– Nie rozumiem...
– Nie rozumiesz? Dzisiaj rano Twoja siostra punktualnie czekała przy bramie. Posiadam nienaganne maniery, także służyłem swoim towarzystwem. Do czasu, gdy zrozumiałem, że jesteśmy kompletnie sami, gdyby zauważył nas ktoś jeszcze, nic by nie zostało z jej reputacji, a ja nie zamierzam się żenić. Mało tego, nie pomyślałeś, że ja niekoniecznie muszę się pojawić, za to może się tam znaleźć, któryś z dobrze nam znanych kanalii. Takich, którzy nie mieliby najmniejszych oporów, by zrobić z nią, co tylko zechcą. Żądam, by od jutra wybierała się tylko pod opieką stajennego. Ma być młody i silny. Zrozumiałeś mnie. – zakończył.
Mówił cicho i spokojnie, nie przyjmował odmowy.
– James, rozumiem, że zamierzasz towarzyszyć debiutantce w porannych konnych wycieczkach? Muszę przyznać, że to do Ciebie niepodobne. – Stwierdził Aleks. – Mało tego nic nam nie mówiłeś o wcześniejszym spotkaniu. Wiem wszystko, Fort mi opowiadał. Trochę to zaskakujące.
– Nie ma się nad czym zastanawiać. Jest to zwykła uprzejmość z mojej strony, w stosunku do jego siostry, oczywiście, gdybyś taką posiadał, zachowywał bym się tak samo.
– Dobrze, dobrze. Pozwól, że zmienię temat na mniej przyjemny. Wszystkie gazety plotkarskie rozpisują się nad pewną wdową, która odniosła prawdziwy sukces w kraju zwanym Francją. Słychać plotki, że być może księżna Baker znowu zaszczyci Anglię swoją obecnością.
Kathryn — pomyślał. Zacisnął szczęki, już dawno nie słyszał by ktokolwiek o niej mówił, a co dopiero pisał.
– Zapewne to tylko plotki. Nie zapominajmy, że ciągnie się za nią zła reputacja, ze względu na męża. Musiałaby najpierw prosić królową o łaskę.
– Jak dobrze pamiętam — wtrącił Fort — królowa aktualnie przebywa we Francji. Także kto wie, może Kathryn, już zdążyła uzyskać królewskie poparcie.
– Cokolwiek się nie wydarzy, wkrótce na pewno o tym usłyszymy. - postanowił uciąć dyskusję.
– Jakie macie plany na dzisiaj?
– Teatr. Przez najbliższe tygodnie będę towarzyszył matce i siostrze.
– Brzmi nieźle. Może też się wybierzemy James? - Spytał Aleks.
– Czemu nie. Mam tylko nadzieję, że to nie będzie kompletna klapa.
Był zły na siebie. Kathryn była przeszłością, tymczasem znowu wkradała się do jego życia. Próbował skupić myśli na czymś zupełnie innym. Teatr, nie pamiętał, kiedy ostatni raz oglądał przedstawienie. Nie była to jego ulubiona forma rozrywki, może powinien wybrać coś bardziej rozpustnego. Nie miał dość czasu na podjęcie decyzji, gdy do sypialni, zupełnie jak do swojej własnej, wszedł Aleks.
– Gotowy?
– Może jednak odwiedzimy dom Lilo?
– Uważam, że byłoby to niezbyt sprawiedliwe w stosunku do Forta. Ma obowiązek, który musi spełnić, a my jako przyjaciele powinniśmy go wspierać.
Oczywiście, że powinni, nie wiedział dlaczego, ale miał złe przeczucia. Słyszał głos, który nakazywał mu, by pozostał w domu lub też wybrał się do klubu, jednak czego nie robi się dla przyjaciół.
Teatr wyglądał olśniewająco. Dłuższą chwilę musieli czekać, aż zrobi się trochę miejsca, by móc wysiąść z powozu. Mieli swoją lożę, dzisiaj gościli Belle i jej rodziców. Sztuka, Wieczór trzech Króli Szekspira, była ich ulubioną, i obydwie nie mogły się doczekać, by ją zobaczyć. Gdy tylko zasiedli, próbowała zobaczyć księcia. Niestety wśród tłumu ludzi, nie była w stanie. Patrzyła zaczarowana, jak Viola zakochuje się w księciu, czuła to samo co ona. Wiedziała, jak się kończy ta sztuka, jednak czytać a widzieć inscenizacje było prawdziwą przyjemnością. Gdy tylko nastąpił antrakt w sztuce, większość arystokracji postanowiła z niej skorzystać. Barwny tłum zapełnił korytarze, a rozmowom nie było końca. Sara była myślami jednak bardzo daleko, brat poruszył kwestię braku stajennego. Od jutra za każdym razem będzie jej towarzyszyć Samuel, młody silny chłopak, który miał jej zapewnić bezpieczeństwo. Była pewna, że to właśnie książę wymusił na Forcie taką konieczność. Mało tego, jej matka uznała, że dobrze by było, gdyby brat także jej towarzyszył, jeżeli nie zawsze, to chociaż od czasu do czasu. Oznaczało to koniec spotkań sam na sam.
– Sara — szepnęła Bella — odwiedził nas książę. W tej samej chwili poczuła uderzenie gorącą, był tutaj, znowu go zobaczy. Musiała pohamować swoją radość, tym bardziej że Bella zaczęła się jej przyglądać. Nigdy jej nie mówiła o swoim zauroczeniu. Bała się, że przyjaciółka nie zrozumie ani nikt inny tak naprawdę nie będzie w stanie wyobrazić sobie uczuć, które nią targają. Książę zbliżył się do nich, przywitały się i czekały na dalszy rozwój sytuacji. Usłyszała, że rodzice zapraszają zarówno go, jak i lorda Lansdale, do wspólnego oglądania sztuki. W niemałym zamieszaniu spowodowanym brakiem miejsc książę został usadzony tuż obok niej. Od tego czasu ani przez chwilę nie była w stanie skupić się na aktorach, jedyne, o czym myślała, albo raczej o kim, była postać tuż na wyciągnięcie jej ręki.
– Piękna suknia, idealnie oddaje prawdziwy kolor skóry. – Szepnął jej do ucha. – Rozumiem, że to był zamierzony efekt? Oczywiście to matka jak zwykle wybrała jej suknię, nie wiedziała, jak bardzo trzeba nie mieć gustu, by uznać akurat taki fason i kolor odpowiedni dla niej.
– Oczywiście, nie ma nic piękniejszego niż bladożółty materiał w drobne kwiatuszki. Od zawsze, taka suknia była spełnieniem moich marzeń. Usłyszała stłumiony śmiech. W jej uszach brzmiał jak najpiękniejsza muzyka.
– Rozumiem, że sztuka się pani podoba? Sam nie rozumiem fenomenu Szekspira. Za dużo dramatów i miłości.
– Wydaje mi się, że akurat w tej nie ma za dużo dramatów.
– A miłości?
– Tyle ile powinno być.
– A pani jak się podoba? – Zapytał Belli.
– Uważam, że jest cudowna. Każdy odnajduje swoje szczęśliwe zakończenie. Do tego miejscami jest bardzo zabawna. Chciałabym przeżyć taką miłość. Pełną uniesień i tak bardzo romantyczną.
– A Ty moja droga? Też marzysz o romantycznej miłości?
Śmiał się. Nie tylko z niej, ale także Isabelli. Chciała mu pokazać, że tak naprawdę nie jest naiwną, czekającą na księcia na białym koniu panną, gdy Bella odpowiedziała za nią.
– Oczywiście, że tak. Nie znam żadnej młodej damy, która by o tym nie myślała. Książę ponownie wybuchnął śmiechem. Ta noc jednak nie należała do zbyt udanych. Po raz kolejny żałowała, że nigdy nie powiedziała przyjaciółce, co tak naprawdę czuję. Musiała powierzyć jej swoją tajemnicę. I to jak najszybciej, inaczej może zapomnieć o zdobyciu księcia, jej wymarzonego ukochanego z najprawdziwszego romansu. Gdy tylko sztuka dobiegła końca, postanowili pozostać na swoich miejscach, tylko po to, by uniknąć zbyt dużych tłumów. Słuchając, jak rozmawiają na temat sztuki, mogła dyskretnie obserwować księcia. Nieoczekiwanie zwrócił się w jej stronę, usiadł na miejscu jej przyjaciółki i zapytał: – Rozumiem moja droga, że czekasz? – Tak, chwilę potrwa, zanim wyruszymy do domu. – Nie o to pytałem – zaśmiał się – Ty także czekasz na swojego księcia na białym koniu? Tego, który porwie Cię do swojego zamku?
Znowu się z niej śmiał, musiała przyznać, że chyba podobała mu się taka forma rozrywki.
– Tak, jest to spełnieniem moich najskrytszych marzeń. Niestety mam chyba zbyt wysokie wymagania.
– A jakie mogą być? Oczywiście poza naiwnością.
– Widzę, że bardzo to waszą książęcą mość interesuje. Czyżby zgłaszał się pan na ochotnika? – O nie, dlaczego to powiedziała, gdyby tylko mogła cofnąć czas. Książę milczał, niebieskie oczy uważnie się w nią wpatrywały. Kiedy myślała, że gorzej już być nie może, do loży weszła zupełnie nieproszona, ale jak zwykle nierobiącą sobie z tego żadnego problemu – księżna Augusta Berkley. Można by było pisać o niej książki: w wieku zaledwie siedemnastu lat jako córka bogatego szlachcica została wydana za będącego na samym dnie bankructwa księcia Berkley. Bardzo szybko za pomocą fortuny swojego ojca sprawiła, że wznieśli się na sam szczyt elity. Przyjęcia, które organizowała, były prawdziwym widowiskiem, na które zaproszenie było bardzo ciężko otrzymać. Brak błękitnej krwi sprawił, że ogromną wagę przywiązywała do etykiety, niestety, była też największą plotkarą a wszystko, czego nie wiedziała, lubiła sobie dopowiadać. Tak samo było tym razem, zanim ktokolwiek zdążył się odezwać, jej wzrok powędrował wprost ku miejscu, gdzie siedziała razem z Księciem. Dostrzegła błysk w jej oczach, a usta rozciągnęły się w uśmiechu. Wyglądała jak łowca, który dosięgnął swoją zwierzynę. A tą była właśnie ona sama.
Wpatrywał się w Sarę, widział, jak rumieniec pokrywa jej twarz, powodując jeszcze większy kontrast w porównaniu z kanarkową suknią. W innym miejscu i w innym czasie nie zapanowałaby taka cisza. Postanowił się uprzejmie pożegnać i oddalić, gdy złe przeczucie dało o sobie znać. Pojawienie się Augusty Berkley było jego najciemniejszym koszmarem, dokładnie pamiętał jej zachowanie sprzed zaledwie pięciu lat. Zawsze uważnie przypatrywała się jego zalotom do Kathryn, zawsze była tam, gdzie on – zupełnie przypadkowo była pierwszą osobą którą zobaczył po nieudanych oświadczynach. Od tamtego dnia, przy każdym spotkaniu raczyła go plotkami o księżnej, miał wrażenie, że tylko czeka na okazję, by zaatakować. Rozmawianie z damą, a tym bardziej podczas jej pierwszego roku, w oczach Księżnej Berkley, musiało wyglądać jako chęć posiadania żony. Nie wątpił w to, że jutro cały Londyn będzie mówić tylko o nim. Augusta witała się zresztą gości, a on czekał na nieuniknione, ostatecznie wymieniła wszystkie uprzejmości i odezwała się do niego:
– James, mój drogi nie pamiętam, kiedy ostatni raz zaszczycił pan teatr swoją obecnością, jak pamięć mnie nie myli – co nigdy jej się nie zdarzyło, pomyślał – będzie już pięć lat?
– Jak zwykle masz rację, pani. Rozumiem, że już miała księżna okazje poznać Sarę Blackwood, córkę Hrabiego? – Sara dygnęła, miał wrażenie, że marzy o tym, by uciec. – A siostrę mojego przyjaciela? Tak się składa, że wspominamy nasze dziecięce zabawy. Jak zapewne wiesz, pani, nie posiadam rodzeństwa. Fort jest dla mnie jak brat a Sara jak siostra, już nie mogę się doczekać kolejnych świąt u Hrabiego. – Zakończył. Augusta wyglądała na rozczarowaną, wymieniła jeszcze parę uprzejmości, po czym wymówiła się migreną i opuściła loże.
– Wybacz pani, ale już późna godzina. – Pożegnał się i razem z dwójką przyjaciół wyruszył by skorzystać z uroków nocy.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top