Rozdział trzydziesty piąty - namaluj mi świat

Jestem zdenerwowana.

Moje serce bije z nienaturalną prędkością.

Co w przypadku, jeśli Chase źle odbierze mój prezent i uzna to za „TAK", aby się do mnie dobierać? Nie jestem na to gotowa, nawet jeśli gram silną i pewną siebie. Ta sfera mojego życia to moja największa katastrofa, ponieważ moja głowa nie potrafi zapomnieć o wydarzeniach sprzed pięciu lat.

W ramionach Chasea czuję się bezpiecznie i nie boję się jego dotyku, ale nie mam pojęcia, jak zareaguje mój instynkt, jeśli Chase się na mnie rzuci. Biorę głęboki wdech, skupiając swoją uwagę na przeglądaniu ulotek od lokalnych restauracji, ale szybko stwierdzam, że to kiepskie zajęcie, aby uspokoić moje galopujące serce. Ostatecznie wybieram pierwszą ulotkę z góry i zamawiam burrito.

Kiedy kończę połączenie z restauracją, na wyświetlaczu pojawia się uśmiechnięta twarz Blair, więc dotykam miejsce zielonej słuchawki.

- Co tam? – mówię.

- Brat Chasea to mój prywatny ochroniarz? – dopytuje, a w jej głosie wyczuwam nutkę zadowolenia. Nic dziwnego, jeśli Diego Lauer wygląda dokładnie tak, jak ma wyglądać wymarzony partner Blair. Rozczochrane włosy, luźne ubrania, tatuaże pokrywające, co najmniej czterdzieści procent jego ciała i ten zawadiacki uśmiech, który może zwiastować kłopoty. Nie sądzę, aby najmłodszy z braci Lauer był dobrym kandydatem na stałego partnera, ale Blair zapewne to nie przeszkadza. Przez ostatni rok jej motto życiowe brzmi: „walić związki i kaprysy mężczyzn, teraz to ja wykorzystam ich, a nie oni mnie". I rzeczywiście, Blair bierze to, czego chce, a w późniejszym etapie, miesza każdego z facetów z błotem.

Miej się Diego na baczności, ale najlepiej unikaj relacji z Blair, chłopie.

- Tak. – kwituję. – Dopóki nie rozwiążę problemów z Williamem, Diego będzie waszym cieniem. Przede wszystkim powinien chronić Clarę. Ona jest narażona na bezpośredni atak Williama.

- W porządku. – odpowiada, lecz chyba czuje się delikatnie zawiedziona. – Czyli muszę udawać damę w opałach, jeśli chcę nawiązać z nim kontakt.

- Bądź damą w opałach jeśli chcesz, ale tylko wtedy, gdy Clara będzie bezpieczna. – dopowiadam z naciskiem. – Do Diego dołączy firma ochroniarska, kiedy wypadną wam wyjazdy służbowe.

- Dlaczego zawsze wybierasz takich przystojnych ochroniarzy, co? – dopytuje ze śmiechem. – Na świecie nie ma takich mało urodziwych?

- Pewnie są. – kwituję. – Ale to żadna przyjemność w spędzaniu z nim czasu.

- Wiedziałam, że masz w sobie tą erotyczną stronę, tylko starannie ją ukrywasz za fasadą DUCHA.

- Mam spaczony umysł, ale doceniam piękno.

Naga klatka piersiowa Chasea pojawia się w salonie, a spodnie od piżamy nisko wiszą mu na biodrach, co uwydatnia idealnie wyrzeźbione „V" w dolnej części brzucha. Jego oliwkowa skóra połyskuje w wieczornym świetle miasta, docierającego do nas zza okien, a zawiłe tatuaże na klatce piersiowej i prawej ręce dopełniają idealnej całości. Ja pierdolę! To zbrodnia, aby wyglądać tak dobrze!

- Valerie? – wypowiada Blair. – Halo? Coś się stało? Dlaczego milczysz? Słyszę twój oddech. Czy ty właśnie jesteś w niebezpieczeństwie i zaraz dostaniesz zawału!? Gdzie jesteś? Nikt cię nie atakuje? Powiedz coś! Kurwa. Valerie, proszę odezwij się, zanim wpadnę w atak paniki!

- Nic mi nie jest. – szepczę. – Muszę kończyć.

- Ani mi się waż! Natychmiast powiedz mi, czy jesteś bezpieczna?

Chase podchodzi do mnie szybkim krokiem, a kiedy zapach jego perfum i żelu pod prysznic miesza się ze sobą, tworząc definicję idealnego męskiego zapachu, muszę złapać się blatu wyspy, aby nie stracić równowagi. Czuję jak krew w moich żyłach zamienia się w palącą lawę wulkaniczną, rozpalając mój organizm do czerwoności, co w zderzeniu z moją jasną sukienką, tworzy duży kontrast. Jestem pewna, że moje policzki są czerwone, jak sok z pomidora, a Chase zdecydowanie zauważył reakcję mojego organizmu.

Co się z tobą dzieje, kobieto! Jeszcze przed chwilą nie byłaś gotowa na bliskość z Laurem, a teraz reagujesz jak suczka, która ma ruję.

Ciemnowłosy sięga po moją komórkę, po czym załącza tryb głośnomówiący.

- Chase Lauer pełni dziś służbę i chroni twoją przyjaciółkę. – wypowiada z wesołością. – Jak sprawdza się mój brat w roli ochroniarza?

- Dlaczego Valerie zaniemówiła? – dopytuje Blair z nieufnością.

- Nieistotne. – kwituję pod nosem, co wywołuje parsknięcie ze strony Chase, który wygląda na bardzo zadowolonego z siebie. Nic dziwnego, jeśli zareagowałam na niego w ten sposób, ukazując mu swoje uznanie do walorów jego umięśnionego i wyrzeźbionego ciała.

- Doceniła moje piękno. – odpowiada Chase.

- Co to oznacza? – pyta Blair.

- Nic sprośnego. – zapewnia ją Chase. – Zdjąłem koszulkę i chyba nie była przygotowana na ten widok.

Męskie ego jest zadowolone i pewne siebie, a to oznacza, że straciłam swoją pozycję lidera w kierowaniu tą randką. Jeśli ciemnowłosy nie ubierze na siebie koszulki, nie będę jasno zarządzać własnymi myślami.

- Też mi coś... - kwituje Blair, która w dalszym ciągu wykazuje się nieufnością w kierunku Chasea.

- Poproś mojego brata, aby przeszedł się po twoim mieszkaniu bez koszulki, a potem podważ moje słowa. – wypowiada z nonszalancją w tonie głosu. – Jest moją wierną, młodszą kopią.

- Blair – wtrącam, zanim przyjaciółka powie coś, czego będzie żałować. – Nic mi nie jest. Jestem we własnym mieszkaniu i czekamy z Chasem na dostawę kolacji. Nie musisz się o mnie martwić, nikt mnie nie atakuje. Jedynie klatka piersiowa Chase rozprasza moją uwagę. – przyznaję zgodnie z prawdą. – Widzimy się jutro podczas lunchu.

- Ufam ci, ale jemu nie. To facet!

- Sama namawiałaś mnie do umówienia się z nim na randkę. – sugeruję.

- Fakt, ale dzisiaj zdenerwował mnie jego brat.

- Brzmi jak opis Diego. – wtrąca Chase. – To mistrz grania ludziom na nerwach.

- Twój brat mnie zignorował. – kwituje ze złością. – To mi się jeszcze nie zdarzyło.

- Profesjonalny ochroniarz z zasadami. – parska śmiechem Chase. – Powodzenia! – ciemnowłosy naciska czerwoną słuchawkę, kończąc połączenie zanim zdołam się w ogóle pożegnać, a następnie chwyta mnie delikatnie za biodra, spoglądając w dół wprost w moje oczy. – Bez tych szpilek wyglądasz na taką drobną. – szepcze. – Podoba mi się to.

- Gdzie zgubiłeś koszulkę?

- Nie było jej w zestawie. – odpowiada, a po chwili składa pocałunek delikatny jak piórko na czubku mojego nosa. Do licha! Mój żołądek wykonuje fikołka, a serce uspokaja swój bieg, przechodząc w powolny marsz. Chase obchodzi się ze mną jak z jajkiem, jakbym była wykonana z kruchej porcelany. Pewnie dlatego, że to prawda. Wcale nie jesteś silna, ale robisz wszystko, aby taką cię postrzegano. To zapewne dlatego, czuję się przy nim w ten sposób. W mojej głowie zapanowała cisza i spokój, jakby wydarzenia sprzed pięciu lat przestały rzucać cień na moją przyszłość. – Poza tym to jest dla mnie definicja wygody.

- Pozwól, że teraz ja przebiorę się w coś wygodniejszego.

Potrzebuję chwili sam na sam we własnej garderobie, aby zaczerpnąć powietrza i ochłonąć. Nie mogę tak reagować na Chasea, bo tracę zdolność jasnego myślenia, a nie mogę sobie na to pozwolić.

- Ubierz coś, czego nie boisz się ubrudzić. – wypowiada, cofając się dwa kroki.

- Zamówiłam nam burrito. Myślę, że nie da się nim ubrudzić.

- Jakiś czas temu wspominałaś, że lubisz malować swoje ściany w domu. Dziś zrobimy to razem, abyś przestała analizować każdy mój i swój ruch. Mogę cię zapewnić, że jesteś ze mną bezpieczna i mam nadzieję, że uda mi się z ciebie wydobyć beztroskę. Chcę abyś wyszła z roli DUCHA przeszłości, szefa i mściciela. Bądź dzisiaj ze mną jako Valerie. – wypowiada z powagą, a w jego oczach połyskuje nadzieja. Kim byłabym, gdybym mu odmówiła? Chase chce spędzić ze mną czas przy malowaniu ściany. Nie próbuje za wszelką cenę dorwać się do mojej bielizny, ani nie naciska mnie, abym znalazła się z nim w jednym łóżku. On po prostu chce poznać mnie...Tą, która schowała się pod kreacją DUCHA.

- Skąd weźmiemy farby? – dopytuję, czując narastającą we mnie ekscytację.

- Mam je w samochodzie. Idź się przebrać, a ja je przyniosę.

- Zamierzasz wyjść stąd tak? – wskazuję na jego nagą klatkę piersiową. Zwariował?

- To nie jest nielegalne. – śmieje się.

- Mam dużo młodych sąsiadek. – wypalam bez zastanowienia. Masz babo placek! Nie cofniesz już tych słów, więc popłyń z tym niefortunnym prądem! – Które nie powinny oglądać półnagiego mężczyzny. Bo wiesz...Te sąsiadki są jeszcze...eee... niepełnoletnie.

- No tak. – odpowiada z udawaną powagą. – Nie mogę negatywnie wpływać na młode umysły.

- Zdecydowanie powinieneś się ubrać.

- W porządku. Zarzucę na siebie kurtkę.

- To bardzo dobry pomysł.

- Jestem tego samego zdania.

- Cieszę się, że jesteśmy ze sobą zgodni.

- To dobra przesłanka na przyszłość.

- W przyszłości również nie możesz paradować z nagim torsem przed sąsiadami.

- Tak wiem. Za parę lat te sąsiadki nadal będą niepełnoletnie.

- Zawsze będą niepełnoletnie.

- Masz rację. – ramiona Chase zaczynają się trząść ze śmiechu, a po chwili z moich ust wydobywa się niekontrolowany chichot.

- Dobra, idź już. – mówię z wesołością. – Muszę się przebrać.

Idąc w stronę sypialni w głowie mam tylko jedno pytanie. Jak to wszystko się dla mnie skończy?

~***~

Chase zabrał ze sobą naprawdę spory arsenał. Farby we wszystkich kolorach, taśmy malarskie, pędzle o różnych grubościach, wałki, a nawet wzorniki, z których można obrysować kształt kwiatów, drzew i śniegu, co stanowi dla mnie największą wartość. To oznacza, że Chase słuchał tego, o czym mówię i postanowił podarować mi śnieżne gwiazdki na mojej własnej ścianie.

- Co to jest? – parskam śmiechem, kiedy spoglądam na malunek ciemnowłosego. – Wygląda jak kupa.

- To małpa. – spogląda na mnie z uniesioną brwią. – Zaraz domaluję jej ogon i szalik, żeby pasowała do twojego bałwana.

- Mój bałwan przynajmniej przypomina kształtem bałwana. – śmieję się.

- Narysowałaś trzy kółka, guziki i nos z marchewki, która wygląda jak napęczniała, zepsuta serdelka.

- Lepsza serdelka niż małpa o kształcie kupy.

- Odwołasz te słowa, jak tylko skończę ją rysować. To dopiero obrys. Moja dusza artysty dopiero budzi się do życia. – dotyka pędzlem mojej brody, pozostawiając na niej mokry ślad po brązowej farbie. – O! Potrafię nawet rysować pieprzyki. – szczerzy zęby w uśmiechu, a chwilę później rozlega się dzwonek domofonu.

- Masz szczęście. – śmieję się. - To pewnie nasze jedzenie. Zaraz wrócę.

Po odebraniu naszego burrito powracam do Chasea, obserwując jak jego mięśnie napinają się, kiedy za pomocą wałka maluje niebo na błękitno-szary odcień. Mimowolnie wzdycham. Ciemnowłosy jest wysportowany, wysoki z aparycją na niegrzecznego chłopca, który jednocześnie jest miły i kulturalny. Najwidoczniej ktoś kto kieruje organizacją przestępczą nie powinien mieć od razu przyklejonej łatki sukinsyna. Chase jest przede wszystkim biznesmanem, który za pomocą legalnych przedsięwzięć pierze pieniądze z nielegalnych transakcji, a jego klub motocyklowy naprawdę opiera się o miłość do motocykli i mam nadzieję, że w niedalekiej przyszłości, Chase zabierze mnie na przejażdżkę na swoim dwukołowym rumaku.

- Obserwujesz mnie, czy tą gównianą małpę? – pyta, jakby wyczuł mój wzrok na jego nagich plecach.

- Ciebie. – przyznaję szczerze. – Masz naprawdę atrakcyjne ciało.

- I vice versa, duszku. – odpowiada, odwracając się w moim kierunku. – Miło jest mieć świadomość, że nasze sylwetki nas pociągają.

- To prawda. – kiwam na potwierdzenie głową. – Jesteś pierwszym mężczyzną od lat, którego ciało mnie nie obrzydza. To dla mnie bardzo duży postęp. Zjemy tak, jak na artystów przystało? – wskazuję na wole miejsce na podłodze pomiędzy farbami. – Czy wolisz usiąść przy stole?

- Nie sprowadzajmy tej randki na oficjalne tory. – stwierdza, siadając po turecku na podłodze. Zajmuję miejsce obok niego, przysiadając na swoich łydkach, a po chwili podaję mu zawiniątko z jego porcją burrito. Jedzenie pachnie pięknie i jeszcze lepiej smakuje, zwłaszcza w towarzystwie Chasea.

Cisza, spokój i harmonia, czyli coś czego brakowało mi w moim życiu od lat.

Pochłaniamy naszą porcję burrito w kompletnej ciszy, która w żaden sposób nie jest niekomfortowa. Cieszymy się swoim towarzystwem i zapachem farb, podziwiając nasze karykaturalne dzieło.

Chase miał rację. Nos bałwana wygląda jak napęczniała kiełbaska, ale jest najlepsza na świecie, bo tworzy dobre wspomnienia.

- Pozostały nam do narysowania śnieżynki i dzieło można uznać za skończone. – stwierdza Chase. – Bierzmy się do roboty! – ciemnowłosy wstaje z klęczek i sięga po białą farbę, a ja sprzątam opakowania po naszej kolacji i wyrzucam je do kosza na śmieci.

Kiedy wracam do Chase, ten pogwizduje pod nosem, więc korzystam z chwili jego nieuwagi i brudzę swoje dłonie w białej farbie, aby po chwili odbić kształt serca na jego lewym barku, gdzie oliwkowa skóra nie została zaznaczona żadnym tatuażem.

- To za ten pieprzyk, cwaniaczku. – wypowiadam wprost do jego ucha. – Możesz mieć delikatne trudności, aby to zmyć.

- W takim razie to, co tam narysowałaś zostanie ze mną na zawsze. – odgryza się, odwracając się w moim kierunku. Na jego przystojnej twarzy widnieje rozbrajający uśmiech, a w jego oczach tańczą rozbawione chochliki. – Mam tylko nadzieję, że nie jest to karykatura tej małpy albo fiuta, bo bracia wyzwą mnie od ciot. – przysywa mnie do ciebie, dotykając moich bioder. – Mogę cię pocałować? – spogląda intensywnie w moje oczy, szukając przyzwolenia.

Pragniesz tego, tak samo jak on...

- Tak. – szepczę.

Usta Chase wpijają się w moje wargi, a moje ciało od razu reaguje intensywnością dreszczy, biegnących wzdłuż kręgosłupa. Całowanie tego mężczyzny to ostatnio moje ulubione zajęcie, a on sam staje się ważnym elementem mojego życia. To już pewne – masz przejebane, dziewczyno. 

____
Miłego dnia😁

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top