Drzewko Szczęścia
Środek lata to pora idealna do zabawy – szczególnie, gdy jest się dzieckiem. Dni, które są niezwykle długie, wolne od szkoły, słońce delikatnie ogrzewające skórę.
Ten dzień, był jednak inny od pozostałych. Deszcz leniwie stukał o szybę. Wydając przy tym głuche dźwięki oraz powiększając poczucie nudy. Siedmioletnia dziewczynka ze zmęczeniem śledziła podróż poszczególnych kropelek spływających wprost na dół szyby.
– Mamo nudzę się. – jęknęła siedmiolatka, spoglądając w stronę kobiety krzątającej się w kuchni.
– Porysuj albo włącz sobie bajkę. – odparła, nie odrywając wzroku od krojonych właśnie ziemniaków.
Dziewczynka westchnęła jedynie.
Dorośli nigdy nie rozumieją...
Spojrzała jeszcze raz na tańczące na szybie kropelki, zaraz kierując się ku drzwiom. Ich pies, Will, skubał drzwi co jakiś czas popiskując.
Blondynka nachyliła się lekko gładząc jego futerko.
– Nie możemy tam iść, mały. – odparła, spoglądając na wejście. – Pada deszcz.
Po wypowiedzeniu tych słów drzwi gwałtownie się otworzyły, a w progu pojawił się przemoczony mężczyzna.
Will momentalnie podniósł się na widok swojego pana, radośnie merdając ogonem. Kilkakrotnie spróbował na niego wskoczyć, ciemnowłosy jednak powędrował do piwnicy zaraz wracając z ogromną plandeką. Puchate stworzenie ucieszyło się widząc ową rzecz, zaraz próbując wyrwać ją właścicielowi – uznał bowiem, że to doskonały moment na zabawę.
– Luiza, zrób coś z nim. – mężczyzna westchnął cicho, zaraz nakładając na siebie kurtkę.
Dziewczynka lekko przytrzymała stworzenie nie spuszczając jednak wzroku ze swojego taty. W obliczu tak nudnego i deszczowego dnia dość nietypowe zachowanie ojca wydało jej się niezmiernie ciekawe.
– Do czego Ci to? – zapytała, siadając na podłodze z Willem.
– Nadchodzi wichura. – odpowiedział spoglądając na córkę. – Muszę iść zabezpieczyć drzewo.
Luiza zamrugała kilkakrotnie, zastanawiając się nad sensem wypowiedzianych słów.
– Po co ratować drzewo? – spojrzała na jego twarz próbując doczytać się w niej żartu.
– To wyjątkowe drzewo. – odpowiedział stając przy drzwiach. – To drzewko szczęścia. Spełniło moje największe marzenie i pomogło, gdy było mi źle. W zamian muszę się nim zająć. Muszę je zabezpieczyć.
Blondynka szybko pokręciła głową.
– To głupie, tato. – zaśmiała się cicho. – Drzewa spełniające marzenia są tylko w bajkach.
– Nie mówię, że masz w to uwierzyć. – rodzic odpowiedział, wychodząc na zewnątrz. Luiza stała przez chwilę wsłuchując się w szczekanie psiaka.
Drzewko szczęścia? To naprawdę zabawne jak dorośli są łatwowierni. Zaraz jednak mocno przygryzła policzek od środka.
Zabezpieczanie drzewa brzmiało dość ciekawie - a na pewno dużo ciekawiej niż wpatrywanie się w niekończące się wyścigi kropelek.
Bardzo szybko ubrała płaszcz przeciwdeszczowy i kalosze, otwierając drzwi na oścież.
– Chodź, Will! – zawołała. – Szukaj taty!
Pies zaszczekał radośnie, zaraz ruszając w pogoni za swoim właścicielem.
Dziewczynka pobiegła za nim, po kilku minutach znajdując się przy idącym w dość wolnym tempie rodzicu.
– Idę z tobą, tatusiu! – zaświergotała, spoglądając na niego zza przemoczonych włosów, które przyklejały się do uśmiechniętej twarzy.
Mężczyzna przystanął na moment, zaraz jednak skinął łapiąc jej dłoń. Zadowolona Luiza, przekraczała z tatą kolejne alejki.
Kiedy po ciągnących się w nieskończoność minutach, w końcu znaleźli się na miejscu blondynka przystanęła niepewnie.
Will, który doskonale poznał to miejsce, schował się lekko za siedmiolatką wydając przy tym niezadowolony odgłos.
Luiza wpatrywała się w stojący przed nimi sierociniec, czując jak gula rośnie jej w gardle. Słyszała wiele o tym miejscu, jednak nigdy nie sądziła, że znajdzie się tak blisko. Wiedziała również, że w tym miejscu wychował się jej tata. Temat ten jednak zawsze był unikany w ich domu.
Mężczyzna przeszedł przez bramę.
Skierował się w stronę znajdującego się w ogrodzie wzgórza.
Dziewczynka podbiegła do niego i po chwili przywarła do jego nogi. Było w tym miejscu coś tajemniczego, co wywoływało nieprzyjemne dreszcze. Mężczyzna wziął córkę na barana i zaczął otaczać drzewo plandeką. Will po zobaczeniu owego miejsca, zapiszczał szczęśliwie.
Luiza wpatrywała się w dość duże drzewo, zastanawiając się co może być w nim wyjątkowego. Stary pień, w kilku miejscach był pozbawiony kory, liście wyglądały zwyczajnie, co jakiś czas powiewając wraz z kierunkiem wiatru.
– W jaki sposób to drzewo przynosi szczęście? – zapytała, obejmując dłońmi szyję swojego rodziciela.
– Cóż... Zależy od osoby. – odrzekł, nie zaprzestając czynności.
– A w jaki sposób dało szczęście Tobie? – zadała kolejne pytanie. – Na moje oko wygląda całkiem przeciętnie.
Mężczyzna chwycił gruby sznur, zabezpieczając przy tym drzewo. – Dało mi was. – powiedział, na chwilę się zamyślając.
– Nas?
– Ciebie, mamę i Willa. – przeniósł wzrok na liście. – I jego. To on pokazał mi to drzewo.
– Kim on był? – Luiza zamrugała ze zdziwieniem.
– Stary ogrodnik sierocińca. To on wcześniej dbał między innymi o to drzewko.
Blondynka momentalnie się ożywiła, ponieważ wyczuła, że z tej rozmowy może dowiedzieć się nieco więcej o przeszłości swojego taty.
– Opowiedz mi o nim! – zawołała. – Proszę.
Mężczyzna zamilkł na moment, zaraz jednak wolno skinął głową.
– Miałem wtedy może pięć lat... – zaczął. – Było lato, zupełnie jak teraz. Ten dzień był jednak bardzo słoneczny. Chłopcy w moim wieku grali w piłkę. Ja jednak nigdy
nie potrafiłem się do nich dopasować. W tamtym okresie nie miałem przyjaciół, a na dodatek byłem bardzo cichym dzieckiem.
– Ty cichy? – Luiza, przerwała jego opowieść. – Nie uwierzę!
– Aż tak ciężko to sobie wyobrazić? – zaśmiał się mężczyzna, zaraz jednak wracając do historii. – Pamiętam, że leżałem na trawie, do momentu gdy na moją twarz spadł liść. W pierwszej chwili zmartwiłem się bardzo, że może to oznaczać koniec lata i przyjście jesieni. Kiedy jednak podniosłem liść moje zainteresowanie nim wzrosło momentalnie. Był on bowiem idealny. Miał kształt serca... – na te słowa zamilkł.
– Co było dalej, tato?
Mężczyzna jednak nie odzywał się, całkowicie odpływając w zakamarki swoich wspomnień...
~~~
Liść nie był za duży. Chłopiec obserwował go z uwagą, delikatnie przejeżdżając palcem po jego szorstkiej warstwie.
– Jaki kształt? – odezwał się nad nim lekko zachrypnięty głos.
Malec momentalnie pisnął chowając listek za sobą.
Stary ogrodnik przypatrywał mu się z uwagą, zaraz wyciągając dłoń. – Mógłbym zobaczyć? – zapytał, uśmiechając się delikatnie.
Chłopiec lekko skinął zaraz podając mężczyźnie swoją zdobycz.
– Będziesz kiedyś bardzo kochany. – rzekł, uśmiechając się znad wąsa.
– Wątpię. – odparł, mimo że nie należał do rozgadanych dzieci. – Ja nigdy nie znajdę nawet osoby, która by mogła mnie polubić.
– W takim razie muszę Cię zmartwić, młody człowieku. – ogrodnik podszedł do drzewka. – Ale ono przepowiedziało Ci miłość - a ono nigdy się nie myli.
– Drzewo? – chłopczyk, przystanął przy starszym mężczyźnie.
– Ono zna ludzkie pragnienia. – powiedział poprawiając okulary. – Zna również ludzkie serca. Czasami postanawia pomóc trochę dobrym ludziom, dając im to czego najbardziej potrzebują.
Malec usiadł po turecku, wpatrując się w liście drzewa.
– Czyli uważa Pan, że uda mi się znaleźć kogoś kto mnie pokocha? – zapytał, obracając w dłoni liść.
– Z pewnością. Będziesz musiał mu jednak dopomóc. – rzekł, zaczynając odrywać zwiędłe liście.
– W jaki sposób miałbym to zrobić? – podniósł wzrok na starszego. – Zacznij od czegoś prostego. Spróbuj może chociaż rozmawiać z rówieśnikami? – Oni mnie nie lubią... – odparł, spoglądając w ziemię.
– Skoro drzewo Cię wybrało, to musisz być wyjątkowy, chłopcze. – odparł. – Marzeniom trzeba pomagać. Tak samo jak przyjaźni i miłości. One nigdy nie przyjdą same. Tylko solidna praca, da nam to czego tak wiele osób oczekuje. A kiedy już to osiągniesz... Nigdy nie będziesz sam. Miłość bowiem nigdy nie ustaje.
~~~
Luiza przez chwilę przyglądała się drzewku.
– I naprawdę dzięki niemu poznałeś mamę, Willa i zyskałeś mnie? – zapytała.
– Zaprzyjaźniłem się z ogrodnikiem. – odparł, wyciągając z portfela zasuszony liść. – On stopniowo pomagał mi się otwierać na inne osoby. To dzięki niemu zaprosiłem twoją mamę na bal w siódmej klasie. Był dla mnie... Jak ojciec.
– A co z Willem? – blondynka przykucnęła przy psiaku, głaszcząc jego brzuch.
– Przypałętał się jak miałem siedemnaście lat. Leżał pod tym drzewem. Całe szczęście, że on tam był i się nim zajął. – po tych słowach podał dziewczynce liść.
– Nie potrafię jednak zrozumieć... – wyszeptała spoglądając na drzewo. – Mówiłeś, że to drzewo daje szczęście. – delikatnie przejechała dłonią po listku. – A wszystko zawdzięczasz ogrodnikowi.
– Gdyby nie ono, nigdy nawet nie porozmawiałbym z nim na dłużej. – odsunął się kończąc przy tym zabezpieczanie.
– Twoim... Marzeniem było odnaleźć miłość? – przeniosła wzrok na jego niebieskie oczy.
– Kogoś dla kogo mógłbym żyć. – odrzekł. – Kogoś kto nada memu życiu sens. – wziął ją delikatnie na barana. – Widzisz... W życiu nie żyje się jedynie dla samego siebie – najważniejsze jest by mieć przy sobie osoby dla których warto się starać i być.
Luiza lekko wtuliła się we włosy swojego taty. W tym momencie zerwał się silny wiatr, który zdmuchnął kaptur z jej głowy.
– Myślisz, że spełni też moje życzenia? – zapytała.
– Niewykluczone. Drzewko to pomaga jednak osobą jedynie czystych serc, a wartości które pomoże Ci osiągnąć to dobroć, miłość, przyjaźń i szczęście.
Blondynka otworzyła usta, aby zadać kolejne pytanie – zamarła jednak. Wiatr zrobił się na tyle silny, że zerwał wcześniej przymocowane zabezpieczenia.
– Tato! – krzyknęła, czując jak deszcz pod wpływem wiatru wpada jej do ust. – Zabezpieczenia! Musimy je od nowa! Co się stanie bez nich?
Nim zdążył jej odpowiedzieć, jedna z gałęzi drzewa z przeraźliwym trzaskiem spadła na ziemię.
– Tato! – zapiszczała rozpaczliwie, a po jej policzkach spłynęły łzy. – Co teraz zrobimy?
Zeskoczyła z jego pleców, nabawiając się przy tym siniaka.
– Ratujmy drzewo!
Mężczyzna stał jednak, a przez jego umysł przeleciało kolejne bolesne wspomnienie...
~~~
Była to największa wichura, jaką nastolatek kiedykolwiek widział. Bał się takiej pogody. W końcu to ona gdy ten miał zaledwie trzy lata, odebrała mu tych których najbardziej kochał. Nikt nie spodziewał się, że tak niewinna pogoda może spowodować zburzenie ich przytulnego domku.
W tej chwili czuł ogromny strach – zupełnie jak teraz. Odrzucił go jednak, wybiegając ze swojego, dość skromnie urządzonego pokoju sierocińca.
Pobiegł prosto w miejsce gdzie stało drzewo.
Mały piesek biegł przy jego nodze.
Był tam.
Starszy mężczyzna nieporadnie próbował ochronić pień drzewa.
– Proszę Pana! – krzyknął, przyspieszając. – To nie jest bezpieczne! Proszę pójść ze mną! – krzyknął jednak jego głos zlewał się z szumem i świstem wiatru.
Mężczyzna obejrzał się, jednak w momencie gdy ujrzał swojego ukochanego chłopca największa gałęź ułamała się – padając prosto na niego.
– Nie! – krzyknął nastolatek, czując jak po policzkach zaczynają spływać mu łzy.
Will zaczął warczeć na gałąź, próbując wydobyć spod niej mężczyznę.
Chłopiec momentalnie pojawił się obok, starając się wydobyć spod ogromnej gałęzi przyjaciela.
Ogrodnik jęknął jedynie cicho.
– Zostaw... – wyszeptał. – Chcę spędzić te ostatnie chwile z moim przyjacielem. Nastolatek zacisnął dłonie w pięści, nie mogąc powstrzymać strumienia łez. Staruszek był dla niego najważniejszą osobą na świecie.
To on od początku okazywał mu zainteresowanie.
To on dawał mu dobre rady.
To on zawsze potrafił go wysłuchać.
To on dawał mu nadzieję na lepsze jutro...
To on okazywał mu dobroć...
To on nauczył go czym jest miłość...
– Niech Pan tak nie mówi. – wyszeptał, znowu próbując unieść gałąź. – Zaraz pójdę po pomoc. – po tych słowach wstał.
Starszy mężczyzna złapał go jednak za nadgarstek.
– Weź to... – włożył mu do dłoni przedmiot.
Chłopiec nie zwrócił jednak na to większej uwagi.
– Obiecaj mi, że zajmiesz się moim drzewem... – wyszeptał.
– N-niech Pan nie mówi tak jakby to była nasza ostatnia rozmowa... – załkał. – Nie mogę Pana stracić... Nie Pana...
– Miłość nigdy nie ustaje, mój chłopcze. – powiedział uśmiechając się delikatnie. – Pamiętaj o tym, a nigdy nie będziesz sam...
~~~
Ojciec wziął dziewczynkę na ręce.
– Wracamy do domu. – powiedział. – Will, chodź. – gwizdnął za psem, na co ten momentalnie pojawił się przy jego nodze.
– Tato, nie możemy zostawić drzewka! – jęknęła .
Mężczyzna nie słuchał jej jednak, zmierzając w stronę domu.
Następnego dnia Luiza wraz z tatą stała przy drzewie. Słońce świeciło pięknie, nie dając przy tym najmniejszej kropli deszczu.
Blondynka ze smutkiem spoglądała na połamane gałęzie, będąc zła na dalszą opowieść ojca.
– To niesprawiedliwe... – powiedziała będąc lekko zła. – Mówiłeś, że to szczęśliwe drzewo.
– Jest szczęśliwe. – odparł. – Poza tym sądzę, że on chciał spędzić ostatnie chwile z nim. – przymknął na chwilę oczy.
Po chwili wyciągnął z kieszeni malutki, srebrny breloczek w kształcie drzewka. – Dał mi to tamtego dnia. – powiedział podając go córce.
Luiza wpatrywała się w niego przez chwilę.
– Jest bardzo ładny... – powiedziała, oglądając go z każdej strony. – Noszą go odpowiedzialni za drzewo. – powiedział z dumą mężczyzna. – Od kiedy jesteś za nie odpowiedzialny ? – zapytała.
– Od czasu jego śmierci. – skinął. – Poza tym ja spłacam jedynie dług. – Jaki dług? – Luiza spojrzała na niego zaskoczona.
– Dług, za dostanie szansy na odmianę mojego życia. – powiedział, biorąc ją na ręce i przytulając.
W tym momencie z drzewa spadł jeden lekko pomarańczowy już listek. Miał on kształt niewielkiego serduszka. Blondynka od razu go złapała.
– Bo miłość, córeczko... – uśmiechnął się lekko. – Nigdy nie ustaje. ~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Dorosła kobieta wpatrywała się w lustro. Uśmiechnęła się smutno, lekko ocierając z policzków resztkę łez.
Stary pies wpatrywał się w nią, skomląc przy tym.
W momencie gdy ponownie poczuła chwilę słabości, dwie małe istotki objęły ją mocno.
– Mamo, nie bądź smutna. – powiedział chłopięcy głos.
– Właśnie. – dziewczynka otuliła ją. – Nie lubimy jak jesteś smutna.
Kobieta wzięła na ręce swoje pociechy, uśmiechając się smutno. – Chcecie przejść się na spacer?
Dzieci pisnęły radośnie, zaraz biegnąc do drzwi.
Pogoda była śliczna.
Słonce ogrzewało jej twarz.
Szła w ciszy, trzymając dwójkę dzieci za ręce.
Stary pies leniwie stąpał za nimi.
Po jakimś czasie cała trójka stanęła przy budynku do rozbiórki. Kobieta podążyła jednak, na wzgórze znajdujące się przy nim. Dzieciaki momentalnie się ożywiły.
– Drzewo dziadka! – zawołał chłopiec. – Wiesz, że zamontował nam tu huśtawkę, mamo? – zaśmiał się, pomagając na nią wejść swojej siostrze.
Rodzeństwo odpłynęło w radosnej chwili zabawy.
Kobieta natomiast przymknęła oczy, wyciągając z kieszeni maleńki breloczek. Zacisnęła go w dłoni.
– Miłość nie ustaje... – szepnęła.
Zaraz jednak uśmiechnęła się spoglądając na niebo.
– Obiecuję, że dobrze się nim zajmę, tato.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top