Rozdział jedenasty- pierwszy kontakt
Chase Lauer
- V.R? – Alex marszczy brwi. – Valerian Ross? On przypadkiem nie odszedł na emeryturę parę lat temu?
- Jak jego córka ma na imię? – dopytuje Diego.
- Amanda. – odpowiadam zdekoncentrowany. – Amanda Marie Ross.
- Szlag. – kwituje Alex. – Z tego, co mi wiadomo, Amanda to jego jedyne dziecko.
- Być może Valerian Ross wcale nie jest na emeryturze. – sugeruje Diego.
Nie, to nie to...Czuję, że to nie może być takie proste do rozszyfrowania. Poza tym Ross bardzo często publikuje zdjęcia na swoich social mediach, a nie można być w dwóch miejscach jednocześnie. Chyba, że ktoś wynalazł możliwość szybkiej teleportacji, ale świat jeszcze o tym nie usłyszał. Ta, a po śmierci nasze dusze trafiają do krainy jednorożców.
- Może ktoś celowo podpisał się jego inicjałami? – zastanawiam się na głos. – Nie bez powodu ten ktoś nosi przydomek „duch".
- Ten ktoś jest sprytny. – stwierdza Alex z uznaniem. – Na moje oko ta sprawa wygląda następująco. Duch sprawdza nasze powiązania z Allenem. Jakimś cudem dowiedział się o naszym kontakcie, więc trafiliśmy do fazy testów.
- To oczywiste. – wypowiadam z naciskiem. – Tak samo jak oczywiste jest moje stanowisko.
- To znaczy? – Diego mruży powieki.
- Zorganizujcie transport towaru.
- Naprawdę chcesz w to wejść? – dziwi się Alex. – To duże ryzyko.
- Poza tym nie mamy pojęcia, czy to nie jest wymierzona bomba wprost na nas. – dopowiada Diego. – Może to w nas DUCH chce uderzyć? Obserwujesz tą firmę od pięciu dni, więc V.R. może ma ochotę, aby pozbyć się swojego stalkera.
- Bądź co bądź, ale jesteś dla niego niewygodnym obserwatorem. – kwituje Alex.
- Znam ryzyko. – wypowiadam z pewnością siebie. – Ale nie mamy wyjścia. Jeśli nie pójdziemy na układ z DUCHEM, staniemy po stronie Allena, a tego żaden z nas nie chce. Jeśli pokażemy środkowy palec w kierunku Ross Enterprise, nasze dni będą policzone. Lepiej jest współpracować z wrogiem, którego nie znamy niż być przeciwko niemu. Oczywiście Diego masz rację. Istnieje prawdopodobieństwo, że policja nas złapie w drodze do kasyna, więc zabezpieczymy się na taki wypadek.
- Co proponujesz? – pyta Alex.
- Puścimy cztery samochody. Tylko jeden z nich będzie załadowany towarem. Jeśli przejadą pierwsze trzy, czwarty również dojedzie na miejsce. Niech nasi ludzie monitorują ulice. Kiedy zobaczą radiowozy, wycofamy się.
- Zdajesz sobie sprawę, że to kupa forsy? - dopytuje Diego.
- Podobno DUCH za to płaci.
- Czysty zarobek. – stwierdza Alex. – Zlecę chłopakom, aby załadowali samochód.
- Naprawdę uważacie, że to jedyne wyjście z tej sytuacji? – dopytuje Diego. Na jego twarzy malują się wątpliwości, jakie kotłują się w jego głowie. Z naszej trójki, to Diego zawsze kalkuluje wszystkie „za" i „przeciw", dlatego mocno cenię sobie jego zdanie. Niemniej jednak w tej sytuacji muszę wykorzystać swoją pozycję szefa i podjąć za nas decyzję. W normalnych okolicznościach uznałbym tą wiadomość za żart. Niestety mamy do czynienia z kimś potężnym, kto może każdego zmieść z powierzchni ziemi.
Artykuł dla gazety z premierem w roli głównej to zapewne mały procent możliwości DUCHA. Wiadomość wypisana na wizytówce jest dla mnie jasnym przekazem – albo będziesz współpracował albo cię zniszczę. Biorąc pod uwagę, w jaki sposób zostanie wykończony Gordon, muszę stwierdzić, że mamy do czynienia z kimś, kto nie boi się ubrudzić rąk w nielegalnym syfie broni, narkotyków i egzekucji. Dlatego jednego jestem pewien – lepiej trzymać się blisko DUCHA niż Allena.
- Masz lepszy pomysł? – dopytuje Alexander.
- Nie. – odpowiada posępnie Diego. – W tej sytuacji nie ma dobrego rozwiązania. Jeśli Dallas dowie się, że przeszliśmy na drugą stronę, zniszczy nas w przeciągu doby.
- Prędzej odstrzelę sobie jaja niż pozwolę, aby Allen tknął moją rodzinę. – wypowiadam hardo. – Dlatego podejmuję ryzyko, aby wykończyć go raz na zawsze. Duch jest naszym jedynym rozwiązaniem i doskonale o tym wiecie.
- Czyli to gra na dwa fronty? – dopytuje Diego.
- Nie. Stajemy po stronie Ross Enterprise. – odpowiadam. – Będziemy jedynie udawać, że pracujemy dla Dallasa, aby chronić nasze interesy i naszych ludzi.
- Wiele ryzykujemy. – sugeruje Alex. – Ale muszę się z tobą zgodzić. Czas najwyższy wyjść spod gróźb Allena, a to oznacza, że musimy zaprzyjaźnić się z jego wrogiem.
- Jego wróg jest naszym przyjacielem. – stwierdza Diego. – OK. Wchodzę w to.
- Alex? – spoglądam wprost na niego.
- Jesteśmy w tym razem. – odpowiada. – Skontaktuj się z V.R. My zajmiemy się organizacją transportu.
- Ja pierdolę. – kwituje Diego. – To jest popierdolone, ale jednocześnie ekscytujące. Swoją drogą Woods nie ma w kasynach towaru?
- Może składuje go poza legalnym biznesem. – stwierdzam. – Ale to trafne pytanie. Zorientuję się, dokąd wysyła towar, który kradnie, a my sprzątamy po nim ślady.
- Jak się dowiesz, gdzie trzyma towar, spal mu tą budę. – parska śmiechem Alex. – Winę zrzucimy na jego wroga. Dobra, czas nas goni.
Kiedy obaj znikają z mojego gabinetu, opadam ciężko na fotel przy biurku i głośno wzdycham. W co ja się pakuję? To jak igranie z ogniem. Moja rodzina została wplątana w wojnę, która nie powinna nas dotyczyć. Niemniej jednak głupia umowa mojego ojca z Dallasem na „jedno" zlecenie zatarcia śladów po sprzątnięciu niewygodnego polityka doprowadziła do lawiny niefortunnych zdarzeń. Od tego momentu Dallas trzyma nas za jaja, powiększając naszą kartotekę o jego własne zbrodnie.
W gruncie rzeczy nie mam pojęcia, czym wkurwił DUCHA, ale ta zjawa zrobiła się agresywna i wygłodniała, a jak sądzę, potrzebuje jego krwi, aby dopełnić swoją misję. Poza tym działania Ross Enterprise są wymierzone nie tylko w Dallasa, ale i w jego kolegów, dlatego jestem pewien, że to sprawa bardzo osobista.
Po kilku minutach siedzenia w całkowitej ciszy, sięgam po komórkę, aby odpowiedzieć na wiadomość z wizytówki. Czas rozpocząć grę, której nie rozumiem. W tym wszystkim czuję się jak pionek, który jest przesuwany z kąta w kąt i nie potrafię tego zatrzymać. Jestem bezsilny, a to oznacza, że jestem kiepskim wsparciem dla moich ludzi. Niegdyś potężna rodzina Lauer stała się słaba i to wszystko wina mojego ojca, który bał się powiedzieć: „nie". Jak mam teraz naprawić jego błędy? Jak znów stać się silnym?
Chase: Towar jest wart milion dolarów. Przetransportujemy go we wskazane miejsce i rozpłyniemy się w powietrzu. Proszę podać godzinę i osobę, która odbierze przesyłkę.
DUCH odpowiada niemal natychmiast.
Duch: Wkrótce prześlę instrukcję. Działaj według moich rozkazów. Hasło: zemsta. Nie zadawaj pytań.
Zemsta? Czyli to sprawa osobista?
~***~
Dwie godziny później, kiedy furgonetka z towarem jest gotowa do wyjazdu, pod naszą siedzibę podjeżdża niezidentyfikowany samochód, a ze środka wysiada dwóch mężczyzn.
- Chase Lauer? – pyta jeden z nich. To wysoki mężczyzna z wieloma tatuażami na ciele. Jego twarz przyozdabia długa ciemna broda i odznaczony wąs, podkręcony do góry.
- To ja. – odpowiadam i wychodzę mu naprzeciw. – Z kim mam przyjemność? – drugi z gości rzuca pod moje nogi dwie wypchane torby podróżne. Kto to do licha jest? – Co to?
- Pozdrowienia od DUCHA. – kwituje mężczyzna z brodą. – To zapłata za towar plus dodatek za samochód. – marszczę brwi. – Zajmiemy się towarem i rekwirujemy samochód.
Czy ten mężczyzna to instrukcja przesłana przez V.R? Poza tym to nie ja miałem dostarczyć towar do kasyna? W każdym razie nie zamierzam kwestionować decyzji mojego zleceniodawcy.
- Hasło. – wypowiadam hardo, a brodaty uśmiecha się w dość przyjazny sposób.
- Zemsta.
OK – nie zadaję pytań. Po prostu odsuwam się, aby zrobić im przejście do samochodu.
- Towar jest wasz.
- Nie sprawdzisz, czy kwota się zgadza? – pyta ten, który rzucił mi torby przed nogi.
- Musiałbym założyć, że DUCH oszukuje. – stwierdzam. – Nie mam na tyle odwagi, aby zakwestionować jego nieuczciwość. – poza tym mam nie zadawać pytań.
- My również nie sprawdzimy, czy towar się zgadza. – wypowiada brodaty. – W tej rodzinie wszyscy sobie ufamy. – żegna się ze mną skinieniem głowy, po czym wymija moich ludzi i zajmuje miejsce za kierownicą naszej furgonetki. Natomiast drugi z mężczyzn powraca do swojego samochodu i odjeżdża w ślad za swoim kolegą.
____
Miłego wieczoru!
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top