Rozdział czterdziesty piąty - poczucie winy

Chase Lauer

- Powiesz mi, dlaczego wracamy do Waszyngtonu? – pyta Diego, a jego mina świadczy o ogromnym niezadowoleniu. – Powinniśmy być na polu bitwy! – oburza się, na co jedynie unoszę brew. Jego brawura udowodniła mi jedynie, że Diego nie nadaje się do tego, aby traktować go poważnie. To wciąż dziecko, które nie wyrosło z dziecięcej kołyski i śpiochów. – Nie zamierzasz się odzywać? Zostawiliśmy Alexandra, a sami uciekamy? Co z ciebie za przywódca? – parska śmiechem, więc posyłam mu jadowite spojrzenie.

Czy Diego właśnie podważył moje kompetencje? Pieprzony bachor...

Zdaję sobie sprawę, że moje miejsce jest obok Alexandra w Meksyku, ale zaatakowano naszą siostrę. W Waszyngtonie rozgrywają się sceny, o jakich Diego nawet nigdy nie śnił, więc co on może wiedzieć, o tym co powinienem, a czego nie powinienem robić? Alexander jest drugi w kolejce do objęcia władzy, co czyni go moją prawą ręką, dlatego pozostawiłem go z połową naszych ludzi, aby dopilnował Łysej Czaszki w procesie otrucia Carlosa.

Poza tym Alex miał rację, mówiąc, że podjąłem dobrą decyzję, aby nie rozpoczynać wojny z kartelem narkotykowym. Ofiar byłoby znacznie więcej, a każdy z moich chłopaków ma rodziny, do których chcą powrócić. Odkąd objąłem władzę, robię wszystko, aby zachować względny pokój dla dobra moich braci i ludzi.

- Uciekasz, prawda? – Diego kontynuuje swój wywód. Ma szczęście, że siedzimy w samolocie, gdzie nie mam zbyt wiele miejsca, aby wstać i na nowo złamać mu nos, który dopiero, co został nastawiony. – Naprawdę Valerie znaczy dla ciebie więcej niż bracia? – Słucham!? Odwracam głowę, aby posłać bratu wrogie spojrzenie. Za kogo on się uważa, do licha? – Niesamowite, że straciłeś jaja przez kobietę, która się rządzi.

- Chcesz poznać powód, dla którego wracamy? – pytam z pogardą.

- Przez twoją nową dupę, którą pewnie szybko się znudzisz. – ton jego głosu to czysta pogarda. Obiecuję, że kiedy samolot wyląduje na płycie lotniska, zatłukę go na śmierć.

- Przez ciebie. – odpowiadam z naciskiem. – Twoja niesubordynacja doprowadziła do poważnych problemów.

- A co? Jeti zaatakował twoją królową lodu? – śmieje się. – DUCH sobie nie poradził z mitycznym stworem?

- Wiesz, co przydarzyło się Valerie, prawda? – Diego przytakuje. – Tak się składa, że Amy stała się celem Dallasa Allena, a na miejscu nie mam nikogo, kto ochroniłby naszą siostrę. Jakiś idiota, zlekceważył swojego szefa i pozostawił swoją siostrę na pastwę losu. – dopowiadam z goryczą. – Jeśli spadnie jej włos z głowy, zamorduję cię. – wypowiadam przez zaciśnięte zęby, nachylając się nad jego uchem. – Jeden jebany włos, a stracisz życie.

- Chase, ja...

- Pierdol się, Diego. – przerywam jego wypowiedź zanim jego usta palną kolejną głupotę. – Ponownie zachowałeś się jak dzieciak, który nie akceptuje w swoim życiu słowa: „nie". Kazałem ci pozostać w domu, aby dbać o bezpieczeństwo wszystkich, na których nam zależy. Nie mogłeś przewidzieć, że Allen zaatakuje Amy, ale właśnie dlatego miałeś zostać w domu! Kiedy otrzymałem telefon od Huntera, że Amy jest narażona na atak Allena, nie miałem nikogo w Waszyngtonie, aby wysłać go do niej. Jesteś idiotą, która zawiódł moje zaufanie, więc lepiej zejdź mi z oczu, kiedy tylko wylądujemy. Nie chcę cię widzieć dopóki nie dorośniesz i nie przełkniesz faktu, że jesteś trzecim bratem, ostatnim w hierarchii. Dałeś mi wystarczający powód do tego, aby nie traktować cię poważnie. Alexander przejmie twoje obowiązki i zaopiekuje się Blair i Clarą. Ty masz wolne. Rób, to co ci wychodzi najlepiej. Idź pobawić się w piaskownicy z innymi dziećmi.

- Amy jest już bezpieczna? – pyta niemal szeptem.

- Skąd mam wiedzieć? – parskam śmiech, czując gorycz. – Amy nie odbiera ode mnie telefonów, więc odpowiedz sobie sam.

Hunter obiecał mi, że moja siostra będzie bezpieczna, ale to mi nie wystarcza. Boję się o nią, a moja głowa co chwilę przywołuje obraz martwego ciała Amy. Jeśli moja wyobraźnia urzeczywistni moje myśli, zabiję każdego, kto przyczynił się do jej śmierci.

Moja siostra nie odebrała dziś ode mnie ani jednego telefonu, ani nie oddzwoniła, a Hunter milczy jak zaklęty. Nawet jeśli się odzywał, znajduję się setki kilometrów nad ziemią, gdzie nie ma zasięgu. Mogę jedynie modlić się do opaczności, aby chroniła Amy.

- Valerie jej nie chroni? – dopytuje Diego.

- Oczekujesz, że ta królowa lodu ochroni naszą siostrę? – pytam sarkastycznie, dając nacisk na słowa: „królowa lodu". – Valerie to jej jedyny ratunek, bo jakieś dziecko, zignorowało mój rozkaz. – spojrzenie brata ucieka na siedzenie przed nim, jakby bał się spojrzeć wprost na mnie. Ma rację. Lepiej niech zniknie mi z zasięgu wzroku. Poza tym mam nadzieję, że poczucie winy zeżre go od środka. – Wiesz, co jest w tym wszystkim najgorsze? – nachylam się nad nim, aby dobrze usłyszał moje następne słowa. – Jedynym ratunkiem dla Amy jest kobieta, która przeżyła piekło, na jakie narażona jest obecnie nasza siostra. Myślisz, że jest to dla niej łatwe?

- Przecież ma swoich ludzi od ochrony. – odpowiada. – Sama nie naraża siebie na atak Allena.

- Masz pewność? – syczę. – Bo ja nie.

Hunter jasno powiedział: „ona spotka się z nimi twarzą w twarz". Kiedy te słowa opuściły jego usta, zamarłem. Dlaczego Valerie chce się aż tak narażać? Właśnie, dlatego muszę wrócić, bo w niebezpieczeństwie jest nie tylko moja siostra, ale i kobieta, która jest dla mnie cholernie ważna.

- Valerie jest inteligentna. Nie zrobi niczego głupiego. – zapewnia mnie, jakby chciał dodać mi otuchy.

- Jest za późno na braterskie zapewnienia. – prycham. – To, co dzieje się w Waszyngtonie to w połowie twoja wina.

- Nie mów tak...

- Diego, do diabła! Czas najwyższy, abyś poniósł konsekwencje swojego dziecinnego zachowania! Nasza siostra jest na celowniku Allena, a jedyną osobą, która może ja chronić jest Valerie, która w ogóle nie powinna znaleźć się w pobliżu żadnego z tych sukinsynów. Jeśli nie wiesz, co grozi Amy to pozwól, że ci to zobrazuję. – następne słowa kieruję wprost do jego ucha. – Porwą ją, rozbiorą i zgwałcą. Każdy z tych obślizgłych fiutów będzie bezcześcił ciało naszej siostry, a później wbiją jej ostrze noża w klatkę piersiową. Mam nadzieję, że będziesz potrafił z tym żyć i spać. Ale najważniejsze, że pomściłeś Sebastiana, prawda?

- Przemawia przez ciebie okrucieństwo. – stwierdza, a ton jego głosu wskazuje na rezygnację z walki ze mną. W końcu, kurwa!

- Przemawia przeze mnie szczerość, braciszku. Spierdoliłeś sprawę po całości i módl się, aby Hunter dotrzymał danego mi słowa. W tym momencie mogę polegać jedynie na kimś, kogo nie znam. Powierzyłem mu bezpieczeństwo Amy, choć to ty powinieneś być tym, który się nią opiekuje.

~***~

Valerie Ross

Nie spodziewałam się, że spotkanie twarzą w twarz z moimi oprawcami będzie wymagało ode mnie tak wiele siły, ale po powrocie do domu, czuję się wyczerpana, jakbym przebiegła stukilometrowy maraton. Moich emocji nie da się opisać słowami, ale kiedy Hunter wyprowadził mnie i Amy z kawiarni, poczułam, jakby ogromny ciężar przygniótł moje ciało.

Moja traumatyczna przeszłość patrzyła mi prosto w oczy. Czułam jej zapach. Ten sam strach pojawił się w moim umyśle. Instynkt kazał mi uciekać, a mimo to stałam tam – dumna, pewna siebie i rozważna. Napawałam się widokiem ich strachu i niedowierzania. Sara Moore urzeczywistniła się i stała się i kreatorem ich przyszłości.

- Skąd wiedziałaś? – pytanie pada z ust Amy, która za wszelką cenę nie chciała wrócić do własnego mieszkania. Jako, że jest siostrą Chasea, postanowiłam, że najbliższą noc spędzi razem ze mną w domu mojej mamy. Nie mogłam jej zostawić pod opieką moich ludzi, kiedy w jej oczach widziałam przerażenie, które niegdyś opisywało mój wewnętrzny strach o własne życie.

- Pracownicy Huntera śledzą ich od lat. – wyjaśniam. – Dlatego wiedziałam, gdzie ich szukać.

- Nie o to pytam.

- To znaczy?

- Skąd wiedziałaś, że planują mnie zniewolić, zgwałcić i zamordować?

Spoglądam na dziewczynę, ale po wyrazie jej twarzy, mogę stwierdzić, że już zna odpowiedź na zadane pytanie. Pozostaje mi jedynie kiwnąć głową na znak potwierdzenia, a wtedy jej źrenice rozszerzają się, a usta tworzą idealne: „o". Co powinnam jej powiedzieć?

Proszę, nie współczuj mi?

Proszę, zmieńmy temat?

Proszę, nie myśl o tym? Jesteś już bezpieczna?

- To dlatego Chase do mnie wydzwaniał? – dopytuje.

- Zapewne tak. Hunter poinformował go o wszystkim.

- Powinnam do niego oddzwonić! – panikuje, a po chwili rzuca się na swoją torebkę i wysypuje jej zawartość na kanapę, aby odnaleźć swoją komórkę. – Myślałam, że dzwoni, aby ponownie namówić mnie do powrotu do domu rodzinnego, dlatego go zignorowałam. Skąd mogłam wiedzieć, że chciał mnie ostrzec? - dopytuje płaczliwe. – Och, Chase. Pewnie się martwi... Ale ze mnie idiotka!

- Amy. – chwytam ją za nadgarstek, aby ją powstrzymać. – Hunter poinformował Chasea, że zadba o twoje bezpieczeństwo. To powinno mu wystarczyć.

Jeśli zadzwonisz możesz go rozproszyć, a wtedy straci czujność i ktoś zrobi mu krzywdę, a obiecał mi, że do mnie powróci.

- Znam Chasea. – odpowiada mi hardo. – Nie skupi się na niczym dopóki nie dowie się, że jestem bezpieczna. Od zawsze o mnie dba i nikt nie przekona go do tego, że jestem cała i zdrowa. – chwyta za komórkę, a następnie wybiera numer Chasea, ale od razu włącza się automatyczna sekretarka. – Cholera. Spróbuję jeszcze raz. – ponowne połączenie od razu kieruje ją na skrzynkę pocztową.

Do diabła!?

Co to oznacza?

- Chase zawsze odbiera ode mnie telefony. – panikuje Amy, co momentalnie udziela się również mnie. Co, jeśli coś mu się stało? Cholerny Hunter! Amy była bezpieczna, więc niepotrzebnie rozproszył uwagę Chasea! – Ale nie popadajmy w paranoję. Na pewno wszystko z nim w porządku. To silny i uparty facet.

- Masz rację. – biorę głęboki, uspokajający oddech. – Może znalazł się w miejscu, w którym nie ma zasięgu.

- Na pewno! – Amy uśmiecha się, ale ten grymas nie dosięga oczu. Po prostu próbuje rozluźnić atmosferę, ale to na nic. Obie mamy świadomość, czym obecnie zajmuje się Chase, a jego misja może wywołać wojnę, której za wszelką cenę chciał uniknąć. – Może spróbuję jeszcze raz?

- Zrób to. – kiwam głową.

- No dobra. – wzdycha. – To dzwonię. – ponownie wybiera numer do brata, ale tym razem pojawia się sygnał. O rany! Tak!

- Amy! – głos Chasea po drugiej stronie stanowi dla mnie pewien rodzaj ulgi. – Nic ci nie jest?

- Wszystko ze mną w porządku. – zapewnia go, a w tonie jej głosu również wyczuwam ulgę. – Valerie i Hunter pojawili się zanim Allen zdążył zaatakować.

- Valerie pojawiła się tam osobiście?

- Tak. Gdybyś ją widział! – uśmiecha się, kiedy o tym opowiada. – Weszła do kawiarni, ubrana cała na biało, niczym lwica, która pragnie chronić swoje młode. Nigdy nie widziałam kogoś tak pięknego i pewnego siebie. Kobieca energia wtargnęła do środka i zdominowała sytuację. – puszcza w moim kierunku oczko. – Chcesz z nią porozmawiać? Jest tutaj obok.

- Wolę to zrobić osobiście. – wyjaśnia. – Gdzie jesteście? Przyjadę.

- Droga z Meksyku może ci zająć dwa dni. – naśmiewa się.

- Jestem w Waszyngtonie. – wypowiada z naciskiem.

Wrócił? Ta informacja sprawia, że cała moja energia powraca, a umysł na nowo odzyskuje spokój.

- Kiedy wróciłeś? – dopytuje Amy.

- Przed chwilą wysiadłem z samolotu. Przekaż proszę Valerie, że właśnie spadł pierwszy płatek śniegu. Będzie wiedziała, o co chodzi. – Och! – Wyślij mi adres. Zaraz będę. – rozłącza się, a ja mogę powiedzieć tylko jedno.

- Pierwszy płatek śniegu. – szepczę, lecz Amy posyła mi pytające spojrzenie. – Zapamiętał...

______
Do zobaczenia w następnym rozdziale😁

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top