Rozdział XII
Ilaya jak najszybciej pobiegła do swojej komnaty. Czekała tam na nią granatowa suknia. Długa do połowy łydki z długim rękawem. Delikatnie rozkloszowana oraz przyozdobiona, maleńkimi, błyszczącymi od pasa w dół, brylancikami. Szybko się przebrała, rozczesała długie czarne włosy. Puściła je falą na plecy i wyszła.
Podążała korytarzem w stronę komnat Sekki. Minęła już bibliotekę, miała już skręcać w lewo na schody, jednak drogę zagrodził jej Edan. Wyglądał na wykończonego. Z łuku brwiowego, aż do żuchwy prowadziła zaschnięta stróżka krwi.
-Co się stało? -Zasłoniła usta dłonią i zmartwionym wzrokiem, podążała po zadrapanym ciele mężczyzny.
-Słyszałem. -Odparł z poważną miną.
-Co? Musiałeś poważnie uderzyć się w ten pusty łeb.
-Za kilka dni -sapnął- to ty będziesz poobijana Ilayo. -Oparł się o ścianę, aby nie stracić równowagi.
-Grozisz czy obiecujesz? -Położyła dłonie na biodrach.
-Dla mnie groźba i obietnica to, to samo. -Uśmiechną się półgębkiem.
-Cudownie, nie mogę się doczekać. W takim stanie to nawet Eliot by cię powalił. -Uśmiechnęła się -Może wezwać medyka? -Zapytała. -Edan zmierzył ją groźnym wzrokiem i wyminął.
Stała chwilę i podążała za nim wzrokiem -oddalał się kulejąc - wahała się czy najlepiej nie będzie, jeżeli najpierw powiadomi Cannahari lub medyka. Jednak zignorowała tą myśl i podążyła obraną wcześniej trasą.
Po drodze spotkała Sekki.
-Gotowa?
-Jasne! -Opowiedziała podekscytowana. Ale najpierw małe pytanie.
-Tak? -Zdziwiła się różowo włosa.
-Jak myślisz w której minucie, podczas treningu, Edan mnie zabije?
-Chyba sekundzie- Odpowiedziała Sekki i obie się roześmiały.
Dziewczyny wyszły główną bramą, minęły strażników bez słowa, a przed nimi pojawił się maleńki powóz. Ilayii uwgę zwróciły dwa kasztanowe rumaki. Bacznie je obserwowała, jednak stwierdziła, że nie czuje tego samego co podczas spotkania z Kirą. Wsiadły do środka, a woźnica ruszył. Przyjaciółki rozmawiały o życiu w zamku. Po minięciu około półgodzny, powóz zatrzymał się, a Ilaya zerknęła przez małe okienko. Ujrzała ogromny plac, tętniący życiem. Kobiety ze straganów przekrzykiwały się, w tym która ma najświerzsze warzywa, mężczyźni zapraszali na orzeźwiający kufel piwa. Dzieci biegały wokół ogromnej fontanny, chlapiąc się oraz wywracając inne pociechy do wody. Całe to miejsce przepełniała pozytywna energia.
Wysiadły z powozu, a Sekki natychmiast pociągnęła za sobą Ilayę za rękę. Zaprowadziła ją do stoiska z owocami oraz różnymi smakołykami. Dziewczyna postanowiła, że obowiązkowo musi skosztować owocu Igu w czekoladzie z polewą malinową. Rozpływała się czując początkowo gorycz z słodkością czekolady, a następnie słodycz Igu z delikatną kwaskowością polewy. -Po prostu ambrozja dla mojego podniebienia. -Pomyślała. Następnie różowo włosa postanowiła, że do tego kupią jej ulubiony napój o smaku jagody z nutką truskawki.
-Zawsze jest tu taki rumor? -Zapytała Ilaya popijając co chwila napój. Podeszła z zachwytem do ogromnej fontanny, w której wesoło chlapały się dzieci.
-Dziś jest dzień bogini Irmazyny, dlatego jest tak chuczno. -Wskazała na wielki posąg kobiety na środku źródła.
Wyryta w kamieniu suknia, wydawała się falować na wietrze. Na głowie wianek polnych kwiatów, w dłoni gliniany dzban z którego woda wylewała się delikatnym strumieniem, wprost pod jej nagie stopy.
-Irmazyny? -Zapytała zdziwiona Ilaya. -Nie miałam jeszcze lekcji o bożkach tego miejsca.
-Tak bogini wody, która zapewnia nam dostatek. Urządzamy co roku święto Irmazyny. Dzieci oblewają się wodą, czyn ten ma przynieść im dobrobyt i szczęście, ale spokojnie odchodzi się od tej tradycji. Głównie robią to tylko dzieci.
Ilaya spojrzała spod byka. Ponieważ wyczuła podtekst związany z imieniem nadanym wcześniej przez Edana.
-Ach tak?- Nabrała wodę w dłonie i chlupnęła na różowo włosą. Kropelki zatrzymały się na na jej włosach oraz sukience, powoli wsiąkając w materiał. -Dużo szczęścia. -Uśmiechnęła się.
-Wielkie dzięki... -Spojrzała na czarnowłosą i posłała jej wzrok pełen dezaprobaty, ale i rozbawienia. -Musimy jeszcze wstąpić do zielarza.
Bez zbędnych pytań Ilaya, podążyła za Sekki i rozglądała się po mieście. Po drodze mijały wiele pięknych domów z ogromnymi ogrodami, przeszły do małej uliczki, a domy stopniowo się kurczyły. Była małe i biedniejsze od poprzednich, jednak nadal miały w sobie pewien urok. Uliczki były wyludnione, ani jednej żywej duszy. Najwyraźniej wszyscy byli na głównym placu i świętowali. -Pomyślała czarnowłosa. Doszły do małego sklepiku zielarskiego, dobudowanego do skromnego domku. Nagle zza drzwi wyskoczyła, mała blondynka biegnąc w naszym kierunku.
-Sekki! tato przyszła Sekki! -Skoczyła na szyję różowo włosej i zaczęła mocno ściskać. -A to kto? -Spojrzała w stronę czarnowłosej.
-Jestem Ilaya, miło mi cię poznać. -Uśmiechnęła się do dziewczynki.
-A ja jestem Mire, mam osiem lat, mój tato zajmuje się zielarstwem. -Puściła szyję Sekki i wbiegła z powrotem do sklepu wołając ojca.
-Chyba często tu bywasz? -Obserwowała małą chatkę.
-Tu się wychowałam. -Uśmiechnęła się.
-Czyli to była twoja siostra? Nie jesteście podobne. -Dziewczyna przypatrywała się różowo włosej, szukając wspólnych cech z Mire.
-To przyrodnia siostra. Olchir czyli mój przyrodni ojciec, przygarnął mnie ze swoją żoną Pelą, gdy miałam zaledwie 6 lat. Pamiętam, że włóczyłam się kilka dni po lesie sama, aż wreszcie znalazł chłopiec i przyprowadził do miasta. Był niewiele starszy ode mnie. Kradł dla nas jedzenie, wodę podbieraliśmy z fontanny na dziedzińcu. Nikt nam tego nie zabraniał. Raz ukradł pewnej kobiecie naszyjnik z pereł, aby go sprzedać i kupić jedzenie. Kobieta na początku się nie zorientowała, jednak po kilkunastu godzinach zabrała go straż. Zostałam sama, nie mogłam mu pomóc. Do tego nie byłam tak zwinna jak mój przyjaciel, aby poradzić sobie na ulicy, gdy odszedł myślałam, że umrę. Jednak Olchir znalazł mnie wygłodzoną na ulicy i zabrał do siebie. Dał mi dom, dał mi rodzinę. Matka zaszła w ciążę, nie było pieniędzy na porządne jedzenie i leki. Urodziła, jednak po tym jak podano jej Mirę, pocałowała jej delikatne czółko, a mnie pogłaskała po włosach. Pamiętam jej uśmiech zaraz przed tym jak zamknęła oczy... -Sekki napłynęły łzy do oczu. - Gdy miałam dwanaście lat chłopiec wrócił, przedstawił się jako Edan, zabrał do zamku i dał książki. Kazał się uczyć, a im lepiej mi to szło, tym więcej dostawałam pieniędzy. Teraz to ja mogę pomóc im. -Wyciągnęła sakiewkę z pieniędzmi spod sukienki.
-Edan? On też wychował się na ulicy?
-Nie wiem jak długo był sam zanim mnie znalazł. Nasze rozmowy podczas życia na ulicy, sprowadzały się do przetrwania. Czasami nawet się śmialiśmy, rozbawiał mnie gdy płakałam. Jednak gdy po mnie wrócił nie był tym samym Edanem. Był zdystansowany, momentami potrafił być zabawny i miły jak kiedyś, jednak po chwili wracał chłodniejszy. Mimo, że jest dla mnie jak brat, nigdy mi nie powiedział jak znalazł się na ulicy. Nie chciałam naciskać.
-Rozumiem- Wyszeptała Ilaya i delikatnie położyła dłoń na plecach przyjaciółki.
-Weszły do środka, a Sekki od razu się rozpromieniła. -Witaj tato. -Ucałowała go w policzek i podała mu sakiewkę z pieniędzmi. -To na ten miesiąc i za moje zamówienie.
-Witaj skarbie. Uścisnął ja i skierował się ku czarnowłosej. -Olchir Orrik miło mi poznać. -Blond , kręcone włosy i niebieskie oczy kontrastowały z opaloną skórą mężczyzny. Wyglądał jak cudzoziemiec.
-Ilaya... -Zawachała się. -Ilaya. Mi również miło pana poznać. -Uśmiechnęła się delikatnie w jego stronę.
-Ilaya to moja przyjaciółka, ma amnezję tato, nie wie jak ma na nazwisko. To gdzie moje zamówienie? -Uśmiechnęła się.
-Aaa, tak, tak. Już podaję słońce -Wszedł za ladę, jednocześnie bacznie obserwując czarnowłosą. - Mogę cię na chwilę tu prosić słońce? -Zawołał różowo włosą.
-Ma amnezję? Nie sądzisz, że nie powinnaś jej nie ufać? Nie powinnaś jej tu przyprowadzać. -Szeptał mężczyzna, jednak Ilaya usłyszała i spochmurniała.
-Nie bądź nie mądry tato, zdążyłyśmy się poznać. Uwierz nie musisz się jej obawiać.- Wyprostowała się i wyszła zza lady. Mężczyzna pokiwał z dezaprobatą głową.
-Oto twoje liście Darakeli, zmielony Corvinek oraz olejek Azkirozowy. Po co ci to wszystko? -Zapytał ze zdziwieniem.
-Pracuje nad czymś dla mojego przyjaciela.
-Rozumiem. -Wymawiając to spojrzał w stronę otwierających się drzwi.
-Sekki! Zobacz co ostatnio znalazłam z tatą w lesie.- Biegła z małym słoiczkiem, w którym był mały, bladoróżowy kwiat, a pod nim mała warstwa mchu i ziemi.- Zebrałam tak jak zawsze mi mówiłaś, w rękawiczkach i z podłożem na którym rósł. -Uśmiechnęła się i podała słoiczek dziewczynie. -Co to za kwiatek?
-Hmm, nigdy takiego nie widziałam, może znalazłaś jakiś lek? Dobra robota. -Poklepała dziewczynkę po głowie. -Za to znalezisko należy ci się zapłata. -Wyciągnęła drugą sakiewkę i podała dwie srebrne monety dziewczynce.
-Sekki... -Ojczym dziewczyny obdarzył ją rozgniewanym spojrzeniem.
-Tato, to praca. Kazałam jej szukać nowych roślin, dałam jej zlecenie oraz zapłatę. No nic musimy już iść.
-Jak to już iść? Nie zostaniecie na kolacji? -Mała, blond włosa dziewczynka wpatrywała się w nią dużymi, orzechowymi oczami.
-Niestety Mire, musimy iść jeszcze do jednego miejsca odebrać kolejne zamówienie. Na pewno przyjdę niedługo z wizytą.
-Proszę... -Dziewczynka posmutniała i natychmiast wyszła na zewnątrz.
Sekki oraz Ilaya, pożegnały się z mężczyzną i wyszły na ulicę. Było już ciemno, a ulice oświetlone lampami, miały mroczny klimat. Gdy Sekki skręciła po raz setny w kolejną alejkę, Ilaya zaczęła się zastanawiać gdzie podążają.
Zatrzymały się obok małego sklepiku z relikwiami. Weszły bez słowa tylnym wejściem. Po prawej stronie od drzwi było okno, a pod nim kanapa, na której spała trzydziestoparoletnia kobieta. Na wprost stała ogromna komoda, a nad nią obraz przedstawiający mężczyznę w ogniu. Po lewej stronie, drzwi prowadzące na sklep oraz mała lodóweczka w kącie. Podłoga wyłożona czerwonym dywanem, który kontrastował z okropną żółcią zasłon. -Wygląda kiczowato. -Pomyślała Ilaya.
-Nie budź jej, niech śpi. -Sekki podeszła do komody i wysunęła drugą, od góry szufladę. Wyciągnęła z niej dwa ciemno szare płaszcze. -Ubieraj to, idziemy.
-Ale gdzie?- Ilaya zmierzyła ją wzrokiem, gdy ta ubierała płaszcz.
-Tak jak mówiłam, musimy coś odebrać z pewnej tawerny. Nie jest to miejsce miłe kobietom, zwłaszcza o tej porze.
-Nie może zrobić tego ktoś inny? -Dziewczyna wystraszyła się, gdy zobaczyła powagę w oczach różowo włosej.
-Spokojnie, najważniejsze jest, aby nie rzucać się w oczy, a wszystko pójdzie gładko.
Ilaya narzuciła na siebie łaszcz i obie wyszły na zewnątrz. Sekki prowadziła kolejnymi krętymi uliczkami. Znalazły się przed małą, obskurną tawerną na skraju miasta. Ilaya trzymała się z tyłu, tak jak kazała jej przyjaciółka. Weszły do pomieszczenia, a odór tytoniu oraz alkoholu uderzył w Ilayę z całą siłą. Usiadły przy małym stoliku w najciemniejszym kącie pomieszczenia. Dopiero teraz dziewczyna mogła rozejrzeć się po tawernie. Drewniane okrągłe stoliki, przy każdym cztery , zniszczone, drewniane krzesła. Panował tu półmrok, gdzieniegdzie zawieszone pochodnie. Przy drzwiach siedziała grupka mężczyzn, wpatrujących się w nie.
-Spokojnie, nie rzucaj się w oczy. Nie patrz w ich stronę. -Szepnęła różowo włosa.
-Wcale się nie stresuję. -Uśmiechnęła się w jej stronę, aby ukryć kłamstwo. -Nie sądziłam, że Sekki jest tak odważna. -Pomyślała.
Podszedł do nich mężczyzna, a różowo włosa zamówiła kufel piwa z sokiem. -Kelner skinął głową, wpatrując się w jej różowy kosmyk i wszedł za ladę. Po chwili wszedł do pomieszczenia za barem. -Najwyraźniej do kuchni. -Pomyślała Ilaya. Po kilku minutach wrócił i podał im piwo bez soku, bochenek chleba, masło oraz nóż.
Sekki podsunęła piwo pod nos przyjaciółki po czym kiwnęła- wręcz niezauważalnie -głową w jej stronę. Wstała i odeszła razem z kelnerem na zaplecze.
Ilaya siedziała w ciszy, piła pozostawiony przez przyjaciółkę alkohol. Obserwowała wszystkich najdyskretniej jak tylko potrafiła. Wyciągnęła dłoń po trunek, gdy nagle usłyszała krzyk małej dziewczynki. Cofnęła dłoń i skierowała wzrok w stronę, z której dobiegały krzyki.
-Ała! Puszczaj! - Ilaya zamarła. Zobaczyła jak ogromny mężczyzna trzyma za nadgarstek Mirę.
-Skąd się tu wzięłaś dziewucho? -Szarpnął nią mocniej.
-Szukam siostry, puszczaj!
-Czy widzisz tu ją? Nie kłam smarkulo, kogo podsłuchiwałaś?! Komu donosisz?! -Mężczyzna złapał ją za włosy i szarpnął kilka razy. Jej pomruk bólu, przeszył ciało czarnowłosej. -Może twoja siostra jest mewką? Zabawia się teraz z klijentem na górze co? -Roześmiał się mężczyzna.
-Zostaw ją. -Ilaya wstała, nie ściągając kaptura z głowy.
-O proszę, znalazła się obrończyni. Wypad do kuchni szorować gary! -Jego śmiech ciągnął się po sali. Podniósł Mirę za włosy na wysokość swojej twarzy.
Czarnowłosa natychmiast chwyciła za nóż i rzuciła w kierunku mężczyzny. Ostrze pomknęło przez salę, wbijając się między twarz dziewczynki, a osiłka rozbłysnął czarnym ogniem. -Powiedziałam zostaw ją. -Mężczyzna puścił dziewczynkę i skierował swój krok w jej stronę, ale Mira go wyprzedziła. Ilaya natychmiast chwyciła ją za rękę i wbiegła do kuchni. Zauważyła schodzącą Sekki ze schodów.
-Gdzie jest wyjście?! -Wykrzyczała Ilaya w stronę młodego mężczyzny, który miał właśnie wchodzić na salę. Zdezorientowany wskazał drzwi obok małego piecyka. Ilaya chwyciła różowo włosą za rękę i wybiegły na zewnątrz. Biegły przed siebie kilka minut.
-Czekaj nie nadążamy! -Sekki krzyczała gdzieś za czarnowłosą. Zatrzymała się i poczekała, aż jej towarzyszki do niej dołączą. Obie zdyszane i spocone, usiadły na chłodnej ziemi.
-Dlaczego ciebie tyle nie było?! -Pytała czarnowłosa, jednocześnie ściągając płaszcz.
-Zmienili cenę, nie mogłam dobić targu, ale się udało. Co się stało? Skąd wzięła się tu Mira? -Sekki zmierzyła dziewczynkę swoimi ciemno niebieskimi oczami.
-Chciałam zobaczyć, gdzie idziesz, ale złapał mnie ten olbrzym. -Jej oczy mówiły ,,przepraszam" na każdy możliwy sposób.
Po wyjaśnieniu całej sytuacji, odprowadziły dziewczynkę do domu. Olchir stwierdził, że bez kary się nie obejdzie i nie będzie mogła wychodzić z nim na zbieractwo przez miesiąc. Ilaya stwierdziła, że nigdy nie widziała tak młodej i zrozpaczonej twarzy jednocześnie. Uważała, że dzisiejsze wydarzenia były karą samą w sobie dla dziewczynki. Jednak wiedziała, że jej zdanie tutaj się nie liczyło. Widać było, że Olchir trzyma dyscyplinę w stosunku do Miry.
Sekki oraz Ilaya wracały głównym placem, a zabawa nadal trwała. Podszedł do nich młody mężczyzna. Czarne zmierzwione włosy, błękitne oczy. Mały pieprzyk na opalonym policzku dodawał mu uroku. W ręku trzymał dwa wianki z polnych kwiatów.
-Witam piękne panie! -Mówiąc to nakładał na różowe włosy wianek. -A ten będzie dla pięknej zielonookiej królewny! Jestem Argo czy zechcesz ze mną zatańczyć królewno? -Pociągnął Ilayę w stronę placu i obrócił.
-Wybacz, ale królewna jest zmęczona. -Ilaya puściła jego dłoń i wracała w stronę zdezorientowanej Sekki.
-No nie bądź taka, wyglądasz tu na nową, może cię odprowadzę? -Zaszedł jej drogę z szerokim uśmiechem na ustach.
-Możesz odprowadzić sam siebie tam skąd przyszedłeś. -Minęła go i dołączyła do przyjaciółki.
-Zadziorna, -uśmiechnął się- lubię takie. Twoja wspaniałomyślna koleżanka, na pewno pozwoli ci opuścić jej towarzystwo na kilka minut. Nieprawdaż? -Skierował wzrok w stronę różowo włosej i ponownie szeroko się uśmiechnął.
-W sumie nie będę miała nic przeciwko. -Odwzajemniła uśmiech. -Mamy chwilę czasu zanim woźnica przyjedzie. -Pomachała czarnowłosej i odeszła kawałek od nich.
-Więc? Tylko jeden taniec. -Patrzył jej prosto w oczy, wyciągając dłoń.
-Wybacz, ale ja chyba nie potrafię. -Spuściła wzrok.
-Nie przesadzaj to tylko taniec, wsłuchaj się w muzykę.
Ilaya nie wiedziała dlaczego, ale podała mu dłoń. - To chyba najgorsza rzecz dzisiaj na jaką się skusiłam. -Pomyślała.
Deptała mu po palcach, kopała co jakiś czas po kostkach, a on za każdym razem śmiał się coraz głośniej. Płonęła ze wstydu, chciała uciec. Piosenka trwała i trwała, wydawało się, że nie ma końca. Gdy muzyka ucichła, odetchnęła z ulgą, cieszyła się, że to już koniec.
-Faktycznie nie potrafisz, ale to nic. Zapraszam na dalszą naukę. -Powiedział z szerokim uśmiechem i ukłonił się nisko.
Ilaya nic nie powiedziała i zaczęła oddalać się od niego z kolorem czerwieni na twarzy. Karcąc się w myślach za to co zrobiła.
-Królewno? -Dotknął jej ramienia i odwrócił do siebie.
-Królewna zaszczyciła cię tańcem, więcej mej łaski nie dostąpisz. -Popatrzyła mu w oczy, skrzyżowała dłonie na piersi i uniosła brwi.
-Oj, nie wiem czy jestem godzien kolejnych siniaków na kostkach. -Sparodiował jej postawę. -Chciałem wiedzieć jak królewna się nazywa.
-Ilaya. -Wymamrotała. -Tyle wystarczy.
-Piękne imię dla pięknej królewny. Kiedyś cię znajdę i nauczę tańczyć. -Odwrócił się i machając na pożegnanie, zniknął w tłumie ludzi.
-Więc jak królewno? Wracamy do zamku? -Sekki pojawiła się za nią w ciągu sekundy i śmiertelnie wystraszyła. Za ten czyn Ilaya sprzedała jej kuksańca w ramię.
Wracały powozem rozmawiając o dzisiejszym dniu, o smakołykach, celnym rzucie nożem -Ilaya postanowiła pominąć fragment z czarnym płomieniem- oraz o Argo. Przystojnym niebieskookim chłopaku. Zahaczyły również o temat rodziny Sekki.
Po wejściu do zamku, Ilaya natychmiast udała się do swej komnaty. Położyła się do łóżka i rozmyślała o czarnym płomieniu. -Niedługo zginę z ręki siwego dwudziestokilkulatka, cudowna perspektywa śmierci. -Pomyślała i zasnęła.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top