Rozdział dziewiętnasty - improwizacja na kilka sposobów
Do diabła!
Jestem naprawdę wściekła na samą siebie. Jak mogłam nie rozważyć takiego scenariusza? Obecnie znajduję się w sytuacji, w której konieczna jest improwizacja, a to wyprowadza mnie z całkowitej równowagi. Brak planu „B" okazał się moim największym błędem tej nocy, a ucieczka przez okno w małym schowku na miotły jasno mi pokazuje, jak bardzo spartaczyłam to zadanie.
Do kurwy nędzy!
Mam ochotę kopnąć w coś twardego, aby rozładować swoje napięcie. Znalazłam się w tej sytuacji wyłączenie ze swojej winy, a teraz jestem zdana na łaskę Chasea Lauera, który jakimś cudem zlokalizował mnie na tym balu. Obserwował mnie czy po prostu próbuje odsprzedać moją tożsamość dla Allena? W gruncie rzeczy nie powinnam zakładać najgorszego, ale w tym momencie jestem jak tykająca bomba, która ma ochotę rozpierdolić wszystko wokół.
Ja pierdolę!
Co ja sobie myślałam, przychodząc na ten bal? To było do przewidzenia, że Allen wykorzysta każdą okazję do tego, aby dowiedzieć się, kto podkopuje jego reputację i karierę zawodową. Niemniej jednak obiecałam im, że moja tożsamość zostanie odkryta tylko wtedy, gdy sama o tym zdecyduję, więc nie pozostaje mi nic innego, jak zaufać Lauerowi w kwestii okna za szafą.
Blair: Gdzie jesteś?
Clara: Udało nam się uciec, ale nigdzie ciebie nie ma :(
Amanda: Wszystko w porządku?
Moja przyrodnia siostra nagle zaczęła się o mnie martwić? Niemal parskam śmiechem, a jako że jestem w naprawdę podłym nastroju, nie zamierzam jej odpowiadać na wiadomość, aby uniknąć niepotrzebnej wymiany zdań. Odpisuję jedynie przyjaciółkom, aby nie musiały się zamartwiać.
Valerie: Nic mi nie jest. Za moment się spotkamy. Uciekam przez okno ze składziku na miotły.
Blair: Łatwiej przekupić kelnera.
Valerie: Improwizuję!
- Oto i nasza przepustka do wolności. – wypowiada dumnie Chase, kiedy odsuwa szafę.
OK – nie okłamał mnie. Zawsze to jakiś plus ten nocy. Aczkolwiek skąd wiedział, że to ja jestem DUCHEM? Może połączył kropki, idiotko? Widział cię już dwa razy i może dobrze zapamiętał twój wizerunek? Nawet jeśli raz byłaś przerobiona przez matkę, wciąż miałaś swoje ciało!
Pomimo faktu, że zostałam przez niego trafnie oceniona, nie zamierzam zdejmować swojej maski, która zasłania prawie całą moją twarz. To mój mały protest na to, że straciłam kontrolę nad sytuacją, a nie potrafię sobie tego odpuścić. Co sprawiło, że straciłam czujność? To niedopuszczalne!
- Idziemy? – pyta, zerkając na mnie z zainteresowaniem w oczach.
Do cholery!
Czuję się jak rybka pozbawiona wody w akwarium, ponieważ mam mały problem z oddychaniem, kiedy łączą się nasze spojrzenia. Gdy Chase stanął naprzeciwko mnie, poczułam to, co za każdym razem, gdy moje ciało go wyczuwa, a oczy widzą – magnetyczne przyciąganie nasączone nutą erotycznej fantazji.
Do licha!
Przede mną stoi niebywale przystojny mężczyzna, przez którego straciłam swoją czujność. To on jest winien mojego rozproszenia. Chęć ponownego spotkania i sprawdzenia, czy naprawdę łączy nas ta dziwna chemia, sprawiła, że w tym momencie muszę improwizować. Na całe szczęście chociaż zrealizowałam swoją misję i wręczyłam dokumenty Hayesowi, a obecną ucieczkę powinnam potraktować jako lekcję życiową.
- Tak. – odpowiadam. – Chodźmy zanim ktoś zacznie cię szukać.
- To nie mnie chcą zdemaskować. – odpowiada z rozbawieniem. – Moją gębę znają na pamięć. Chodź, podniosę cię.
- Nie trzeba. – kwituję tonem naburmuszonego dziecka. – Poradzę sobie.
- Nie wątpię. – odpowiada. – Ale masz na sobie bardzo piękną suknię i niebotycznie wysokie szpilki, więc zadbam o to, aby nic się nie uszkodziło.
- A może po prostu chcesz mnie dotknąć? – sugeruję zanim zdołam ugryźć się w język. Super, że za pomocą niewinnego pytania wyrażasz swoje własne chęci, kretynko!
- Nie zamierzam zaprzeczać. – odpowiada bez najmniejszej oznaki skrępowania, co pozwala mi wysunąć wniosek, że Chase jest szczery w tym, co robi i mówi. Ludzie bardzo często zaprzeczają swoim myślą, kiedy ktoś trafnie oceni ich pragnienia, ale nie Chase Lauer. On dokładnie przyznał to, czego ja sama chcę, dlatego uciszam swoje alarmujące myśli i pozwalam się wyprowadzić przez zakurzone okno. – Uwaga na głowę. – wypowiada, kiedy chwyta mnie za biodra i unosi do góry. Kiedy zaciskam dłonie na ramie okna, napinam mięśnie, aby przedostać się na drugą stronę. Na początek siadam na ramie, przerzucam nogi i zerkam w dół. Nie skręć sobie kostki, dziewczyno!
- Już ci pomagam! – woła do mnie mężczyzna niebywale podobny do Chasea.
- To Diego. – wypowiada za mną Lauer. – Pomoże ci zejść z tej wysokości, a potem wyprowadzimy cię z terenu szklarni tak, aby nikt cię nie widział.
- Rozpłyniesz się w powietrzu jak pełnoprawny duch. – dopowiada dumnie Diego.
- To brzmi tak, jakbyś chciał mnie zamordować pośrodku lasu. – stwierdzam z przekąsem. – Ale lepsze to niż zdemaskowanie przez Allena, kiedy tego nie chcę.
- Wolałabyś zginąć? – dziwi się Diego.
- Jeśli dostałabym wybór między ścięciem mi głowy na gilotynie, a spotkaniem z Allenem sam na sam, wybrałabym gilotynę. – odpowiadam zgodnie z własnymi przekonaniami. – Niemniej jednak jedyne głowy, jakie zostaną ścięte to te należące do tych sukinsynów.
- Podoba mi się ten scenariusz. – kwituje Diego. – Pozwól, że ci pomogę, jak na dobrze wychowanego dżentelmena przystało. – Chase za moimi plecami parska śmiechem, co budzi nawet mój śmiech. Diego podchodzi do okna i wyciąga swoje długie ręce, po czym bez trudu stawia mnie na ziemi, a chwilę później Chase ląduje tuż obok mnie z głupkowatym uśmiechem.
- Mission Impossible, wersja niskobudżetowa. – wypowiada z rozbawieniem. – Chodźmy.
- Którędy? – pytam.
- Najlepiej przez ten zagajnik. – sugeruje Diego.
- Myślę, że moja suknia jest za bardzo widoczna, aby ukrywać się w ciemności. Poza tym, jeśli ktoś mnie zobaczy to od razu zorientuje się, że się ukrywam. Zagajnik to niezbyt dobre miejsce, aby się schować przed ciekawskimi spojrzeniami.
- Czasem najlepszym kamuflażem jest pozostanie na widoku. – sugeruje Chase, jakby właśnie odkrył tajemną wiedzę na temat ukrywania się przed światem.
- To dlaczego posiadasz status incognito? – pyta Diego z autentycznym zainteresowaniem.
- To proste. – posyłam mu przyjazny uśmiech. – Tak jest zabawniej. Pójdę już. Dziękuję wam za pomoc, ale im dużej tu jestem, tym gorzej dla mnie.
Tak, uciekaj.
Moje galopujące serce wcale nie boi się zdemaskowania przez Allena, lecz tak bliska obecność Chasea powoduje u mnie niemały zamęt w umyśle. Odnoszę wrażenie, że nie potrafię logicznie myśleć, a im dłużej tutaj stoję i zapamiętuję barwę jego głosu oraz zapach jego męskich perfum, tracę kontrolę nad własnym ciałem, które ponownie chce, aby Lauer chwycił mnie za biodra, silnymi dłońmi. Valerie, dość! Zapanuj nad sobą zanim będzie za późno. Idź sobie stąd!
- Jesteś pewna, że chcesz iść sama? – pyta Chase.
- Twoja obecność obok wzbudzi większe podejrzenia.
- Mam odmienne zdanie na ten temat. – stwierdza. – Ale uszanuję twoją decyzję.
- Dziękuję. – wymuszam uśmiech. – Do zobaczenia.
Kiedy wymijam braci i kieruję się w stronę zaparkowanej limuzyny, upominam się, aby nie biec. Pokonuję dzielącą nas odległość wolnym krokiem, czując na sobie intensywne spojrzenie ciemnowłosego mężczyzny o oczach w kolorze zroszonej trawy o poranku. Pomimo chłodnego powietrza, moje ciało jest rozżarzone, jakby właśnie wydostało się z czeluści piekielnych. Valerie, opanuj się!
Gdy wychodzę zza budynku, dostrzegam gości opuszczających salę balową, a na ich twarzach maluje się zdegustowanie i zniesmaczenie. Cóż, tym razem Allen na własne życzenie zszargał swoją reputację, więc nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło. Aby wtopić się w tłum, rozwiązuję swoją maskę, po czym umieszczam ją na dnie swojej torebki. Jeśli jako jedyna będę przemierzać parking w masce, wzbudzę niemałe zainteresowanie. Jak to powiedział Chase: „czasem najlepszym kamuflażem jest pozostanie na widoku". Wystarczy, że dostosuję się do otoczenia, a nikt nie zauważy niepasującego ogniwa.
Nagłe szarpnięcie za ramię jest na tyle silne, abym poczuła panikę. Co do kurwy nędzy!? Kiedy odwracam się twarzą w kierunku Chasea, marszczę brwi. Co jest grane? Wtedy jego apodyktyczne usta zderzają się z moimi, a moje zaskoczenie pozwala mu wykorzystać sytuację i jego język wdziera się do środka. Mimowolnie odpowiadam na ten pocałunek, ale w głowie rozgrywa się dźwięk syreny alarmowej. Co to ma znaczyć!?
- Możesz mnie spoliczkować. – szepcze wprost w moje usta. – Ale poczekaj, aż Howee przestanie nas obserwować.
- Zauważył mnie?
- Tak. – składa pojedynczy pocałunek na moich ustach. Jest delikatny jak piórko. To w zasadzie jedynie muśnięcie, ale za to, budzące we mnie pragnienie na więcej. – Chodź ze mną. – gładzi mnie po policzku, co pozwala mu na zasłonięcie mojej twarzy przed wzrokiem nieporządnych osób. – Mamy niewiele czasu, aby stąd zniknąć. Howee bez Dallasa nie sprawdzi, kim jesteś, ale to kwestia kilku sekund, aż Allen pojawi się tuż obok nas.
Chase zasłania mnie swoim muskularnym ciałem, puszczając mnie przodem. Idzie za mną, jakby pełnił funkcję mojego prywatnego ochroniarza, a kiedy docieramy do mojej limuzyny, od razu dostrzegam zaskoczone spojrzenia moich przyjaciółek.
- Dziękuję. – szepczę w kierunku Lauera. – Za wszystko, co dziś dla mnie zrobiłeś.
- To czysta przyjemność. – nachyla się nade mną, aby wyszeptać mi do ucha słowa, które na długo zapadną mi w pamięci. – Miałem ochotę skosztować twoje usta, gdy tańczyłaś dla mnie w moim klubie i wtedy, gdy grałaś w kręgle. Wtedy uciekłaś, a dziś postanowiłem do tego nie dopuścić. Dobranoc. – otwiera dla mnie drzwi mojej limuzyny. – I do zobaczenia następnym razem.
- Mam nadzieję, że wtedy nie będziesz zmuszony, aby mnie ratować. – odpowiadam na jednym wdechu. Co tutaj jest tak gorąco do cholery! Gdzie świeże i zimne powietrze?
- Mam nadzieję, że będę musiał. Od dziś to moje nowe ulubione zajęcie. – odsuwa się, aby dać mi przestrzeń, a kiedy zajmuję miejsce na tylnej kanapie samochodu, zamyka za mną drzwi, a kierowca rozbudza silnik do pracy.
- Co to było do jasnej cholery!? – piszczy Blair, kiedy tylko wyjeżdżamy z parkingu.
- Dlaczego między wami tak iskrzy!? – dopytuje Clara z zauważalnym entuzjazmem.
- Ja pierdolę! – dopowiada Blair. – Co za przystojny mężczyzna!
- W dodatku cię pocałował. – kwituje Clara z zachwytem. – Na naszych oczach!
- Ty oddałaś ten pocałunek! – ekscytuje się Blair. – I to z języczkiem!
- Jak było? – pyta Clara. – Powiesz nam coś w końcu!?
- Czy naprawdę to coś dziwnego, że jakiś randomowy typ rzucił się na Valerie, która wygląda, jakby wyszła z ekskluzywnego burdelu? – wypowiada Amanda, a ton jej głosu wskazuje na jej mocne niezadowolenie. Słucham? We trzy wgapiamy się w moją siostrę z niedowierzaniem i szczerze mówiąc, pierwszy raz nie mam pojęcia co mam powiedzieć, choć w głowie aż mi huczy.
TAK – to zdecydowanie przełomowa sytuacja w moim życiu! Jak dotąd nie pozwoliłam żadnemu mężczyźnie na jakikolwiek dotyk. Najmniejsze muśnięcie opuszkiem palca wywoływało we mnie obrzydzenie. To, że pocałunek Lauera nie wywołał u mnie reakcji obronnej jest dla mnie czymś więcej niż tylko niewinnym pocałunkiem, który ratował mnie przed zdemaskowaniem. Dla mnie to nie była gra na czas – to, coś co zapamiętam na długo.
- No co? – prycha. – Powiedziałam to, co myślę. Przecież tak jest skonstruowany mężczyzna. Zawsze rzuci się na świeże mięsko w ładnym opakowaniu. Jeśli byłaś tak samo ubrana pięć lat temu w tym barze to nie powinnaś być zaskoczona, że ktoś cię zgwałcił. – ŻE CO!? To moja wina, że mężczyźni nie potrafią się powstrzymać przed zbiorowym gwałtem, który jest jednocześnie ich fantazją erotyczną!? Co do tego ma mój ubiór? To żart, prawda? Przesłyszałam się? Mam omamy słuchowe?
W ciągu jednej chwili dzieje się tylko jedna rzecz. Blair wymierza mocne uderzenie w policzek Amandy, a głośne plasknięcie rozbrzmiewa echem po wnętrzu limuzyny.
- Straszna z ciebie suka, Amando. – wypowiada zjadliwie. – Dzień, w którym znalazłam ją zmarzniętą i nagą nad rzeką zapisał się w mojej pamięci na zawsze. Nigdy nie usprawiedliwiaj gwałtu i usiłowania zabójstwa słowami: „tak skonstruowany jest mężczyzna".
- Ach, to teraz to ja jestem ta zła!? To nie ja niszczę życie innym ludziom w formie zemsty!
- Usprawiedliwiając gwałt i morderstwo w niczym nie jesteś lepsza od każdego z tych sukinsynów z osobna. – wypowiadam ze spokojem, choć w środku mój wewnętrzy demon pragnie wydostać się na zewnątrz, aby rozszarpać moją siostrę na drobne kawałki. Jeszcze nigdy dotąd nie powiedziała czegoś tak okrutnego.
Pierwszy raz muszę przyznać przed sobą, jak bardzo jej za to nienawidzę.
- A ty niby jesteś? – parska śmiechem. – Dookoła siejesz zamęt i destrukcję.
- Nie uważam siebie za zbawiciela tego świata. – odpowiadam z wrogością. – Niemniej jednak są ludzie, których chroniłam i ty Amando, zaliczałaś się do tego grona. Zwróć uwagę na czas przeszły.
Kochanie, nie płacz. Nie pokazuj przed nią słabości i nie rozpamiętuj tego, co się wydarzyło. To nie ty jesteś winna za to co ci się przytrafiło. Biorę głęboki uspokajający oddech, aby nie rozpaść się na najdrobniejsze kawałki. Być może przetrwałam to całe gówno i stałam się silną, niezależną kobietą, która nie zawaha się przed niczym, ale posiadam w sobie również uczucia, jak każdy człowiek. Potrafię je stłumić, aby świat zewnętrzny ich nie dostrzegł, ale nie potrafię ich nie odczuwać. One są i zawsze ze mną będą, ponieważ nie da się ich wyłączyć.
- Wiesz co, Amando? – wypowiada Clara. – Zawsze uważałam ciebie za zazdrosną starszą siostrę, której ojciec odebrał lizaka. Teraz widzę cię w zupełnie innym świetle. Ty nie jesteś zazdrosna i wściekła na cały świat. Ty jesteś podła i zepsuta i mam nadzieję, że życie mocno kopnie cię w dupę. Przez ten cały czas Valerie dbała o ciebie i oczekiwała jedynie szacunku, a ty nazywasz ją dziwką, która sprowokowała tych mężczyzn do zbiorowego gwałtu. Żałosne.
Blair dosłownie spluwa prosto w twarz Amandy, ukazując jej tym samym, jak niski ma do niej poziom szacunku. Co więcej, mam ochotę zrobić dokładnie to samo.
Pieprz się, Amando.
______
Do zobaczenia w następnym rozdziale 😋
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top