#9

Zamurowało mnie.

Nie wiedziałam jakim cudem ten pręt przebił mnie na wylot. Przecież powinien odbić się od tego, który trzymam... Co jest? Spojrzałam jeszcze raz na metal przechodzący przez mój brzuch. Czarny kawałek żelaza był gdzieniegdzie poplamiony krwią. Nie chciałam widzieć, jak to wyglądało z tyłu. Pewnie sto razy gorzej. Dzięki Buddo, że przeszło pod żebrami i ominęło wątrobę, żołądek i trzustkę... Pewnie Yahiko celował tak, żeby w razie czego, nie uszkodzić ważnych organów. Jego przezorność. Widocznie starsze rodzeństwo miało swój instynkt. Nagle brat znalazł się koło mnie, tak jak sekundę później Itachi.

-Dlaczego tego nie odbiłaś? - Otępiała spojrzałam w oczy rudowłosego. Nie wiedziałam dlaczego, ale byłam w szoku. Mój wzrok utknął na broni, którą trzymałam w dłoni. Dopiero teraz zorientowałam się, że koniec pręta leżał na podłodze. Widocznie niedobrze skupiłam elementy żelaza, przez co inna, aczkolwiek podobna broń, z łatwością ją uszkodziła. Cholera! A już myślałam, że tak dobrze mi pójdzie. No oczywiście coś musiało się schrzanić! Zawsze tak było z nowymi technikami... Eh. Już można by powiedzieć, że mi idealnie idzie i wtedy... Pieprzy się.

-Sakura.

Nic nie mówiąc, rzuciłam trzymaną rzecz pod nogi i złapałam za pręt Yahiko. W prawej dłoni skumulowałam medyczną chakrę, którą powoli wpuszczałam w ciało. Szczypało jak cholera, ale nie wolno mi było przestać. Nie teraz, gdy zaczęłam odnawiać komórki. Cała dłoń była ochlapana czerwoną posoką, która brudziła wszystko dookoła. Zaraz mocnym ruchem wyrwałam metal z ciała. Krew chlusnęła po podłodze, jednak już nie w takiej ilości jak na początku. Co to się dzieje... Ech. Yahiko podniósł moją "broń", która się wygięła.

-Cooo?! - Spojrzałam zszokowana na to coś. Nie mogłam uwierzyć własnym oczom. To było wręcz niewiarygodne. Jakim, ja się pytam cudem, to wygięło się??

-Dla... Dlaczego? - zapytałam stawiając krok do przodu i mocno gestykulując. Rana w brzuchu była już całkowicie zagojona, ale za to dały o sobie znać "obręcze" na nodze i ramieniu. Poza tym kolczyk w wardze też pobolewał. Ach... Znowu się nad sobą użalałam.

-Użyłaś za mało chakry i w dziwny sposób ją przelałaś... Gdy tylko puściłaś metal, powinien on się rozsypać na drobne cząstki... Przynajmniej na tym poziomie kontroli... - mówił braciszek, uważnie przyglądając się mojej niedoszłej broni. - A on nadal jest w kupie. - Obracał moją „własność” i bacznie się jej przyglądał. Zmarszczone brwi sugerowały, że nie bardzo wiedział dlaczego jest tak, a nie inaczej.

Dziwne... Sama postanowiłam wszcząć dochodzenie. Hmmm. Gdy ją uderzysz nie wytrzymuje, a gdy ją puścisz nie rozsypuje się.

Dla... Czekaj! Czy ja...? Poczułam jak mi policzki płoną... Już widziałam swoją czerwoną twarz. Usta mi zadrżały. Boże jaką ja byłam kretynką...

-Co jest?

Wzrok Itachiego był badawczy... Czasami mam wrażenie, że jest w stanie zobaczyć co skrywa moja dusza... I co gorsza, ma na to wielką ochotę. Zarumieniłam się jeszcze bardziej, o ile to możliwe.

-Hmmm.. - Tensei również zaczął mi się przyglądać. Westchnęłam i spuściłam głowę. Buddo! Co za upokorzenie.

-Ja użyłam medycznej chakry - wyznałam, rozglądając się po sali. Co jak co, ale teraz nie chciałam patrzeć na twarze bliskich mi osób, którzy się ze mnie nabijają.

-Dlaczego to zrobiłaś? - spokojny głos brata dodał mi otuchy.

-Nie wiem, z przyzwyczajenia. To taki odruch - mruknęłam i udałam się do wyjścia.

-To chyba już koniec treningu. - Usłyszałam jeszcze, zanim przekroczyłam próg. To była jedna z tych rzeczy, które mnie przerażają w Itachim. Jest uważany za geniusza, a tymczasem stwierdza najoczywistsze rzeczy. Tego to ja mogłam się spodziewać po Deidarze, a nie członku Wielkiego Klanu Uchiha.

To było niepojęte.

Korytarze jak zwykle były słabo oświetlone i chłodne. Miałam wrażenie, że Pain wydaje większe fundusze na dbanie o organizację, tylko w święta. Bałwan. Sunąc stopami po posadzce, szłam do pokoju. Byłam głodna jak cholera, ale nie pokażę się pozostałym członkom Akatsuki w takim stanie. Pomyślą, że jestem dzieckiem z ulicy, którego pogryzł własny pies, albo nawet Chupacabra... Ta to możliwe. Właściwie to jestem pewna, że by tak pomyśleli. Minęłam pokój Hidana, z którego wydobywały się różne dziwne dźwięki... Nie byłam pewna ich pochodzenia, ale za to ciekawa jak cholera. Stamtąd zawsze, ale to zawsze słychać było jakieś odgłosy, krzyki, uderzenia... Masakra. Zatrzymałam się w pół kroku i nie odrywając stóp od ziemi przekręciłam się w stronę drzwi. Coś się tłukło, coś spadło... Chyba. Podeszłam i przystawiłam ucho do drewna. Odskoczyłam, gdy tylko usłyszałam mocne uderzenie, lecz równie szybko zbliżyłam się ponownie. Coś jeszcze uderzyło o podłogę i po chwili nastąpiła cisza. Martwa cisza. Przez kilka sekund nic się działo, dopóki drzwi się nie otworzyły, a ja nie zostałam wciągnięta do środka. Wszytko trwało zaledwie dwie sekundy. Zostałam przyparta do ściany, po czym wysoki mężczyzna zatkał mi usta. Na chwilę całkowicie mnie sparaliżowało. Hidan jak to miał w zwyczaju chodził prawie nago po pokoju. A skąd wiem, że miał to w zwyczaju? Otóż już kilkakrotnie przyłapałam go TAKIEGO chodzącego w pokoju. No cóż się dziwić - jego pokój, może robić co mu się żywnie podoba. Po chwili jednak oderwał mnie od ściany i mnie mocno przytulił, przy okazji błądząc dłońmi po moich plecach. Westchnęłam zirytowana, po czym próbowałam go odepchnąć. Niestety, łatwiej powiedzieć niż zrobić.

-Hidan, puść mnie.

-Pieść mnie??? Oczywiście. - Debil udawał, że mnie źle usłyszał i zrobił się bardziej nachalny.

Uderzyłam go z łokcia w brzuch. Nic. Na niego takie chwyty nie podziałały. Dodatkowo mam zablokowane przedramię. Próbowałam go ugryźć, dopóki nie przypomniałam sobie, że jego to nie rusza. I faktycznie, jedyne co się stało, to dreszcz przebiegł po jego ciele. Widziałam gęsią skórkę, mimo panującego półmroku.

-Saki-chan - mruknął mi do ucha i położył ręce na pośladkach, ściskając je. Dosyć tego. Postanowiłam sięgnąć po inne środki. Gdy tylko miałam wolną dłoń i minimalny odstęp od ciała mężczyzny postanowiłam działać. W mgnieniu oka złapałam go za przyrodzenie. Oczywiście przez bokserki.

-AAAAAAA - zawył z bólu. Nie dziwię się w końcu ścisnęłam porządnie, ale nie tak, by miał mu odpaść. Jestem człowiekiem. Uśmiechnęłam się, gdy odskoczył ode mnie najszybciej jak tylko potrafił.

-Mówiłam, że mnie się nie dotyka - powiedziałam mocnym głosem, ale nie był on zimny. Zawierał on trochę kpiny i rozbawienia. Bawiła mnie ta sytuacja. Nie była pierwsza, więc to chyba kwestia przyzwyczajenia. - Hidan.

-No przepraszam... - powiedział stojąc po drugiej stronie łóżka, trzymając się za kroczę. - Ale tak bardzo bym chciał byś była moja... Tylko moja! Dlaczego wybrałaś Uchihę?!! Co!?

Westchnęłam, po czym potarłam dłonią po twarzy.

-Hidan. Tylko wydaje ci się, że mnie chcesz... Jesteś napalony, to dlatego. Weź znajdź sobie dziewczynę, a nie przystawiasz się do mnie i to w tak chamski sposób. Naprawdę mnie kiedyś wyprowadzisz z równowagi, a wtedy nie ręczę za siebie. Ostrzegam! - dodałam na koniec pokazując na niego palcem. Szybko wyszłam z pokoju, nie chcąc słuchać jego tłumaczeń. Zbulwersowana szybkim krokiem ruszyłam do swojego pokoju. Ta akcja dodała mi energii.

Weszłam do pomieszczenia. Ciemność we mnie uderzyła ze zdwojoną siłą. Nie czułam się najlepiej wchodząc do takiego mroku. Jednak ruszyłam dalej, nie zaświecając światła. Wiedziałam, że był w pokoju. Czułam jego obecność. Leżał na łóżku, jak to miał w zwyczaju. Nie spał, dziad jeden. Nic nie mówiąc ruszyłam do szafki po ubrania, zabrałam po drodze też bieliznę i weszłam do łazienki. Zrzuciłam z siebie brudne ciuchy i wskoczyłam pod prysznic. Aaaach. Tego mi było trzeba. Westchnęłam z rozkoszy. Musiałam się sporo wyszorować zanim udało mi się zdrapać zaschniętą krew z ciała. Byłam tak brudna, przepocona i bóg wie co jeszcze, że to było niemożliwością. Dzisiaj postanowiłam użyć czekoladowego żelu pod prysznic. Na ostatnich zakupach z Konan zaszalałam. Ona chyba też, ale grunt to dobrze się bawić, co sobie zapewniłyśmy. Wyszłam z różową skórą od wysokiej temperatury. Dzisiaj byłam jakaś zziębnięta, więc gorąca woda to wszystko czego mi trzeba. Wycierałam się ręcznikiem, gdy zdałam sobie sprawę, że za ścianą jest Uchiha. Myślałam, że wybył gdy brałam prysznic. Eh... Trudno. Jednym ręcznikiem owinęłam się, a drugim zaczęłam osuszać włosy. Nagle, w dosłownie pół sekundy, za mną pojawił się Itachi. Położył mi delikatnie ręce na biodrach, a głowę oparł na moim ramieniu. Wodził nosem po mojej szyi wciągając zapach mojej skóry, która zawierała śladowe ilości żelu czekoladowego.

-Itachi - powiedziałam zarumieniona, tracąc dech. - Mówiłam, że nie możesz tak o sobie wchodzić do mojej łazienki! - Odwróciłam się do niego przodem. Jego oczy spoczywały na mojej twarzy. Widziałam ten błysk, zanim mnie pocałował. Jego usta były takie ciepłe i miękkie, zupełnie przeciwne do jego wizerunku chłodnego mężczyzny. Całował żarliwie masując moje biodra przez ręcznik. Powoli parł do przodu, przez co za chwilę dotknęłam zimnych ścian, i aż odskoczyłam z wydechem prosto w usta Itachiego, bardziej na niego napierając. Zimno. Wtedy on mocniej mnie przyparł, więc i tak dotknęłam ściany. Jedna jego ręka złapała moje krótkie, różowe i mokre włosy, a druga ześliznęła się na pośladek. Językiem przejechał po dolnej wardze zaczepiając (pewnie specjalnie) za kolczyk. Uwielbiałam, gdy mnie tak całował. Palcami przejechałam po gołej klatce piersiowej, która prezentowała się wprost idealnie. Jego ciepła dłoń ścisnęła mój pośladek mocniej pod ręcznikiem, na co westchnęłam prosto w jego usta, które zaraz zjechały na szyję. Wzdychałam głośno co jakiś czas. Całował skórę, zjeżdżając coraz niżej. Jego usta zostawiały palący i mokry ślad na mojej szyi. Westchnęłam. Było mi tak dobrze. Rękami błądził po talii. Co jakiś czas ssał i przygryzał skórę na co tylko oddychałam głośniej i dotykałam jego włosów, które prześlizgiwały mi się między palcami. Zdjęłam mu gumkę i rzuciłam na podłogę. Złapałam mocniej jego włosy i odciągnęłam delikatnie, by zaraz przyssać się do jego szyi, która pachniała męskimi perfumami. Mmmmrauć...

-Sakura - szepnął mi do ucha, tak zmysłowo, że mało nie zemdlałam. Jedną ręką przyciągnęłam go w pasie, a drugą mocno trzymałam jego głowę, gdy całował mój bark. Zauważyłam, że mimo tej bliskości, nie zbliżył swoich bioder do mnie, tak jak to zrobił wcześniej Hidan, przez co poczułam jego wzwód. Jęknęłam, a zaraz po mnie brunet.

-Itachi - wymruczałam mu do ucha, gdy całował moje ramiona. Mam nadzieję, że zrobiłam to seksownie, bo jak nie... Oj biada. Zaczął powoli podwijać ręcznik do góry, gdy stało się coś niespodziewanego. Ktoś z całej siły walił do drzwi.

-Kurwa - warknął? TAK. Przeszkadzać w takiej chwili!!! Itachi był tak zły, że ktoś nam przerwał, że warknął. No ja też nieźle byłam wkurzona. Ajć, a było tak cudownie. Westchnęłam.

-Sakura! Otwórz!

Ruszyłam do wyjścia, gdy Itachi mnie zatrzymał i mocno pocałował. Szybko się oderwał i odwrócił do mnie tyłem.

-Ja to załatwię. Ty się nie ruszaj - powiedział, po czym odwrócony, zdarł ze mnie ręcznik i ruszył do drzwi. Ja pisnęłam i stałam się zakryć rękami najważniejsze części, by nic nie mógł dostrzec. No przecież. Pała jedna, jeszcze w drzwiach zerknął na mnie. Stałam cała zarumieniona, po czym szybko złapałam za ubrania. Miałam nadzieję, że nic nie widział.

-Gdzie jest Sakura?!

-Teraz nie mo-

-Nie pierdol!! Potrzebna jest natychmiast!!

Głos Konan utwierdził mnie w tym, że coś było nie tak. Szybko narzuciłam na siebie ubrania, którymi były czarne rajstopy, krótkie spodenki i najmniejszy podkoszulek Itachiego.

Biegłam przez ciemne korytarze organizacji uważając, by o nic się nie potknąć. Znajdująca się przede mną Konan była bardzo zdenerwowana. Musiało stać się coś poważnego. Tylko co...? I jakby kobieta czytała mi w myślach, odpowiedziała na dręczące mnie pytanie.

-Kisame jest ranny. Na ostatniej misji przecenił swoje możliwości i oberwał.

Zmarszczyłam brwi.

~Kto był tak silny by zranić wielkoluda???

Nic nie przychodziło mi do głowy.

Minęłyśmy kilka zakrętów, po czym zobaczyłam drzwi, za którymi jak podejrzewałam znajdował się Hoshigaki. Niebieskowłosa pierwsza wkroczyła do pokoju, a ja zaraz za nią. To było to samo pomieszczenie, w którym leczyłam Paina. Widok mną wstrząsnął. Wszędzie było pełno czerwonej cieczy, na podłodze, na ścianach, na kozetce, nawet na suficie. Jego ubrania były podarte i brudne, zapach w samym pomieszczeniu był nie do zniesienia. Podeszłam zszokowana bliżej, do momentu kiedy dostrzegłam, że miał strasznie pokiereszowaną twarz, prawą rękę ma wygiętą pod nienaturalnym kątem, aż skrzywiłam się na ten widok. Zbliżyłam się jeszcze bardziej. Cała lewa część ciała była lekko podpalona, i to pewnie stąd tak „pachniało” w pokoju. Pokiwałam głową i nachyliłam się nad pacjentem.

-Kisame... - mruknęłam, by sprawdzić czy jest przytomny. Co jakiś czas wydawał jęki, które oddawały jego aktualny stan.

Nie tracąc czasu ułożyłam znaki i nabrałam niewielką ilość powietrza, którą rozpyliłam nad rannym. Konan widząc mój czyn natychmiastowo opuściła pomieszczenie. Gaz usypiający zaczął działać, bo mężczyzna już nie wydawał z siebie żadnych dźwięków, jak również nie ruszał się. Skurcze mięśni ustały. Mogłam spokojnie zabrać się do roboty. Na pierwszy ogień poszły rany otwarte, które obficie krwawiły. Musiałam zatamować krwotok, jak i nie dopuścić do gangreny. Byłoby nieprzyjemnie. Niedługo potem rana na klatce piersiowej i udzie powoli zostawała zasklepiona, jednak musiałam włożyć w to duży wysiłek.

Zaraz zabrałam się za poparzenie. Za pomocą wodnego jutsu otoczyłam ową część ciała cieczą, po czym przepuściłam medyczną chakrę, która odnawiała komórki. Tkanki wymagały dużej ilości wody, dlatego też wprowadzałam ją w ciało jak przy użyciu Saikan Chūshutsu no Jutsu. Męczyłam się coraz bardziej. Czułam jak po mojej twarzy spływają krople potu. Po kilkudziesięciu minutach w wodzie pływały spalone części skóry, które nie wyglądały przyjemnie. Stałam, a właściwie biegałam nad pacjentem od ponad godziny, czułam jak opadają mi siły. Po długim treningu byłam wystarczająco padnięta, a teraz jeszcze to... W pokoju, przez brak okien, był straszny zaduch i nieprzyjemny zapach. Dodać do tego środki dezynfekujące, a można się udusić. Będę musiała powiedzieć Painowi, żeby przeniósł Kisame do względnie świeżego pomieszczenia, by miał czym oddychać. Sprawdzając jego źrenice, doszłam do wniosku, że prócz widocznych ran, niczego innego nie miał. Żadnych trucizn... Ach. Jakie to piękne.

Po kolejnej godzinie, stałam nad czystym pacjentem, który leżał i równomiernie oddychał, uspokajając mnie. Wszystko miał wyleczone, niestety rękę mu tylko nastawiłam i usztywniłam, z braku sił na cokolwiek więcej. Stałam przodem do mężczyzny, który sobie jeszcze trochę pośpi. Tylko nie tutaj. Zamknęłam oczy i usiadłam pod ścianą. Całe moje ubranie było nasiąknięte krwią poszkodowanego, włosy kleiły mi się do czoła, skroni i karku. Wyglądałam gorzej niż po treningu z bratem.

Nagle drzwi się otworzyły, a w nich pojawił się (jak na zawołanie) Yahiko. Jego wzrok przez chwilę był bezuczuciowy, lecz zaraz pojawiła się w nich troska. Troska o młodszą siostrzyczkę... Gdybym miała siły, zachichotałabym na to stwierdzenie. Zaraz za nim weszła kobieta, która miała być moją bratową... O. Ta to tryskała uczuciami.

-Sakura! - rzuciła się do mnie, otaczając mnie ramionami. Momentalnie zabrała ręce i palcami objęła moją zmęczoną twarz. Nie miałam nawet siły by powiedzieć, by zaprzestała tego. Powieki mi się kleiły i z ledwością widziałam Paina krążącego koło Kisame.

-Skarbie, jak się czujesz? - Nie miałam siły odpowiedzieć... Jedyne co widziałam to jak braciszek podszedł do mnie i kucnął koło swojej dziewczyny. Później była ciemność.

Ta dam! I jak Miśki? :*

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top