Rozdział pierwszy - milczący obserwator

Nie wiem, w którym momencie czwórka pozostałych mężczyzn pojawiła się obok mnie. Ich męskie zapachy złączyły się ze sobą powodując we mnie odruch wymiotny, choć nie sądzę, aby to było powodem moich mdłości. Serce w mojej klatce piersiowej bije tak mocno, jakby chciało uciec z dala od mojego ciała. Znalazłam się w sytuacji, z której nie ma wyjścia. Jestem za słaba, aby stawić czoła piątce mężczyzn, a mój krzyk na nic się nie zda. Jestem tu sama z pięcioma hienami i tylko oni wiedzą, do czego się zdolni. Przetrwasz to. Nie masz innego wyjścia. Musisz przetrwać. W przeciwnym razie przegrasz własne życie.

- Jesteś bardzo piękną kobietą, Saro. – wyszeptuje Dallas. – Będziesz idealnym zwieńczeniem dzisiejszej nocy. – milczę, choć na moje usta cisną się same przekleństwa. Mam ochotę wykrzyczeć mu w twarz, że może się pierdolić. Niemniej jednak decyduję się zachować milczenie. – Jesteś taka młoda, niewinna, kusząca i tak cholernie pociągająca. – wypycha swoje biodra w przód, a jego nabrzmiała męskość uderza w mój brzuch. W tym samym momencie odczuwam stwardniałe penisy pozostałych mężczyzn na różnych częściach mojego ciała. Mój żołądek kurczy się, a do gardła napływa paląca żółć. Nie przetrwam tego...

- Jesteś ciekawa, co z tobą zrobimy? – pyta ciemnowłosy drań stojący po mojej prawej. Odczuwam potrzebę, aby splunąć mu w twarz, ale mój instynkt samozachowawczy głośno krzyczy, aby nie dawać im powodów do szybszego ataku. – No dalej...Zadaj mi to pytanie. Chcę ci wszystko opowiedzieć.

Wejście do tego baru było moją pomyłką. Błędem, za który muszę zapłacić wysoką karę. Właśnie poznałam odpowiedź na swoje wcześniejsze pytania...Nie ma ucieczki przed własnym losem. Jeśli to przetrwam, pójdę w ślady własnego ojca, tak jak sobie tego życzy, a potem zniszczę każdego, kto dziś przyczyni się do mojej chłosty.

- Saro – uśmiech Dallasa jest psychopatyczny. – Zabaw się z nami.

- Powalcz z nami. – dopowiada mężczyzna z lewej. Psychopaci!

- Spluń nam w twarz. – wypowiada ten po prawej. Zrobiłabym to, gdy moja ślina zawierała trujące toksyny, obezwładniające przeciwników.

- Spróbuj uciekać. – mówi ten stojący za mną.

- Krzycz tak głośno, jak tylko potrafisz. – szepcze mi do ucha ostatni. Drżę z przerażenia. Moje nogi wiotczeją, a obraz przed oczami rozmazuje się. Tracę kontrolę nad własnym ciałem, a kiedy osuwam się na ziemię słyszę tylko jedne zbiorowe słowo: „kurwa mać".

~***~

Z błogiej nieświadomości wyrywa mnie mocne uderzenie w policzek. Syczę z bólu i otwieram oczy. Przez kilka długich sekund próbuję wyostrzyć wzrok, a kiedy to się udaje dostrzegam pięciu katów Hadesu zupełnie nagich i czekających na atak. Mimowolnie próbuję uciec, a wtedy orientuję się, że jestem przywiązana do czegoś, co przypomina krzyż, wiotczeję. Poddaję się, ponieważ walka ze sznurami jest bezcelowa, a moi oprawcy tylko czekają na moją reakcję. Wiem, że podnieca ich zniewolona kobieta, która nie ma, dokąd uciec. Widzę w ich spojrzeniu oczekiwanie na mój krzyk, lament i błaganie o oszczędzenie. Nie wiedzą jednak o mnie jednego...Nigdy nie proszę, nie błagam i nie płaczę. Za to żyję żądzą zemsty.

Strach, który kotłuje się w moim umyśle, pozostanie tylko w nim. Najmniejsza oznaka słabości rozpocznie orgię, której za wszelką cenę chcę uniknąć. Dlatego też obieram taktykę „milczącego obserwatora" i czekam, aż ich znudzenie weźmie górę, a zainteresowanie mną szlag trafi. Nie mam żadnej gwarancji, że zostanę oszczędzona, lecz ta nadzieja daje mi siłę, aby nie panikować.

Ruch po mojej prawej delikatnie mnie dezorientuje. Odwracam głowę, a moim oczom ukazuje się naga kobieta przywiązana do takiego samego ustrojstwa. Zaczyna się szamotać ze sznurami, a wtedy jeden z mężczyzn uśmiecha się triumfalnie.

- Przestań. – wypowiadam hardo i na tyle głośno, aby rudowłosa dziewczyna zaprzestała wszystkich swoich ruchów. – Nie waż się ruszyć. – moje słowa wywołują warknięcia niezadowolenia, a po chwili Dallas podchodzi do mnie, by dłonią ścisnąć moje policzki.

- To nie ty tutaj rządzisz. – wypowiada z wściekłością. – Zaraz się o tym przekonasz, laleczko. – drugą dłonią ściska mi nagą pierś, a następnie skręca ją jak imadło, a niekontrolowany okrzyk bólu przedziera się przez moje gardło. – W końcu z nami współpracujesz. – oblizuje mój policzek tuż obok ucha. – Krzyknij jeszcze raz, a wtedy mój kutas zerżnie twoje usta.

- Niech spróbuje. – drwię. – Posiadam zęby. – obie jego dłonie lądują na mojej szyi. Ściska moją krtań, odcinając mi dopływ tlenu. Szamoczę się i całą sobą próbuję zaczerpnąć tchu, a wtedy ktoś inny odcina moje sznury przy dłoniach, a potem moje ciało zostaje rzucone na podłogę tuż obok. Kaszlę, gdy tylko dłonie Dallasa znikają z mojej szyi, ale ta czynność sprawia, że tracę czujność. Nim zdążę zareagować i odepchnąć napastnika, jego penis wdziera się w moje łono, jakby było jego własnością. Krzyczę z bólu, a moje ciało drży z przerażenia. Uścisk na szyi powraca, a wtedy puszczą wszystkie moje hamulce. Obrana taktyka „milczącego obserwatora" nie pomoże mi przetrwać. Muszę zacząć z nimi walczyć nawet w obliczu ich zadowolenia.

Tuż obok mnie ląduje ciało tej drugiej kobiety, a dwóch mężczyzn dopada do niej z prędkością biegnącego geparda. Jej krzyk mógłby rozdzierać ludzką duszę na kawałki i z całą pewnością nasze w tym momencie się rozpadają. Odwracam głowę w jej kierunku, a wtedy zauważam, że jej załzawione oczy błagają mnie o pomoc, lecz nic nie mogę zrobić, prócz przetrwania. Mimowolnie sięgam po jej dłoń. Jej ścisk jest zaskakująco silny, ale dający otuchę. Obie znieruchomiałyśmy, dając ciche przyzwolenie na to, aby nasze ciała zostały wykorzystane w najgorszy możliwy sposób.

Czuję przy policzku nabrzmiałego penisa Dallasa. Wiem, że czeka, aż na niego spojrzę, aby mógł zaatakować moje usta. Jego kolega zwinnymi ruchami swoich bioder penetruje moją kobiecość, a każdy jego ruch sprawia mi ból. Mimo to nie reaguję. Najgorsze już się stało. Odebrano mi moją niewinność, więc teraz pozostaje mi jedynie mściwość. Jeśli to przeżyję nie cofnę się przed niczym, aby dokonać spustoszenia.

- No dalej, laleczko. Spraw mi przyjemność. – nachyla się nad moimi ustami, a do mnie dociera ostry zapach Burbona. Krzywię się i bezwiednie ściskam dłoń kobiety obok. – Jeszcze pomyślę, że jesteś nudna. – och jestem bardzo nudna. Sam się przekonasz, draniu! – Kiedy zaczyna mi się nudzić, jestem zdolny do potwornych rzeczy...

- Saro, chyba nie chcesz, abyśmy byli na ciebie źli? – szepcze mi do ucha Dallas. – Pokaż nam co potrafi twoje zmysłowe ciało.

Rozdzierający krzyk rudowłosej kobiety jest nie do zniesienia. Spoglądam na nią, a kiedy widzę, że dwóch mężczyzn próbuje wedrzeć się do jej łona, a trzeci siłą toruje sobie drogę do jej jamy ustnej, coś we mnie pęka. Pod wpływem nagłego przypływu determinacji, wolną dłonią uderzam kolegę Dallasa w policzek, jednocześnie zadrapując mu powiekę. Syczy z bólu i odskakuje na ułamek sekundy, co daje mi kilka sekund na zmianę pozycji. Nim Dallas orientuje się, że właśnie wyswobodziłam się z uścisku jego przyjaciela, już stoję na słabych nogach kilka kroków dalej. Dziewczyno, myśl...Masz kilka sekund na jakiś sensowny ruch.

- O proszę, proszę...Nasza marionetka pokazuje ducha walki. – parska śmiechem ciemnowłosy mężczyzna. – W końcu coś się dzieje.

- Zanim doszczętnie mnie zniszczycie, chcę złożyć wam obietnicę. – wypowiadam powoli, ważąc każde swoje słowo. – W dniu, w którym wasze życie zamieni się w koszmar, wypatrujcie kobiety w bieli. To ona was wykończy...

- Ładna bajeczka. – naigrywa się mężczyzna, stojący obok rudowłosej kobiety. – Ale się nie spełni...

- Bo zginiesz. – dopowiada Dallas.

Doprawdy?

_____
Do zobaczenia za jakiś czas😁

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top