Rozdział XVII
Następnego dnia czuła, jak coś łaskocze ją po twarzy. Otworzyła oczy i zobaczyła pysk Kiry, który zrywa z niej płaszcz. -Skąd ten płaszcz? -W myślach zapytała sama siebie.
-Już dobrze. Wstaję, wstaję. -Rozciągnęła się i zobaczyła jak Edan kończy jeść chleb. -A dla mnie? -Zdziwiła się, że nic jej nie zostawił.
-Trzeba było wstać wcześniej. Naprawdę chcesz być dręczycielką? Myśl. Nie zabrałaś żadnego jedzenia, czy nawet koca. Od dziś nie masz żadnych ulg. Nie obchodzi mnie to, że jesteś kobietą. Rozumiesz? Bierz się do roboty i oporządź Kirę. Nie przygotowałaś, to nie ma śniadania.
Dziewczyna przyglądała mu się z otwartymi ustami. Nie była w stanie nic powiedzieć. Cieszyła się, że nareszcie zaczął traktować ją poważnie. Miała się odezwać na temat ulg i płaszcza, którym była opatulona. Postanowiła, że zachowa to dla siebie.
Od ponad godziny jechali na wschód, dopóki nie zauważyli małej drewnianej chatki w oddali. Gdy zbliżyli się do chaty, nie wydawała się taka mała. Ogromna stajnia obok i ciche rżenie koni rozeszło się po okolicy. Tak jakby wyczuły ich obecność.
Zza chatki wyszedł mężczyzna. Szczupły i z kilku dniowym zarostem. Niósł w dłoniach dwa wiadra wypełnione wodą. Widząc gości, odstawił wiadra i założył dłonie na biodra.
Edan zszedł z klaczy i otworzył furtkę. Złapał Kire za uzdę i wprowadził Ilayę na jej grzbiecie.
-Witaj przyjacielu! -Krzyknął mężczyzna i z uśmiechem podszedł do białowłosego, jednocześnie wyciągając dłoń.
-Witaj. -Odparł sucho Edan. Ilaya w tym czasie schodziła z klaczy. Ucieszyła się, że tym razem nie wpadła w pułapkę.
-Dzień dobry. -Podeszła i wyciągnęła dłoń w stronę mężczyzny.
-Witam piękną damę, jak ci na imię? Ja nazywam się Dany Styers. Co cię tu sprowadza? -Podszedł i ucałował jej dłoń. Dziewczyna natychmiast oblała się rumieńcem, gdy szare oczy natrafiły jej wzrok.
-Nazywam się Ilaya, miło mi pana poznać. Przybyłam, aby...
-Chcemy wybrać konia, aby nie musiała już męczyć mojej Kiry. -Wciął się Edan.
-Edan nie przerywaj jej w połowie zdania! Trochę więcej kultury. Zapraszam do mojej skromnej chatki. -Uśmiechnął się w stronę czarnowłosej. Położył dłoń na jej tali i chciał poprowadzić ja przodem. Lecz dziewczyna szybko się wywinęła i zawróciła do klaczy mówiąc, że idzie po płaszcz.
-Jest troszeczkę chłodno. -Kolor jej twarzy raczej twierdził, że wręcz przeciwnie. Jednak żaden z mężczyzn nie skomentował tego. Po chwili się uspokoiła. -Co jest nie tak z tym facetem? -Pomyślała. Dołączyła do towarzystwa.
Weszli do chatki, a mężczyzna zamkną za nią drzwi. Wyprzedził dwójkę i podszedł do stolika, na którym stał dzbanek z kawą i zawołał ruchem ręki do siebie Edana.
-Może moja piękna pani, ma ochotę na filiżankę... -Urwał gwałtownie wypowiedź. Sztylet powędrował centymetr na prawo od jej twarzy. Nawet nie drgnęła. Nóż zatrzymał się w drzwiach.
-Niesamowity spokój. -Patrzył się w jej stronę z zaciekawieniem. Na twarzy Edana malowało się zdziwienie. -Pamiętasz Edan? Ty schyliłeś się i z wystraszonym wzrokiem pytałeś, czy mi odbiło. -Uśmiechnął się w stronę białowłosego.
-To było, gdy miałem trzynaście lat. Ona ma około dwudziestu.
-Mam dziewiętnaście mięśniaku! -Spojrzała zaszokowana w jego stronę.
-Skąd wiesz? -Zmarszczył brwi.
-Po prostu wiem. Urodziłam się ósmego kwietnia, dziewiętnaście lat temu. -Zamilkła. Zastanawiała się czy coś jeszcze jej się przypomniało.
-Pamiętasz coś jeszcze? -Dopytywał się białowłosy.
-Nie, nic więcej.
-No dobrze, więc może jednak napijemy się tej kawy? -Uśmiechnął się. -W ogóle, dlaczego taka reakcja? Dlaczego się nie skuliłaś?
-Przeczuwałam, ze coś jest nie tak. Twoja postawa i nagły ruch ręki, sugerował, że ukrywasz coś w rękawie. Wiedziałam, że byś mnie nie skrzywdził.
-Tak? A skąd wiesz? -Uśmiechnął się do Edana.
-Po pierwsze, Edan by za to odpowiedział. Po drugie, dużo powiedziała mi twoja postawa. Gdybyś celował w głowę, obrót byłby pełniejszy. Ćwiczyłam, rzut nożem od tyłu, gdy Edan zostawił mnie samą na kilka godzin. -Uśmiechnęła się szyderczo w stronę przyjaciela. - Nie gap się tak na mnie, drzemałeś z Eliotem. - Spojrzała na białowłosego.
-A ja myślałem, że wolisz kobiety. -Dany roześmiał się.
Edan posłał mu zabójcze spojrzenie, jednak ten nawet nie zwrócił na to uwagi.
-Kontynuując... Nauczyłam się tego z jednej księgi ,,Sztuka sztyletów" podpisana D.S. Jak na razie nie opanowałam jeszcze ,,techniki końca". Więc jeżeli sam autor tak wybitnej księgi dałby mi kilka wskazówek, byłabym wdzięczna. -Zarzuciła włosy na plecy i uśmiechnęła się do obu mężczyzn.
Mina Edana sugerowała Ilayi, iż był w szoku. Dany natomiast wydawał jej się zachwycony faktem, że tak szybko połączyła historię w całość.
-Nawet nie wiesz Edan jaki skarb ze sobą przywiozłeś. -Szarooki spojrzał na niego.
Ilaya poczęstowała się kawą i chodziła po głównym pomieszczeniu domu. Mężczyźni wyszli na zewnątrz zając się Kirą i odciążyć ją z siodła i innych rzeczy. Takich jak bukłaki z wodą.
Pomieszczenie było dość przytulnie urządzone, nad kominkiem stały obramowane zdjęcia. Na jednym z nich był Edan, uśmiechnięty od ucha do ucha. Trzymał za lejce małego brązowego konia, obok stał Dany. Brązowa burza włosów z kilkoma siwymi pasemkami. -Wyglądają jak ojciec z synem. -Pomyślała. Przeszła wzrokiem po całym pomieszczeniu. Jej uwagę zwróciła spora kolekcja książek. Przejrzała kilka poradników typu ,,Patroszenie zwierzyny" czy ,,Tułaczka po świecie bez bagażu". Kilka książek dotyczyło tresury koni. Zatrzymała się na zbiorze najbardziej skutecznych broni. Przewijała strony, a nazwy uciekały jej oczom. Sztylety, maczugi, miecze, trucizny. Jednak to łuk przykuł jej uwagę. -Była o nim wzmianka przy hromosach. Szukała w pamięci tamtego fragmentu. Przeleciała wzrokiem po stronie i znalazła to czego szukała.
,, łuk i strzały wykonane z Edneńskiego metalu wiązanego z hromosem, może zadziałać niczym przewodnik magii. Prowadząc do łatwiejszego opanowania sztuki korzystania z własnych umiejętności. Hromos podczas wypowiedzenia odpowiedniego anysu wchodzi w reakcję między samą bronią z zawartością Edneńskiego metalu, a samym jego posiadaczem stając się przedłużeniem ciała"
Księga wypadła z jej rąk, gdy usłyszała, jak Dany woła ją z zewnątrz.
-Już idę! -Krzyknęła i schyliła się po książkę. Na dolnej półce regału, zauważyła czarną księgę. ,,Demony i ich moce" Sam tytuł ją zafascynował, ale nie miała czasu, aby ją przejrzeć, gdyż Edan wszedł do pomieszczenia.
-Chyba nie ładnie jest staruszkowi czekać? -Po czym spojrzał na książkę, którą podnosiła z podłogi. -Później poczytasz bajki.
Wstała, odłożyła księgę na miejsce i ruszyła w stronę drzwi. Na zewnątrz stał uśmiechnięty Dany razem z Edanem. Zaprowadzili ją do stajni na tyłach domu. Jej oczom ukazały się piękne rumaki.
-Możesz wybrać jakiego sobie zapragniesz, ale radzę wybierać rozsądnie. Czasami od odpowiedniego konia będzie zależeć twoje życie. -Dany uśmiechną się w stronę dziewczyny.
Ilaya przechodziła pomiędzy nimi. Obserwowała i oceniała piękne rumaki. Jedne miały gęste grzywy i beczułkowaty kształt, inne natomiast długonogie, kasztanowe piękności.
-Piękne. -wyszeptała do siebie, gdy ujrzała klacz o czekoladowej barwie.
-To koń Alvijski. Cudowny masz rację. Silny rumak. Chcesz go dosiąść?
-Mogę? -Zapytała nie odwracając wzroku od zwierzęcia.
-Oczywiście po to tu jesteś, czyż nie?
-Tak. -Uśmiechnęła się szeroko. Złapała konia za uzdę i już miała wyprowadzać go na zewnątrz, gdy z tyłu coś mocno szarpnęło ją za włosy. -Co jest!? -Krzyknęła i odwróciła się. Ujrzała długonogą, elegancką klacz. Wpatrywała się w jej oczy, a one wydawały się mówić ,,Weź mnie, nie zawiodę Cię! Zobaczysz". Przybliżyła się do niej i pogłaskała jej pysk. -Chyba zmieniłam zdanie. -Zwróciła się do mężczyzn.
-Chcesz ją? Atria nie pozwala mi się dosiadać. Nigdy mi nie pozwoliła. Znalazłem ją rok temu, spójrz na jej brzuch, -Wskazał na lewy bok klaczy. -ma mnóstwo blizn. Gdy ja znalazłem, leżała i krwawiła w pobliskim lesie. Nie miała głębokich ran, ale biedaczka by się wykrwawiła. -Klacz pokrywało kilka blizn.
-Mi pozwoli. -Spojrzała raz jeszcze na klacz i uśmiechnęła się. Złapała czekoladowego rumaka za uzdę i pogładziła po pysku. -Wybacz, kobieca solidarność. -Po czym odwróciła się i wyprowadziła Atrię na zewnątrz.
Stała na zewnątrz z klaczą, czekając aż Edan przyniesie siodło, po które posłał go Dany. Ilaya w tym czasie splotła włosy w długi warkocz, przypominający kłos pszenicy.
-Opowiesz mi coś o tej rasie? -Zwróciła się do Danego.
-Oczywiście, wydaje mi się, że jest to klacz Celtycka. Poprzez swoje białe umaszczenie staje się niesamowicie rzadkim okazem. Jest gorącokrwista, ma długie i silne nogi. Powinna wytrzymać długie godziny w podróży. Rasa ta silnie związuje się ze swoim właścicielem.
-Dlaczego nazwałeś ją Atria? -Zapytała, gdy Edan zakładał siodło.
-Jest niczym gwiazda w mojej stajni, niedostępna i piękna. Wiesz, że Atria to nazwa najjaśniejszej gwiazdy w gwiazdozbiorze Trójkąta południowego? Jest siedmiokrotnie większy od słońca.
-Cudowne imię, bardzo mi się podoba. -Uśmiechnęła się.
-Więc pokaż na co cię stać. Wskakuj. -Dany wskazał gotową już klacz, a Edan wyciągnął kolejne siodło i zaczął oporządzać mustanga, którego przed chwilą wyprowadził.
-Co ty robisz? -Spojrzała na niego zdezorientowana.
-Nie chcę męczyć Kiry, zobaczymy czy dobrze wybrałaś. Jeżeli mnie prześcigniesz odpowiem na twoje pytanie.
-Stoi!. -Krzyknęła bez zastanowienia. Nigdy nie odpuściłaby takiej okazji.
-Ale jeżeli przegrasz, ty odpowiesz na moje pytanie.
-Sądziłam, że moja osoba w ogóle cię nie interesuje. -Podniosła jedną brew i uśmiechnęła się półgębkiem.
-Dlaczego jesteś taka pewna, że chodzi o ciebie? -Zalała się rumieńcem.
Podeszła do Atri i głaszcząc ją szeptała jej do ucha, aby była spokojna. Ilaya pobiegła do domu, gdzie Edan zostawił wszystkie rzeczy Wróciła z jabłkiem i głaskając klacz podała jej owoc.
Klacz zajęta smakołykiem, pozwoliła jej na siebie wsiąść.
-Nie wierzę, masz smykałkę do koni. Ja próbuję ją od pół roku przekonać na jazdę. -Mężczyzna się uśmiechną, gdy dziewczyna była już na jej grzbiecie.
-Nie ufa mi na razie, ale to się zmieni. Jest tak samo zestresowana jak ja. -Odwróciła się w stronę Edana. -Gotowy?
-To raczej ja powinienem cię o to zapytać.
-Przejedź się wkoło kilka razy i przekonaj się czy, aby na pewno cię nie zrzuci. -Zaproponował Styers.
Ilaya wiedziała, że nie musi wykonywać tej jazdy próbnej, jednak nikomu ona nie zaszkodzi. Delikatnie dotknęła boków klaczy, a ta ruszyła powoli i z gracją. Delikatnie stąpała po ziemie, z kroku na krok ufając czarnowłosej co raz bardziej.
Delikatnie stąpała po ziemi. Płynnie przeszła ze stepu w kłus.
Ilaya powróciła do Edana i stanęli na równi. Uznali, że ścigają się na wzgórze, prosta trasa. Na znak Danego mieli wystartować. Edan był pewny swojej wygranej, jednak Ilaya była pewna wygranej Atri. Uznała, że to wyścig klaczy, właśnie udowadnia jej, że była najwłaściwszym wyborem.
-Nie zawiedź mnie maleńka. -Szepnęła do ucha konia i pogładziła ją po jej białej szyi. Ta odwróciła łeb i zarżała cicho.
Ruszyli, na początku Edan wyprzedzał je o kilka metrów. Pognał przed siebie, a Ilaya słyszała tylko równomierne bicie kopyt o miękką ziemię. Jednak w połowie drogi, gdy była pewna przegranej, Atria przyśpieszyła do niesamowitej prędkości. Wyciągała swoje długie nogi jak tylko mogła. Wyprzedzała mężczyznę, iż jeszcze kilka sekund temu była daleko w tyle za czekoladowym rumakiem. Ilaya nie mogła wyjść z podziwu, jej niesamowitego cwału. Wystrzeliła naprzód jak strzała. Czarnowłosa stwierdziła, że wcześniejszy jeździec musiał ją szkolić do oszczędzania sił na początku trasy, a gdy zbliżała się do mety dawała z siebie sto procent. Klacz wiedziała sama jak biec by wygrać.
Ilaya stała na wzgórzu głośno sapiąc. Ucałowała Atrię w pysk i krzyknęła z zachwytu.
-A nie mówiłam! JEST! Wygrałam! -Krzyczała do Edana stojącego tuż za nią.
-Zachowujesz się jak dziecko, wielkie mi co. Wygrałaś dziecinną przejażdżkę po wzgórzu. Jakbym jechał Kirą nie miałabyś szans. Lepiej wracajmy, słońce zachodzi.
-Mówisz tak bo przegrałeś! Dziecinny był cały ten wyścig, ale wygrałam, a ty odpowiesz na moje każde pytanie!
-Nie.
-Co? Ale sam powiedziałeś, że...
-Powiedziałem, że odpowiem na twoje pytanie. Nie pytania. Więc wybierz mądrze.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top