#3

Spałam sobie smacznie i śniłam, że z Hinatą jadłam lody czekoladowe, gdy nagle coś zaczęło mnie łaskotać po policzku. Rozdrażniona westchnęłam i zmarszczyłam nos. Postanowiłam to olać i spać dalej. Zaraz jednak sytuacja się powtórzyła. Zdenerwowana przez pobudkę otworzyłam oczy i doznałam zawału… prawie.

Naprzeciw mnie, dokładnie centymetr przed moją twarzą, znajdował się Itachi Uchiha. Na początku był szok, później niedowierzanie, dlatego zamrugałam kilka razy i na końcu nadeszło zawstydzenie. Moje policzki pokrył soczysty rumieniec, a serce zaczęło bić w zawrotnym tempie. Nie wiedziałam dlaczego tak zareagowałam. Przecież żaden mężczyzna tak na mnie nie działał, ale… No właśnie. Nigdy wcześniej nie znalazłam się w takiej sytuacji z facetem, zwłaszcza tak przystojnym. No co? Nie lubię się oszukiwać, a fakt był taki, że ON JEST PRZYSTOJNY.

Dopiero po chwili dotarło do mnie coś jeszcze. Coś, przez co nie mogłam się ruszyć. Itachi leżał na brzuchu, przez co obejmował mnie ramieniem, a jedna jego noga leżała między moimi udami. Zdrętwiałam, lecz zaraz odsunęłam się od bruneta, co pociągnęło za sobą konsekwencje. Bluzka osunęła mi się z jednego ramienia i co gorsza – Itachi się obudził. Wolałam uniknąć tej jakże żenującej sytuacji, lecz teraz postanowiłam to zmienić. Spojrzałam w jego oczy, ale nie na długo, ponieważ jego wzrok pomknął w dół. Najpierw spojrzał na moje odsłonięte ramię, później mój biust, kończąc na brzuchu – który de facto był nagi.

~Do cholery, dlaczego zawsze podczas spania bluzka musi mi się podwinąć?

Po chwili nasze spojrzenia spotkały się, a ja postanowiłam wcielić swój plan w życie. Nabrałam powietrza w płuca i otwarłam usta w celu krzyknięcia. Jednakże moje zadanie zostało w pół sekundy udaremnione przez dłoń Uchihy, która znajdowała się na moich wargach.

-Nie krzycz. – Dotarł do mnie jego szept, który ja zbagatelizowałam.

~Biedak… Nie znał mojej buntowniczej natury. Przecież ja nawet z Hokage dyskutuję.

Zmarszczyłam brwi i znów zaczęłam krzyczeć. Oczywiście wypuściłam tylko niezrozumiały bełkot spod dłoni mężczyzny. Próbowałam się wyswobodzić, ale na nic. Z mojej perspektywy wyglądało to tak: nie mogłam się ruszać, nie mogłam mówić, byłam w przestępczej organizacji, znajdowałam się z seryjnym mordercą w jednym pokoju. Ba! W jednym łóżku. Jaki z tego morał: byłam w dupie.

Po piętnastu minutach szarpaniny i kłótni stałam o własnych nogach i z mordem w oczach patrzyłam na Uchihę znajdującego się po przeciwnej stronie łóżka.

~Co on sobie myśli?!

-Wypuść mnie – rzekłam niewiele myśląc.

Ten milczał jak zaklęty i tylko patrzył w moje oczy.

-Powiedziałam coś!

-Nie krzycz.

-Bo co?!

-Bo nikt nie lubi tutaj – zaczął kierować się w moją stronę – rozwydrzonych nastolatek.

-To mnie wypuść do cholery Panie Dorosły!!

Itachi zmarszczył brwi.

~Oho.

Nagle usłyszałam jakiś bieg na korytarzu. Spojrzałam w stronę drzwi, w które po chwili ktoś mocno zapukał.

-Itachi. Otwórz.

Usłyszałam tubalny głos.

Brunet westchnął i otworzył drzwi, za którymi stał ogromny facet o niebieskiej skórze. Ja nie byłam wysoka, ale on przekraczał chyba limit wzrostu. Mężczyzna przyjrzał mi się z uśmiechem.

-Cześć! Jestem Kisame. Ty pewnie Sakura Haruno?

Pokiwałam głową, niezdolna do niczego więcej.

-Chciałeś coś konkretnego?

-A co? – spytał wielkolud z dziwnym uśmiechem, który mnie przeraził. – Chcecie zostać sam na sam?

Teraz przegiął. Moja twarz była cała czerwona. Jestem tego pewna. Aczkolwiek nie wiem, czy to z zawstydzenia, czy ze złości.

-No wiesz co!!! – krzyknęłam zdenerwowana, nawet nie wiedziałam skąd wziął się u mnie ten nagły przypływ odwagi. Jedyne co usłyszałam to śmiech. Zmarszczyłam brwi i wydęłam usta. Szybko spojrzałam na właściciela pokoju, który od dawna nic nie mówił. Jedyne co zobaczyłam, to jego wzrok umiejscowiony na mnie, w którym pojawiło się coś nowego. Takiego jakby… błysk. Jakaś iskierka.

-Konan kazała ci się zająć małą. – Głos wielkoluda skierowany był do Uchihy. Nawet nie wiedziałam dlaczego użycie słowa „mała” w odniesieniu do mnie, nie zdenerwowało mnie… Później jednak spojrzał na mnie. – Masz się wykąpać i coś zjeść. – Jego wzrok mknął na Itachiego. – Później zaprowadzisz ją do Paina. To na razie malutka.

Już zniknął za drzwiami, a ja ze zmarszczonymi brwiami spojrzałam na Itachiego.

~Znowu zostałam z nim sama…

Westchnięcie wydobyło się z moich ust.

Spojrzałam na niego wzrokiem, który mógłby zabić, zaś jego pozostawał obojętny. Zaraz jednak westchnięcie wydobyło z się ust „Pana Dorosłego”. Podszedł do szafy, z której wyciągnął czarny materiał. Zmarszczyłam brwi, ale nie ruszyłam się nawet o milimetr. Obserwowałam uważnie jego ruchy, by wiedzieć co konkretnie chciał zrobić. Zbliżył się do mnie i wyciągnął rękę z materiałem. Ja tylko spojrzałam na to podejrzliwie.

-To ciuchy. Tam jest łazienka. – Wskazał na drugie drzwi znajdujące się w pokoju. – W środku znajdziesz ręcznik i potrzebne rzeczy… - mruknął, a ja wzięłam ubrania i niepewnie skierowałam się w stronę „łazienki”. O dziwo, w środku było naprawdę czysto i przyjemnie. Po piętnastu minutach stałam czysta i pachnąca ubrana w ręcznik, a przed sobą trzymałam ubrania od Uchihy. Spodnie były O.K., za duże, ale O.K. Natomiast góra… No cóż. Uchyliłam drzwi, przez które wyjrzałam.

-Czy ty nie masz bluzki bez znaku swojego klanu??? – Na potwierdzenie pokazałam mu ciuch, który trzymałam w ręku.

-Nie. – Odpowiedź nie była zadowalająca, jednak to jego obojętny ton doprowadził mnie do szału. Z całej siły trzasnęłam drzwiami. Nie miałam wyjścia jak tylko ubrać ową rzecz. Wyszłam z łazienki.

-Idziemy do kuchni. – Stał przed drzwiami wyjściowymi ubrany w płaszcz, który zakrywał prawie całe ciało, a ręku trzymał drugi taki sam – dla mnie. Prychnęłam.

-Nie będę paradowała w płaszczu Akatsuki. Zapomnij.

-Jak wolisz chodzić z moim znakiem na plecach, trzeba było tak od…

-Dawaj – warknęłam, wyrywając mu jednocześnie płaszcz. Co?!!! Albo mi się przywidziało, albo na twarzy Uchihy pojawił się uśmiech! Jednak po zastanowieniu się, doszłam do wniosku, że mi się przywidziało. Ze spuszczoną głową ruszyłam korytarzem za brunetem. Zastanawiało mnie, co ja nadal tu robiłam. Po co mnie tu trzymali i… zaraz! Dlaczego dopiero teraz sobie o tym przypomniałam?!! Wybiegłam przed Itachiego i zatrzymałam się przodem do niego, celując w niego palcem.

-Dlaczego użyłeś na mnie wczoraj Sharingan???

Itachi spojrzał na mnie, lecz zaraz mnie wyminął i ruszył dalej. Ja puściłam się biegiem za nim, lecz musiałam podwinąć płaszcz, gdyż sięgał do ziemi przez co plątał mi się pod nogami.

~Cholera czy ja nie mogłabym być wyższa o te kilka centymetrów?!!!

-Odpowiedz mi!

Itachi milczał. Ja zbulwersowana kroczyłam krok za nim. Po kilku minutach staliśmy przed drzwiami z napisem: KUCHNIA. Starałam się ile mogłam, żeby zapamiętać trasę z pokoju Itachiego do kuchni, ale na nic. Uchiha otworzył drzwi i przepuścił mnie przodem.

~Udaje gentlemana... Pff.

Niepewnie weszłam do pomieszczenia, w którym znajdowały się dwie osoby: Hidan i Kisame. Akurat ich znałam, więc nie bałam się, że mnie zaatakują.

-Chodź. – Itachi zaczął kierować się w stronę mężczyzn. Gdy ci nas zauważyli i uśmiechnęli się, a Hidan nawet pomachał.

-O! Gołąbeczki wreszcie się pojawiły – powiedział zaczepnie Kisame. Ja oczywiście musiałam się zarumienić. Spojrzałam na niego groźnym wzrokiem. Gdy tylko usiadłam, a byłam zmuszona koło wielkoluda, od razu poczochrał mnie po głowie. Właśnie wtedy zorientowałam się, że nie miałam przy sobie ochraniacza. Zostawiłam go w Konoha, ponieważ nie brałam go na treningi, a oni mnie z jednego z nich zabrali.

~Cholera!!! Co ja powiem Tsunade jak wrócę… Dupa z Tsunade! Ona się ucieszy, że coś wiem o organizacji. Ale ta głupia starszyzna… Jakby nie mogli już zdechnąć.

Siedziałam tak i myślałam nad tym wszystkim, póki nie poczułam przeszywającego spojrzenia na sobie. Najpierw spojrzałam na Itachiego, gdyż był naprzeciw mnie i to jego wzrok najbardziej czułam, następnie na Hidana, który miał nawet zabawną minę. Później spojrzałam na ostatniego członka tego klubu debili. Również miał zabawną minę. O co im chodzi???

-Co?

-Nic – odpowiedziało dwóch. To chyba oczywiste, kto nie zabrał głosu…

Siedziałam tu tak i rozmyślałam co my tu robimy… No bo w końcu przyszliśmy tu chyba na śniadanie, a jakoś nikomu specjalnie się nie spieszyło, by je zrobić.

Z moich rozmyślań wyrwał mnie hałas z drugiego kąta w pokoju. Stała tam gazówka i szafki, i zlew… Dopiero wtedy zobaczyłam, że w pomieszczeniu znajdowała się dodatkowa osoba. W tym całym zamieszaniu, które sam zrobił, zobaczyłam czarną czuprynę i pomarańczową (brzydką) maskę zasłaniającą całą twarz.

-Przepraszam! Przepraszam! Tobi to dobry chłopiec!

Mierzyłam go wzrokiem. Na początku nie byłam pewna, ale teraz już tak: był to osobnik płci męskiej. Na pewno. Koleś szybko biegał po kuchni i „coś” robił. Ciężko było stwierdzić co… Po minucie jednak gonił w naszą stronę z tacą i niezidentyfikowanym obiektem znajdującym się na niej. Ledwo przed nami wyhamował, zaś ja musiałam się odchylić, żeby nie oberwać od niego tą tacą. Postawił przed nami ten obiekt i spojrzał na mnie… tak mi się wydawało, bo maskę skierował w moją stronę. Po chwili zaczął mnie dusić ramionami. Nie mogłam złapać tchu.

-Tobi ma nową koleżankę! - piszczał.

~Jezu. To on mnie tuli??

-Tobi puść Sakurę. Szybko! – Po chwili czułam jak sąsiad odciągnął mnie od tego psychopaty. Wreszcie mogłam złapać powietrze.

-Eh… Jeny. – Oparłam głowę na stole. Po chwili spojrzałam na „śniadanie”. Nie wyglądało zachęcająco. Ze zmarszczonymi brwiami obserwowałam posiłek. To chyba kanapki. Zbliżyłam się jak tylko mogłam i powąchałam śniadanie. Zerknęłam jeszcze na twarze „kolegów”, którzy wyglądali jakby mieli zaraz zwymiotować. Odchrząknęłam i szepnęłam do nich:

-Można to jeść?

-Ja bym nie ryzykował – odezwał się siwowłosy i dziabnął jedzenie palcem.

Westchnięcie wydobyło się z ust naszej czwórki. Dobrze, że Tobi poszedł zmywać naczynia. Nagle „posiłek” znajdujący się na talerzu zaczął się poruszać.

-Aaaaa. – Mój pisk rozszedł się po całej kuchni. Nie myśląc odepchnęłam się od stołu. Niestety przez siłę z jaką odskoczyłam, zaczęłam lecieć na krześle do tyłu. W połowie lotu poczułam mocny uścisk na nadgarstku. To Itachi złapał mnie i uchronił przed upadkiem. Szybko pociągnął mnie w stronę stołu tak, że siedziałam prosto, by za chwilę poderwać mnie do góry.

-Chodź do Paina. – Zaczął kierować się do wyjścia, ciągle trzymając mnie za rękę.

-Itachi! Ona musi coś zjeść!

-Zostaw to mi.

#
Młody, przystojny mężczyzna leżał na łóżku i patrzył w okno. Uwielbiał oglądać gwiazdy. Ostatnio nie mógł się za bardzo skupić. Zastanawiał się co u Uzumakiego.

~Orochimaru mówił, że Jiraya go pewnie dobrze wyszkolił… Pff. I tak jestem od niego silniejszy.

Jego wzrok pomknął na drzwi.

~A Sakura…? Heh. Ciekawe czy chociaż chodzi na misję??? Pewnie nie…

Cyniczny uśmiech wpłynął na twarz młodszego członka klanu Uchiha.

W przeciwległym pokoju spał jego mistrz. Słowa które powiedział wczoraj, trochę nim wstrząsnęły.

Jeszcze półtora miesiąca…”

-Jeszcze półtora miesiąca – powtórzył Sasuke jak echo.

#
Po chwili kierowaliśmy się korytarzem do pokoju lidera-pacjenta. Gdy zobaczyłam znajome drzwi, wiedziałam, że byliśmy u celu. Brunet cicho zapukał.

~Cholera… Jestem trochę głodna.

Weszliśmy do środka. Znowu ujrzałam czystość i porządek. Na łóżku leżał rudowłosy mężczyzna, podłączony do kroplówek. Podeszłam bliżej, całkowicie ignorując obecność Uchihy i siedzącą na krześle pod ścianą, niebieskowłosą kobietę. Przyłożyłam głowę do jego klatki piersiowej i zamknęłam oczy. Wyczułam poprawny puls. Dotknęłam żeber. Wszystko O.K. Zajęłam się w końcu ręką. Przyłożyłam palce do nadgarstka.

~Dobrze.

Po chwili podeszłam do szafki, z której wyjęłam igłę. Wtedy to, kobieta podeszła do pacjenta. Stała naprzeciw mnie. Złapałam delikatnie za rękę od spodu. Powoli wbijałam igłę w poszczególne nerwy i czekałam na reakcje. Wyczuwałam niewielkie skurcze mięśni. Zmarszczyłam brwi.

-Coś nie tak? – Usłyszałam zmartwiony głos Konan.

-Hm… Jego mięśnie reagują na ból.

-To dobrze? – zapytała niepewnie. Ja wyczułam na sobie wzrok Itachiego, ale go olałam. Zamiast tego spojrzała na osobę, która zadała pytanie.

-To bardzo dobrze, ale…

-W czym problem?

-Jeszcze nigdy nie spotkałam się z tak szybkim uzdrowieniem. Normalnie powinien reagować za jakiś tydzień. – Zastanawiałam się jak spytać o to, kto tak poważnie zranił mężczyznę, ale stało się coś niespodziewanego, przez co zarumieniłam się jak piwonia.

-Itachi!!! Miałeś dać jej śniadanie.

-Byliśmy w kuchni, ale Tobi gotował…

Kobieta spojrzała na mnie, a ja spuściłam głowę i cicho odpowiedziałam: - To się ruszało.

-Jezu... Dobra. Itachi idź kup jakieś jedzenie, bo zapewne nic już nie zostało jak ten idiota gotował, a po drodze weź rzeczy dla Sakurci - mówiąc to, pogłaskała mnie po głowie jak wcześniej Kisame. Uraczyła mnie też ciepłym uśmiechem.

-Ale spokojnie, zaraz po kąpieli uprałam sobie ciuchy… Niedługo powinny wyschnąć.

-Kochanie. Ty zostaniesz tu dłużej…

Wiecie co Miśki. Wczoraj poprawiłam rozdział, o tej porze co dziś. I dałabym sobie rękę odciąć, że ho opublikowałam. Zdziwiło mnie to, że jednak nikt nic nie napisał ani nic... ja patrzę, a mój srajfon zastrajkował i nie wystawił notki 0___0 no kaput!  Dlatego dziś dwie :*
Buźki

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top