2.4 Pierwsze znaki...
Alex bez wątpienia była typem człowieka, który preferował ląd. Spędziła przecież na nim całe życie. Nigdy, ale to nigdy nie pomyślałaby, że przyjdzie jej żeglować po nieznanych wodach, gdzieś tak daleko od jej domu, od stałego gruntu. Jednak jako wojowniczka z krwi i kości lubiła podejmować wyzwania. Oczywiście ta wyprawa niosła za sobą wiele niebezpieczeństw lecz ona już dawno przestała na nie zważać, a strach przed niewiadomym przyćmiewała chęć poznawania. W swoim życiu widziała wiele miejsc - piękne miasta, lasy, doliny, ale także pogorzeliska, pola bitewne chwilę po końcu starcia oraz mroczne katakumby nawiedzane przez niejednego upiora czy ducha.
Dziewczyna siedziała na łóżku w swojej komnacie, patrząc na kufer, do którego pakowała najpotrzebniejsze rzeczy. Nie brała ich zbyt dużo, mimo tego, iż wiedziała, że sama podróż potrwa może nawet więcej niż kilka miesięcy. Pięć kompletów ubrań, kilka książek dla umilenia czasu, czysty dziennik do spisywania swoich przygód, ołówek oraz oczywiście kilka poręcznych sztyletów. Spakowała jeszcze inne klamoty, po czym z ciężkim westchnieniem zamknęła wieko kufra.
Alex powolnie podeszła do okna, żeby zobaczyć jedne z wielu słonecznych dni, które występowało w Narni bardzo często o tej porze roku.
Blask promieni oświetlał dachy Ker Paravel, bijąc po czerwonych oczach niezniszczalnej, a dźwięki miejskiego rumoru dochodził do jej uszu. Wiedziała w głębi duszy, że ten pałac, te miasto, było jej miejscem na ziemi i w całym wszech świecie. Po tylu latach tułania się po świecie oraz życia w doskwierającej samotności, w końcu mogła zatrzymać się i nie martwić o to, że umrze w zapomnieniu. Miała tu przyjaciół, ich miłość, przez którą stali się jej rodziną, mimo iż nie wiązała ich żadna nić krwi.
Więc chyba nie było dziwne, że zmartwienie pojawiło się w jej wnętrzu, zmartwienie, które mówiło jej, że podejmując się uczestnictwa w tej wyprawie nigdy nie zobaczy swoich przyjaciół oraz skąpanego w blasku słońca Ker Paravel. Nie dała jednak omamić się temu uczuciu. Będzie z nią Kaspian, na wzajem będą się bronić i wspierać, a ona sama ma moce, o których śmiertelni nie raczą nawet śnić. Była tak wprawiona w walce, jak nikt inny w całej Narni.
Nieoczekiwane pukanie do drzwi ocuciło Alex z jej myśli. Odpychając się od parapetu jedną ręką, podeszła do drewnianych drzwi i pociągnęła za mosiężną klamkę. Przed wejściem do komnaty stał uśmiechnięty lecz widocznie zmęczony Kaspian w swoich czerwonych, skromnie zdobionych, jak na króla przystało, czerwonych szatach.
- Cześć. - zachrypnięty głos mężczyzny przeszył ciszę zamkowych korytarzy.
- Hej. - odparła bez namysłu, zapraszając brązowowłosego do środka pokoju.
Kiedy oboje znaleźli się w komnacie, Kaspian westchnął ociężale, łapiąc się za jego przydługie włosy.
- Męczący dzień? - spytała dziewczyna, siadając na łóżku.
- Aż tak widać? - skołowany przeciągnął ręką po twarzy, wzdychając.
- Cóż, na pewno nie jesteś w najlepszej formie. - zaśmiała się cicho, kładąc się plecami na miękką pościel. Nie mniej myśląc poklepała miejsce koło siebie, tym samym zapraszając samego króla, by położył się koło niej. Ten tylko zaśmiał się dźwięcznie i z uczuciem ulgi położył się koło białowłosej. - Opowiadaj.
- Nie chcę cię zamęczać takimi sprawami...
- Daj spokój, jesteśmy przyjaciółmi, możesz mi się wyżalić. Po to tu jestem.
Kaspian spojrzał w oczy Alex. Przypomniał sobie, kiedy pierwszy raz się spotkali, wtedy w lesie, gdzie dziewczyna bez przeszkód pokonała go w walce. Zauważył w tamtym momencie, że jej oczy przyprawiały go o gęsią skórkę i głębokie uczucie strachu. Teraz jednak wiedział w nich głębie i życzliwość, którą Alex obdarowywała jego osobę już od długiego czasu. Pomyślał wtedy, jak bardzo się zmieniła. Od oziębłej i skrzywdzonej osoby, do pomocnej i wiernej kompanki.
Wcześniej jej oczy kojarzyły mu się z krwią, którą sama przelewała, a teraz, kiedy na nie patrzył, przypominały mu o najpiękniejszych klejnotach koronnych, jakie kiedykolwiek widział.
- Wszystko idzie tak jak ma iść. - odparł po chwili ciszy, wracając do rzeczywistości. - Przygotowania są już skończone. Jutro wyruszamy. - wzrok Kaspiana zwrócił się w stronę dużego, zamkniętego na kłódkę kufra w rogu pokoju. - Widzę, że jesteś już spakowana.
- Nie ma co zwlekać, a tak po za tym skończyłam chwilę przed twoim przyjściem. Więc co tak bardzo zmęczyło drogiego króla?
- Obawy. - powiedział bez zastanowienia, wlepiając oczy w ciemny sufit. - Martwię się. Wschodnie wyspy to ląd, o którym wiadomo niewiele. Z tego, co wiem, anarchia i bezprawie jest tam na początku dziennym, nie wspominając już o czarnej magii albo o magicznych nieznanych nam dotąd stworzeniach.
Alex milczała przez krótką chwilę. Z tymi informacjami jedyne co mogą, to gdybać o losie i rzeczywistości, ukrywających się na tajemniczych wyspach. Czy to przerażało Niezniszczalną? Trochę. Jako tak silna, nadprzyrodzona istota była bardzo ludzka, gdyż ludzie bali się tego, co nieznane, tak samo, co nasza Alex. Nieco przerażała ją wizja, tego co może zastać na miejscu po środku nieznanego oceanu, jednak wiedząc, że tuż obok będzie jej najlepszy przyjaciel, jej zmartwienia nieco odchodziły w dal.
- Osobiście wybierałeś załogę, Kaspianie. Najlepsi żeglarze, twój zaufany kapitan, zgrana i silna załoga. Z taką drużyną można dopłynąć nawet na koniec świata. - rzekła, spoglądając kątem oka na zamyślonego mężczyznę.
- Mam jeszcze w załodze bardzo dobrego żołnierza i mądrego doradcę.
- Nie widziałam, że przyjąłeś kogoś nowego. - zaciekawiła się białowłosa. - Znam go?
- Chyba tak, znaczy... powinnaś. - Król uśmiechnął się głupkowato. - W zasadzie to kobieta.
- Kolejna kobieta? To podwójne nieszczęście, przecież kobiety na statku przynoszą pecha. - zażartowała, ignorując dziwne, niespodziewane ukłucie zazdrości, gdzieś głęboko w jej sercu.
- Wydaje mi się, że jednak przynoszą więcej porządku i mądrości, a nie pecha. Kobiety są bardziej poukładane i życzliwsze niż mężczyźni, którzy całe życie spędzili na morzu.
- To znam JĄ?
- Na pewno widujesz ją codziennie. Jest dosyć niemiła, ale tylko czasami. Wyszczekana, sarkastyczna, boleśnie prawdomówna. A to tylko kilka z jej zalet... - mówiąc to, mężczyzna patrzył na twarz Alex, która usilnie próbowała sobie przypomnieć osobę, którą opisywał. Chyba nie dziwne jest to, że przez cały czas miał na myśli dziewczynę, leżącą tuż koło niego, jednak ona widocznie nie zdawała sobie z tego sprawy. - Ma bladą cerą, jasne włosy i oczy o nietypowym kolorze... - naprowadzał ją dalej, ale ona nadal nie była świadom. - Jest bardzo ładna, zgrabna i mądra... - mówił, nie zważając na dalsze słowa. - Zabawna, pomocna... Alex, mam na myśli ciebie. - odparł, na co oczy Niezniszczalnej zrobiły się tak wielkie, jak księżyc. Kaspian dopiero w tamtej chwili uświadomił sobie, co powiedział. Jego policzki zaczęły palić, a na jego zmieszaną twarz zagościł szkarłatny rumieniec. Między nimi nastąpiła chwila krępującej ciszy, którą szybko przerwała Alex.
- Ekhem... - odchrząknęła. - Czyli uważasz, że jestem ładna. - odparła zaczepnie, przewracając się z pleców na brzuch, opierając się na ramionach, by lepiej wiedzieć twarz mężczyzny. Na jej twarzy również pojawił się niewinny rumieniec, gdyż nigdy nie słyszała takiego komplementu od żadnego przedstawiciela płci przeciwnej.
- Ooczywiście, je jesteś bardzdzo ładna, masz ładną ttwarz i w ogóle... Taakk mówią luddzie. Znaczy ja też tak uważam, jest bardzo ładna, aale nie myślę, żże to nie jest ważne jeśli jest się nieniemiłym...
- Czyli mówisz, że jestem niemiła?
- OOczywiście, żże nie. Jesteś miła, bardzo miła. Lubię tto yyyy... Chodzi, żze musisz być dobrym człowiekkiem...
- To znaczy, że jestem zła? - przekomarzała się Alex.
- Nnie! Mówiłem że....
- Tylko się z tobą droczę! - zaśmiała się głośno, a on razem z nią. - Dziękuję, lizusie.
Przegadali razem całe popołudnie i wieczór. Siedzieli w komnacie Alex rozmawiając o wszystkim i o niczym, nie zdając sobie sprawy, że słońce dawno schowało się za horyzontem. Alex była w duchu bardzo szczęśliwa, że jej przyjaciel mógł spędzić z nią chwile, której nie mieli od dłuższego czasu, więc kiedy Kaspian oznajmił, że musi iść spać, bo jutro wieli dzień, wtedy przypomniała sobie, że już za niespełna osiem godzin pierwszy raz wejdzie na statek. Zgodziła się z przyjacielem, że pora iść spać, bo następnego dnia skoro świt przywitają nieznaną przygodę.
- Dobranoc. - odparła cichutko, kiedy brązowowłosy wyszedł za drzwi jej pokoju. Twarz mężczyzny oświetlona była słabym światłem pochodni, powieszonych na korytarzach, a mimo to mogła zobaczyć jego ciepły uśmiech. - Śpij dobrze, w końcu jutro ten wielki dzień.
- Ty też. - odpowiedział również cicho, składając na policzku dziewczyny lekki pocałunek, która miała nadzieję, że światło było zbyt słabe, żeby nie mógł dostrzec jej rumieńców.
Po tym nieznacznym geście mogła usłyszeć oddalające się kroki Kaspiana, a gdy całkowicie ucichły, wyrwała się z dziwnego transu, weszła do komnaty, zamykając za sobą ciężkie drzwi.
Nie wiedząc dlaczego, ubrała na siebie szatę nocną, nie przestając się uśmiechać. Uczesała swoje długie, jasne włosy, po czym niezwłocznie wskoczyła do ciepłego łóżka. Nie było to dziwne, że po niedługim czasie, w dobrym humorze i ciepłym uczuciu w środku, zasnęła z myślą, że jutro czeka ją długi dzień...
*****
Przepraszam z głębi serca. Mam niepochamowane wrażenie, że trochę się wypaliłam z pisaniem. Ostatnimi czasami mam wenę, więc następna część mooooże pojawi się wkrótce. i wiem, wiem, ta nie jest najlepsza, ale nie mam serca zmuszać Was dalej do czekania, ale obiecuję, że następny rozdział będzie mieć więcej dynamizmu.
Kaspian+Alex=?
Pozdrawiam
Fabularna222
-
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top