Rozdział osiemnasty - schowek na miotły
Chase Lauer
Pięć godzin przed balem
Każdy człowiek na tej planecie bywa ciekawy, a ja nie jestem wyjątkiem. Pomimo mojego postanowienia, że pozwolę, aby DUCH sam się ujawnił, postanowiłem sprawdzić trop rzucony przez Titusa. Po prawdzie jestem zaintrygowany tym tematem ze względu na nieskazitelną reputację Allena, choć teraz zapewne jej nieskazitelność ma bardzo duże skazy. Jaka zbrodnia ciąży im na sumieniu? Dlaczego Ross Enterprise tak bardzo pragnie ich zniszczyć?
- Przejebane... - kwituje zrozpaczony Diego. – Nie mogę zlokalizować tych pięknych tancerek. – unoszę brew. – Ich dane są tajne i mogę co najwyżej wystawić goły tyłek przez okno, aby pokazać swoje niezadowolenie.
Dlaczego wszystko wokół nas musi być tajne? Chyba, że...NIE! To bardzo głupia myśl i nawet nie dopuszczę jej do świadomości.
- Naprawę myślałeś, że na ładne oczy dostaniesz dane tych dziewczyn?
Tak naprawdę czuję rozczarowanie. Gdzieś tam głęboko w moim umyśle, tliła się nadzieja, że Diego ustali kim była rudowłosa i długonoga kobieta, która powraca do mnie w snach. Rzeczywistość jest jednak brutalna, ukazując mi środkowy palec. Najpierw straciłem z pola widzenia dziewczynę, grającą w kręgle, a potem ta piękna tancerka rozpłynęła się w powietrzu. Obie sytuacje mają ten sam schemat, kretynie. Dwie kobiety, obie piękne i zawracające w głowie, obie tajemnicze i znikające zanim pomyślę, aby do nich zagadać.
- Co to za problem? – dziwi się, a jego wzrok pada na ekran mojego komputera. – Co robisz?
- Sprawdzam, o czym mówił Titus.
- Uważasz, że jego bajeczka o kobiecie, która powraca z zaświatów, aby się zemścić jest prawdziwa? – pyta ze sceptycyzmem. – To mocno naciągane.
- W każdej historii jest choć jeden procent prawdy. – stwierdzam. – Nawet twoje historie opowiadane na kacu mają sens. Ba. Te opowiadane po pijaku, również. Nawet te wyssane z palca.
- W sumie prawda. – kwituje. – Zdążyłeś już coś ustalić?
- Znalazłem kilkanaście artykułów o ciałach znalezionych przy rzece Potomak. Co najciekawsze, ofiarami zawsze były kobiety. – Diego momentalnie przybiera zaskoczony wyraz twarzy, jakby właśnie przypomniał sobie o czymś istotnym.
- Ej! Stary! Czy ty przypadkiem nie mówisz o tych niewyjaśnionych morderstwach sprzed paru lat?
- Dokładnie to mam na myśli. – odpowiadam posępnie. – Do dziś policja nie wytypowała winnego.
- Jeśli Titus mówi prawdę o tajemniczej damie w bieli to istnieje bardzo duże prawdopodobieństwo, że każdy z tych sukinsynów zajebał i zgwałcił te bezbronne kobiety. – stwierdza, a ton jego głosu wyraża czyste przerażenie. – Też tak uważasz?
- Tak. – przeczesuję dłonią włosy. – Obawiam się, że to bardzo możliwe.
- Jakakolwiek kobieta przeżyła?
- Tego nie wiem. – wzdycham z frustracją. – Łącznie zginęły dwadzieścia trzy kobiety. Ostatnie dwa morderstwa zanotowano pięć lat temu,a od tamtego czasu nastąpiła przerwa.
Znowu ten magiczny przeskok w czasie – pięć lat temu Valerian Ross odszedł na emeryturę i pozostawił swoją korporację w rękach DUCHA. Równolegle pięć lat temu powstały dwa przedsiębiorstwa, w których właściciel posiada status incognito. Również pięć lat temu nastąpiło ostatnie niewyjaśnione morderstwo młodych kobiet. Kiedy dodaje dwa do dwóch to nasuwa mi się tylko jeden wniosek – współpracowaliśmy z seryjnymi mordercami.
- Co o tym wszystkim myślisz?
- Szczerze? – spoglądam na brata z uwagą. – DUCH ma osobistą urazę i kieruje się rozważną zemstą. Powoli zamienia ich życie w piekło, dlatego mam tylko jeden wniosek. V.R. to kobieta, która odkryła ich mroczny sekret i zmierza do tego, aby zakończyć czas ich bezkarności.
- Zdecydowanie DUCH to kobieta. – stwierdza Diego. – Ale mam bardziej trafną teorię.
- To znaczy?
- Chase, co jeśli z tych dwudziestu trzech ciał, jedno okazało się żywe? – sugeruje.
- Ta wersja wydarzeń zgadzałaby się z historią Titusa. – odpowiadam. – Niemniej jednak, nie ma żadnych dowodów na to, że ktokolwiek przeżył. Wszystkie artykuły zaznaczają, że znaleziono martwe ciała.
- Wystarczy dobrze zapłacić, aby gazety opublikowały fałszywy artykuł. V.R. ma pieniądze i jak sam wiesz, nie boi się z nich korzystać. Poza tym, aby odkryć sekret Allena, trzeba brać w nim czynny udział.
- To, dlatego DUCH jest mocno zdeterminowany, aby wykończyć każdego z osobna. – stwierdzam z rezygnacją. Naprawdę nie chciałem dopuścić do siebie myśli, że osoba, która podaje się za DUCHA przeżyła piekło zgotowane przez każdego z sukinsynów z osobna, ale Diego ma rację. Jedno z dwudziestu trzech ciał nie było martwe. – Miej oczy szeroko otwarte na tym nieszczęsnym balu charytatywnym. Podejrzewam, że Allen coś knuje, a DUCH osobiście ma pojawić się wśród gości. Obserwuj z Alexandrem otoczenie i dajcie mi znać, jak zauważycie kogoś, kto mógłby być w tarapatach.
- Skąd pomysł, że Allen coś knuje?
- DUCH niszczy jego życie raz za razem. – prycham. – Myślisz, że nie skorzysta z okazji, gdy wśród listy gości znajdzie się zaproszenie dla Ross Enterprise?
- No tak. – parska śmiechem. – Na moment zapomniałem, że jest straszną i obślizgłą gnidą. Czekaj chwilę...Chcesz mi powiedzieć, że naszym planem jest zdemaskowanie DUCHA?
- To skutek uboczny tego planu. – stwierdzam z przekąsem. – Natomiast naszym zadaniem jest ochrona DUCHA przed zdemaskowaniem go przez Allena. Bądź co bądź, lepiej dla niej, abyśmy znaleźli ją pierwsi.
~***~
Pięć godzin później
Kobieta w złotej sukni wygląda jak zagubiona owieczka wśród stada wygłodniałych wilków. Jej silna postawa w momencie wkroczenia na czerwony dywan była hipnotyzująca, ale mam wrażenie, że nikt prócz mnie jej nie zauważył, a na pewno nie Allen i jego świta, którzy byli pochłonięci żywą dyskusją na temat zdemaskowania DUCHA. Ku ich niezadowoleniu na przyjęciu pojawiła się jedynie Amanda Ross, choć ja mam zupełnie inne zdanie na ten temat.
Kobieta w złotej zwiewnej sukni to DUCH, który właśnie potrzebuje mojej pomocy. Kiedy Titus dowiedział się, że atak DUCHA tym razem jest wymierzony w niego, wpadł w szał i bardzo szybko zorientował się, że na tym balu znajduje się nikt inny jak Nathaniel Hayes, jego teść i wspólnik w interesach. Wtedy Allen podjął decyzję, aby zamknąć szklarnię i sprawdzić, jakie twarze skrywają się za maskami.
Co mogę powiedzieć...Moim obowiązkiem jest ratować damę w opałach.
- Gdzie się pani tak spieszy? – pytam, gdy zagradzam jej drogę. Jej niebieskie oczy spoglądają na mnie z przerażeniem, jakby podejrzewała, że nigdy nie byłem po jej stronie, co jest oczywistą bzdurą. Choć prawdopodobnie jej strach spowodowany jest utratą kontroli nad sytuacją, więc w tym momencie naprawdę potrzebuje mojej pomocy.
- Przepraszam, nie widziałam pana. Szukam toalety. - Ton jej głosu jest bardzo przekonywujący, posiadający moc perswazji, więc gdybym nie wiedział, że stoi przede mną DUCH, uwierzyłbym jej na słowo.
- Wiem, jak stąd wyjść, ale musisz mi zaufać. – wypowiadam z pewnością siebie. – Poza tym jestem pewien, że mnie rozpoznałaś.
- Nie mam pojęcia, o czym pan mówi. Proszę mnie przepuścić. – kobieta próbuje mnie ominąć, ale chwytam ją delikatnie za nadgarstek, przyciągając jej ciało bliżej siebie. Dla osób, które w tym momencie mogą nas obserwować, wyglądamy, jak para kochanków, wyszeptująca sobie miłosne słówka wprost do ucha, a prawda jest zgoła inna. Jesteśmy dla siebie obcy.
- Zaufaj mi i pozwól się prowadzić. Nie mamy za wiele czasu, więc zamiast ze mną niepotrzebnie dyskutować, współpracuj.
- Skąd wiesz kim jestem?
- Tylko ktoś taki jak DUCH potrafi zwrócić moją uwagę. – odpowiadam zgodnie z prawdą. – Co więcej, podejrzewam, że wkroczyłaś do mojego życia dużo szybciej.
Dopiero, gdy kobieta w złotej sukni pojawiła się w szklarni, zdałem sobie sprawę z sensu jednej z wiadomości esemesowych, która brzmiała: „Już poznałeś, ale jeszcze o tym nie wiesz..."
Coś takiego mogła napisać tylko osoba, która miała pewność, że zwróciłem na nią uwagę, a w ostatnim czasie w głowie zawróciły mnie dwie kobiety i zaczynam myśleć, że dziewczyna w białych ogrodniczkach i tancerka w moim klubie to jedyna i ta sama osoba. Proporcje ich ciała są dokładnie takie same, jak u kobiety, która stoi obok mnie. Poza tym, kiedy wdycham jej zapach i dotykam jej ciała, mam wrażenie, że moja własna skóra płonie, a zderzenie naszych spojrzeń ma w sobie nutę tej samej erotycznej więzi, która pojawiała się między nami podczas jej tańca.
- Prowadź. – wypowiada. – Mam nadzieję, że nie pożałuję.
- Teraz działamy według mojego planu. – stwierdzam. – Czuję się trochę jak rycerz na białym koniu. Chodźmy.
Nie puszczając jej nadgarstka, prowadzę ją wprost do pomieszczenia gospodarczego, służącego do przechowywania mioteł i środków czystości, a kiedy wchodzimy do środka, orientuję się, że jest dużo mniejsze od kanciapy woźnego w liceum. Ja pierdolę! Trochę tutaj duszno i gorąco i w ogóle, jakoś tak elektryzująco.
- Jak zamierzasz stąd uciec? – pyta sceptycznie, a kiedy zamykam za nami drzwi na klucz, unosi do góry brwi. – Twoim planem jest chowanie się w schowku na miotły? – parska śmiechem. – Skąd masz klucz?
- Ukradłem. – odpowiadam z zawadiackim uśmiechem. – Poza tym – wskazuję na wysoką szafę przy ścianie. – Za nią znajduje się okno i ono jest naszą przepustką na świat. Mam nadzieję, że nie boisz się zniszczyć tej pięknej sukni.
- Pa licho z tą suknią. – kwituje z delikatnym rozbawieniem. – Po prostu uciekajmy stąd.
____
Dobranoc!
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top