Rozdział dwudziesty ósmy - czterech i jeden w więzieniu

Dallas Allen

- Titus został aresztowany. – wypowiadam wprost do kolegów. – A to oznacza, że policja poznała jego bezpieczne schronienie.

- A to oznacza, że nasze bezpieczne schronienia nie są bezpieczne. – dopowiada posępnie Jonas. – Co za jebane gówno!

- Lauer nie chce z nami współpracować. – dopowiadam. – O'Connor dziwnym trafem zagubił jego akta. Poza tym, żaden komisariat policji w Waszyngtonie nie słyszał nic o rodzinie Lauer. Ktoś pięknie wyczyścił jego akta.

- Nie zapominaj o fakcie, że nie żyje Hayes. – wtrąca Gordon. – A ja wyszedłem z więzienia tylko dzięki kaucji, a proces sądowy jest jeszcze przede mną. Wszyscy wiemy, że mnie posadzą na długie lata za narkotyki, które w magiczny sposób powróciły do kasyna.

- Moja pozycja w rządzie jest zagrożona po akcji Hendersona i aresztowaniu polityków w twoim kasynie. – wtrącam. – Jeszcze kilka takich niefortunnych zdarzeń, a całkowicie utracę swój immunitet.

- Moje interesy z Hayesem właśnie się zakończy przez jego nagły zawał i aresztowanie Titusa. – wypowiada z niezadowoleniem Corey.

- Jedyną osobą, która widziała na oczy DUCHA był Hayes. – stwierdza Jonas. – Tego samego dnia ktoś go sprzątnął, ale wszystko wskazuje na to, że dostał rozległego zawału i rozbił się na autostradzie. Chwilę wcześniej pojawił się artykuł o nim i Titusie, a to oznacza, że DUCH nie kupił bajeczki o zdruzgotanym ojcu. Kurwa! Jak mamy walczyć z cieniem, jeśli on jest dwa kroki przed nami? Dlaczego Hayes nie napisał do nas zaraz po wyjściu od niego z biura? Nie wiemy nawet, czy to kobieta czy mężczyzna.

- Ta osoba nie uderzyła jeszcze w Corey'a i Jonasa. – dopowiada Gordon.

- Może tego nie zrobi? – sugeruję.

- Co ty ćpałeś? – parska śmiechem Gordon. – DUCH odkrywa nasze brudy i uderza w nas z ogromną siłą. Odnoszę wrażenie, że to jego prywatna wendeta.

- To musi być ktoś, kto nas nienawidzi. – sugeruje Corey.

- Sherlock Holmes w akcji. – kwituje posępnie Jonas. – Byłem przekonany, że DUCH nas kocha i jest naszym wiernym fanem, a informacje jakie na nas posiada są mu potrzebne do książki biograficznej o tytule: „fantastyczna piątka i jak ich zgwałcić i zamordować".

- Nie musisz być sarkastyczny, palancie. – odpowiada mu Corey. – Po to mamy to spotkanie, aby odpowiednio przygotować się na konferencję prasową Dallasa. Ktoś musi się wytłumaczyć z działań naszego rządu.

- Panowie, a co jeśli, Titus miał rację? – dopowiada Gordon.

- Nie zaczynaj znowu tematu tej kobiety! – uderzam pięścią w stół. – Sprawdziliśmy ten trop. Sara Moore nie żyje! Tak samo jak Susan Horn.

- Wybacz, Dallas, że mamy wątpliwości. – odpowiada sarkastycznie Corey. – Ale tylko Sara Moore złożyła nam obietnicę, która brzmiała mniej więcej tak: „W dniu, w którym wasze życie zmieni się w koszmar, wypatrujcie kobiety w bieli. To ona was wykończy". Czy to, co się dzieje wokół nas nie jest odpowiednikiem słów: „to ona was wykończy"?

- Punkt dla Corey'a. – wtrąca Jonas. – To, co się dzieje jest pojebane, a osoba, która steruje swoimi marionetkami musi mieć do nas prywatną urazę.

- Sara Moore nie żyje. – wtrącam z irytacją. – Ile razy będziemy wałkować ten temat?

- Może DUCH powrócił z zaświatów? – sugeruje Gordon.

- Ta? – prycham. – I co jeszcze? Może kieruje całym imperium Valeriana Rossa? Taka słaba kobieta miałaby zarządzać tak ogromną firmą?

- Sara Moore jako jedyna była waleczna. – stwierdza Corey. – To była nasza jedyna ofiara, która zaakceptowała to, co się dzieje. Obserwowała nas. Nie możesz mówić, że była słaba.

- Dobra! – kapituluję. – Załóżmy, że macie rację. W takim razie, w jaki sposób taka zwyczajna dziewczyna, pijąca drinka w tanim barze, otrzymała posadę prezesa zarządu w Ross Enterprise? – następuje cisza. – Tak właśnie myślałem. Ta teoria nie ma żadnego sensu. Valerian Ross powinien pozostawić swoje imperium swojej córce, Amandzie. Nie posiadał więcej dzieci, więc Sara Moore musiałaby nieźle mu obciągać, aby przekonać go do pozostawienia jej majątku i firmy.

- Albo miała na niego brudy. – sugeruje Jonas. – Szantaż zazwyczaj działa.

- Stąd taka szybka emerytura. – dopowiada Corey.

- Miałoby to sens. – sugeruje Gordon. – Ale chyba jest to trochę naciągane.

- Jak cała ta teoria o powrocie Sary Moore z zaświatów. – kwituję. – Pieprzony Lauer i jego brak konkretów!

- Nie jest trudno się domyślić, że DUCH pozbawił nas współpracy z Chasem. – wypowiada Jonas. – To może oznaczać, że Lauer doskonale zna tożsamość DUCHA.

- Podobno nie dopytywał, w jaki sposób został oczyszczony ze wszystkich zarzutów. – dopowiadam.

- A Kopciuszek poszedł na bal w podomce i sandałach. – odpowiada sarkastycznie Jonas. – W jakim ty świecie żyjesz? Ufasz Lauerowi na słowo!

- Chcę przypomnieć, że chronił pewną damę w złotej sukni na naszym balu. – dopowiada Gordon. – Ta sama kobieta, wręczyła Hayesowi teczkę z dokumentami na Titusa.

- Nie sądzę, że był to DUCH we własnej postaci. – odpowiada Corey. – Jest zbyt inteligentny, aby dać się złapać w nasza pułapkę.

- Amanda Ross pojawiła się na balu. – sugeruje Gordon.

- Ona ma takie prawa w Ross Enterprise jak woźny na uniwersytecie do wykładania fizyki kwantowej. – wypowiada Jonas. – Równie dobrze, DUCH mógł ją wysłać z podpisem: „pieprzcie się". Jej władzę pokazuje nawet nasza próba wprowadzenia Hugo do struktury tej firmy. Pomimo nawiązanej relacji między nimi, nagle kontakt się urwał, jakby DUCH wiedział, kim jest pieprzony Hugo! To oznacza, że Amanda Ross może, co najwyżej wypolerować pantofle osobie, która zarządza Ross Enterprise.

- To musi być dołujące. – stwierdza Corey. – Utracić władzę nad firmą własnego ojca i płaszczyć się przed nowym szefem.

- To nie jest nasz problem. – wtrącam. – Skupmy się może na konferencji prasowej. Dziennikarze będą bezlitośni.

- Wiecie, co? – sugeruje Gordon. – Czuję, że zapamiętamy ten dzień do końca życia.

- Ja też. – dopowiada Jonas. – Tam, gdzie my, tam i DUCH.

- Poradzimy sobie. – wypowiadam z nadzieją. – W końcu poznamy tożsamość DUCHA i zniszczymy go tak jak potrafimy. Zabijemy go.

- Gość traci zmysły. – szepcze Jonas do Corey'a. – On chce zabić osobę, której śmierć nie pozostawi po sobie ciszy. Zwariował.

- Według mnie to jedyny sposób, aby móc wrócić do dawnego stylu życia. – wypowiada Gordon. – Nawet nie macie pojęcia, jak bardzo mam ochotę zawładnąć nad ciałem kolejnej kobiety.

- Ja pierdolę! – kwituje Jonas. – Ja też. Od pięciu lat o tym marzę!

- Sara Moore. – wypowiada ponownie Corey. – Od pięciu lat ktoś za nami chodzi i nie pozwala nam realizować naszych fantazji. Pięć lat temu złożono nam obietnicę. Nadal upierasz się, że ta kobieta nie żyje?

- Tak. – wypowiadam z naciskiem. – Bo żadna kobieta nie ma tyle siły, aby walczyć z nami.

- Jak widać, ma. – wtrąca Jonas. – Bo zmieliła nas za pomocą maszynki do mięsa. Codziennie budzę się z myślą, czy nie wybuchł kolejny skandal i czekam, aż DUCH uderzy prosto we mnie!

- Czy ktoś z was widział kobietę w bieli, podobną do Sary Moore? – pytam ze złością. – Na balu pojawiła się kobieta w złotej sukni. To nie ma żadnego sensu. Każda panna młoda widziana w przeciągu pięciu lat może być podejrzaną. Albo facet w białym T-shircie na siłowni.

- Kurwa. – wypowiada z frustracją Corey. – Już nic nie wiem. Wszystkie scenariusze są odrealnione.

- Mamy tylko jedno wyjście. – stwierdzam. – Udawać, że to nas nie dotyczy.

- Mówi to facet, który jest rzecznikiem prasowym naszego rządu. – stwierdza Gordon. – Naprawdę zaczynasz wariować, bo nie myślisz racjonalnie.

- Jeśli Dallas traci zmysły to DUCH nas zje na przystawkę. – stwierdza Jonas.

- Odnoszę wrażenie, że nie radzisz sobie z utratą władzy nad Chasem Lauerem. – kwituje Corey. – Czułeś się bezpiecznie, kiedy nas zabezpieczał.

- Lauer nie chce naszych pieniędzy. – wypowiadam. – Nie chce z nami współpracować, a straciłem swoją kartę przetargową.

- To załatw sobie nową. – kwituje Jonas. – Każdy ma swój słaby punkt.

- Lauer na przykład ma młodszą siostrę. – sugeruje Gordon. – Całkiem ładną i zgrabną. Byłaby idealnym dodatkiem do naszej kolekcji kobiecych głów.

Na mojej twarzy pojawia się diabelski uśmiech.

Szach mat, Lauer. 

_____
Rozdział 1/2

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top