Rozdział czternasty- zjawisko paranormalne
Chase Lauer
- Ja pierdolę! – klnie Alex, kiedy tylko jego postać pojawia się w domu. Ma szybki, zdenerwowany krok, a od jego ciała emanuje wściekłość. – Rozpierdoli mnie to wszystko! To małżeństwo mnie wykończy i szybciej popełnię samobójstwo niż pozwolę się tak traktować! Do kurwy nędzy! – wymieniam z Diego wymowne spojrzenia, natomiast Alexander uderza pięścią o ścianę, robiąc w niej niemałe pęknięcie.
- Powiesz nam, co się stało? – pyta Diego i zakłada nogę na nogę, udając przy tym konsultantkę od trudnych spraw. Co więcej, kiedy tak siedzi, wygląda na drobnego, pomimo tego, że jego mięśnie są sporych rozmiarów. – Powiedz nam kochaniutki, co zrobiła twoja wybranka serca. Wykąpała się i doznałeś szoku? – parska śmiechem. – A może posprzątała dom i zrobiła ci obiad dodając do niego trutkę na szczury?
- Alex tak reaguje, kiedy ktoś nadszarpnie jego męskie ego. – stwierdzam.
- Jak my wszyscy. – dopowiada Diego. – Niczym się od niego nie różnimy.
- Nie posiadamy żon. – kwituję.
- Dlatego trzymamy się tak dobrze. – śmieje się. – Jednak małżeństwa wykończą każdego faceta, aż na końcu pozostaną z niego same kości i napis „frajer" na czaszce.
- Jak chcesz to zaraz będziesz miał napis „dzban" na łbie, jak się nie przymkniesz. – wypowiada ze złością Alex. – Kłapiesz mordą gorzej niż Kimberly.
- On przynajmniej poprawnie składa zdania. – prycham.
- I codziennie biorę długie kąpiele!
- Fakt. – mówię. – To czyni go lepszą partią na małżonkę niż Kimberly.
- Ja pierdolę! – Alexander bierze długi głęboki wdech. – Wiecie co tym razem muszę znosić!?
- Teściową? – pyta Diego. – Też byłbym tak wkurwiony, jakby mi teściowa zaglądała do łóżka.
- Kota! – odpowiada ze wzburzeniem Alex, ignorując wcześniejsze słowa Diego.
- Jak to kota? – dziwię się. – Takiego z sierścią?
- Dokładnie! Kimberly kupiła jebanego kota z sierścią!
- Przecież ty masz mocną alergię na zwierzęcą sierść. - wypowiada Diego z zaskoczeniem. – Jak to możliwe, że twoja żona o tym nie wie?
- Uznała, że skoro ja kupiłem sobie gogle VR do grania ona może sobie kupić kota. Z SIERŚCIĄ!
- Co mają gogle VR wspólnego z kotem? – dopytuję z niedowierzeniem. – Przecież zakaszlesz się na śmierć, a o zapaleniu spojówek nie wspomnę.
- Mówiłem, że żona go kiedyś wykończy. – stwierdza Diego.
- Cały dom został już opanowany przez kota. – wypowiada Alex.
- Czyli zostałeś wyrzucony z własnego domu? – dopytuję.
- Kot zajął moje miejsce. Mogę to chyba uznać za powód do rozwodu?
- Wystarczy fakt, że jej nie kochasz. – odpowiada Diego. – Po co masz tkwić w małżeństwie, które nie daje ci spełnienia? Bądź ze sobą szczery i spójrz prawdzie w oczy. To małżeństwo skazane jest na porażkę.
- Nie rób z siebie samarytanina. – dodaję. – Nie możesz kurczowo trzymać się swojej obietnicy w obliczu braku własnego szczęścia. Wybacz, ale muszę to powiedzieć. Jesteś kretynem.
- Dzięki. – burczy. – Tego mi było trzeba.
- Jesteśmy braćmi. – odpowiadam. – I naszym obowiązkiem jest wzajemne wsparcie i zrozumienie.
- My przynajmniej powiemy ci prawdę. – dopowiada Diego. – Może okrutną, ale zawsze prawdę. Poza tym podobno nie masz już gdzie mieszkać.
- Bardzo zabawne. – Alex posyła mu gniewne spojrzenie.
- Jak zabierzesz ze sobą te gogle VR to mogę ci posprzątać pokój gościny w moim domu. – sugeruje Diego. – Dostaniesz nawet prywatną łazienkę, a moja gosposia zawsze zrobi ci dobre jedzonko.
- Zgoda. – wypowiada z ulgą. – Ale to ty musisz zabrać moje rzeczy z domu. Jak ja tam wejdę, dostanę wstrząsu.
- Zadanie płatne ekstra. – parska śmiechem. – To praca w trudnych warunkach. Muszę stoczyć bójkę z drapieżnym kotem i wstrzymać oddech, aby nie obwąchiwać Kimberly.
- Chase! Kurwa! Nie uwierzysz, co się właśnie odjebało! – do salonu wbiega Leo, jeden z członków klubu, który w wolnych chwilach, czyli codziennie, spędza osiem godzin na służbie, jako policjant w głównym komisariacie policji w Waszyngtonie. Nie tylko DUCH ma swoich ludzi wszędzie. Ja również stosuję tą taktykę, aby chronić moją rodzinę i każdego z członków klubu. To mój cholerny obowiązek. – Kurwa. – klnie z podekscytowania. – Dobrze, że siedzicie, bo ta informacja może być szokująca. Sam nie wiem, co się odjebało, ale jesteśmy kurwa wolni!
- Co to znaczy? – dopytuję zdekoncentrowany.
- Jak zgredek Harrego Pottera? – dopytuje z rozbawieniem Diego. – Dostaliśmy skarpetę?
- Coś w tym stylu.
- Nadal nie rozumiem. – dodaje Alex.
- U komendanta pojawił się dzisiaj prokurator O'Connor i kazał mu zniszczyć całe nasza akta. Podobno zostaliśmy oczyszczeni ze wszystkich zarzutów i żadne śledztwa nie będą prowadzone.
- Ćpałeś coś? – pytam. Który z naszych dopalaczy ma taką moc, aby tak bredzić, ale zachowując przy tym jeszcze logiczny sens wypowiedzi!? To co mówi, Leo jest dosłownie NIEMOŻLIWE.
- Wiem, jak to brzmi, ale to prawda. Ktoś musiał przekupić Benjamina, aby zamknął naszą sprawę. Ba! On zniszczył całkowicie nasze akta. Nie ma naszych nazwisk w rejestrze. Zniknęliśmy.
- Dallas zrobił nam przysługę? – dopytuje Alex.
- Ta, na pewno. – stwierdza Diego. – Myślisz, że zwolniłby nas w świetle ostatnich wydarzeń? Dupa mu się pali i potrzebuje kogoś, kto znajdzie winnego.
- To nie Allen. – wypowiadam z pewnością, a w głowie mam tylko jedno słowo: DUCH. To jedyna osoba, która ma taką władzę, aby przekonać O'Connora do zamknięcia naszej sprawy. Co więcej, musiał dostać coś w zamian, aby się na to zgodzić. Benjamin to przekupny palant i zrobi wszystko, aby jego pozycja w prokuraturze wzrosła. W tym przypadku DUCH dał mu coś, co na pewno da mu rozgłos i sławę, a waga tej sprawy musi być o wiele większa, niż zbrodnie mojej rodziny.
- Jeśli nie on, to kto? – pyta Alex. – Skończyły nam się możliwości.
- Może O'Connor ma dość Allena tak samo jak my i postanowił mu zrobić na złość? – sugeruje Diego.
- Nie sądzę. – odpowiada Leo. – Benjamin jest znany jako przekupny drań.
- Jedyna osoba, jaka przychodzi mi do głowy to DUCH. – dopowiadam. – Wykonaliśmy dla niego zadanie i być może postanowił zerwać nasze powiązania z Dallasem.
- Forma nagrody? – dopytuje ze sceptycyzmem Diego. – Już dostaliśmy od niego milion dolarów za towar.
- Jeśli to DUCH to jasny sygnał dla nas, że musimy z nim współpracować. – stwierdza Alex.
- To już ustaliliśmy przy okazji transportu towaru. – kwituję.
- W ogóle, po co ta debata? – pyta z rozbawieniem Leo. – Jesteśmy wolni, więc w końcu czas, aby zrobić głośną imprezę!
- Dobry pomysł. – stwierdza Diego. – Chłopaki potrzebują się zabawić. Ogarnę wszystko! Alkohol, jedzenie i ładne dziewczynki! – klaszcze w dłonie i wstaje z fotela z nową energią. – Motyw przewodni? Jak wsadziliśmy Allenowi kij w dupę! Już czuję, jak mocno się najebię i jutro będę zdychał w pozycji krzyża na zimnej podłodze, ale takie informacje trzeba opić! A ty – wskazuje palcem wprost na mnie. – Napisz ładne podziękowania dla DUCHA. O! Może nawet zaproś go na imprezę! Poznamy się, omówimy współpracę.
- Jakby DUCH chciał się ujawnić, sam stanąłby w naszych drzwiach. – stwierdzam. – Podziękuję mu, ale nie zaproszę na imprezę.
- Racja. – kwituje Alex. – Jakiś ważniak w garniturze nie pasuje do troglodytów z naszego klubu.
Czemu mam wrażenie, że to nie jest prawda?
- Lauer! – nagły wrzask Dallasa Allena burzy naszą sielankę. – Powiedz mi kurwa, czy masz dla nas jakiekolwiek przydatne informacje!? – postać Allena i jego trzech kolegów pojawia się w moim salonie.
- Kto was tu wpuścił? – pytam z wyrzutem. – To nie jest wasz dom, więc wypierdalać. – zaciskam szczękę. – Powiedziałem, że dam ci znać, jak się czegoś dowiem!
- Twój czas właśnie minął. Chcę wiedzieć, kto dostarczył narkotyki do Gordona i kto jest tym jebanym informatorem!
To proste, sukinsynie – DUCH i Chase Lauer kłaniają się nisko.
- Nie mam pojęcia. Coś jeszcze?
- Jeszcze wpadnę na pomysł, aby wykorzystać twoje akta...
Śmiało, dzwoń do O'Connora. Pozdrów go ode mnie i poproś, aby pocałował cię w dupę.
- Nie daliście mi żadnych konkretnych informacji. – sugeruję. – Jak mam znaleźć osobę, która jest odpowiedzialna za to całe gówno, jeśli nie mam pojęcia, kto może wam życzyć tak źle.
- Sęk w tym, że sami tego nie wiemy. – wypowiada Jonas z frustracją. – Możemy jedynie rzucać podejrzenia na trzy przedsiębiorstwa z niezidentyfikowanym właścicielem.
- Dlaczego właśnie one? – dopytuje Diego. – Równie dobrze może to być osoba, która ma do was prywatny uraz.
- Poza tym dlaczego przedsiębiorstwa z branży gospodarki, farmaceutyki i budowlanej, miałby niszczyć wasze biznesy, jeśli nie mają ze sobą nic wspólnego? – dopowiada Alex. – To nie ma logicznego sensu. – gra aktorka moich braci zasługuje na statuetkę aktora roku.
- Nie macie innych wrogów? – pytam.
- Nie. – odpowiada Corey.
- Ale... - Titus drapie się po brodzie.
- Błagam cię – wtrąca Dallas. – Nie zaczynaj.
- Ta kobieta nie żyje. – stwierdza Jonas z irytacją.
Kobieta? Um, ciekawie rozpoczyna się ta pogawędka.
- Od pięciu jebanych lat mam jej słowa w głowie. – wypowiada Titus ze złością. – W dniu, w którym wasze życie zamieni się w koszmar, wypatrujcie kobiety w bieli. To ona was wykończy...
- Ja pierdolę. – kwituje Corey. – Ta kobieta nie żyje. Jej ciało znaleziono przy rzece Potomak, a gazety pisały o tragicznym morderstwie.
- Poza tym żaden z nas nie widział tej dziewczyny ubranej na biało. – dodaje Allen. – Poza tym nie istnieje coś takiego jak zjawiska paranormalne i żaden duch się na nas nie mści.
DUCH!? Ja pierdolę. Mam przed sobą całkiem ciekawą teorię i powinienem sprawdzić, czy jest prawdziwa. Mianowicie, jeśli ta dziewczyna żyje i tak się składa, że ma dostęp do ogromnego majątku Valeriana Rossa, to mam gotowe rozwiązanie zagadki.
- Chcę wiedzieć, co jej zrobiliście? – dopytuje Diego.
- To nie jest wasz zasrany interes. – warczy Allen. – Znajdźcie mi winnego, a zapomnę o waszych aktach. To sprawa życia i śmierci.
Z pewnością – naszego życia i waszej śmierci.
- Wypierdalać. – wypowiadam zjadliwie. – Jak coś ustalę, dam znać.
Prędzej przypalę sobie fiuta niż cokolwiek wam powiem.
- Chase, proszę. – mówi Titus. – Pomóż nam, a zapomnimy, że się znamy.
- Sprawdzamy tą teorię? – pyta Alex, kiedy pozostajemy sami.
- Powinniśmy. – stwierdzam po chwilowym namyśle. – Ale DUCH chce pozostać w statusie incognito. Uszanujmy to.
______
Jeszcze jeden?
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top