2.2 - Przyjemna przejażdżka
- Może zrobimy sobie chwile przerwy, Denvel? Widać, że padasz z nóg. - odparła Alex, patrząc na młodego mężczyznę w białej, luźnej koszuli, ociekającej jego potem oraz w brązowych, tak samo luźnych spodniach. Zmachany czarnowłosy oparł się na chwilę na kolanach zawzięcie próbując złapać oddech.
- Czasami zazdroszczę ci tych super mocy. Walczymy już chyba od kilku dobrych godzin, a ty nawet nie wyglądasz na odrobinę zmęczoną. - wyprostował się, wypowiadając te słowa, nadal ciężko dysząc. Alex spojrzała się łagodnie na Denvela, który mierzył ją zimnym spojrzeniem niebieskich tęczówek. - Ale nie mam zamiaru się poddać.
Nie zdążywszy zareagować, mężczyzna szybko podniósł miecz i powędrował z prędkością światła w stronę dziewczyny. Ta jednak w ostatniej chwili odchyliła się w prawą stronę, jednocześnie unikając ostrza przyjaciela. Nim zdążyła się obejrzeć, Denvel zadawał kolejne ciosy, a mimo zaskoczenia, Alex szybko odepchnęła rozkojarzenie na drugi plan.
Pojedynkowali się zaciekle, nie zważając na niedogodności w postaci upału, który męczył tamtego dnia całe Ker-Paravel. Wymieniali się uderzeniami, a zgrzyt ocierającego się metalu o metal rozprzestrzeniał się po całym miejscu treningowym, zagłuszając dźwięki dochodzące z dziedzińca zamku.
Każde uderzenie Alex było precyzyjne i zawsze docierało do celu. Zupełnie inaczej było z Denvelem, który walczył na ostatkach swoich sił, a jego ataki stawały się coraz to bardziej słabsze oraz niekontrolowane. Nie było to zdziwieniem dla dziewczyny, kiedy kilkoma mocniejszymi machnięciami powaliła czarnowłosego na ziemię.
Wycieńczony rycerz leżał na piasku, oddychając łapczywie od wysiłku. Sama Alex próbowała uspokoić nierówny oddech, który niespodziewanie przyśpieszył podczas wyczerpującego pojedynku. Od samego ranka wraz ze swoim przyjacielem prowadziła zawzięty trening. Za każdym razem, kiedy walczyli, mężczyzna był pewien, iż tym razem powali niezniszczalną, jednak i tego dnia jego starania okazały się fiaskiem, choć widać było po nim, że stara się z całej siły.
- Już starczy, Denvel. Sama zaraz padnę z nóg. - powiedziała Alex, co w sumie nie było do końca prawdą. Czuła w sobie mnóstwo energii, w końcu była dopiero połowa dnia. lecz widząc stan mężczyzny i znając jego upartość, miała pewność, że nie podda się tak łatwo. Ale na jej uciechę, leżący Denvel tylko przytaknął skinieniem głowy, z trudem wstając na ciężkich nogach, wkładając żelazny miecz w pochwę. Ruchem ręki otarł cieknący z czoła pot, po czym skierował się w stronę Alex zawzięcie pijącą zimną wodę z glinianego naczynia, które uprzednio przyniosła jedna ze służek. Upijając ostatni łyk podała dzban Denvelowi, zaś ten zamiast napić się z niego, wylał zimną ciecz na swoją głowę.
Alex zaśmiała się z nieprzewidzianego zachowania przyjaciela, który tylko odetchnął z ulgą na kojące zimno.
- Lepiej ci? - zapytała prześmiewczo.
- O niebo. - zaśmiał się mężczyzna, odkładając naczynie na swoje uprzednie miejsce. - Co zamierzasz, robić wieczorem? Bo jeśli masz czas możemy potre...
- O nie, nie mój drogi. Już dostałeś lanie, daj człowiekowi odpocząć.
- Przecież ty prawie się nie męczysz, chyba to do siebie mają niezniszczalne. - odparł, patrząc na bialowłosą z przymrużonymi oczami.
- Nie mówiłam o sobie, tylko o tobie, ciołku. - Denvel spojrzał urażony na Alex. Ta jednak nie wyglądała na bardzo przejętą, tym że dotknęła dumę swojego przyjaciela. Uśmiechnęła się pod nosem na jego zabawną minę, wyrażająca więcej niż tysiąc słów. - Nie zrozum mnie źle, jesteś silny i waleczny... - na te słowa mięśnie jego twarzy rozluźniły się znacznie, pokazując, że Alex rozluźniła nieco sytuację. Oh, kto jak kto, ale Denvel miewał czasami za duże ego oraz uwielbiał podbudowywać własne mniemanie. - Ale moim zdaniem przyda ci się trochę odpoczynku. A tak po za tym, jestem zajęta.
- A co takiego szanowna Alex może robić wieczorami prócz walczenia lub działania innym na nerwy? - odparł żartobliwym tonem. Na jego słowa Alex uderzyła czarnowłosego w ramię, który skrzywił się nieznacznie.
- Wcale nie działam innym na nerwy. I po prostu jadę z Kaspianem na konną przejażdżkę. Obiecał mi to kupę czasu temu. - odparła.
Od przyjazdu Alexis do zamku minęło już kilka ładnych tygodni. Od tamtego momentu spędzała bardzo dużo czasu ze swoimi dawnymi przyjaciółmi. Z Attylią często chodziły na trag, ponieważ brązowowłosa kupowała tam najróżniejsze tkaniny do sukien. Była przecież jedną z najbardziej szanowanych krawcowych w całym Ker-Paravel. Wraz z Denvelem bardzo dużo trenowała. Był on nadwornym, zasłużonym w różnych bitwach rycerzem, który walczył u boku Kaspiana nie jeden raz. Zaś Sammuel był jego przeciwieństwem. Trochę starszy mężczyzna o blond włosach i okularach na nosie kilka lat temu stał się jednym z najmodniejszych uczonych w całym dworze. Razem z Attelią uwielbiały przeglądać jego stare księgi, które odziedziczył po swoim zmarłym mentorze. Alex razem z Sammuelem próbowała znaleźć wzmianki o niezniszczalnych, by mogła dowiedzieć się czegoś więcej o swoim pochodzeniu. Jednak na jej niekorzyść wzmianek tych było naprawdę mało, a rzecz biorąc, tyle co nic. Ale wraz ze swoim przyjacielem nie poddawała się tak łatwo i przeszukiwali każde księgi, jake napotkali.
A co do Kaspiana. Starała się z nim spotykać, jednak był on królem, co przysważało mu wielu obowiązków, a przez owe nie posiadał wiele czasu dla siebie. Mimo tego zawsze potrafił wygospodarować choć pięć minut między naradami i różnymi spotkaniami tylko po to, by zamienić kilka słów z Alex, co bardzo sobie ceniła. Dziewczyna uwielbiała spędzać z nim czas, mimo że nie mieli go za wiele. Czuła się z nim w zżyta. Razem toczyli bitwę u swego boku kiedy przyszło się im zmierzyć z Mirazem i plagą jego Telmarskich wojsk. Razem walczyli za Narnię oraz razem byli gotów, by za nią zginąć. To Kaspian pomógł w pewnym stopniu pozbyć się Alex smutku po odejściu córek Ewy i synów Adama, a w szczególności tego jednego o tak czekoladowych oczach, jakich świat nie widział. Oczywiście nie potrafiła wyzbyć się całego żalu i smutku, bo po za otoczką twardej i niepokonanej niezniszczalnej znajdowała się tylko mała i człowiecza Alex, która tak jak każda inna osoba była podatna na różne uszkodzenia.
******
Alex nigdy nie lubiła nosić sukienek, jej zdaniem były bardziej niż nieporęczne. Więc sama do tej pory nie potrafiła zrozumieć dlaczego dała namówić się Attylii na białą sukienkę sięgającą aż do kostek. Nie była ona wielce zdobiona, prawdę mówiąc - zwyczajna, posiadała kilka falbanek u prostego dekoltu oraz w pasie, zaś jeszcze w kilku miejscach znajdowały się wyhaftowane trochę innym odcieniem białego, kwiaty, które wyglądały bardzo skromnie na całym materiale. I mimo tego, że nie pochwalała tego typu szat, lubiła swój dzisiejszy wygląd. Miła różnica, która nie wydawała się zmienić jej ubraniowych nawyków.
Uszykowana całkowicie, koło zaprzężonych rumaków, Alex stała i czekała tylko na Kaspiana, mającego pojawić się już kwadrans temu. Spojrzała już chyba piąty raz w ciągu minuty na wielki zegar, umieszczony w jednej z wieży zamkowej, jakby doszukując się błędu w ustawieniu wskazówek. W pewnym momencie pomyślała, że może to ona pomyliła miejsce spotkania, później przeszło jej przez głowę , iż po prostu zapomniał, bo przecież miał tyle obowiązków na głowie. Mimo zrozumienia Alex poczuła się w pewien sposób urażona tym, że mógł o niej tak po prostu zapomnieć. Może było to samolubne ze strony białowłosej, ale choć jeden raz chciała spędzić z nim więcej niż te kilka minut i porozmawiać o czymś innym niż przebieg narad. Tęskniła za swoim przyjacielem, jak bardzo ona tęskniła. Mimo, że Edmund był w zupełnie innym świecie, nie posiadała takiego uczucia opuszczenia ze strony Pevsnsie, jak ze strony Kaspiana, który mimo tego, iż był na wyciągnięcie ręki, wydawał się bardziej odległy niż były władca Narnii.
Oparła się o zimne mury pałacu, głaskając przy tym znudzone wierzchowce. Uśmiechnęła się pod nosem na widok tych majestatycznych kreatur. Miała wrażenie, że zwierzęta potrafiły dotrzymywać słowa bardziej niż ludzie, mimo tego że nie potrafią mówić i żadnych przysiąg nie składają.
- A mówią, że to na kobiety zawsze trzeba czekać. - mruknęła niesłyszalne pod nosem, gładząc czarną grzywę Benfego, który tylko parsknął zadowolony. - Ty nigdy mnie nie oszukasz, co? - powiedziała do swojego zwierzęcego przyjaciela, a ten jakby rozumiejąc słowa właścicielki zaczął kiwać łbem na znak zgody.
- Spóźnienie to chyba jeszcze nie oszustwo. Chyba, że zmienili prawo, a ja o tym nie wiem. - zaśmiał się Kaspian, stojący za Alex. Ta tylko odwróciła się w stronę króla, obdarzając go nieprzychylnym spojrzeniem.
- Niedotrzymanie danego słowa to oszustwo, jeśli się nie mylę. - odpowiedziała bez zastanowienia. Kaspian wyglądał na naprawdę skołowanego, samemu nie wiedząc jak wybrnąć z tej niezręcznej sytuacji.
- Wybacz mi. Spotkanie na temat traktatu ze wschodnim archipelagiem się przedłużyło. Wiesz jak bardzo nie lubię się spóźniać, ale to było naprawdę ważne.
Przez pewną chwilę między dwojgiem ludzi zapadła cisza, w czasie której mężczyzna czekał tylko na wybaczenie. Alex odwróciła się powoli w stronę przyjaciela, wręczając lejce od jego konia.
- Czyli się nie gniewasz? - zapytał niepewnie.
- Gniewam. Ale możesz zmienić moje zdanie. - dziewczyna próbowała zachować powagę, ale nie potrafiła oprzeć się uśmiechowi wpływającemu na jej twarz. - Chodźmy wreszcie, bo nas jutro zastanie.
Nie minęło pięć minut a znaleźli się na ulicach Ker-Paravel. Promienie złocistego słońca jak zwykle padały na piękne mury zamku nadając im złocisty kolor, a niebo przykryte było majestatycznymi obłokami białych chmur, które piętrzyły się jak wieże najróżniejszych zamków. Małe stragany po bokach uliczek wypełnione były po brzegi różnymi produktami. Na jednym z nich znajdował się piękne, różnokolorowe kwiaty, a na drugim świeże pieczywo, które sprzedawał mężczyzna w podeszłym już wieku o zaokrąglonej twarzy oraz brzuchu. Gdzieś dalej jakaś kobieta handlowała własnoręcznie zrobioną biżuterią, zaś koło niej znajdowała się budka z różnymi bibelotami. Oczywiście całość dopełniały tłumy przechodni, którzy patrzyli na przeróżne towary, zaś gdzieś w gęstym tłumie Alex mogła dostrzec bawiące się dzieci - chłopców walczących na drewniane miecze oraz dziewczynki zaplatające sobie na wzajem warkocze. Normalny dzień w Ker-Paravel.
- Już tak dawno nie wyglądałem po za mury zamku, że zapomniałem jak to wygląda na zewnątrz. - odparł w pewnym momencie uśmiechnięty Kaspian, spoglądając na spokojnych ludzi. - Wreszcie stało się to, czego tak bardzo chciał mój ojciec.
- Założę się, że byłby z ciebie naprawdę dumny. - odparła, spoglądając na króla. - Że jest z ciebie naprawdę dumny.
Kaspian wyszczerzył się jeszcze szerzej na słowa dziewczyny, które w pewien sposób ukoiły jego ducha. Wiedziała jednak, że musi postarać się jeszcze bardziej, jeśli chciał być dobrym królem. Tak bardzo pragnął dorównać swojemu ojcu, że postawił sobie bardzo wysoki próg co do jego osoby, i miejmy nadzieję, że dokona tego, czego tak w głębi siebie chce.
Nim Alex zdołała wypowiedzieć kolejne słowo dziewczyna usłyszała cichutki głos i poczuł szarpnięcie za dół sukni, a kiedy skierowała wzrok do dołu zobaczyła na oko siedmioletniego chłopca, który nadal ciągnął za spód jej ubrania, próbując nadążyć za wolno idącymi końmi. Zatrzymała wierzchowca, przez co Kaspian również stanął w miejscu nieco zaskoczony.
- Przepraszam, że przeszkadzam. - mówił trochę fafluniąc jak to małe dziecko. - Czy jesteś naszą królową?
Alex stanęła jak wryta. Nie miała pojęcia jak odpowiedzieć malcowi na te pytanie. Oczywiście, że nie była, ale nie spodziewała się czegoś takiego z ust siedmiolatka. Choć małe dzieci cechowała wielka bezpośredniość.
- Nie kochanie, nie jestem. A dlaczego tak myślisz?
- Bo jedzie pani z naszym królem i wychodzi na to, że jest pani królową. - odparł trochę skołowany.
- Nie, nie, jestem tylko przyj...
- Turus, gdzie ty byłeś? Zaczęłam się bać. - odparła kobieta o brązowych włosach, która zobaczywszy swojego synka, uściskała go bardzo mocno. - Przepraszam, że mój syn was niepokoił... - kiedy wzrok kobiety napotkał oczy Kaspiana za chwilę zamilkła, jakby szukając odpowiednich słów. - Wasze wysokoście. - rzekła, klękając, po czym jej syn uczynił to samo.
- Wstańcie, nie musicie się kłaniać. - powiedział spokojnie Kaspian.
- Tyle ci zawdzięczam królu, że tylko tak potrafię wyrazić dozgonną wdzięczność.
- Nie musisz być mi za nic wdzięczna, tak właśnie robią dobrzy ludzie i królowie, to mój obowiązek, by wam żyło się dobrze. - posłał kobiecie uśmiech pełen dobroci, na co kobieta wstała wesoło, biorąc za rękę swojego synka. - A teraz wybaczcie. Obiecałem przyjaciółce przejażdżkę.
******
Słońce powoli zachodziło za horyzont, gdzie morze stykało się z niebem, które tego wieczora przybrało różowo - purpurową barwę.
Alexis razem z Kaspianem spacerowała przez piaszczyste plaże znajdujące się niecałe pięć kilometrów od zamku, uprzednio przywiązując swoje konie pod cieniem zielonych drzew, by zwierzęta mogły odpocząć. Mimo nadchodzącego wieczoru dwoje przyjaciół nadal rozmawiało na przeróżne tematy, nie zważając na porę dnia. Śmiali się i wygłupiali jakby Alex nie była jednym z najsilniejszych stworzeń na ziemi, a Kaspian nigdy nie widział korony czy tronu, a królewskie obowiązki nie miały miejsca.
- A pamiętasz, kiedy uczyłam cię strzelać z łuku? - zapytała mężczyznę, śmiejąc się do rozpuchu. - Wtedy prawie zabiłeś biednego Zuchona. Nadal pamiętam jego przerażony wzrok. Dawno go nie widziałam. Ciekawe co porabia. - zastanawiała się dziewczyna, uspokajając się.
- Nawet nie wiesz, jak ja się bałem. Od tamtego momentu nie sięgnąłem po łuk i mówiąc szczerze, chyba tak zostanie.
- E tam. Trening czyni mistrza, nie możesz poddawać się po jednej nieudanej próbie. - powiedziała, po czym zamilkła na krótką chwilę.
Zaczęła napawać się ciepłymi promieniami słońca, zamykając oczy i wsłuchując się w odprężający szum morskich fal, rozbijających się o piaszczysty brzeg plaży. Delektowała się beztroską chwilą, którą mogła spędzić ze swoim drogim przyjacielem. Mimo, iż nie mówili nic, cisza panująca między dwojgiem dorosłych ludzi wcale im nie przeszkadzała. Wręcz odwrotnie. Cieszyli się niemo swoją wzajemną obecnością, której tak dawno nie mieli przyjemności poczuć.
Kaspian mimowolnie przeniósł swój wzrok na pogrążoną w myślach Alexis, która kroczyła brzegiem morza z zamkniętymi oczami, a jej dosyć blada skóra pochłaniała wszystkie promienie słońca, zaś odbijały się od białych włosów dziewczyny. Nie pamiętał, kiedy ostatnio czuł się tak beztrosko jak teraz. Królewskie obowiązki pochłaniały większość jego czasu. Wcale nie narzekał, bo wiedział jak ważną rolę pełni, ale czasami po prostu chciał odpocząć, jak to każdy człowiek.
Musiał przyznać, że Alex powinna częściej się tak ubierać. Wyglądała jak leśna nimfa, kiedy jej zwiewna sukienka falowała na wietrze wraz z rozpuszczonymi włosami. Sam złapał się na tym, że nigdy wcześniej tak o niej nie myślał. Zawsze widział ją jako przyjaciółka, ale teraz wlepiając oczy w jej zadumaną osobę poczuł jakieś dziwne, znajome uczucie krążące w jego podbrzuszu. Jakby stado motyli próbowało wydrzeć się z jego żołądka. Spędzali ze sobą tyle czasu, że Kaspian nigdy nie dopuścił do siebie faktu, iż Alex może być dla niego kimś więcej niż tylko przyjacielem. Odepchnął te natrętne myśli. Daj spokój Kaspian, to tylko twoja przyjaciółka, traktujesz ją przecież jak siostrę. Nic więcej. - pomyślał, słuchając się rozumu, nie głosu serca, które biło szybciej na widok dziewczyny.
Bardzo dobrze pamiętał te uczucie. Tak jego tętno przyśpieszało na widok Zuzanny, kiedy to pierwszy raz się zakochał. Tak samo jak białowłosa cierpiał z powodu straconej miłości i nie wyobrażał sobie żadnej innej dziewczyny na jej miejscu, nawet tak wielkiej w jego oczach Alex. Wmawiał sobie, że nie znajdzie nikogo innego i tylko Zuzanna Pevensie, córka Ewy zajmuje to specjalne miejsce w jego sercu.
Sama Alex próbowała stłumić rosnącą sympatie do króla, jednak uczucie te w pewnych momentach zaczęło ją przerastać. Tłumaczyła to sobie podobnie jak Kaspian - To tylko przyjaciel. Ale w głębi duszy oboje wiedzieli, że miłość nie wybiera.
- Ładnie ci w tej sukience. - odparł w jednej chwili Kaspian, nie bardzo panując nad językiem. Białowłosa uśmiechnęła się ciepło na słowa mężczyzny. - Chyba nigdy nie widziałem cię tak ubranej.
- Dla mnie to tez nowość. Attylia namówiła mnie na złożenie sukienki. Z pewnością jestem zbyt uległa w jej stosunku i nadal nie wierzę, że to założyłam. - zaśmiała się dźwięcznie na co brązowowłosy jej zawtórował. - Alę dziękuję za komplement. W sumie sama uważam, że wyglądam w niej dosyć przyzwoicie.
- Bardziej niż przyzwoicie. - wymsknęło się królowi. Po chwili zdał sobie sprawę ze swoich pochopnych słów i odchrząknął zażenowany.
Na twarz Alex wstąpił ledwo zauważalny rumieniec. Nie spodziewała się tego ze strony Kaspiana.
- A jak mają się narnijskie sprawy? - zapytała, zmieniając temat. Ten tylko westchnął, szukając odpowiedniego słowa.
- Archipelag został całkowicie przydzielony do Narnii. Cudem udało uniknąć się wojny. Najważniejsze sprawy wczoraj zostały omówione co do plonów i gospodarki. Wszystko idzie w dobrą stronę. Jest tylko jedno ale...
- Jakie? - zapytała zainteresowana Alex.
- Niektórzy mówią, że na wschód od Narnii są jeszcze wyspy, którymi rządzą łowcy niewolników i poplecznicy Miraza, i którzy nie cofną się przed niczym. Rozmawiałem na ten temat z radą.
- I co powiedzieli?
- Powiedzieli, że podróż w tamte rejony jest zbyt ryzykowna. A tak po za tym nie opłaca nam się ich ratować, pochłonęło by to za dużo finansów. Na razie wstrzymałem głos co do tej sprawy. - zamilkł na krótką chwilę, przystając i spoglądając na różowe niebo. - Jestem w kompletnym dołku i nie wiem co zrobić. Z jednej strony chciałbym uratować tych wszystkich ludzi, ale z drugiej nie chcę stracić poparcia rady, która od panowania jest mi niezbędna. Co mam zrobić, Alex?
Nie odpowiedziała od razu. Faktycznie stał w niefortunnej sytuacji. Rada jak na razie była przychylna władzy Kaspiana, a bez jej poparcia niedaleko się zajedzie jako król. Ale dziewczyna miała inne morale niż rada, która interesowała się bardziej funduszami niż ludzkim istnieniem, które w tym przypadku było naprawdę zagrożone. Sama wiedziała jak to jest być sprzedaną i traktowaną jak przedmiot, a nie jak pełnoprawny człowiek. Wiedziała to przecież jak nikt inny.
- A ty co byś zrobił? - zapytała, patrząc w jego brązowe oczy, przepełnione żalem.
- Właśnie nie wiem, dlatego pytam cię o zdanie. - odparł trochę rozdrażniony.
- Powiem tyle, że Kaspian którego znam miałby gdzieś postanowienia rady, która patrzy się tylko na pieniądze, bo szlachetny król Kaspian jakiego znam chce ratować ludzi, a nie zostawiać ich w tyle, wiedząc, iż są bezbronni.
- A co z radą?
- Walić radę. - powiedziała szybko. - Powiedz to. - zwróciła się do szatyna.
- Co?
- Powiedz "Walić radę".
- Królowi nie przystoi...
- Jesteśmy na środku plaży, kilka kilometrów od zamku i człowiek, który walczył z tyloma wrogami mówi mi, że boi powiedzieć te dwa słowa. Chyba zaraz powiem żeś tchórz. - rzekła poddenerwowana, patrząc Kaspianowi prosto w oczy. Ten zmarszczył czoło na słowo tchórz, co nie uszło uwadze Alex, która stwierdziła, że bardzo łatwo jest urazić męską dumę. Zbyt łatwo.
- Walić radę. - jego słowa ledwo doszły do uszu Alex.
- Nie słyszałam. Głośniej. - rozkazała.
- Walić radę.- odparł nieco głośniej.
- WALIĆ RADĘ! - wykrzyczała z całej siły dziewczyna, wprawiając w śmiech Kaspiana, który przyglądał się białowłosej ze zdziwieniem. Echo jej słów zniknęło wraz z szumem fal, jakby nigdy nic takiego nie miało miejsca. - Teraz twoja kolej.
- WALIĆ RADĘ! - powtórzył po dziewczynie. Alex skoczyła uradowana postępami króla i tym, że mógł wyrzucić z siebie wszystkie żale i smutki z jego codziennych dni.
- WALIĆ RADĘ! - wykrzyczeli obydwoje z całej siły, płosząc stado mew niedaleko nich.
- A poparcie rady to nie wszystko mój drogi . - odrzekła zasapana, biorąc w ręce twarz Kaspiana. - Ludzie cię kochają i staną za tobą murem, jeśli będzie trzeba. Nie bój się podejmować własnych decyzji. Jesteś człowiekiem i masz prawo robić błędy, a twój lud zrozumie jeśli przegrasz, bo nie musisz zawsze wygrywać. Życie to wojna, w której czasami musisz się poddać, by zaraz znów stanąć na nogi, by uderzyć ze zdwojoną siłą. Pamiętaj, że twoi przyjaciele i lud zawsze, ale to zawsze będą cię wspierać. Ja zawszę będę u twojego boku i jak na razie nie mam zamiaru odejść, Kaspianie.
Mężczyzna nie powiedział ani słowa, tylko patrzył się w czerwone oczy przyjaciółki, która podbudowała jego moralnego ducha swoją dynamiczną przemową. Czym on sobie zasłużył, by mieć kogoś takiego jak Alex u swego boku?
Nie mogąc pohamować szczęścia, wziął dziewczynę w swoje silne ramiona, przytulił ją mocno, podnosząc, by okręcić ją kilka razy w przypływie radości. Ta zaśmiała się dźwięcznie i szczerze jak nigdy dotąd, patrząc na uradowanego przyjaciela, którego troski jakby znikły z kilkoma jej słowami.
- Nawet nie wiesz, jak bardzo jestem tobie wdzięczny.
3294 słowa.
TAM, TAM, TAM... Podoba się? Naprawdę dużo pracy wsadziłam do tego rozdziału. Jeśli znajdziecie jakieś błędy ortograficzne czy interpunkcyjne, dajcie znać w komentarzach, a je poprawię.
Dziękuję za przeczytanie, mam nadzieję, że wam się podobało. Mile widziane gwiazdki i komentarze. (jaki twórca by ich nie chciał)
Pozdrawiam
Fabularna222
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top