~2~

- Nie zgubiłem się. - powiedział zdesperowany Piotr.

- Masz racje, nie zgubiłeś się, ale zgubiłeś drogę. To zupełnie co innego. - stwierdziłam, wdrapując się na jedną z półek skalnych. Szliśmy już od dawna, nie zatrzymując się nawet na chwilę, za postanowieniem Piotra, który chciał jak najszybciej dotrzeć do obozowiska. - Musimy, przejść przez Bystrą rzekę, żeby choć przejść do tamtej połowy lasu. - wskazałam palcem na większą puszczę. - Tam powinien być jeden z głównych obózw. Zajmie nam to z niecałe pięć godzin. Jesteśmy bardzo blisko.

- A tak po z tym, nie powiedziałaś nam jak masz na imię... - zauważył Edmund. Czemu ten chłopak wydaje mi się najmądrzejszy ze wszystkich? Nie znałam odpowiedzi na to jakże dziwne pytanie. Odwróciłam się w stronę chłopaka i posłałam mu uśmiech pełen szacunku.

- Różnie na mnie mówią. Ale moje prawdziwe imię brzmi Alexis. Nie podoba mi się, więc mówcie mi Alex. To podoba mi się bardziej, niż te prawdziwe. Zbyt dostojne.

- Patrzcie! To Aslan! - krzyknęła niespodziewanie Łucja, przez co spojrzałam się w tamtą stronę, lecz  po mimo moich starań, nic nie ujrzałam.

- Tam nic nie ma. - powiedział zdziwiony krasnal.

- Ale stał tam, naprawdę. - odparła skruszona.

-Ostatnio jak nie posłuchałem Łucji, wyszedłem na niezłego pacana. -skwitkował Edmund.

(Od autorki:Przepraszam,ale nie chce mi się opisywać szczegółów,więc przejdziemy do innego momentu)

Rozpaliłam ogień. Wszyscy pokładali się do spania, a ja stanęłam na warcie. Mogłam nie spać przez kilka miesięcy, ale teraz zrobiłam się na prawdę wyczerpana. Usiadłam pod jednym z drzew i zaczęłam wpatrywać się w palące ognisko. Czerwone języki ognia leciały w górę, a spalane drewno co chwila wydawało z siebie ciche pęknięcie. W pewnym momencie poczułam, że ktoś przysiada się do mnie. Byłam zdziwiona, bo choć jestem w ich chwilowej kompanii, nie za bardzo się z nimi dogaduje.

- Czego chcesz Edmund? - zapytałam, a chłopak przysiadł się, i tak samo jak ja, zaczął wpatrywać się w ognisko.

- A czy ja muszę coś chcieć? - odezwał się po chwilowej ciszy. Jego czarne włosy były w lekkim nieładzie, a oczy lśniły wraz z iskrami wydobywającymi się z paleniska. Przyłapałam się na tym, że wciąż się na niego patrzę, przez co speszona odwróciłam wzrok od jego twarzy.

- Wieeesz - powiedziałam specjalnie przeciągając literę e. - Ludzie przeważnie przychodzą do mnie, gdy coś chcą, a kiedy im pomogę, zostawiają mnie samą.

- Nie jestem takim typem człowieka. - spojrzałam w jego czekoladowe oczy, po czym rzekłam:

- Nie ma takiego stworzenia na świecie, które nigdy by tak nie postąpiło. To tylko kwestia czasu.

Chłopak zamilkł. Swój wzrok przeniósł na ręce, którymi nerwowo zaczął się bawić, widocznie wymyślając jakiś sensowny argument, by później mi go przedstawić.

- Nie każdy taki jest.

- Podaj mi przykład...

- Aslan. - odpowiedział bez namysłu. Pokręciłam głową z dezaprobatą. Dlaczego oni tak w niego wierzą.

- Czy wy nie rozumiecie? - zapytałam - Aslan to już tylko legenda. Gdyby istniał, pozwoliłby na takie coś? Bo mi się nie wydaje​. Jego pobrateńców zabijano masowo, teraz nie ma ich prawie w ogóle, a wy tak w niego ślepo wierzycie?

- To kwestia cierpliwości. - rzekł spoglądając w moją stronę. W jego głosie usłyszałam wiarę i nadzieję, że wszystko jeszcze się​ zmieni. Prychnęłam na te słowa.

- Nie słyszałeś "Nadzieja matką głupich"?

- Słyszałem i to nie raz. Ale wiesz, nic innego nam nie pozostało.
Zaśmiałam się, choć wiedzialam, że to najszczersza prawda, jaką ostatnio miałam okazję usłyszeć.

- Możliwe... A teraz idź spać smarku. Jutro wcześnie wstajemy.

- Ja, smarkiem? Przecież jesteśmy prawie w tym samym wieku.

- Tak, tak.- zaśmiałam się i uderzyłam go lekko w ramię, na co on wydał z siebie cichy pomruk niezadowolenia, by później wydać z siebie melodyjny śmiech. Przeczesał dłonią swoje czarne włosy i wstał, otrzepukąc się z ziemi. Myślałam, że odejdzie i pozwoli mi bezczynnie wpatrywać się w ognisko. Ale ku mojemu zdziwieniu zginął się w pół i wyciągnął szarmancko rękę.

- Czy Milejdi ( nw jak się to pisze ) Alex zgodzi się na przechadzkę, z tak pięknym i pociągającym królem, jak ja, po to, by nazbierać drewna na opał?

- Sama nie wiem. Mogę pobrudzić swoje piękne buty, a nawet podżeć nieskazitelną bluzkę z jedwabiu.
To bardzo ryzykowne, królu Edmundzie. A co, jeśli jakiś komar mnie ukąsi? Co wtedy?- spytałam teatralnie patrząc na ubrania i gładząc je przy tym, jakby były moim największym skarbem.

- Umrzesz.

Złapałam się teatralnie z serce, na co chłopak tylko się wyszczerzył

- Oj dobrze mój luby, pójdę z tobą, po jakże potrzebne i niezastąpione drewno, które później wrzucimy do ognia.

- Wiedziałem, że dasz się namówić.

- Yhm. Tylko proszę, na następny raz nie nazywaj mnie milejdi...

***

-Zuzanna, obudź się - szepnął cichutki głosik. W odpowiedzi usłyszałam tylko niezrozumiałe pomruki, które ucichły po sekundzie. Otworzywszy oczy, ujrzałam Łucję, która wbiegała do lasu. Zdziwiona i zdezorientowana szybko ruszyłam za dziewczynką. Zobowiązałam się, że będę ich wszystkich pilnować, a teraz nie wiadomo co się może stać. - pomyślałam. To było dziwne, ponieważ obiecałam im tylko, że odprowadze ich do obozu. Ale w tamtej chwili poczułam odpowiedzialność za czwórkę rodzeństwa, które być może, odmieni losy całej Narni.
Dziewczynka stanęła i obejrzała się na boki, myśląc i mrurząc przy tym oczy, tak, jakby czegoś szukała. Kiedy mój wzrok natknął się na poruszającego się w oddali minotaura, nabrałam jak najwięcej powietrza i na palcach, by nie zwrócić na siebie uwagi, zbliżyłam się cicho do brązowo-włosej. Zasłoniłam jej usta, by nie wydobyła żadnego niepożądanego dźwięku. Szarpała się przez chwilę, ale gdy tylko zobaczyła zagrożenie, od razu umilkła chowając się za moimi plecami. Wyjęłam cicho miecz i narzuciłam swój kaptur na głowę, by zaatakować. Miałam zamachnąć się i wbić broń w plecy potwora, gdyby nie fakt, że ktoś mi przeszkodził. Kiedy spojrzałam na twarz mojego przeciwnika już wiedziałam kto to jest. Książę Kaspian we własnej osobie. Chłopak zadawał zgrabne i przemyślane ciosy, lecz omijałam je bez przeszkód.

-Alexis! Przestań! - zawołał Edmund. Nie wiem dlaczego, ale jego głos uspokoił mnie, czego dowodem był koniec mojego ataku na księcia. Kaspian runą wyczerpany na ziemię, a ja tylko przyglądałam się jego poczynaniom.

-Toż to niezniszczalna. - szepną ktoś ze zgromadzonego tłumu.

-Przecież Miraz zabił wszystkie wróżki, czarownice, a na pewno wszystkie Niezniszczalne. - stwierdził jeden z centaurów. Zdjęłam kaptur z głowy pokazując całą swoją twarz. Wszyscy zaczęli szeptać po między sobą, a szmery cichych rozmów roznosiły się po lesie. Książę spojrzał na mnie zaskoczony, nie mając pojęcia o czym wszyscy mówią.

- Że jaka Niezniszczalna? - spytał.

- Chyba niebardzo na zamku dbali o twoje wykształcenie. Czy może jesteś taki głupi od urodzenia? Pewnie to dziedziczne w twojej rodzinie. Jeden głupszy od drugiego. - zaśmiałam się gorzko. Kaspian zacisnął szczękę ze złości, a ja patrzyłam na niego z wyższością wymalowaną na twarzy.

- Nie obrażaj mnie. Nie masz praw...

-A Kto mi zabroni? - obróciłam się wokół własnej osi, by spojrzeć na wszystkich, a na końcu powrócić do Kaspiana. - Ty? Proszę Cię. Jesteś nikim, tak samo jak twój "wspaniały" wój.

- Dlaczego wszyscy oceniają mnie po tym, że Miraz jest moją rodziną?! - rzekł niedowierzając

- Dobre pytanie... - Kaspian zmrużył oczy, tak, jakby chciał zrozumieć, co mam na myśli. Wpatrywałam się w księcia, a on we mnie. Jego spojrzenie wypalało we mnie dziurę, ale ja nie byłam dłużna. Zastanawiałam się, czy nie przeczytać jego wspomnień. Lecz podjęłam decyzję, że nie zrobię tego, jest jeszcze nieprzygotowany.

- Macie ich, więcej nie będę robić za niańkę. - wskazałam na rodzeństwo po czym zaczęłam odchodzić w przeciwnym kierunku.

- Zaczekaj! - Kaspian podbiegł do mnie i złapał za rękę.

- Czego? Przyprowadziłam ich. Co jeszcze o demnie chcesz?

- Musisz nam pomóc...

- Następny. - mruknęłam niezadowolona pod nosem, a moja ręka powędrowała na twarz, przecierając ją z dezaprobarą. - A co za to będę miała? Czekaj, czekaj nie odpowiadaj. Złoto i rubiny?

Moja dobra osobowość zaczęła kłócić się z drugą-złą stroną mnie.

Pomóż im. Musicie odzyskać Narnie za wszelką cenę, a kiedy dostaniesz Miraza w swoje ręce, zemścisz się.

Nie pomagaj! To jego lud zabił twoją matkę, a siostrę sprzedano na targu. Pozbawili cię rodziny i przyszłości.

Po dość krótkiej, lecz zawziętej wymianie zdani, zdecydowałam się.

- Pomogę wam, ale mam jeden warunek. Chcę się zemścić.

Powiedziawszy to, przez moje ciało przeszło uczucie, że nie skończy się to dla mnie dobrze.

Następna część.Mam nadzieje,że się podoba.Piszcie w komentarzach swoją opinię na temat tego opowiadania,piszcie też co chcecie bym wplotła do tego opowiadania.

Fabularna222

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top