15
Anna Orsay, matka Drugiej Anny
Patrzyłam jak sroka w gnat na dokument, który podsuwał mi pod nos prawnik Edvarda.
– Cóż to jest? – spytałam zaskoczona, że coś podobnego mogłoby się udać.
Zaczynałam rozumieć plan Drugiej Anny, który powoli nabierał kształtów. Ale, jak miało się okazać parę chwil później, to był dopiero początek konceptu, jaki Annie przyszedł do głowy. Reszta brzmiała jeszcze bardziej nieprawdopodobnie.
– A mówiła, że czytać i pisać nauczyli ją w szkole! Najwidoczniej nie za bardzo pannę owe lekcje zajmowały. – Pan McDonald miał specyficzne poczucie humoru.
Jak jajo. Trzeba było je znieść. Czytać oczywiście potrafiłam i rozumiałam treść czytanego dokumentu, ale dlaczego sama na to nie wpadłam?
– Obietnica małżeństwa poczyniona względem Anny Orsay przez hrabiego Edvarda Surrey. – Druga Anna pośpieszyła z wyjaśnieniami.
– Daję go szanownej pani i liczę, że będzie go pilnowała jak oka w głowie. – Edvard uśmiechał się do mnie, gdy jego prawnik wręczał mi pismo mające nam zagwarantować szczęście.
– Jak Anna sądzi, dobrze pomyśleliśmy? – Surrey zmrużył oczy, jakby oczekiwał niecierpliwie na moją odpowiedź.
Toteż nie dręczyłam go już dłużej i szepnęłam cichutko "tak".
– Myślę, że to dobry początek nowego i dobrego życia.
Widocznie odpowiedź usatysfakcjonowała hrabiego, bo nie zadał ani jednego pytania więcej, jeno uśmiechnął się szeroko jak człowiek, któremu niczego do szczęścia nie brakuje.
– Druga Anno? – Hrabia odwrócił się w stronę naszej córki. – Wiesz przecie, że
może się nie obyć bez kolejnego podstępu?
– Co wy dwoje knujecie za moimi plecami? – Nie wytrzymałam, bo nie lubiłam ani niespodzianek, ani tajemnic.
– Powiedzieć? – Druga Anna szczerzyła się jak mysz do sera.
– Widzę, że i tak ona nie wytrzymałaby dłużej niż pięć minut z zachowaniem tajemnicy, więc niech jedna Anna powie drugiej Annie, co nam za koncept wpadł do głowy! – Z ust Surrey'a nie schodził promienny uśmiech, toteż sekret nie mógł być zły czy smutny.
– No, niechże mówi! – Do rozmowy wtracił się pan McDonald, który dotąd prawie wcale się nie odzywał i pozornie nie zwracał szczególnej uwagi na to, co się przy nim rozprawiało.
– Gretna Green. – Dwa słowa wypowiedziane ustami mojej córki sprawiły, iż wyglądałam jak rozjechana żaba na środku ruchliwej drogi.
– Duszpasterz z naszej parafii niezbyt za mną przepada odkąd powiedziałem mu do słuchu co sądzę na temat jego poglądów względem tego, gdzie jest miejsce nieślubnego potomstwa. Obojętnie z jakich rodzicieli. – Nieprawe pochodzenie Edvarda nadal uwierało głównego zainteresowanego jak drzazga w bucie. – Więc i tak by się nie zgodził na udzielenie ślubu, chociażbym i błagał na kolanach. Druga Anna podpowiedziała mi idealne rozwiązanie tej kwestii.
– Słyszałam o Gretna Green. – Tyle byłam w stanie powiedzieć.
Miejscowość Gretna Green słynęła z organizacji weselnych przyjęć i ślubów, a w myśl bardziej liberalnego niż angielskie prawo odnośnie zawarcia ważnego związku małżeńskiego - w Szkocji można było się pobrać bez niczyjej zgody mając już piętnaście lat, natomiast w Anglii - 21. Sama ceremonia ślubna przebiegała w bardzo uproszczony sposób.
Prawo szkockie w kwestii zawierania małżeństwa pozwalało, by ceremonii przewodniczyła dowolna osoba i nie musiała być ona publiczną. W zasadzie wszystko to sprowadzało się do zadania dwóch pytań:
– Czy jesteś w wieku uprawniającym do zawarcia małżeństwa?
– Czy jesteś stanu wolnego?
Symbolem takiego ślubu było kowadło, bo do kowala należało uderzyć w nie młotem i tym samym oznajmić światu zawarcie nowego związku małżeńskiego.
Dopiero w 1856 roku wprowadzono przepis nakazujący przynajmniej trzytygodniowe zamieszkanie na terenie parafii, a w 1940 roku w Szkocji uproszczoną procedurę zawierania małżeństwa zdelegalizowano.
To była jedyną szansą dla nas na szczęście. Jak miało się okazać nieco później, wyprawa do Gretna Green przyniesie szczęście nie tylko Edvardovi i mnie, ale i Drugiej Annie, choć tylko Edvard przewidział sposób w jaki to się miało odbyć, a to dlatego, że on sam trochę dopomógł losowi i szczęściu.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top