3

Edvard Surrey

Dzień później...

Tak oto, ledwie złożywszy swego ojca do grobu, postanowiłem pójść za radą prawnika i znaleźć dla siebie żonę z zacnego rodu. A potem ślub, dzieci i wszystko, co się wiązało z założeniem rodzinnego stadła!
Jednakże na samą myśl, że miałbym sypiać z kobietą, którą interesowałyby wyłącznie stroje, bale oraz mój hrabiowski tytuł (nie wspominając o pokaźnym majątku), żołądek przewracał się w moim ciele na drugą stronę i niebezpiecznie szybko podchodził do gardła! Zdawałem sobie sprawę, iż wkroczyłem na ścieżkę bez powrotu i nie dla mnie luksus ożenku z miłości... Choćbym nie wiadomo jak długo błagał Niebiosa o tę niemożliwą dla arystokraty łaskę, nigdy jej nie otrzymam. Bo przecież obiecałem sobie, że skończyłem z byciem biedakiem bez grosza przy duszy! A co się tyczyło mego przyrodniego rodzeństwa, przeznaczyłem dla nich to, na co z pewnością zasłużyli. Mój plan nabierał realnych kształtów, dopóki nie...
Ale to, co się dopiero miało wydarzyć, pozostawało dla mnie nieznanym.
Tymczasem śmiałem snuć daleko sięgające plany, nie zważając na Boży zamysł względem mej osoby. Próbowałem przekonać w duchu sam siebie, że będzie dobrze, ale przez skórę czułem, iż nie pójdzie jak po maśle. Prawnik pozostawił mi spis imienny najlepiej sytuowanych panien na wydaniu - zaznaczył, że warto go przejrzeć, zadecydować, porozmawiać z rodzicielami wybranych kandydatek, ponadto radził mi, bym działał rozważnie, żeby później nie żałować. Przyznałem mu rację, ale i tak nie zamierzałem dawać mu stuprocentowego kredytu zaufania. Nie potrafiłem zignorować głosu rozsądku, który nakazywał ufać tylko własnemu osądowi. Ojciec, ta wstrętna karykatura troskliwego rodzica, stanowił dobry przykład osoby, jaką nigdy nie pragnąłem się stać, a i tak im bardziej próbowałem być zupełnie innym, szczerym i otwartym na gesty dobroci ze strony bliźnich, tym mocniej tkwiło we mnie przekonanie, że obaj... Że jesteśmy - albo raczej byliśmy - identycznymi ludźmi.
Wracając do powziętego zamysłu o ożenku, to wolałem sam wybrać sobie żonę. Bo chociaż ten prawnik, którego zatrudniłem, wydawał się kompetentnym pracownikiem i całkowicie oddanym mojej sprawie, to przecież... nie mogłem stwierdzić, czy miał w tym swój interes czy też staranie, i czy mnie nie zdradzi za krótszy czy dłuższy czas.
Chwilowo byłem zdany na jego pomoc przy wysadzeniu z siodła przyrodniego rodzeństwa, a potem ... Potem się zobaczy.
Ktoś wytrącił mnie z zamyślenia, pukając głośno do drzwi mojej samotni.
- Proszę! - powiedziałem z irytacją, bo nie lubiłem przeszkadzania, gdy musiałem zająć głowę ważnymi sprawami.
Do pomieszczenia wsunęła się jedna z kobiet - panien służących, nerwowo patrząc w podłogę. Nie wiedziałem, czego chciała, więc odezwałem się pierwszy. Próbowałem nie zwracać uwagi na otaczający mnie i ją przepych, który zapewne wprowadzał dziewczę w co najmniej zakłopotanie, rzekłem:
- Z czym do mnie przychodzisz, dziewczyno?
- Proszę pana hrabiego, lokaj...
- Cóż z nim? - chyba któryś zachował się niestosownie wobec dziewczyny, a ona nie wiedziała w jakich słowach wyjaśnić mi, co między nimi zaszło.
Może wpadła w tarapaty? Miała kłopot?
- Pan Jenkins powiadał, bym rychło powiadomiła was sir, że u wrót posesji waszej znikąd znalazła się jakowaś niewiasta w potrzebie i nie chce odejść, dopóki nie porozmawia z panem twarzą w twarz.
No proszę, pewnie jeszcze cudze dziecko mi wcisną! Wmówią, że źle traktuję niewiasty i lekko sobie z nimi poczynam, byle tylko zaspokoić swe chucie!
- Co to za niewiasta? - zapytałem zamiast zganić służącą. - Czy ją znam?
- Nie wiem - odparła zapytana, wzruszając ramionami unosząc swój wzrok z wysokości podłogi.
- Jakże to? - uniosłem dumnie podbródek, jakby sam fakt pojawienia się obcej osoby na terenie mojego majątku sprawiał mi wielką przykrość.
- Ano tak - odpowiedziała dziewczyna. - Nie wiadomo, co to za jedna i skąd przyszła, ale prawi takie rzeczy, że lepiej jak pan hrabia sam z nią pogada i osądzi, kto zacz.
- Skaranie boskie... - westchnąłem, nie kończąc zdania.
Grzecznie aczkolwiek stanowczo jak na hrabiego przystało, nakazałem służącej, by poprowadziła mnie do tajemniczej nieznajomej. Zamierzałem osobiście ocenić, co to była za jedna i czego szukała na mojej ziemi. Pamiętam jak dziś, że pomyślałem nawet, iż moje - pożal się Boże - rodzeństwo przysłało ją na przeszpiegi.
Zrobiłem się podejrzliwy, bardziej niż kiedykolwiek wcześniej, odkąd zeszłego miesiąca najstarszy syn Willa Surrey'a postanowił podważyć ostatnią wolę starego hrabiego.
Przemierzałem kolejne korytarze i w milczeniu szedłem za służką, nie wiedząc, że za chwilę mój świat ulegnie znaczącej zmianie i nie będę już niczego pewien, co umyśliłem sobie wcześniej.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top