Rozdział czterdziesty pierwszy - prawy prosty
Chase Lauer
Docieramy na miejsce w niecałe czterdzieści osiem godzin, robiąc jedynie krótkie przerwy na zakup świeżej kawy i skorzystanie z toalety. Niemniej jednak, kiedy Alexander zadzwonił z informacją, że Sebastian zmarł, wcisnąłem gaz do podłogi, aby dotrzeć do niego jak najszybciej. Carlos Garcia zapłaci mi własnym życiem za śmierć mojego człowieka i jestem pewien, że będzie smażył się za to w piekle.
- Wykrwawił się na stole operacyjnym. – wyjaśnia Alex, kiedy wysiadamy z ciężarówek. – Dostał krwotok wewnętrzny, a lekarze to partacze. – spluwa na ziemię. – Do kurwy nędzy! – zaciska szczękę. – Nie żyje nasz człowiek, bo obiłem mu mordę!
- To nie jest twoja wina. – wypowiadam bez przekonania. Po prawdzie, poobijana twarz Sebastiana mogła stanowić problem dla jebanego Carlosa, aczkolwiek mimo to, nie powinien tykać mojego człowieka. To, co zrobił, zasługuje na nabicie jego głowy na metalowy pręt i pokazanie jej światu, jako trofeum i przestrogę dla każdego, kto choć pomyśli o zamordowaniu kogoś, kto należy do rodziny Lauer.
- Oboje wiemy, że to nie jest prawda. – odpowiada Alex z goryczą w głosie. – Carlos to psychopata, a poobijana twarz Sebastiana mogła wzbudzać jego podejrzenia. Doskonale znasz Carlosa i wiesz, że zaatakował Sebastiana, uważając go za kreta.
- Zła ocena sytuacji skutkuje jego rychłą śmiercią. – stwierdzam. – Przygotujcie się. Wieczorem zaatakujemy.
- Myślałem, że przyjmiesz propozycję tego loczka, który podarował ci przydupasa Valerie. – błyskawicznie odwracam się w kierunku Diego, który z nonszalancją opiera się o ciężarówkę. Jego spojrzenie rzuca mi pewnego rodzaju wyzwanie: „I co mi zrobisz, cwaniaczku?". – Podobno odrobina tojadu zabija po cichu i szybko. – kąciki jego ust unoszą się ku górze, jakby naśmiewał się z mojej krótkowzroczności.
Jakim cudem do chuja, nie zauważyłem, że ten mały, bezczelny palant wsiadł do jednego z samochodów!?
- Co ty tutaj robisz, do chuja!?
Krew we mnie wrze ze złości. Czuję, jak temperatura mojego ciała zwiększa się, a adrenalina przyśpiesza bicie mojego serca. Dopadam do Diego w mgnieniu oka, a swoje dłonie zaciskam na jego koszulce.
- Wyluzuj. – odpowiada nonszalancko. – Nie mogłeś mi kazać zostać w domu.
- Dostałeś jebany rozkaz. – warczę. – Zbagatelizowałeś mnie, moją pozycję i wszystkie zasady! – potrząsam jego ciałem w geście niezadowolenia. – Co za jebane gówno! – bez zastanowienia uderzam Diego prosto w szczękę, odpychając go o siebie. Nie mam litości dla kogoś, kto nie okazał mi szacunku, nawet jeśli tą osobą jest mój brat. – Dostałeś jedno zadanie, ale twoja jebana duma nie mogła tego zaakceptować, prawda? – parskam śmiechem.
- Co się dzieje? – dezorientacja Alexa jest uzasadniona, ponieważ nie poinformowałem go wcześniej o wydarzeniach z domu. Nie potrzebował kolejnych kiepskich informacji w obliczu postrzelania Sebastiana, a mimo to wiem, że stanie po mojej stronie. – Coś ty Diego odjebał? – dopytuje, kiedy moja dłoń ponownie zderza się ze szczęką brata.
Przez niego Valerie została z Hunterem, któremu jeszcze nie ufam, a na wolności jest ktoś, kto poznał jej adres zamieszkania i zagraża jej życiu. Poza tym, obiecałem, że Diego ochroni jej przyjaciółki przed atakiem Williama, ale w obliczu zignorowania moich rozkazów, złamałem wszystkie dane jej obietnice. Ja pierdolę! Popierdolony bachor i jego chęć sprzeciwiania się!
- Dostał rozkaz, aby chronić pannę Ross i jej przyjaciółki. – odpowiada za mnie Leo. – Jak widać na załączonym obrazku, zignorował naszego szefuńcia i ma za swoje.
- Jakiś psychopata zakradł się do domu panny Ross. – dopowiada Brandon. – Dlatego Diego miał zostać w domu, aby dbać o jej bezpieczeństwo.
- Ja pierdolę! – kwituje Alexander, a jego sylwetka prędko pojawia się przed Diego, a jego mocny cios wycelowany w brodę, ścina brata z nóg, a jego ciało zderza się z gorącym asfaltem. – Możesz nie zgadzać się z rozkazami Chasea, ale nie zapominaj, że to on ma władzę i podejmuje wszystkie decyzje. Gdybyś odjebał coś podobnego za czasów panowania ojca, straciłbyś łeb, abyś nigdy więcej nie próbował za niego myśleć.
Co więcej, mam ochotę zrobić dokładnie to samo. Diego musi ponieść konsekwencje swojej niesubordynacji. Konsekwencje jego głupiej i egoistycznej decyzji mogą być dotkliwe, jeśli Hunter straci czujność i nie zauważy zagrożenia pędzącego w kierunku Valerie. Właśnie dlatego Diego miał stać się drugą parą oczu. Kurwa mać.
- Garcia zamordował Sebastiana, a ja miałem zostać w domu i pilnować jakieś wysoko postawionej laleczki? – dopytuje zjadliwie Diego. – Ona ma od tego swój sztab ludzi. W porównaniu do Chasea, zawsze wybieram naszych ludzi!
- Ta wysoko postawiona laleczka uratowała nam tyłki. – kwituje Leo. – Chase ma rację. Dałeś dupy i nie ma na to żadnego wytłumaczenia.
- Sebastian nie żyje! – Diego daje nacisk na słowa: „nie żyje", aby wybrzmieć dosadnie. Wstaje z ziemi, a następnie mierzy mnie nienawistnym spojrzeniem. Jak ja mogłem mu zaufać i uważać, że jego bunt jest przejściowy? Aż tak bardzo chciałem wierzyć w brata, który jest kretynem? – To wystarczający powód, aby tutaj być.
- Twoje miejsce jest w Waszyngtonie u boku Huntera. – wypowiadam ze złością. Ponownie czuję w sobie potrzebę, aby uderzyć go prosto w twarz. Jestem rozczarowany jego postawą i tym razem muszę się zgodzić ze stwierdzeniem ojca: „Diego sprowadzi na nas ogromne problemy. Wszystkie decyzje podejmuje emocjami i nie potrafi słuchać."
- Jesteś o niego zazdrosny, dlatego miałem go pilnować. – stwierdza Diego, a jego udawana wesołość działa mi na nerwy. Zaciskam szczękę, próbując uspokoić się w myślach. Jeśli uderzę go jeszcze raz to go zabiję. – Twoja niunia jest mądra i sobie poradzi. Valerie, przynajmniej rozumie, że moje miejsce jest przy rodzinie, a ty zachowujesz się jak zakochany kundel i robisz ze mnie ochroniarza.
- Diego. – wtrąca Alex. – Nie tym tonem.
- Nie wtrącaj się!
- Zamknij mordę, kurwa. – irytacja Alexandra widoczna jest gołym okiem. – Postąpiłeś lekkomyślnie i głupio, a twoje kretyńskie wyjaśnienia wcale ci nie pomagają. Radzę ci się zamknąć, jeśli nie masz niczego mądrego do powiedzenia. W przeciwnym razie, utnę ci ten jebany język. Nic na tym świecie nie wyjaśni tego, dlaczego zignorowałeś polecenia szefa, a śmierć Sebastiana nie dała ci prawa do zignorowania naszych zasad. Chase to nasz brat, ale przede wszystkim głowa rodziny i szef. Jeśli miał powód, abyś został w domu to twoim zasranym obowiązkiem było pozostanie w DOMU!
- Hipokryta. – kwituje Diego. – Kto pobił Sebastiana?
- Poniosłem konsekwencje. – przyznaje Alex. – Chase dosadnie pokazał mi, gdzie jest moje miejsce w szeregu. W przeciwieństwie do ciebie, zrozumiałem.
- Pogadamy o tym w domu. – stwierdzam gniewnie. – W tym przypadku nie mamy czasu na powolną zemstę. Za dwie godziny mamy być gotowi do drogi powrotnej, jasne? – spoglądam na moich ludzi. Ich twarze wyrażają dwie emocje: determinację i żądzę zemsty. To dobre emocje do tego, aby pomścić naszego brata. – Zanim Diego odjebał ten szajs, chciałem doprowadzić do śmierci Carlosa poprzez postrzał. Wet za wet. Natomiast zależało mi, aby nie doprowadzać do krwawej jatki, aby każdy z nas powrócił do swoich rodzin. Teraz widzę tylko jedną szansę na załatwienie sprawy. – sięgam do schowka w ciężarówce i wyjmuję z niego pakunek podarowany przez Huntera. – Otrujemy go.
- Czyli jednak loczek się przydał. – parska śmiechem Diego, a po niespełna dwóch sekundach, Alexander łamie mu nos jednym prawym prostym. Posyłam mu spojrzenie typu: „dziękuję", a następnie kontynuuję swój wywód.
- Alex, umów się z Carlosem na spotkanie na neutralnym gruncie. Waszym zadaniem jest pozostanie w ukryciu i zastrzelenie tych, którzy będą mu towarzyszyć. Natomiast ja będę tym, który zmusi go do połknięcia trucizny. Będzie ją połykał ze świadomością rychłej śmierci.
- A co ze mną? – dopytuje Diego.
- Zejdź mi z oczu. – posyłam mu wrogie spojrzenie. – I pilnuj Sebastiana, aby ktoś nie wykradł jego ciała.
- Odsuwasz mnie od głównej misji? – dopytuje z wyrzutem.
- Tak. – przyznaję. – Tym razem mam nadzieję, że zapoznasz się z definicją rozkazu.
- I błagam... - dopowiada Alex. – Nie dyskutuj. Czas najwyższy dorosnąć i zaakceptować hierarchię.
Diego nic więcej nie mówi, dlatego mam nadzieję, że coś do niego dotarło, choć podejrzewam, że jego milczenie spowodowane jest raczej strzeleniem klasycznego focha, by pokazać swoje niezadowolenie, niż zrozumieniem, że postąpił nieakceptowalnie.
Jeśli jego głupota w jakikolwiek sposób skrzywdzi Valerie, osobiście nabiję jego łeb na pal, a resztę ciała pozostawię sępom na pustyni. Jeszcze nigdy dotąd, nie czułem takiego rozczarowania względem własnego brata i szczerze mówiąc, nawet nie mam pojęcia, jak mam reagować. Mogę liczyć jedynie, że Diego w końcu dorośnie.
- Jesteście gotowi? – zwracam się do wszystkich chłopaków. Potwierdzają mi ruchem głowy, więc pakujemy się z powrotem do ciężarówek. Tym razem bacznie obserwuję Diego, które ma tutaj pozostać, aby zaopiekować się ciałem Sebastiana, które znajduje się w szpitalnej kaplicy. Jego spojrzenie jest pełne bólu i wyrzutu, co daje mi nadzieję na to, że jego sumienie w końcu powiedziało: „jesteś skończonym idiotą!" Kiedy odjeżdżamy z miejsca, moja komórka daje o sobie znać. Na wyświetlaczu pojawia się nieznany numer.
- Halo?
- Tu Hunter.
Ja pierdolę! Coś się stało, prawda?
- Co z Valerie?
- Z nią wszystko w porządku, ale Dallas Allen właśnie zaczaił się na twoją siostrę. – KURWA JEGO JEBANA MAĆ. DIEGO!
______
🙉🙊😁
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top