Rozdział trzydziesty siódmy - mama i jej mała dziewczynka
Ten dzień był wyczerpujący. Czuję się tak, jakbym wpadła pod koła rozpędzonej ciężarówki, która zmieliła moje wnętrzności na krwistą papkę. Mięso mielone z Valerie Ross najwyżej klasy. Cena za kilogram – 100 dolarów.
Jestem rozczarowana postawą mojego ojca. Mam wrażenie, że zostałam bezpodstawnie oskarżona o działanie na szkodę firmy, siostry i niego samego, a robię wszystko, aby chronić to, co najważniejsze – siebie samą.
Czy to egoistyczne? Być może.
Ale kiedy człowiek zawiódł się już na wielu osobach, pozostaje mu jedynie wiara w siebie i własne możliwości, więc muszę stawiać siebie na pierwszym miejscu, bo inaczej zatracę się w życiu, które nie jest moje. Będę chronić tych, którzy na to zasługują, ale nie pomogę tym, którzy chcą mnie zranić, zniszczyć i wykorzystać.
- Och! – moja mama podskakuje na kanapie, kiedy zauważa moją sylwetkę w jej salonie. Nie zapowiedziałam swojej wizyty, ale potrzebuję dziś jej obecności. – Kochanie! Co się stało? Masz takie smutne spojrzenie. – zdejmuję swoje szpilki i odkładam je na podłodze, po czym skracam dzielącą nas odległość, siadam na kanapie, by po chwili położyć swoją głowę na jej kolanach. To mój najprawdziwszy dom.
- Miałam bardzo wyczerpujący dzień. – szepczę, a dłoń mamy delikatnie drapie moją skórę głowy.
- Prowadzisz ogromne imperium. – stwierdza. – Masz prawo mieć dość. Może powinnaś odpocząć? Zostań u mnie na parę dni. Kiedy będziesz daleko od centrum miasta, zrelaksujesz się. Zjemy razem śniadania rano, pójdziemy na spacer i nakarmimy moje kaczki w sadzawce, a po obiedzie odwiedzimy stadninę koni. Po paru dniach odzyskasz energię.
Powinnam tutaj zostać.
Chcę tutaj zostać.
Potrzebuję tego.
Ale...Dallas Allen, Gordon Woods, Tiutus Howee, Jonas Connolly i Corey Walton.
- Nie mogę. – szepczę. – Ale bardzo chcę.
- Rozumiem, dlaczego. – wypowiada po cichu. – Jesteś w samym środku swojego zadania i nie chcesz teraz przerwać.
- To prawda.
- A może daj im dwa dni spokoju? Może stracą czujność i zrobią coś, co ci pomoże?
- Mam opracowany szczegółowy plan. – wyznaję. – Nie chcę go później modyfikować.
- Ty i ta twoja zadaniowość. – kwituje mama. – Nie potrafisz sobie odpuścić, co?
- Mam sobie odpuścić moją zemstę?
Dlaczego wszyscy mi to odradzają!?
Podnoszę się do pozycji siedzącej, aby zerknąć na mamę, która wygląda tak, jakbym uderzyła ją w policzek.
- Oczywiście, że nie! – odpowiada natychmiast, wwiercając we mnie niezadowolone spojrzenie. – Nigdy nie przyszłoby mi do głowy, aby zaproponować ci rezygnację z tego przedsięwzięcia. Potrzebujesz tego, tak samo jak ja. Te skurwysyny skrzywdziły moje dziecko i nie mogę umrzeć z myślą, że są na wolności.
- Ty jeszcze nie umierasz. – stwierdzam.
- Jestem zdrowa, jeszcze młoda, silna i sprytna. – śmieje się. – Mam czterdzieści siedem lat, więc śmierć jeszcze długo będzie mnie szukać, ale mam na myśli to, że nie chcę żyć ze świadomością, że boisz się wyjść na ulicę. Nie chcę myśleć każdej nocy, czy jesteś bezpieczna i czy właśnie jakaś inna, niewinna dziewczyna nie przechodzi tego samego piekła. W pełni popieram twoje działania i nie możesz teraz odpuścić, ale dwa dni na łonie natury z własną matką, niczego ci nie popsują. Co najwyżej opóźnią cię o parę godzin.
Kiedy tak obserwuję tą kobietę, zdaję sobie sprawę, że wcale nie jestem podobna do ojca. Waleczność, zapalczywość i upór mam po Jaquelin Hackett. Poza tym wyglądamy prawie jak siostry z dwoma małymi różnicami. Po ojcu odziedziczyłam blond włosy i niebieskie oczy, kiedy to moja mama ma zielone tęczówki i ciemnobrązowy odcień włosów.
- Ojciec jest innego zdania. – kwituję.
- Co to ma znaczyć?
- Uważa, że doprowadzę jego firmę do ruiny, jeśli nie zaprzestanę swoich działań. Boi się, że pozycja tych sukinsynów jest mocniejsza niż moja i to oni uderzą w Ross Enterprise.
- Stary głupiec. – wypowiada zjadliwie. – Wychował cię na rozsądną, mądrą i rozważną kobietę. Nauczył cię prowadzić tą firmę, a teraz uważa, że popełnił błąd przekazując ci firmę? – parska śmiechem. – Pewnie znowu Joan zakręciła swoim lisim ogonem pod jego nosem. Jest cwana i wie, jak nim manipulować, dlatego wolał mnie.
- Nigdy od niej nie odszedł dla ciebie. – spoglądam prosto w jej oczy, w których dostrzegam ból za każdym razem, gdy uświadamiam jej okrutną prawdę. – Zawsze byłaś tylko jego kochanką, a mimo to nigdy od niego nie odeszłaś.
- Potrzebowałaś ojca...
- Nie, mamo! Widywałam ojca dwa razy w tygodniu. Czym to się różni od małżeństw, które się rozwodzą i mają wspólną opiekę nad dziećmi?
- Zmieńmy temat. – posyła mi sztuczny uśmiech. – Pogadam z Valerianem i opieprzę go za te chore domysły. Napijesz się czegoś? Może otworzę nam wino i zostaniesz na noc?
- Mamo. – szepczę i chwytam ją za dłoń, aby zatrzymać ją w miejscu. – Ojciec odszedł od ciebie, kiedy miałam osiemnaście lat, a ty nadal za nim tęsknisz i usprawiedliwiasz jego wyskoki z supermodelkami. Kiedy zaczniesz żyć?
- Valerian to dobry człowiek.
- Nie powiedziałam, że jest zły. Zawdzięczam mu to, jak mnie wychował, ale on nigdy w pełni nie zaangażował się w związek z tobą ani z Joan. Dlatego miał ją jako żonę i ciebie jako kochankę. Jeśli mam być szczera to uważam, że zniszczył ci życie.
- Valerie! Nie mów tak. Mam ciebie, a to oznacza, że mam wszystko, czego potrzebuję!
- Zniszczył ci życie, bo nigdy nie pozwolił ci od niego odejść. – wypowiadam z naciskiem. – Wiele razy płakałaś nocami, więc nigdy tak naprawdę nie byłaś szczęśliwa. Kochałaś go, ale ta miłość nie wystarczyła, aby ojciec wybrał ciebie. Odpuść sobie te uczucia i rusz dalej. Nie chcę, abyś była do końca życia sama, żyjąc nadzieją, że ojciec do ciebie wróci. Obie wiemy, że nigdy do tego nie dojdzie.
- Nigdy nie wiesz, kiedy ugryźć się w język, co? – szturcha mnie zaczepnie.
- Mam to po tobie. – składam buziaka na jej policzku. – Co powiesz na mały eksperyment?
- Kiedy wypowiadasz słowo: „eksperyment" twoje oczy ożywają, więc na pewno wpadłaś na głupi i szalony pomysł.
- Potrzebujesz odskoczni. – sugeruję, a w mojej głowie rodzi się pewien plan. Uwaga Jaquelin powinna skupić się na kimś innym. Jeśli Valerian potrafi skakać z kwiatka na kwiatek to dlaczego ona miałaby nie korzystać z życia singielki?
- Nie będę skakać na bungee ani ze spadochronem albo z klifu do wody.
- „Odskocznia" w znaczeniu rozproszenia uwagi. Nie proponuję ci sportów ekstremalnych, bo boisz się wejść na pierwszy stopień drabiny. Podaj mi swój telefon.
- Po co?
- Nie dyskutuj ze mną, kobieto. Oddaj mi swój telefon.
- Pożałuję tego, prawda?
- Prędzej czy później uznasz, że masz genialne dziecko. – biorę w dłoń jej komórkę, aby zainstalować jej aplikację do randek online. Powinna umawiać się z mężczyznami, aby zapomnieć o moim ojcu. Poza tym mam nadzieję, że znajdzie dla siebie kogoś, kto odmieni jej życie na zawsze, ale zanim się z nim umówi, powinnam go sprawdzić, czy przypadkiem nie jest psychopatą.
- Ja mam genialne dziecko. – stwierdza dumnie. – Każda matka z okolicy może mi ciebie pozazdrościć.
- Każdy rodzic widzi w swoim dziecku, geniusza.
- Moja mała dziewczynka jest silna, bo przetrwała piekło, a mimo to nie boi się żyć. Nie straciła wiary w ludzi, choć boi się ich bliskości, ale jestem pewna, że kiedy to wszystko się skończy, da im szansę i znajdzie swoje miejsce na ziemi. – opiera swoją głowę o moje ramię. Naprawdę szczerz kocham i doceniam tą kobietę. Wierzy we mnie, kiedy nawet ja mam z tym problem. – Co robisz?
- Zakładam ci profil na portalu randkowym.
- Chyba sobie żartujesz?
- Sama powiedziałaś, że jesteś jeszcze młoda, silna i sprytna. – zerkam na nią przez ramię, posyłając jej przesłodzony uśmiech. – To idealny moment, abyś dała się porwać nowym doznaniom.
- A co z tobą?
- Doskonale wiesz, że nie mogę założyć sobie profilu na portalu randkowym, bo moja twarz jest znana dla...
- Nie o tym mówię. – wtrąca. – Kiedy ty dasz się porwać nowym doświadczeniom?
Powinnam jej powiedzieć prawdę, prawda? Nawet jeśli to, co mnie łączy z Chasem jeszcze nie jest poważne?
- Zaczęłam chodzić na randki, jeśli o to pytasz.
- CO!? – błyskawicznie prostuje swoją sylwetkę, spoglądając na mnie z szeroko otwartymi oczami i ustami. – Mówisz poważnie? – potwierdzam skinieniem głowy. – Ja pieprzę! Jak to możliwe?
- Nie wiem. – wyznaję zgodnie z prawdą. – Pewnego dnia poznałam Chasea, a moje ciało zareagowało na jego bliskość, dając mi sygnał, że jestem bezpieczna. Nie potrafię tego wyjaśnić, ale to naprawdę dobry facet.
- Czym się zajmuje?
Stoi na czele jednej z waszyngtońskich rodzin ze świata mafii, a co?
- Jest biznesmanem. – kwituję ogólnikowo. – Ale dość o mnie. Potrzebuję twoich zdjęć.
- W porządku. – odpowiada z wesołością. – Jeśli ty dałaś komuś szansę, ja też spróbuję.
~***~
Wracam do domu późną nocą, a mimo to jestem zrelaksowana. Czas spędzony z mamą pomógł mi oczyścić głowę, dzięki czemu jestem odrobinę lżejsza od trosk. Jaquelin rozpoczęła swoją przygodę z portalem randkowym, a kiedy nauczyła się nim posługiwać, całkowicie przepadła w świecie męskich klatek piersiowych. Mam tylko nadzieję, że nie sprowadzę na nią niebezpieczeństwa, ale nie mogę wiecznie bać się innych ludzi. Moja mama jest rozważna i zawsze słucha swojej intuicji. Nie umówi się z kimś, kto budzi w niej sprzeczne emocje.
Zostałam skrzywdzona wiele lat temu, ale to nie oznacza, że każdy mężczyzna jest zły i niebezpieczny. Po prostu mój instynkt samozachowawczy lubi bezpodstawnie odczuwać strach. To trochę tak, jakbym bała się własnego strachu, a to oznacza, że powinnam stawić mu czoła.
Kiedy winda zatrzymuje się na moim piętrze, dostrzegam przed drzwiami zakapturzoną postać. Co to ma znaczyć? Jest środek nocy! Jak ten ktoś się tu dostał!? To strzeżony budynek! W pierwszym odruchu cofam się w głąb windy z mocno bijącym sercem. Znaleźli mnie? Kurwa mać! Sięgam dłonią do panelu przycisków, aby zamknąć drzwi i uciec stąd jak najdalej.
Gdy drzwi na nowo się zamykają, dostrzegam przez niewielką szczelinę że nieznajoma postać unosi wzrok i rzuca się biegiem w moim kierunku, ale na całe szczęście winda rusza w dół bez dodatkowego pasażera. Mam tylko nadzieję, że półmrok był wystarczający i nie dostrzegł mojej twarzy. To głupota, kobieto! Jeśli ten ktoś wie, gdzie mieszkasz to wie nawet jak wyglądasz!
W przypływie adrenaliny, sięgam po komórkę i bez zastanowienia wybieram numer osoby, przy której czuję się bezpiecznie.
- Halo? – zaspany głos Chasea na moment koi moje zszargane nerwy. – Kto mówi?
- To ja.
- Valerie!? Która jest godzina? Szlag. Druga w nocy! Co się stało?
- Wracając do domu od mamy, natknęłam się na kogoś pod moimi drzwiami. Udało mi się uciec zanim zareagował, ale jestem pewna, że właśnie zbiega po schodach przeciwpożarowych, aby mnie dogonić.
- Już jadę! Ukryj się gdzieś do mojego przyjazdu.
- Chase, to ja przyjadę. – wypowiadam z naciskiem. – Wysiadam w garażu podziemnym, więc wsiądę do samochodu i przyjadę.
- Nie powinnaś teraz podróżować sama.
Lepiej uciekać niż dać się złapać...
- To jest bezpieczniejsze niż czekanie na ciebie. – upieram się. – Poza tym potrafię jeździć jak fiut z BMW, czyli po prostu jak wariat.
- Wyślę chłopaków, aby złapali drania. – kapituluje. – Ale nie rozłączaj się i rozmawiaj ze mną.
Dziękuję.
______
Do zobaczenia w następnym rozdziale😁
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top