#6
Blondwłosy młody mężczyzna mijał właśnie bramę wioski wlokąc się za swoim mistrzem. Jego twarz miała wzburzony wyraz, zaś zęby zaciskały się coraz to mocniej. Ubrany w czarno-pomarańczowy dres stawiał szybkie i nerwowe kroki patrząc prosto przed siebie. Nie zwracał uwagi na nic. Nawet na to, że już wyprzedził spokojnie idącego Jirayę, ani nawet na to, że wdepnął w dużą kałużę. Dopiero potknięcie się o wystający korzeń obudziło Naruto. Ledwo udało mu się złapać równowagę, jak usłyszał głos przepełniony kpiną.
-Nawet chodzić nie potrafisz, Młotku.
Niebieskie oczy skierowały się na młodego, czarnowłosego mężczyznę stojącego na gałęzi jednego z drzew. Blondynowi źrenice rozszerzyły się.
-Sasuke - mruknął. Teraz już nawet nie myślał, żeby krzyczeć na powitanie. On już miał swoje lata, a poza tym wydoroślał przez ten czas.
-Witaj Jiraya - odezwał się stojący na drzewie Orochimaru.
-Kopę lat...
-Zaraz... To wy się zmówiliście kiedy wracać do Konohy? - powiedział Uzumaki jak zwykle wolno rozumiejąc.
~Może i zmienił się jego charakter, ale nie rozum...
Uchiha jak zwykle krytycznie podchodził do sprawy.
-Tak. Przecież to oczywiste. Na nic przydalibyście się w wiosce osobno. Tworzycie drużynę, więc musicie działać razem.
Wiatr wiał słabo i był ciepły, co sugerowało dobrą pogodę na resztę dnia.
-To co... Idziemy wreszcie, czy nie?
Głos Orochimaru był opanowany, choć trochę zniecierpliwiony.
-Tak.
Mężczyźni szli w ciszy. Starsi, z przodu pogrążeni byli w cichej rozmowie, co jakiś czas zerkali na młodych, idących sporo za nimi. Uchiha szedł wyprostowany ze wzrokiem utkwionym w horyzoncie. Czuł na sobie spojrzenie blondyna dlatego zapytał.: - Co się na mnie tak gapisz?!
Sasuke z natury był opanowany, dodatkowo Orochimaru nauczył go, aby nie reagował na zaczepki i prowokacje ze strony przyjaciela. Cieszył się, że to właśnie on przejął nad nim opiekę, a nie Jiraya. Nie miał nic do niego, ale prędzej by nerwicy dostał niż z nim wytrzymał pięć lat.
-A co nie mogę?!!
-Nie.
Naruto westchnął i skierował wzrok przed siebie. Ręce włożył do kieszeni spodni i odpłynął myślami do Konohy. Wiedział, że w takim tempie dotrą do wioski dopiero jutro koło południa.
-Nie moglibyśmy przyspieszyć!!? - krzyknął do Orochimaru i Jirayi. - Chcę już być w Wiosce!
-Aleś ty niecierpliwy - odezwał się Orochimaru, a później głos zabrał siwowłosy.
-Temperament po mamusi - zaśmiał się.
-Powiedziałeś mu?
Naruto spuścił wzrok.
-Tak... W jego siedemnaste urodziny. Tak jak chciał Minato.
Zapadła cisza. Dopiero po pół godziny drogi Uzumaki wrzasnął.
-Dosyć! Ja biegnę! Mam zamiar tam być dziś po południu. Wy jak chcecie.
Wskoczył na najbliższe drzewo i zniknął w oddali.
-Hm. - Uchiha prychnął i podążył śladami przyjaciela.
Podczas, gdy Jiraya zaśmiał się z zachowania młodzieńców, Orochimaru uniósł kąciki ust do góry.
~W gorącej wodzie kąpani...
#
-Shizuuuuune!!!!!! - krzyk Kage rozniósł się po całej wiosce. Do gabinetu wpadła zdyszana brunetka, która łapała się za brzuch. Tsunade przyjrzała jej się uważnie. - Ty chyba z formy wypadłaś.
-Co się stało Tsunade? - Kobieta wolała zmienić temat. Jeszcze tego by brakowało, by znów miała przechodzić ciężki trening pod okiem sanninki. To już nie te lata.
-Mam wiadomość od Sakury - powiedziała szeptem. Widziała szeroko otwarte oczy asystentki, która teraz podbiegła do Kage.
-Jaką?
-Napisała, że...
Zaczęła, jednak nie dane jej było skończyć, gdyż drzwi otwarły się na oścież i pojawił się w nich mężczyzna należący do Starszyzny Wioski. Tsunade zmarszczyła gniewnie brwi, zaś Shizune spięła się.
-Tsunade, jakieś wieści od Jirayi i Orochimaru?
-Tak. Już wracają. Będą niedługo...
-Kiedy dokładnie?
-A skąd mam wiedzieć! Mogą być w wiosce w ciągu kilku najbliższych dni.
-Powinnaś to wiedzieć. To leży w twoim interesie.
-Nie denerwuj mnie! Lepiej będzie jak stąd pójdziesz.
-A co z szanowną panną Haruno? - zakpił.
Tsunade żyłka na czole zaczęła pulsować, ale powstrzymała się od zbędnego komentarza. Zaś Danzou widzą reakcję sanninki wyszedł z gabinetu zadowolony.
#
Powoli zaczęło się ściemniać. Do zachodu Słońca brakowało zaledwie pół godziny i tyle też brakowało czterem mężczyznom, by przekroczyć bramę Wioski Ukrytej w Liściach. Sanninom i Uchiha się nie spieszyło, ale Twardogłowy ninja Konohy chciał jak najszybciej znaleźć się w domu. Jeszcze dziś miał zamiar zobaczyć się z Sakurą. Chciał z nią o wszystkim porozmawiać, ale martwił się reakcją dziewczyny na ich powrót. Nie chciał, by znów to Sasuke był w centrum uwagi całej wioski. Skoczył z wysokiego drzewa na ziemię i zaczął bardzo szybko biec. Po drodze zastanawiał się jak zmienili się Sakura, Lee, Kiba, Shino, Neji... Jak bardzo zmieniły się ich umiejętności i jak też wyglądają. Miał nadzieję, że poziom Sakury wzrósł, bo chciałby wyruszyć na misję jako drużyna. A jako, że zmądrzał przez ostatnie pięć lat, to zdawał sobie bardzo dobrze sprawę z tego, że Sasuke był bardzo silny. Na szczęście Naruto nauczył się walczyć z demonem i wykorzystywać jego moc tak, by on nie przejął nad nim kontroli. Celem Uzumakiego było stoczenie walki z najlepszym przyjacielem i co ważniejsze - wygranie jej.
-Naruto! Zwolnij! - krzyk białowłosego sannina rozniósł się echem ponad gałęziami drzew.
-Ale to już blisko! - odkrzyknął mu Naruto i zerknął na biegnącego zaraz za nim Sasuke, po czym westchnął. Blondyn bardzo dobrze zdawał sobie sprawę jak będzie wyglądało spotkanie ich z Sakurą: dziewczyna rzuci się na czarnowłosego, ten ją odepchnie, zaś Uzumaki zostanie olany.
~Mam nadzieję Sakura, że zmieniłaś się...
Naruto myśląc o tym, nie zdawał sobie sprawy jak blisko był prawdy.
Jego rozmyślania przerwał widok przed nimi. Brama Wioski Ukrytej w Liściach wyrosła przed nimi potężna i wysoka wraz z murami zasłaniając im jakikolwiek widok na Konohę. Po dwóch minutach biegu zwolnili i luźnym krokiem weszli na teren wioski. Widok domu prezentował się wspaniale. Lekko oświetlone przez Słońce czubki domów i drzew mieniły się wieloma barwami. W najbliższych mieszkaniach już widać było pozapalane światła i ludzi krążących po nich.
-Uzumaki... Naruto...
Uwagę blondyna zwrócili strażnicy siedzący przy bramie. Chciał się z nimi przywitać, jednak przeszkodził mu w tym Jiraya. Uzumakiemu to było na rękę i już miał iść w stronę budynku Hokage, gdy jakiś dziewczęcy i piskliwy głos wykrzyczał jego imię.
-Naruto-kun... - Blondyn odwrócił się w stronę skąd dobiegał i ujrzał... Różowowłosą dziewczynę z jego wieku, z zielonymi oczami i czerwoną sukienką. Młoda kobieta była dość puszystych rozmiarów. W tej samej chwili Sasuke również ją dostrzegł i w głowach obu mężczyzn pojawiło się pytanie: "Czy to Sakura?". Naruto trochę w to wątpił, jednak Uchiha potwierdził swoją teorię. Nic nie mówiąc ruszył do Uzumakiego.
-Sasuke-kun! - Przesłodzony głos zabrzęczał mu w uszach.
Skrzywił się i powiedział: - Cześć!
-Chodźcie zaprowadzę was do Hokage - powiedziała wpatrzona w Sasuke jak w obrazek.
-Nie trzeba...
-Dobra to chodźmy - powiedział Naruto cichym tonem. Sam nie wiedział co to za uczucie, bo nie chciał oceniać ludzi po wyglądzie, ale widok "Sakury" dość zniechęcił go. Wiedział, że nie powinien w ten sposób myśleć, bo to przecież jego przyjaciółka, ale...
No właśnie, zawsze jest jakieś ale. Widział wzrok Uchihy mówiący: "O Boże...", gdy tylko zobaczył Haruno i sam poczuł niechęć najpierw do Sasuke, a później do siebie za to, że myślał w ten sam sposób.
Szli już jakiś czas. Wśród nich panowała cisza, która później zaczęła denerwować Uzumakiego. Postanowił więc zagadać dziewczynę.
-Co tam u ciebie słychać?
-A dobrze... Często pomagam w szpitalu. - Dziewczyna trajkotała z uśmiechem na ustach, tylko co jakiś czas rzucała przelotne spojrzenie na rozmówcę, wzrok mając cały czas zawieszony na brunecie. - Chodzę na misję...
-Jakiej rangi?
-D.
~Co, Sakura nawet nie podniosła swojego poziomu do góry...?! W ogóle?
Naruto maszerował ze spuszczoną głową, załamany niewiedzą związaną z ICH misjami. On nie miał zamiaru chodzić na misje rangi D. Chciał A lub S. Sasuke zaś uśmiechnął się z pogardą skierowaną na dziewczynę, którą jak myśleli jest Sakura Haruno. Nie wiedzieli, że Sakura była w Akatsuki, a ich prowadziła niejaka Akemii. W niewiedzy kierowali się schodami do gabinetu Hokage. Po pięciu minutach znaleźli odpowiednie drzwi. Dziewczyna zapukała i weszła do gabinetu tak, jak to robiła Haruno.
-Czego?! - warknięcie wydobyło się z ust starszej kobiety. Po chwili jednak zobaczyła kto wszedł i od razu dostała gęsiej skórki.
~Cholera!
Zastanawiała się jak im powiedzieć o Sakurze, jednak do tej pory na nic nie wpadła.
-Witaj Babciu Tsunade! - wrzasnął blondyn, czego od razu pożałował, gdyż silna pięść uderzyła go w czoło.
W chwili, gdy młody mężczyzna wrócił do gabinetu, kobieta zwróciła się do Akemii.
-Zostaw nas samych.
-Ale...
-Powiedziałam coś! Wynocha!! - Nerwy Tsunade były mocno naderwane przez Sakurę, która obecnie była w Akatsuki, a do tego jeszcze ta dziewczyna. - Głupia dziewucha - prychnęła do siebie pod nosem, jednak chłopcy też to usłyszeli. Wywołało to u nich różnego rodzaju emocje. U blondyna smutek, zaś u bruneta pogardę.
~Boże a pomyśleć, że przed naszym odejściem była znośna...
Prychnął, po czym skierował wzrok na Tsunade.
-Dzisiaj udacie się na spoczynek, zaś jutro omówimy wszystkie szczegóły...
#
-Deidara daj mi spokój!!! Nie mam dziś najmniejszej ochoty na trening - jęknęła, po czym zabrała się za zaczęty posiłek. W ciemnej kuchni przy drewnianym stole, Haruno siedziała i starała się w spokoju zjeść śniadanie, co niestety utrudniał jej blondyn. Konan siedziała z boku i przyglądała się temu wszystkiemu ze współczuciem dla koleżanki. W jej niebieskich włosach dziś brakowało kwiatu origami, a sprawą tego była chwilowa niedyspozycja kobiety. W tamtej chwili miała szczęście, że na misję ją Pain wysłał właśnie z Sakurą, a nie kimś innym. Najbardziej przerażał ją fakt, że gdyby nie różowowłosa, w tamtej chwili już pewnie by umarła. Chodzi mianowicie o ostatnią misję.
"Po spakowaniu niezbędnych rzeczy na misję, udała się do pokoju swojej nowej przyjaciółki. Wiedziała, że w dziewczynie znajdzie oparcie i pomoc już od pierwszego spotkania. Mimo, że tak ją chłodno potraktowała miała do niej szacunek. A to znów dla Sakury było ważniejsze niż to czy ją lubiła czy nie...
W połowie korytarza spotkała Itachiego, który szedł do swojego pokoju.
~Pewnie wraca od Saki...
Niebieskooka pomyślała z uśmiechem.
Sakura w pokoju jak zwykle miała czysto i porządnie. U niej wszystko miało swoje miejsce. Na podłodze nie było absolutnie żadnej rzeczy, nie to co u Konan. Różowowłosa stała nad torbą w płaszczu na misje, który zabrała Itachiemu. To było widać na pierwszy rzut oka, gdyż był podwinięty kilkakrotnie i sprawiał wrażenie pofałdowanego.
-Miło cię widzieć... Gotowa?
-Tak - mówiąc to, zarzuciła bagaż na plecy i ruszyła do wyjścia. - Mam nadzieję, że nie będzie żadnych niespodzianek...
-Hehe. Ja też.
Pół godziny później, dziewczyny przedzierały się przez las. Gęstość drzew i krzewów nie pozwalała na szybki bieg. Ulistnione gałęzie nie dopuszczały żadnego światła, a mrok tylko pogarszał sytuację. Nie narzekały, ale też nie czuły tego komfortu.
-Ile jeszcze tak będzie? - spytała Sakura mając na myśli otoczenie. Konan wprawiona w badanie terenu, od razu odpowiedziała.
-Tylko dwa kilometry.
Uspokojona kobieta westchnęła i odpłynęła od świata. Jej myśli krążyły wokół Konohy. Tak bardzo by chciała już wrócić i zobaczyć Tsunade i Hinatę...
Przez ostatni czas uświadomiła sobie, że czekałaby ją też poważna rozmowa z "rodzicami". Nie wiedziała też co zrobić. Nie mogła od tak opuścić Akatsuki. Nie kiedy jest w niej jej BRAT, przyszła szwagierka i... Itachi. Nie chciała, a właściwie nie mogła ich zostawić. Tak bardzo pragnęła, by wrócić do wioski, ale z nimi. Niestety to było niemożliwe...
Jej rozmyślania i pewny krok przerwał kunai lecący z naprzeciwka. Uskoczyła na najbliższą gałąź, zerknęła na Konan - widząc, że nic jej nie jest, uciekła jeszcze dalej. Wroga wyczuła kilkanaście metrów na prawo. Pędem skierowała się w jego stronę. Za grubą gałęzią było dwóch ninja z Ame-Gakure w maskach ANBU. Sakura zmarszczyła brwi. Dziękowała teraz za to, że wzięła kapelusz, bo bez tego już dawno by została rozpoznana. Jej różowe włosy były przekleństwem dla anonimowości shinobi. Niewiele osób miało różowe włosy. W całej Konoha tylko ona je posiadała. Tsunade szybko zostałaby "uświadomiona", że jej uczennica była w Akatsuki.
Sakura niewiele myśląc, utworzyła kilka znaków, po czym jej przeciwnik wpadł w genjutsu. Tej sztuki walki uczyła się od samego mistrza. W jego głowie pojawiły się obrazy jego największych lęków i obaw. Sakura jako geniusz - jak określała ją Tsunade - medyczny potrafiła zapanować nad czyjąś świadomością bez zaglądania mu w oczy. Mogła to zrobić na wiele sposobów. Najłatwiejszy to wytworzenie gazu halucynogennego. Tą substancje można też podać w postaci cieczy - dożylnie. Innym sposobem jest zablokowanie nerwów odpowiedzialnych za wyczuwanie środowiska zewnętrznego. Skutkiem tego są halucynacje, które mózg sam sobie wytwarza przez brak czynników z zewnątrz. Haruno więc zaatakowała prawie bezbronnego mężczyznę, który po chwili padł martwy. Kobieta skierowała się do członkini grupy. Mocno się zdziwiła widząc ranną przyjaciółkę. Jej przeciwnik miał zadać ostateczny cios, który różowowłosa zdążyła zatrzymać. Momentalnie pojawiła się za klęczącym nad Konan shinobi i skręciła mu kark. Złapała go za ubrania i wyrzuciła za siebie. Niebieskooka miała złamaną rękę i wiele głębokich ran. Sakura zaczęła składać znaki i w porę sobie uświadomiła, że chce przywołać Katsuyu. Syknęła zła.
~Przecież nie mogę tego zrobić.
Zabrała kobietę w odludne miejsce i tam uleczyła. Po jakiś dwóch godzinach, Konan miała największe rany wyleczone, ale Sakura nie wiedziała co zrobić. Czy wrócić i zawalić misję czy pójść na nią sama...
~No ale co z Konan?
Siedząc oparta o grube i śliskie drzewo, wzrok utkwiła w oddali. Niedługo zapadał zmrok, więc Haruno musiała się pospieszyć z decyzją. Nagle wpadła na idealne rozwiązanie. Z uśmiechem spojrzała na leżącą koło siebie dziewczynę swojego brata. Wstała i stworzyła swojego specjalnego klona. Obok niej stała teraz jej kopia zbudowana z kwiatów wiśni. Różowowłose spojrzały po sobie z uśmiechem, po czym klon bez słów zabrał ranną do organizacji. Oryginalna Sakura za ten czas ruszyła do Suny po zwój ważny dla Lidera. A właściwie to nawet dla całego Akatsuki.
Koło trzeciej w nocy, Haruno biegła korytarzami siedziby Kazekage i szukała Archiwum. Dobrze, że często bywała w Piasku to znała całe zagospodarowanie budynku tak ważnego dla Wioski. W pomieszczeniu widziała zaledwie kontury szafek i półek, ale to musiało jej wystarczyć. Szukała działu z danymi organizacji przestępczych.
~Pod jaką nazwą tego szukać???
Wzrok kunoichi powędrował w najdalszy kąt Archiwum.
-Zakazane... - szepnęła. - Bingo.
Po niedługim odszukiwaniu, znalazła to czego chciała.
AKATSUKI
Zabrała zwój i ruszyła do wyjścia. Oczywiście wiedziała, że było coś za cicho i spokojnie. Wiedziała, że to nie może pójść tak gładko. I jak zwykle miała rację. W drzwiach stało kilku członków ANBU. Najszybciej jak mogła ruszyła do okna. Miała plan jak stąd uciec. Wbiegła w szybę i w momencie, gdy ta pękła, jej ciało zamieniło się w tysiące białych i różowych płatków wiśni. Shinobi Suny stali zdezorientowani w pokoju, podczas gdy ich przeciwnik spokojnie "leciał" niesiony wiatrem na północ."
-Idę do pokoju... - Różowowłosa ruszyła ku wyjściu ze stołówki. Jej kroki niosły się echem po ścianach i ginęły w najciemniejszych kątach organizacji. Chciałaby wiedzieć, co działo się w Wiosce Liścia. Było to spowodowane ciekawością, ale też strachem. Strachem przed tym jak radziła sobie Tsunade z największą zmorą Konohy - Starszyzną. Obawiała się, że ci zaczęli się panoszyć po wiosce podczas jej nieobecności. Sakura zastanawiała się też, czy nie ma jakiejkolwiek możliwości na to, by wróciła do Konohy ze "znajomymi".
Nagle usłyszała trzask drzwi przed sobą. Ukazał się jej Kakuzu. Nienawidziła go. Wiedziała, że z wzajemnością. Nie ufała mu. Konan raz opowiadała jej o jakiejś misji, która okazała się niepowodzeniem. Na początku myślała, że to nic takiego. Później jednak usłyszała o niepowodzeniu Tobiego. Myślała, że to zwykły zbieg okoliczności. Ale... Ich wspólna misja również skończyła się fiaskiem. Sakura słyszała tą naiwną niewiadomą w głosie Konan. Była przekonana, że oni COŚ kombinowali. Jeszcze tylko nie wiedziała co. Ale miała zamiar się dowiedzieć i to jak najszybciej. Zmierzyła najstarszego członka Akatsuki i udała się w kierunku swojej sypialni. Gdy znalazła się już blisko widziała, jak jej drzwi otwierają się. Zmarszczyła gniewnie brwi i przyspieszyła. Jej oczom ukazał się Uchiha we własnej osobie.
-Nie wiesz, że nie wchodzi się bez pozwolenia do czyjegoś pokoju?! - warknęła, ale brunet widział uniesiony kącik ust do góry.
Nic nie mówiąc dotknął dłonią jej twarzy, po czym mocno pocałował. Sakura jednak szybko się oderwała od niego i złapała za jego podbródek, na którym był kilkudniowy zarost.
-Nie denerwuj mnie - powiedziała cicho. - Nie jestem dziś w nastroju.
Itachi popatrzył jej głęboko w oczy. Sakura widziała u niego tę inność. Zmarszczyła brwi i miała już zapytać o co chodzi, gdy ten dotknął jej czoła pod grzywką.
-Nie marszcz go, bo ci tak zostanie. - Westchnął, po czym złapał ją za rękę. - Chodź do Paina.
Zdezorientowana kobieta wzruszyła ramionami i poszła za Itachim. Zastanawiała się czego on może od niej chcieć. Przecież gdyby nie chodziło o coś ważnego, to mężczyzna nie był by tak spięty.
Przed gabinetem zatrzymał się i ucałował ją w głowę. Gdy ustami oderwał się od niej, to mocno ją przytulił.
-Jak wyjdziesz od Lidera do przyjdź do mnie.
Nie czekając na reakcję dziewczyny, ruszył w swoim kierunku.
Sakura zapukała do dużych i mocnych drzwi. Po usłyszeniu odpowiedzi weszła i rzuciła:
-Dzień dobry. - Widziała, że za każdym razem po takim powitaniu na twarzy Paina pojawia się uśmiech. Uwielbiała u niego tę minę. Tym razem było to samo.
-Cześć Sakura.
-Co się stało braciszku, że mnie wezwałeś?
Mówiąc to usiadła na krześle naprzeciw mężczyzny. Widziała rankę na jego dolnej wardze i brak kolczyka. Zaśmiała się.
-Z tego powodu? - Wskazała na twarz.
-Nie - żachnął się. - Znaczy nie tylko.
Tylko w jej towarzystwie i swojej dziewczyny był tak wyluzowany.
Rozbawiona Haruno obeszła biurko i zaczęła leczyć brata.
-Chciałem zapytać o Konan.
-Czuje się świetnie. Po złamaniu nie ma śladu. A rany nie były wcale głębokie, więc nie ma praktycznie o czym mówić.
-Cieszy mnie to... Mam ci coś jeszcze do przekazania.
Sakura spojrzała na niego zaciekawiona.
-Nasza rodzina posiada pewną zdolność. - Sakurę zdziwił fakt z jaką łatwością powiedział o nich, że są rodziną. - Mianowicie mamy "władzę" nad żelazem.
-Cooo?! - Haruno spojrzała na niego jak na kretyna. Po czym wybuchła śmiechem. Ciężko było jej się uspokoić. Nawet jego karcący wzrok nic nie zdziałał. Gdy powoli wracał jej oddech usiadła na krześle i powiedziała: - Chyba ktoś za bardzo poturbował cię na tym treningu. - Po czym warknęła. - Mówiłam ci, że masz na siebie uważać. Organy odcięte wolno się przyjmują. Nie szarżuj tak!
Z założonymi rękami oparła się o oparcie fotela.
-Mówię prawdę... Jak myślisz z czego są te wszystkie kolczyki?
Haruno wzruszyła ramionami.
-Z żelaza.
Uniósł dłoń i odsunął rękaw. Jeden z kawałków metalu znajdujący się w jego ciele skruszył się i zaczął wirować wokół dłoni. Sakura z rozdziawionymi ustami przyglądała się temu zjawisku. Substancja konsystencją przypominała czarny piasek. Wtedy to do jej umysłu powróciła walka z Sasorim. Jak marionetka Trzeciego Kazekage posługiwała się techniką Żelaznego Piasku. Zafascynowana Sakura powiedziała nawet nie kontrolując się.
-Ja też tak chce!
-Nauczę cię tego. Zaczniemy od jutra. Dobrze?
-Pewnie! - Jej twarz rozświetlił uśmiech.
-Chciałbym jeszcze omówić jedną rzecz. Mianowicie: Konoha.
Sakura od razu spochmurniała, po czym w jej oczach pojawiły się łzy, którym jednak nie pozwoliła ulecieć.
-Tęsknię za Tsunade...
-Myślałem, że już jest O.K...
-Nie. - Smutna Haruno spuściła głowę. Postanowiła wyjawić bratu co leżało jej na sercu. - Chciałabym wrócić... - Pociągnęła nosem. - Ale z wami.
Widziała szeroko otwarte oczy Paina co sugerowało irracjonalizm tego marzenia.
-Spójrz Pain... Jeżeli by doszło do jakiegoś...
-Ale Sakura ty nawet nie zdajesz sobie sprawy z tego co mówisz. - Jej brat westchnął, po czym oparł się o fotel.
Niezadowolona Sakura odchyliła się na krześle i spojrzała w bok.
-Jeżeli to wszystko to już pójdę... - wyszła najszybciej jak umiała i ruszyła do Uchihy. Nawet nie dała szansy powiedzieć Painowi co miał na myśli związanego z Konohą. Szła ze spuszczoną głową. Gdy już dotarła do odpowiednich drzwi, nie pukając weszła do środka. Itachiego nie było w pomieszczeniu, ale odgłos dochodzący zza sąsiednich drzwi sugerował, że mężczyzna bierze prysznic. Sakura nie mając nic do roboty położyła się na łóżku i przykryła kołdrą. Patrząc w sufit zastanawiała się co mogłaby zrobić.
Nie minęło pięć minut jak właściciel pokoju wyszedł z łazienki, ubrany tylko w ciemne szorty z ociekającymi włosami. Na jego twarzy pojawił się lekki uśmiech, gdy tylko zobaczył swoją ukochaną. Powoli podszedł w kierunku łóżka, na którym panował harmider. Usiadł na jego krawędzi i patrzył na twarz dziewczyny zastanawiając się z jakiego powodu na jej czole gościły zmarszczki.
-Co cię martwi?
W odpowiedzi usłyszał jedynie westchnięcie wydobyte z jasno różowych ust. Rękę położył po drugiej stronie kobiety, nachylając się nad nią. Kołdra zasłaniała wszystko oprócz głowy i szyi.
-Nic takiego... Po prostu tęsknię za Konohą.
Itachi miał smutek wypisany na twarzy. Dla niego pierwszy rok pobytu tutaj również był trudny. Przywiązanie do czegoś, a tym bardziej kogoś, robi swoje. To było normalne.
-Nadal za nimi tęsknisz, mimo tego, że nie masz z nimi żadnych więzów krwi?
-Co? - Sakura zmarszczyła brwi. - Za kim?
-Za rodzicami.
-Nie - zaprzeczyła takim tonem, jakby powiedział najgłupszą rzecz na świecie.
-To o co chodzi?
-Tęsknię, ale za przyjaciółmi i Tsunade. Nawet za Kakashim.
Odgarnął jej kosmyk włosów z czoła, który niesfornie nasuwał się na oczy.
-Znałem Hatake bardzo dobrze. Nie wiem jaki jest teraz, ale kiedyś był naprawdę w porządku. Jak mało kto.
Sakura potwierdziła jego słowa ruchem głowy. Itachi widząc jej melancholijny nastrój postanowił zmienić temat.
-Dlaczego zmieniłaś fryzurę? Ostatni raz jak cię widziałem, przed dołączeniem tutaj nie miałaś grzywki.
-Heh. - Haruno zaśmiała się. - Mój przyjaciel Kiba namówił mnie na to, bo stwierdził, że będzie mi pasowała.
-I miał rację - powiedział to, po czym ją pocałował. - Przyszłaś tu w jakimś konkretnym celu? - wymruczał jej do ucha.
-A co... Nie mogę odwiedzić swojego chłopaka? - Przygryzła mu delikatnie ucho i mocniej przytuliła. Itachi uwielbiał to uczucie. To ciepło, które biło od Sakury przyprawiało go o zawrót głowy. Brakowało mu tego tak bardzo, że nawet nie zdawał sobie z tego sprawy. Teraz to sobie uświadomił, jak zaczął spotykać się z Haruno. I wiedział, że gdyby mu jej zabrakło źle by to zniósł. Niektórzy muszą coś stracić, by zrozumieć jak bardzo tego potrzebowali. Itachi wiedział to po swojej przeszłości. Dlatego też doceniał to, co miał teraz.
Sakura powoli składała pocałunki na jego wargach, co jakiś czas je delikatnie skubiąc. Nie minęło dużo czasu jak mężczyzna włączył do zabawy swój język. Rozpoczęła się gra zmysłów. Ręce ciemnookiego masowały obandażowane uda Sakury przy okazji szukając agrafki zapinającej koniec materiału. Gdy tylko ją znalazł, ucieszył się jak dziecko z prezentu bożonarodzeniowego. Szybko i zręcznie odpiął ją, po czym zaczął obluzowywać i ściągać bandaż, cały czas namiętnie całując Sakurę. Dziewczyna od czasu do czasu chichotała z poczynań mężczyzny. Raz nawet mocniej przygryzła mu wargę, gdy ukłuł ją agrafką. Itachi zabierał się za rozwiązywanie drugiego uda, gdy ktoś mocno i stanowczo zapukał do drzwi.
-O Boże - westchnął, opierając głowę na ramieniu kobiety. - Chodź udamy, że nas nie ma.
Sakura zaśmiała się cicho.
-Ja mogę, ale ty?
Uchiha powoli stoczył się z łóżka, gdy ten ktoś nie dawał za wygraną.
-Czego?!
-Do ciebie nie mo... Aaaaaaaa. - Osoba stojąca za drzwiami mruknęła cwanym uśmieszkiem, gdy tylko ujrzała Sakurę.
-Co aaaaa? - Dziewczyna zaśmiała się wstając z łóżka.
-Masz coś ważnego do powiedzenia? - warknął, na co Kisame udał obrażonego.
-Idziemy na misję - powiedział poważnym tonem.
-Kiedy?
Sakura za ten czas zawiązywała sobie bandaż na nodze i słuchała tego, co miał do powiedzenia kolega.
-Jeszcze dzisiaj.
-Cholera...
-Spokojnie pobaraszkujecie sobie, gdy wrócisz.
Itachi uniósł tylko kąciki ust do góry, zaś Sakura nie szczędziła w emocjach.
-No wiesz co!!! - krzyknęła z czerwoną twarzą.
Śmiech Kisame rozszedł się echem po korytarzu.
Następnego dnia Sakura wstała wcześnie rano, by móc się porozciągać przed treningiem z Painem. Nie było z nią Itachiego, więc nie miała co robić, ani kogo denerwować. Z nadmiaru emocji związaną z nową techniką, Sakura nie mogła zaspać. Tak więc, teraz biegała na sali treningowej, by móc się dobrze rozciągnąć. Dziś nie używała broni, tylko przeskakiwała, robiła szpagaty i gwiazdy jakby unikała ciosów. To ją odprężało. Podczas ćwiczeń nie myślała o niczym. Nie martwiła się, nie przejmowała. Tak więc, była tylko ona i pustka w głowie. Nie było nawet szóstej, jak w sali pojawił się Lider. Przez chwilę obserwował poczynania swojej siostry, jednak nie pozostał w tej pozycji długo.
-Sakura - powiedział spokojnie. Czasami pod tym względem przypominał jej Itachiego. - Widzę, że gotowa na poznanie nowej techniki...
-W stu procentach!
Painowi uśmiech na chwilę zagościł na twarzy. Sakura była ubrana w czarno-czerwoną spódnicę do kolan z rozcięciami po bokach i w takim samym kolorze przepasce na biuście, miała też zawiązane bandaże na nogach. W tym stroju czuła się świetnie.
-Najpierw musisz wiedzieć, że żelazo jest podatne na błyskawicę. Z tą techniką będzie jeszcze lepszy efekt. Niestety jeżeli zaatakuje cię ziemia, na nic zda się żelazo. Musisz mieć coś w zapasie. Jasne?
Sakura w zamyśleniu pokiwała głową. Ona miała władzę nad wodą oraz potrafiła zamienić się w płatki kwiatów wiśni, więc wydostanie się z pułapki nie powinno być problemem.
-Jest jeszcze jeden warunek. Aby móc to kontrolować musisz mieć w ciele jakieś niewielkie zasoby tego materiału.
I jak?
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top