6

Pan McDonald, prawnik Edvarda Surrey'a

Zastanawiałem się, czy dobrze uczyniłem korzystając z zaproszenia młodego hrabiego, tutejszego właściciela ziemskiego. Ale lepsza okazja chybaby nie nadeszła, więc czemu nie miałbym skorzystać ze sposobności do zemsty za swoją krzywdę? Edvard Surrey nie był mi nic winien toteż zamierzałem ostawić go w spokoju, jedynie stary imć William, od jakiegoś czasu spoczywający w mogile był za życia człowiekiem twardym i nieprzyjemnym w obyciu, nikogo nie szanował ani nikomu nie okazywał względów oprócz tych, którzy byli mu do czegoś potrzebni, a i to nie zawsze! No i ten stary cap (co było bardziej niż pewne) pozostawił po sobie gromadkę nieślubnych potomków, nie troszcząc się zarówno o ich los, jak i o matki swego potomstwa. Dziwne, bo w arystokratycznych kręgach towarzyskich uchodził za człeka mądrego i zapobiegliwego! Ale ja dobrze wiedziałem, na co go było stać i co wyprawiał, gdy nikt nie patrzył mu na ręce! Dlatego też właśnie z tego powodu zdecydowałem się na przyjęcie  posady u nowego hrabiego, jednego z nieprawych dzieci starego Willa. Edvard zdawał mi się człekiem zbyt młodym do dzierżenia tak odpowiedzialnej funkcji, jaka mu się dostała, lecz gdy zaczęliśmy rozmawiać o testamencie jego rodziciela i wysadzeniu przyrodniego rodzeństwa z siodła, by nie narobili szkód, nieco zmieniłem zdanie o moim chlebodawcy. Surrey dobrze wiedział, czego chce, a czego nie zamierzał absolutnie robić, obojętnie czyimi rękoma. Ze sposobu, w jakim się wypowiadał, wywnioskowałem, że nie zamierzał odpuścić ani niedoszłemu dziedzicowi ziem, ani reszcie legalnych staruszka, mimo obelżywych słów jakimi określił tamtych, miał w sobie coś, co mogłem określić mianem charyzmy i inteligencji, skupionej w jednej osobie. Wysławiał się konkretnie  i na temat, nie popadał ze skrajności w skrajność. Jak mi zdradził lokaj o nazwisku Jenkins, za odpowiednią opłatą, sir Edvard nigdy nie postawił stopy w szkole, pojawił się nagle w majątku ojca i równie niespodziewanie co zaskakująco szybko dorobił się tytułu na mocy testamentu poprzedniego hrabiego.
Ale też tożsam lokaj stwierdził, że sir Edvard jest lepszym pracodawcą niż jego ojciec i nikogo raczej nie kłuje w oczy, dopóki traktuje każdego na równi z pozostałymi i jasno określa, czego po kim oczekuje. A oczekiwał jedynie przykładania się do obowiązków i sumiennego ich wykonywania, nie plotkowania na swój temat, i jeszcze najważniejsze  - nie oczerniania pamięci  jego zmarłej matki. Kto się nie stosował do tychże zasad, nie miał czego u niego szukać. Bardzo się zdziwiłem, że mimo ostrzeżeń świętoszkowaty służący puścił farbę i zdradził mi coś jeszcze o młodym Surrey'u,  a mianowicie, że hrabia William któregoś dnia wściekł się na najstarszego swego syna z małżonki swojej, że ten woli pieniądze przepuszczać na hazard i dziwki zamiast pilnować swego dziedzictwa i sprowadził do Surrey Hall bękarta, by dokuczyć synowi i razić w oczy obecnością tegoż młodzieńca.
Zatem dowiedziałem się więcej niźli mógłbym się spodziewać. Wywnioskowałem takoż, że Edvard będzie lepszym rozwiązaniem dla dzierżawców tutejszych niż którekolwiek z jego przyrodniego rodzeństwa. Niechby i był nieślubnym i dziwakiem do tego, mnie nie raził. Przynajmniej jeszcze nie teraz. Dopóki był uczciwym i jasno wyrażał się co do swych oczekiwań względem innych, i nie postępował obłudnie, to nie miałem  do niego zastrzeżeń. Zbyt dobrze wiedziałem, jak smakuje wstyd i ból, a świat jest wrogi i groźny, bo...
Ale niektóre sprawy powinny zostać zakończone, by wszystko wskoczyło na swoje miejsce tak jak być powinno od początku. Jak już powiedziałem, nowy hrabia niech sobie będzie siedział na swojej grzędzie, pomimo własnego pochodzenia  - on właśnie dzięki trudnym doświadczeniom, które ukształtowały jego charakter, wydawał się najmniej szkodliwym człekiem spośród innych członków znienawidzonej przeze mnie rodziny. Powinien zrozumieć to, co stało się mym celem. Nie powiedziałem mu wszystkiego, gdy spotkaliśmy się po raz pierwszy, być może nigdy nie opowiem chlebodawcy prawdy, która przylgnęła do mnie jak łatka, dobrze widoczna i jednocześnie niezbyt sprawiedliwa. A przecież sprawca nieszczęścia mojego ojca już zszedł z tego świata bez żadnych wyrzutów sumienia z powodu tylu wylanych łez ludzi skrzywdzonych przez niego wręcz rozmyślnie! Myślałem, że ten tutaj, co po nim nastał, imć Edvard, będzie po tych samych pieniądzach, ale nie miałem racji. Młodzieniec, chociaż zajadły w swych bojach przeciwko rodzeństwu, był kimś, kto daje każdemu co przynależy  - dobremu w zamian dobro, a łajdakom pomstę. Nie każdy patrzył na sir Edvarda łaskawym okiem, zdążyłem już od kilku panów okolicznych ziem usłyszeć niepochlebne określenia na temat człowieka, który pojawił się znikąd i sięgnął po cudzą własność oraz ... lepsze oferty pracy niż na służbie u młodego Surrey'a, lecz zawsze wykręcałem się sianem i robiłem swoje, trwając tam, gdzie nie musiałem, a chciałem z własnej nie przymuszonej woli. Tak było i lepiej i wygodniej, a będąc dobrym i sumiennym pracownikiem, zyskiwałem więcej niż początkowo sądziłem  - zaufanie oraz poważanie, jakże deficytowy towar w hermetycznym świecie posiadaczy ziemskich i ich podwładnych!

***
Dzisiejszego dnia hrabia Surrey zawezwał mnie nagle przed swoje oblicze, ledwie zdążyłem spożyć poranny posiłek. Zastanawiała mnie tegoż przyczyna, ale nie okazałem zdumienia ni rozdrażnienia  - taką pracę sobie wybrałem, więc musiałem się liczyć z różnymi rodzajami losowych zdarzeń i ich przyczynami. Poza tym przyświecał mi cel, którego nie mogłem poniechać - tak pokierować  przeznaczeniem, by rozpuszczone jak dziadowski bicz bachory starego Willa szlag trafił! Nawet gdybym miał poświęcić na to wszystkie lata swego żywota, dokonam nad nimi sprawiedliwości!
Jak Kuba Bogu, tak Bóg Kubie!
– Panie McDonald? – woźnica prowadzący powóz zatrzymał konie i pomógł mi zejść z prostej aczkolwiek wygodniej ławeczki wiejskiej bryczki.
– Dziękuję, Dawson – skinąłem mu głową i zagarniając poły płaszcza zeskoczyłem zgrabnie na ziemię pomimo dojrzałego wieku.
Dotarliśmy na miejsce przeznaczenia, toteż ruszyłem prosto do głównego wejścia Surrey Hall, co byłoby nie do pomyślenia za rządów starego Willa, którego służba i wszelacy pracownicy mogli korzystać wyłącznie z wejścia bocznego, będącego dla niego afrontem, a dla prostych ludzi  - koniecznością.
Mimowolnie uśmiechnąłem się do  siebie, widząc dookoła same doskonale zagospodarowane przestrzenie - ogrody, żwirowany podjazd, drzewne alejki, gdzieś dalej  - rybne stawy, uprawne pola, warzywne ogródki, budynki gospodarcze, altanki i... Ech, gdyby stary hrabia widział, że przechadzam się po jego własnościach, zszedłby rychło na palpitacje serca czy inne cholerstwo, ale przed zgonem spowodowanym szokiem ujrzeć jego minę było by mile widzianym dla mnie podarunkiem.
– Panie hrabio, los doprawdy potrafi nas zaskoczyć swymi zdarzeniami! – pomyślałem nim zakołatałem do drzwi Surrey Hall kołatką podobną rozdziawionej paszczy lwa.
Otworzył mi ryży i chudy jak szczapa lokaj, wyprostowany jakby kij połknął, w nieskazitelnej liberii z rodowym herbem hrabiego Surrey'a i gestem zaprosił mnie do środka. Następnie odebrał z mych rąk płaszcz i starannie powiesił go na wieszaku. Potem inny lokaj, ten który poprzednim razem poprosił, bym chyżo przybył na wezwanie sir Edvarda do jego rezydencji, oczywiście z tegoż arystokraty polecenia, poprowadził w kierunku już mi znanym, a wiodącym w stronę imć jaśniepana gabinetu. Zapukał do rzeźbionych w skomplikowane esy - floresy drzwi,  a gdy usłyszał głośne "Wejść, otwarte!", otworzył je i pozwolił przekroczyć próg, a następnie ulotnił się po angielsku.
Hrabia Edvard stał zwrócony przodem do okna, nie miałem pojęcia, czego wygląda przez szybę z takim zainteresowaniem i w gruncie rzeczy niewiele mnie to obchodziło. Powiedziałem uprzejmie dzień dobry i czekałem spokojnie, aż się odwróci i odpowie na moje powitanie. Przez chwilę myślałem, że coś go trapi albo zajmuje jego uwagę na tyle, że się mocno skupił na problemie, ale w tym samym momencie powiedział:
– Dziękuję, panie McDonald, jest dobry.
– Pan wzywał, sir?  – zadałem kolejne pytanie, a młody Surrey przytaknął i wyłożył w czym rzecz.
– I nie wiadomo, co to były za niewiasty? – zdziwiłem się, gdy hrabia opisał mi wypadki dzisiejszego dnia, w którym wiodącą rolę odegrały dwie  tajemnicze kobiety.
– Nie – bezradnie rozłożył ręce i westchnął ciężko. – Nikt nie umiał mi wyjaśnić, skąd się u nas wzięły, są nam kompletnie obce, mówiły dziwne rzeczy! Że moje życie jest zagrożone! Że przyrodnie rodzeństwo spisek knuje!
A ten ich dziwny akcent! Niby angielski, ale jakiś zgoła odmienny od naszego rodzimego!
Patrzyłem na niego niczego nie rozumiejąc. O kim on prawił? A już, gdy wspomniał dziwne określenie, którym tamte opisały miejsce swego pochodzenia zza wielkiej wody ", wytrzeszczyłem oczy ze zdziwienia. Zza wielkiej wody! Gdzieś już je słyszałem, ktoś mi wspominał o nim w luźnej rozmowie. 
Ale co to mogło być  - trudniej już przywołać w pamięci! Spostrzegłem skonsternowanie na opalonej letnim słońcem twarzy hrabiego Edvarda. Uniósł wyżej wzrok, po czym mnie nim przyszpił. Nie wiedziałem, co powinienem zrobić, jeśli zażąda odpowiedzi, której wszakże nie znałem! Skąd wytrzasnąć siłę mogącą poruszyć opary pamięci?
– Zza wielkiej wody? – odparłem po chwili namysłu, albowiem tylko to, co miałem zamiar powiedzieć, przyszło mi w sukurs. – To musi być gdzieś dalej, gdzie raczej nie bywaliśmy, jakaś zamorska kraina, albo... Kraj położony nad brzegiem większego morskiego zbiornika...
– Na przykład, oceanu? – Edvard patrzył na mnie jak na wariata, po czym prychnął z rozdrażnieniem.  – A może i tak właśnie było? Dziwnie się nosiły! Jakieś stare i ubłocone łachy, a i one, te obce, nie grzeszyły schludnym oraz porządnym wyglądem! Sporo wiedziały o mnie, o tym, co... – hrabiowski głos zadrżał, nie miałem pojęcia od czego bardziej, lęku czy zaskoczenia, że ktoś mógłby odkryć naszą tajemnicę.
– Powiedziała któraś swe miano?
– Nie.
– Czego pan hrabia po mnie oczekuje w tej kwestii? Jestem tylko prawnikiem i do moich obowiązków należy wyłącznie...
– Wiem, panie McDonald! Oczekuję od pana jedynie tego, by spróbował się dowiedzieć, kim zacz były! Czemu tyle wiedziały i...
– I?
– Czy rzeczywiście mojemu życiu coś zagraża bądź zagrażało.
– A nie prościej by było je pochwycić i wrócić do Surrey Hall albo więzienia? W areszcie szybko odzyskałyby mowę oraz rozsądek.
– Do Surrey Hall! Proszę zrobić, co trzeba, by sprowadzić je ponownie tutaj! Potem się zobaczy.
– Panie hrabio?
– Co znowu?
– Czy pomyślał pan już o odpowiedniej kandydatce na swą żonę?
– Sporządziłem wstępną listę panien na wydaniu, z posagiem godnym przyszłej hrabiny, lecz nie miałem dotąd serca właściwie się zająć tąże sprawą. Jeśli McDonald zechce, możemy razem ją prześledzić i on sam, szczerze i konkretnie mi powie, cóż duma o mych wyborach!
A dopiero później zatroszczymy się o ... inne sprawy.
Skinąłem twierdząco głową, ledwo  powstrzymując się od westchnienia z ulgi. Chwilowo miałem spokój, o ile tak można nazwać przeglądanie listy z nazwiskami parunastu panienek z dobrych domów, szukających utytułowanego męża i dyskutowania o zaletach czy wadach każdej z nich!

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top