Rozdział dziesiąty - policyjny nalot

Chase Lauer zwrócił na mnie uwagę. O to właśnie chodziło...Powinien choć raz zobaczyć osobę, która planuje go zniszczyć. Jako zwyczajna dziewczyna, grająca w pubie w kręgle, nie czuję względem niego urazy, ale jako Valerie Ross czuję chęć rozszarpania go na małe kawałki przez wzgląd na jego kontakty z Allenem. W tej rozgrywce nie ma miejsca na współczucie i empatię. Zniszczę każdego, kto gra przeciwko mnie, a Chase zdecydowanie wybrał złą stronę i prędko się o tym przekona. Kiedy otrzymam potwierdzenie na moje domysły, uderzę z ogromną siłą.

- Pani Ross? – moją uwagę zwraca moja osobista asystentka. – Ma pani gości.

- To znaczy? – spoglądam na swój kalendarz spotkań i marszczę brwi. – Nikogo już dziś nie przyjmuję. Jeśli jest to ktoś, kto nie ma prawa mnie widzieć, odpraw go z powrotem do wyjścia.

- To policja.

- Policja? – dziwię się. – Niech ochrona ich wyprowadzi.

- Chcą panią przesłuchać w związku z podejrzeniem korupcji. – marszczę brwi. To żart?

- I powiedzieli ci to ot tak? – pytam z powątpieniem.

- Tak. – przytakuje.

- To policja w pełnym umundurowaniu czy w garniturach?

- Pełne umundurowanie.

- Pokazali ci odznaki? – zaprzecza ruchem głowy. – Wezwij ochronę.

- Proszę pani! To policja! – panikuje. – Nie możemy jej zignorować.

- Jennifer. – wypowiadam jej imię z naciskiem. – Wyjaśnię ci to tylko raz. – wstaję z krzesła, aby podejść do okna. Z ostatniego piętra wieżowca dobrze widać horyzont miasta, lecz to co jest w dole jest zbyt małe, aby zobaczyć szczegóły. Niemniej jednak wiem, że Chase Lauer stoi na posterunku i czeka, aż popełnię błąd. – Policja ma obowiązek przedstawić się i ukazać swoje odznaki. Po drugie, żaden policjant nie zdradza powodu swojej wizyty randomowej recepcjonistce. Po trzecie, korupcją zajmuje się federalne biuro śledcze. Po czwarte, gdyby to było FBI nikt nie czekałby, aż wydam zgodę na wejście do mojego biura. Już dawno leżałabym na podłodze z kajdankami zapiętymi za plecami. – odwracam się z powrotem w stronę mojej asystentki. – Rozumiesz, co mam na myśli?

- To oszuści? – dopytuje z powątpieniem, co powoduje we mnie poirytowanie. Nie lubię, kiedy ktokolwiek podważa mój autorytet, a moja asystentka właśnie zaczyna we mnie wątpić. – Może poproszę ich o pokazanie odznak?

- Co za fantastyczny pomysł. – kwituję sarkastycznie. – Tak zrób. – kiedy tylko jej sylwetka znika za drzwiami, sięgam po torebkę i dokumenty, które muszą przejrzeć, po czym kieruję się do prywatnej windy, ponieważ jestem pewna, że Jennifer wpuści policję do mojego gabinetu. Jeśli to zrobi, zarejestrują to kamery. Jeśli powie im cokolwiek o mnie, zniszczę ją. Wystarczy, że zdradzi moją płeć, złamie warunki umowy, a to oznacza, że kara pieniężna zrujnuje całe jej życie.

Korupcja! Też mi coś...Ktoś kto wszedł w rolę policjantów, kiepsko odrobił swoją pracę domową, a moja czujność zawsze jest na najwyższym poziomie. Sprytne posunięcie, Dallas. Jednakże organizacja zawiodła i zatrudniłeś partaczy.

Kiedy drzwi windy zamykają się, wybieram numer ochroniarzy, aby zajęli się tym problemem, a po załatwieniu tej błahostki, dzwonię do Huntera.

- Dzień dobry – wita się. – W czym mogę pomóc?

- Masz dla mnie informacje na temat Lauera?

- Podsłuchałem jego wczorajszą rozmowę z Allenem. – wyjaśnia. – Nagranie podesłałem na maila. Poza tym prokurator ma grubą teczkę na Lauera i jego ludzi. – marszczę brwi, ponieważ nie takiego obrotu spraw się spodziewałam. – Z niewiadomych przyczyn nie ma śledztwa i wyroków. Prokurator po prostu ma ich akta, ale na ten moment nie ściga ich przed sąd.

- Masz te akta?

- Jeszcze nie, ale wiem, gdzie znajduje się kopia.

- Niech zgadnę... Na komisariacie policji?

- Dokładnie. Mam tam znajomego, który postara się wyciągnąć całą kartotekę. Może to potrwać parę dni.

- OK. Działaj. – kończę połączenie, a po chwili wychodzę z windy i prędko kieruję się do samochodu, gdzie już czeka na mnie mój kierowca i ochroniarz. Witam się z nim skinieniem głowy, po czym zajmuję miejsce na tylnej kanapie.

- Dokąd jedziemy? – pyta Louis.

- Wyjedź z parkingu i zaparkuj przed biurowcem. Muszę coś zobaczyć.

Louis nie zadaje pytań, a w ciągu paru minut parkuje samochód przed biurowcem i wyłącza silnik, a ja mam doskonały widok na samochód Lauera i główne wejście do siedziby Ross Enterprise. Dzięki temu mogę zobaczyć, że Chase ma zamknięte oczy, jakby spał, a z budynku wyłania się dwóch „policjantów", których imiona niestety znam – Jonas oraz Corey. Co do kurwy nędzy!?

Moje zaskoczenie prawdopodobnie jest wymalowane na twarzy. Byłam pewna, że nalot policyjny był nieuzasadniony i fałszywy, ale nigdy nie pomyślałabym, że w rolę policjantów wcielą się sami kaci hadesu. Ja pierdolę! Jeśli moja asystentka pisnęła im chociażby jedno słówko na mój temat, zabiję ją gołymi rękami, a jej ciało nigdy nie zostanie odnalezione. Kurwa jego mać! Nie przewidziałam, że zaczną działać na własną rękę, więc od teraz muszę być bardziej ostrożna. To nie jest odpowiedni czas na grę w otwarte karty, dlatego powinnam skupić ich uwagę na czymś zupełnie innym. Czas spuścić kolejną bombę...

Jonas i Corey wyglądają na niezadowolonych, jakby pocałowali klamkę mojego gabinetu. Być może Jennifer zachowała się profesjonalnie i uszanowała moją decyzję. Jeśli ich odprawiła zanim na moim piętrze pojawiła się ochrona, będę musiała ją nagrodzić, aby widziała sens w słuchaniu moich poleceń. Jednakże moja intuicja podpowiada mi, że ochroniarze powstrzymali ją przed wejściem do mojego biura, a to oznacza, że jutro pożałuje tej decyzji. Jeszcze dziś dział IT podeśle mi nagrania z monitoringu, abym mogła trafnie ocenić sytuację.

Gdy Jonas i Corey znikają mi z punktu widzenia, sięgam po komórkę, aby skontaktować się z moim człowiekiem, pracującym od czterech lat dla Gordona Woodsa w kasynie. Przez ten czas zdołał zdobyć pełne zaufanie swojego szefa, a teraz wiara w Christophera pięknie mu się odpłaci.

- Dziś będzie nalot policji w kasynie. – wypowiadam, gdy tylko Chris odbiera połączenie. – Bądź obecny, żeby Woods nie nabrał podejrzeń.

- Po ostatnim artykule w gazecie, Gordon sprzątnął kasyno ze wszystkich nielegalnych substancji. – zamykam na oczy na kilka sekund. Odliczam od dziesięciu do zera, aby uspokoić swoje zszargane nerwy. Valerie, spokojnie. Cichy obserwator, pamiętasz? Jesteś tylko obserwatorem. Nie daj się wyprowadzić z równowagi.

- Dlaczego mówisz mi o tym tak późno? – zaciskam szczękę. – Nie sądzisz, że to istotna informacja?

- Nie mogłem się z panią skontaktować, ponieważ Gordon był ze mną przez cały czas, jakby przeczuwał, że mogę go zdradzić. Nie mam pojęcia, gdzie jest przechowywany cały towar. Lokalizacja jest tajna, a za przewóz odpowiedzialny był Woods z kolegami.

Świetnie. Nie ufają już nikomu ze swojego otoczenia, a to oznacza, że zaczynają miotać się wokół siebie jak wystraszone owieczki, które widzą na horyzoncie wygłodniałego wilka.

- Co proponujesz?

- Mogę na nowo zmagazynować narkotyki w kasynie, ale nie mam pojęcia, skąd wziąć jakieś sto kilo towaru. – moje spojrzenie pada wprost na śpiącego Chase'a. Jeśli u prokuratora znajdują się jego akta, prawdopodobnie nie współpracuje z Allenem z własnej woli, a teraz nadarzyła się okazja, aby zweryfikować po czyjej stoi stronie. W każdym razie istnieją dwie opcje.

Pierwsza – potwierdzą się moje przypuszczenia i Gordon dowie się, co planuję i zabezpieczy się na wszystkie możliwe sposoby.

Druga – znajdę kogoś, kto bez mrugnięcia okiem, zrobi za mnie czarną robotę. Co jak co, ale układ z szefem mafijnej rodziny może przynieść mi parę dobrych korzyści.

- Załatwię to. – wypowiadam pewnie. – Będziemy w kontakcie. – kończę połączenie, a następnie z torebki wyjmuję wizytówkę Ross Enterprise oraz wieczne pióro. Na jej odwrocie zapisuję tylko parę słów:

Udowodnij mi swoją lojalność.

Dostarcz 100 kilo narkotyków do kasyna G. Woodsa.

Za wszystko zapłacę.

Mój numer telefonu znajduje się na odwrocie.

V.R.

- Louis?

- Tak?

- Zanieś wizytówkę dla kierowcy z naprzeciwka. – wypowiadam ze spokojem. – Niech tylko mądrze zdecyduje. 

_____
Miłego wieczoru!

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top