Rozdział dwudziesty dziewiąty - krewetka w tempurze
Chase Lauer
To zabawne, jak bardzo Valerie nie pasuje do tego miejsca. Kiedy kelnerka stawia między nami duży zestaw sushi wraz z dodatkami w postaci krewetek, sosu sojowego oraz mayo, nie mogę powstrzymać parsknięcia, co nie podoba się kelnerce. Niemniej jednak, Valerie wygląda na zagubioną, jakby lokal sushi był dla niej zbyt dużym wyzwaniem, zwłaszcza te dwie drewniane pałeczki, które ściska w dłoni, jak talizman, który może zaatakować swojego wroga. W tym przypadku jej wrogiem jest futomak z łososiem, którego mrozi bystrym spojrzeniem, jakby próbowała go drugi raz złowić i zabić.
Ta kobieta jest pełna niespodzianek, a im więcej czasu spędzam w jej towarzystwie, tym mocniej jestem nią zafascynowany. Prawdopodobnie wpadasz w obsesję na jej punkcie, kretynie. Nie odrywasz od niej spojrzenia nawet na sekundę!
- Jakoś nie jestem głodna. – wypowiada z frustracją. – Może zapakujemy to na wynos i zrobimy sobie przejażdżkę po mieście?
- Od kiedy poddajesz się tak łatwo? – droczę się z figlarnym uśmieszkiem. – Mogę cię nakarmić.
- To nie wchodzi w grę.
- Podaj mi chociaż jeden sensowny powód, dlaczego karmienie cię do faux pas? – pytam, a następnie sięgam po jedną z rolek z sushi i maczam ją w sosie sojowym, by w następnej kolejności ją zjeść. Natomiast blondynka obserwuje tą czynność z koncentracją, jakby próbowała nauczyć się posługiwania pałeczkami z samej obserwacji. Perfekcjonistka zawsze pozostanie perfekcjonistką, a błędy nie leżą w jej naturze.
- Znajdujemy się w restauracji, gdzie powinno zachowywać się kulturalnie.
- Jakoś nie słyszałem, abyś podziękowała naszej uroczej kelnerce za podanie nam tego przepysznego zestawu sushi.
- Och. – otwiera szeroko oczy. – Kurde! Zapomniałam.
- Twój argument właśnie znalazł doskonałe miejsce na dnie kosza na śmieci.
- Za moment do niego dołączysz. – fuka pod nosem. – Z pałeczkami w tyłku za nazwanie kelnerki, „uroczą". – unoszę brew. Ja pieprzę! Valerie Ross właśnie pokazała mi, że jest zazdrosna. Mój wewnętrzy KING KONG bije się w pierś i ryczy z powodu małego zwycięstwa.
- Ta urocza kelnerka oddałaby całe swoje wynagrodzenie, abym ją nakarmił. – sugeruję, próbując zachować powagę. Droczenie się z tą osóbką, sprawia mi niezmiernie dużo przyjemności.
- Mniemanie o sobie może i masz wysokie, ale taką gadką poderwiesz jedynie sfrustrowaną emerytkę, która nie widzi już lepszej partii na swojego męża, a wypadałoby już wyjść za mąż. Będziesz jej ostatnim i nienajlepszym wyborem. – wzrusza ramionami. – Poza tym ta twoja „urocza" kelnerka, właśnie obściskuje się za barem z koleżanką.
Spoglądam w kierunku baru, by stwierdzić, że Valerie ma rację, a nasza kelnerka jest w pełni pochłonięta wpatrywaniem się w złączone dłonie z dłońmi koleżanki, a ich rozmowa wygląda na intymną. Przewracam oczami. Ponownie ostatnie słowo należy do duszka, palancie!
- Jesteśmy jedynymi klientami w tym lokalu o tej godzinie, a nasza kelnerka nie zwraca na nas uwagi. Myślę, że to odpowiedni moment, abyś spróbowała, jak smakuje nasze zamówienie. – za pomocą pałeczek chwytam jedną z rolek z krewetką. – Otwórz buzię.
- Zapomnij!
- Do odważnych świat należy.
- Po prostu nie lubię, jak ktoś mnie karmi.
- Kiedy ostatni raz byłaś karmiona przez mężczyznę?
- W zasadzie to nigdy. - moje wewnętrzne „JA" właśnie uderza się w czoło, jednocześnie śmiejąc z uporu Valerie. Co za kobieta...Wprost idealna dla takiego fiuta jak ja.
- Tym bardziej nie rozumiem tej dyskusji. – odpowiadam z rozbawieniem, podsuwając rolkę z sushi pod jej usta. – Wyjdź ze swojej roli niezależnej i silnej kobiety i daj się poprowadzić przez tą kolację. Nie możesz wiecznie kontrolować własnego życia. – blondynka obserwuje mnie przez chwilę spod przymrużonych powiek, ale ostatecznie pozwala mi się nakarmić, uchylając nieznacznie swoje usta. Kolejne zwycięstwo przypisane do mojego konta!
- Dobre. – stwierdza po paru chwilach przeżuwania. – Nauczysz mnie, jak posługiwać się pałeczkami?
- Kiedy to zrobię, stracę możliwość karmienia cię.
- Jeśli nauczysz mnie posługiwać się tym gównem, pozwolę się karmić jedną rolką sushi, za każdym razem, gdy tu przyjdziemy.
- Potrafisz się targować. – opieram się o oparcie krzesła. – Zgoda.
- Byłam gotowa zaoferować ci nocleg na mojej kanapie i śniadanie z rana w zamian za naukę, ale zgodziłeś się za szybko. – śmieje się. – Musisz nauczyć się ze mną targować, jeśli chcesz wygrywać.
Choć ta wizja brzmi bardzo kusząco i sprzedałbym za nią Diego na narządy (PS. Alexander jeszcze mi się przyda) to jestem przekonany, że Valerie wymyśliła to tuż po mojej zgodzie. Jestem przenikliwym skarbczykiem i nawet DUCH nie jest dla mnie przezroczysty.
- Wymyśliłaś to na poczekaniu, prawda? – parskam śmiechem.
- Tak. – odpowiada z wesołością w głosie.
- Cwany lisek. – nachylam się, aby pstryknąć ją w nos. – Następnym razem, potarguję się dłużej.
- Następnym razem nie dam możliwości targowania się.
Ta, a ja jestem Calineczką.
- Czas na naukę tej zaawansowanej techniki jedzenia pałeczkami. – droczę się. – Może nawet zdobędziesz certyfikat ukończenia kursu od szefa kuchni.
- Za to ty nie zagościsz dziś na mojej kanapie. – odgryza się. – I nie odbierzesz certyfikatu: „eksploracja apartamentu DUCHA".
Ewidentnie za dużo kłapiesz mordą, kretynie. Tyle stracić...
~***~
Alex: Spotkaj się ze mną w siedzibie klubu.
Okej – brzmi to dość poważnie, więc odpisuję szybkie: „OK", kiedy odprowadzam Valerie pod dom i powracam do samochodu.
Diego: Alex ma dołek emocjonalny. Nie spotykaj się z nim! PS. Valerie zdradziła ci dane koleżanek?
Chase: Co to znaczy, że Alex ma dołek emocjonalny?
Diego: Klasyka – Kimberly.
Chase: Kurwa.
Diego: Można ją nawet tak nazwać...Wiesz, jak nazywają się przyjaciółki Valerie?
Wiem, ale ci nie powiem...
Chase: Nie.
Diego: I ty się nazywasz moim bratem?
Chase: Radź sobie sam!
Diego: Jeszcze się zdziwisz, jak ci obsmaruję dupę u Valerie. Żegnaj, najgorszy bracie na świecie.
Chase: Dobrej nocy!
Diego: Fiut z ciebie!
Chase: Wal się.
Diego: To daj namiar na koleżankę!
Chase: Naucz się samodzielności.
Diego: Dlaczego najmłodszy brat zawsze ma pod górkę?
Chase: Bo jest najbardziej rozpieszczony.
Diego: (emotikon środkowego palca)
Dwadzieścia minut później, parkuję samochód przed siedzibą klubu obok samochodu Alexandra. Niemal od razu zauważam brata, wdanego w bójkę z Sebastianem – członkiem organizacji. Co jest, do chuja?
Wybiegam z samochodu niczym strzała i dobiegam do awanturników w momencie wymierzenia ciosu ze strony Sebastiana w kierunku mojego brata.
- Co tu się dzieje, do kurwy nędzy!? – wypowiadam ze złością i próbuję rozdzielić tą dwójkę, co nie jest proste, ponieważ to dwaj silni i barczyści mężczyźni. – Koniec! – wrzeszczę. – No ja pierdolę! – odrywam Alexandra i odciągam go na bezpieczną odległość. Z jego ciała emanuje wściekłość. Próbuje się wyrwać, jakby nie wyładował swojej frustracji na Sebastianie.
- Kurwa. – kwituje Sebastian, spluwając krwią na trawnik. – Co jest?
- Skąd ta awantura? – pytam, lecz żaden nie odpowiada. – Ponawiam pytanie! Co jest z wami nie tak?
- Twój brat jest popierdolony! – odpowiada Sebastian, ponownie pozbywając się krwi ze swoich ust. – Zaatakował mnie, kiedy rozmawiałem ze swoją kobietą przez telefon!
- Alex? – puszczam go, aby móc na niego spojrzeć. Mój brat wygląda żałośnie. Rozstanie z Kimberly naprawdę tak na niego działa? Alexander ma podkrążone oczy, jakby nie spał od paru dni, a jego ubrania wyglądają na znoszone, co podpowiada mi, że jego stan psychiczny nie jest w dobrej kondycji. Znam go od dziecka i nigdy nie wyszedł w domu w brudnych i pogniecionych ubraniach.
- Musiałem odreagować.
- Atakując członka klubu? Żartujesz sobie?
- Mówiłem, że jest popierdolony! – wtrąca Sebastian.
- Od odreagowania masz worek treningowy albo idź rozpętaj awanturę pod jakimś klubem, ale nie atakuj naszych ludzi, do cholery! Zasady są jasne i obowiązują nas wszystkich! Nie ważne, że jesteś moim bratem. Obowiązuje cię ten sam kodeks!
- Dasz mi karę, tato? – prycha mi prosto w twarz.
Spoglądam na Sebastiana, szukając odpowiedzi na pytanie: „co tutaj się wydarzyło?" Alexander zachowuje się jak obłąkany.
- Alex zaatakował mnie w momencie, w którym wypowiedziałem zdanie: „ten frajer nigdy mi nie dorówna, a to dziecko jest moje, Kim". – wypowiada Sebastian. – Nie mam pojęcia, co go tak rozzłościło. Nawet nie zna Kimiko!
- Kimiko? – dopytuję.
- To moja dziewczyna. – odpowiada zdekoncentrowany. – Kimiko Lee. Ma pochodzenie japońsko-amerykańskie. – przenoszę ponownie spojrzenie na Alexandra, który obserwuje Sebastiana z szeroko otwartymi oczami, jakby dotarło do niego, że naprawdę zwariował.
- Zaatakowałeś Sebastiana, bo byłeś przekonany, że twoja Kimberly jest z nim w ciąży? – dopytuję ze złością. Co za bagno!
- Nie no, szefie! – wtrąca Sebastian. – Mam swoje zasady. Nie tyka się kobiety kolegi, ale to wiele wyjaśnia.
- Alex? – wypowiadam z naciskiem.
- Nie radzę sobie, dobra!? – wyrzuca ręce w górę. – Dziś dowiedziałem się, że Kimberly pół roku temu poroniła MOJE dziecko.
Co do, chuja?
- I nie miałeś pojęcia, że była w ciąży? – prycham.
- Dlatego przestała o siebie dbać.
- A więc to jest jej taktyka. – kwituję ze złością. – Była w ciąży, o której nie wiedział jej mąż, który z nią od miesięcy nie sypia w jednym łóżku. Kiedy ostatnie raz zdecydowałeś się na seks z Kimberly?
- Nie wiem...Może rok temu? – spoglądam na brata z politowaniem. – Kurwa. – dopowiada po chwili.
- Masz coś jeszcze do powiedzenia? – wypowiadam ze złością. – Jakieś inne problemy? Może powinienem zasypać cię śmieciową robotą, abyś przestał analizować? Otrząśnij się, bo wpadasz w wir manipulacji, a to nam nie pomoże w interesach. W sobotę czeka nas transport broni dla kartelu narkotykowego, więc skup się, bo prowadzisz tą akcję.
- Przepraszam. – szepcze.
- Nie przepraszaj, tylko się ogarnij. Pomóż jutro chłopakom w szklarniach i przeczytaj na nowo nasz kodeks. Nie atakujemy swoich. Koniec, kropka!
_____
Rozdział 2/2
Dobranoc!
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top