Rozdział trzydziesty dziewiąty - dzień wyjazdu

Chase Lauer

Valerie zasnęła w mojej sypialni, a moje baterie ładują wściekłość i adrenalina. Carlos Garcia postrzelił Sebastiana, ponieważ miał zły nastrój, a twarz mojego człowieka nie przypadła mu do gustu. Nie sadziłem, że moi ludzie są eksponatami na sklepowych półkach, aby ich oceniać i wybierać tych, którzy nam się podobają.

Do tej pory, nasza współpraca przebiegała bezproblemowo. My dostarczaliśmy broń w dobrej cenie, a on regulował płatności tego samego dnia. Sebastian zawsze brał udział w tych transakcjach, dlatego nie rozumiem, dlaczego tym razem Carlos go zaatakował. Może jego poobijana gęba przez Alexandra była zapalnikiem do reakcji?

W zasadzie nie interesują mnie pobudki Carlosa. Postrzelił mojego człowieka, więc nie mogę zostawić tego bez odzewu. Moi ludzie są nietykalni, a gdy jakiś idiota kogokolwiek zaatakuje, spotka go dużo gorszy los. Jestem jego prywatną karmą.

Rodzina Lauer nie bez powodu zalicza się do wpływowych mafijnych rodów i nie zamierzam tracić tej reputacji, odpuszczając Carlosowi jego nieprzemyślaną decyzję. Nie interesuje mnie jego kartel, a on sam i zamierzam dokonać egzekucji, kiedy nie będzie się tego spodziewał. Ewentualna wojna z jego ludźmi to plan „B".

- Jadę z wami! – woła za mną Diego, kiedy sprawdzam zawartość naszych ciężarówek. Przewracam oczami, nie odpowiadając. To nie jest mój problem, że Diego nie potrafi zachować się jak dorosły i przełknąć moich rozkazów. Mimo wszystko rozkaz to rozkaz, który trzeba wykonać. Wielokrotnie nie zgadzałem się z wolą ojca, ale nigdy nie przyszło mi do głowy, aby dyskutować z jego poleceniami, dlatego od młodszego brata oczekuję tego samego. – Chase! – klepie mnie w ramię. – Nie możesz mnie tutaj zostawić!

- Mogę. – kwituję. – I dokładnie to robię.

- Tam jest nasz brat! – wykłóca się. – Nie mogę tutaj siedzieć i czekać na informacje. Muszę tam być.

- Potrzebuję cię tutaj na miejscu. – odwracam się w jego kierunku, aby spojrzeć mu prosto w oczy. Jego wzrok przepełniony jest bólem i niezrozumieniem, ale uparcie ignoruję swoje współczucie. Diego, jako najmłodszy, zawsze musiał walczyć o swoją pozycję, ale nie mogę zmieniać swoich decyzji tylko dlatego, że Diego tak chce. Czasy dzieciństwa już dawno mamy za sobą, więc powinien nauczyć się życia, jako dorosły mężczyzna.

- Twoja dziewczyna ma z kim zostać. – wypowiada z wyrzutem, dając nacisk na słowo: „dziewczyna". Po prawdzie, Valerie nie jest moją kobietą, ale myślę, że to tylko kwestia czasu, aż oboje zdecydujemy, że chcemy spróbować być razem. – A to oznacza, że nie jestem jej potrzebny.

- A Blair i Clara? – dopytuję ze znużeniem. – Zapomniałeś, że masz swoje zadania?

- To misja poboczna.

- Równie ważna, jak ta. Nie zamierzam zawieźć zaufania Valerie, tylko dlatego, że tak szybko straciłeś swój zapał do pracy. Zostajesz na miejscu.

- Niech cię, kurwa, byk kopnie. – warczy. – Tam jest nasz brat!

- Twoja brawura byłaby nawet imponująca, gdyby nie przemawiał przez ciebie rozpieszczony bachor.

- Pieprz się, do chuja! – popycha mnie, po czym oddala się szybkim krokiem w stronę domu, wyglądając przy tym, jak rozwścieczony struś, gotowy do biegu i ataku.

Diego, dorośnij w końcu, proszę...

Kiedy pod siedzibę klubu podjeżdża czarny SUV z przyciemnianymi szybami, całą swoją uwagę skupiam na mężczyźnie, który wyłania się z pojazdu. Mam przed sobą faceta przed czterdziestką. Jest wysoki, wysportowany i jak na kobiece standardy, przystojny z przyjemną buźką. Loki na jego głowie dodają mu chłopięcego uroku, a luźne spodnie moro i opinający czarny T-shirt wskazują, że mam przed sobą „ochroniarza" Valerie. Ach, czyli to jest ten Hunter, o którego mam się nie martwić?

Czyli nie jestem jedynym przystojnym mężczyzną w jej życiu...Nie dobrze. Bardzo niedobrze.

- Chase Lauer? – blondyn podchodzi do mnie z wyciągniętą dłonią. – Hunter Reynolds. – ściskam jego dłoń odrobinę za mocno, co sugerują mi jego uniesione brwi i rozbawione spojrzenie. – Panna Ross podobno została zaatakowana przez niezidentyfikowany obiekt i znalazła schronienie w tym miejscu.

- Zgadza się. – odpowiadam z irytacją, która pojawia się znienacka. O co ci chodzi, debilu? Ten facet nie stanowi dla ciebie żadnego zagrożenia! – Nie złapaliśmy go, ale moi chłopcy zdobyli nagrania z monitoringu.

- Mogę na nie zerknąć?

- Jasne. – wzruszam ramionami. – Jeśli potrafisz poznać kogoś po oczach to możliwe, że jednak będziesz przydatny.

- Jestem przydatny dla panny Ross bardziej niż ty. – odpowiada z wesołością. – Pracuję z nią od pięciu lat i czuwam nad jej misją. Ty jesteś jedynie przybłędą, która jest o mnie zazdrosna. Uzgodnijmy to od razu. Nie jestem zainteresowany panną Ross w ten sposób, jasne? To bardzo piękna, mądra i ambitna kobieta, ale nie dałbym sobie rady z jej władczym charakterem. Poza tym mam żonę i córkę, a nie jestem fiutem, który zdradza miłość swojego życia z szefową. Jestem zainteresowany jedynie przelewami na konto ze strony Ross Enterprise i naprawdę chcę, aby nasza misja się powiodła dla dobra wszystkich bliskich nam kobiet. To, co? Współpracujemy, czy nadal uważasz mnie za rywala?

Czy ja naprawdę byłem zazdrosny o faceta, który ma żonę i dziecko i jest podwładnym Valerie? Cholera! Tracę nad sobą panowanie, a Valerie sprawia, że wariuję na jej punkcie. Do diabła, stary! Ogarnij się.

- Wybacz. – kwituję. – Bywam terytorialny.

- Rozumiem to. – parska śmiechem. – Reaguję tak samo, kiedy jakiś kutas kręci się obok mojej żony. Dlatego wolę wyłożyć kawę na ławę, zanim rozpoczniemy ze sobą współpracę. Niemniej jednak, muszę przyznać, że masz ogromne jaja, wiążąc się z tą kobietą. Panna Ross bywa przerażająca.

- Chyba to mnie do niej przyciąga. – przyznaję zgodnie z prawdą. – Potrzebuję kobiety, która zniesie to całe gówno, jakim się otaczam.

- Zabawne, bo ona potrzebuje kogoś, kto udźwignie to całe gówno z jej przeszłości. Najwidoczniej spotkaliście się nie bez powodu. – wzrusza ramionami. – Gdzie masz te nagrania? Im szybciej znajdziemy tego gnoja, tym lepiej. Nie sądzę, aby to był któryś z tych kutasów, bo mam ich pod stałą obserwacją.

- Może to były mąż jej przyjaciółki? – sugeruję, a Hunter spogląda na mnie ze znakiem zapytania w oczach. – Parę dni temu, Valerie poprosiła mnie o ochronę Clary i Blair. Podobno mąż Clary wyszedł z więzienia i ją nachodzi.

- Nie miałem o tym pojęcia. – wypowiada. – Sprawdzę to.

- Mój brat przeprowadzi z tobą śledztwo. Ja muszę wyjechać do Meksyku, ale obiecaj mi, że Valerie będzie miała pełną ochronę.

Pieprzony Carlos! Wolałbym zostać tutaj na miejscu, aby chronić kobietę, która stanowi ważny element mojego życia, ale jako szef, jestem zobowiązany do ochrony moich ludzi. Tym razem muszę zaufać Hunterowi i Diego. Mam nadzieję, że żaden z nich nie zawiedzie mojego zaufania. Zdaję sobie sprawę, że Valerie jest silna i poradzi sobie w walce z wrogiem, ale nie chcę, aby była z tym sama. Do kurwy nędzy. Powinienem być z nią!

- Wiem. – Hunter przytakuje. – Panna Ross poinformowała mnie o twoich problemach. Jeśli chcesz zlikwidować tego frajera, który postrzelił ci człowieka to radzę ci to zrobić tak, jak snajperzy. Po cichu i z ukrycia. Być może unikniesz krwawej jatki z jego ludźmi. Albo... - zawiesza się na chwilę. – Mam dla ciebie, coś lepszego. – marszczę brwi, kiedy Hunter powraca do swojego samochodu. Przez chwilę grzebie w swoim bagażniku, aż do momentu wyjęcia z niego białej, małej torebki. Powraca do mnie w przeciągu paru sekund, podając mi paczkę. – Dosyp mu to do kawy, jedzenia albo drinka.

- Co to?

- Tojad. – uśmiecha się tajemniczo. – Ta roślina zabija szybko i po cichu.

- To prawda. – do naszej rozmowy włącza się Valerie. Obaj spoglądamy w jej kierunku z zaskoczeniem. Jak to możliwe, że ta kobieta wygląda tak dobrze po drzemce, w tych samych ubraniach, w których tu przyjechała i zasnęła? Mam wrażenie, że jej makijaż został dopiero, co zrobiony, a włosy zostały idealnie ułożone. – Byłam zaskoczona, jak dobrze działa ta roślina.

- Użyłaś jej? – dopytuję.

Valerie kogoś zlikwidowała?

- Myślisz, że Nathaniel Hayes ot tak dostał zawału? – jeden z jej kącików ust unosi się do góry. – Plan likwidacyjny zadziałał idealnie.

Ja pieprzę. Właśnie dostrzegam anioła, który ma w sobie duszę diabła. Valerie jeszcze nigdy nie wydawała mi się taka realna i piękna. Jak bardzo jestem popierdolony, jeśli czuję dumę z kobiety, która potrafiła zabić kogoś dla większego dobra? I jak bardzo mam zepsuty umysł, jeśli ta myśl mnie podnieca?

- O tym właśnie mówiłem. – kwituje Hunter. – Panna Ross mnie przeraża.

- Zgrany z nas zespół. – stwierdza Valerie. – Ale nigdy nie bylibyśmy udaną parą. – ostatnie słowa kieruje wprost do mnie, dając mi do zrozumienia, że nie jest zainteresowana Hunterem w sposób, w jaki jest zainteresowana mną, co pozwala mi odetchnąć z ulgą i pogodzić się z faktem, że muszę ją pozostawić pod jego opieką.

~***~

Valerie Ross

Zakapturzona postać zostaje dla nas tajemnicą. Monitoring w apartamentowcu nie zarejestrował żadnego obrazu, w którym byłaby widoczna twarz sprawcy, a to oznacza, że muszę się gdzieś ukryć. W towarzystwie Huntera wrócę do mieszkania po swoje rzeczy, a potem zaszyję się na parę dni w domu mojej matki. To jedyne miejsce, które nie jest powiązane z Ross Enterprise, ani z moim ojcem i DUCHEM.

- Bądź uważna, proszę. – Chase składa pojedynczy pocałunek na moim czole. – Informuj mnie o wszystkim.

- Nie martw się o mnie. – wypowiadam z naciskiem. – Będę bezpieczna, a Hunter z pewnością stanie na własnych rzęsach, aby znaleźć tego faceta. Skup się na swoich ludziach, a potem wróć do mnie cały i zdrowy.

- Diego jest do twojej dyspozycji.

- Nie sądzę. – kwituję. – Diego w tym momencie nie przepada za mną.

Nadal uważam, że Chase popełnia błąd, rozkazując bratu pozostanie na miejscu. Diego może i jest najmłodszy, ale nie brakuje mu odwagi ani wytrwałości. Powinien wyjechać razem z resztą klubu, aby chronić swoją rodzinę. Niemniej jednak nie chcę wpływać na decyzję Chasea, ponieważ to nie jest moja firma ani moja misja. Najwidoczniej Chase ma powód, aby rozkazać Diego, pozostanie w domu.

- Diego dostał rozkazy. – wypowiada z naciskiem. – Nie może ich zignorować. Będzie chronił ciebie, Blair i Clarę.

- Poradzimy sobie parę dni bez niego.

- Valerie, to nie podlega dyskusji. Diego zostaje.

- W porządku. – kapituluję. – Wrócisz do mnie, prawda? – Proszę, wróć.

- Zawsze.

Pewność w jego głosie powinna dodać mi otuchy, ale w moim umyśle pojawiają się obawy. Co jeśli, Carlos Garcia zaatakuje go pierwszy? Czy skorzysta z rady Huntera i użyje tojadu? A może uzna, że jedynie spotkanie twarzą w twarz jest odpowiednią zemstą? Nie mam zielonego pojęcia, jaki plan ma Chase, a to oznacza, że nie mam kontroli nad tą sytuacją. Czuję się trochę tak, jakbym traciła grunt pod nogami. Chase toczy wojnę, która nie jest moją bitwą, a kiedy nie mam nad czymś kontroli, czuję się tak, jakbym bała się własnego cienia.

Moje głupie serce boi się, że stracę mężczyznę, który dopiero, co zawładnął moim umysłem i ciałem. Czas, który spędziliśmy we dwoje nie jest wystarczający, abym mogła się z nim na zawsze pożegnać. Nie chcę go stracić. Wystarczy, że nie ochroniłam Susan Horn, kiedy trzymałam jej kruchą dłoń. Nie mogę jeszcze stracić Chasea, który jako jedyny, sprawia, że moje ciało płonie, a umysł wycisza się, uciszając mój lęk i strach.

Chase poprawia kosmyk moich włosów, gładząc mnie delikatnie po policzku. Nie mogę go stracić. Tam musi być ktoś, kto go ochroni!

- Do zobaczenia za kilka dni. – ciemnowłosy składa pojedynczy pocałunek na moich ustach.

- Dlaczego mam wrażenie, że się ze mną żegnasz? – szepczę. Czy on ma w sobie te same obawy, co ja? Czy on boi się, że nigdy więcej mnie nie zobaczy?

- Nie chcę tego robić. – wypowiada wprost w moje usta. – Obiecuję ci, że wrócę, ale jeśli coś pójdzie nie tak, musisz wiedzieć, że zawładnęłaś moim sercem i umysłem.

- Twoje uczucia są odwzajemnione.

- Do zobaczenia, mój duszku. – po raz ostatni całuje moje usta, a następnie odsuwa się. – Obiecaj mi, że nie zrobisz niczego głupiego.

Zrobię, to co uznam za słuszne...

Odpowiadam mu skinieniem głowy. Chase ostatni raz spogląda na mnie, po czym wsiada na jednej z ciężarówek. Po chwili kilka samochodów opuszcza teren, a kiedy ostatni SUV rusza z miejsca, zauważam w nim Diego, siedzącego na tylnej kanapie. Spogląda wprost w moje oczy, a wtedy kiwam głową na znak, że rozumiem. On musi tam być...

- Jedziemy? – pyta Hunter.

- Jedź z nimi. – rozkazuję.

Ta decyzja właśnie łamie obietnicę daną Chaseowi - obiecaj mi, że nie zrobisz niczego głupiego. Wybacz, Chase, ale muszę chronić ciebie.

- Słucham? – Hunter niemal się dławi. – Za przeproszeniem, ale mam dbać o pani bezpieczeństwo.

- Jedź z Chasem. – ponawiam rozkaz. – Ja sobie poradzę.

- Proszę wybaczyć, ale jestem zobowiązany do pozostania na miejscu. – odwracam się w kierunku Huntera, aby posłać mu rozwścieczone spojrzenie. Od kiedy mój człowiek ma prawo do tego, aby sprzeciwić się moim rozkazom? To nie jest dopuszczalne i akceptowalne.

- Hunter, to dla mnie bardzo ważne. – mój ton głosu niemal błaga. Co, jeśli go stracę? Nie mogę go stracić!

- Chase wyjechał tylko dlatego, że obiecałem mu, że zadbam o pani bezpieczeństwo. Moja obecność przy nim, rozproszy jego uwagę. Będzie myślał jedynie o pani, a to oznacza, że stanie się podatny na zranienia. On musi się skupić na swoich ludziach. Nie może myśleć o pani. Zamierzam dotrzymać danej mu obietnicy i zrobię wszystko, aby panią ochronić.

- Pracujesz dla mnie.

- Nie. – wypowiada hardo. – Dziś pracuję dla Chasea.

- To ja wypłacam twoje wynagrodzenie! – niemal krzyczę. – Jedź za nimi!

- W takim razie rezygnuję ze swojego wynagrodzenia. Mamy inną misję do wykonania. – posyła mi spojrzenie pełne determinacji. – Jeśli pani będzie bezpieczna, Chase również. Radzę wyłączyć uczucia na kilka dni. Inaczej cała nasza praca pójdzie na marne. Proszę nie zapominać, że rodziny ofiar czekają na sprawiedliwość. Nie możemy ich zawieźć chwilą słabości. Nie teraz, gdy jesteśmy tak blisko końca.

Zamykam na chwilę oczy, a kiedy widzę jedynie ciemność, przypominam sobie kim naprawdę jestem.

Otwieram oczy.

W dniu, w którym wasze życie zamieni się w koszmar, wypatrujcie kobiety w bieli. To ona was wykończy...

_____
Chase i Hunter chyba złapali nić porozumienia 😁
Miłego wieczoru😊

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top