#21

W tymczasowym mieszkaniu Sakury i Itachiego, w kuchni był mały szum. Pani Uchiha gotowała obiad, a Itachi siedział przy stole i popijał kawę. Atmosfera była przyjemna, spokojna i zawierała coś co ciężko było nazwać. Była między nimi chemia, która ciągnęła ich do siebie niczym magnes.

Ciemne tęczówki mężczyzny pożerały ukochaną, przesuwały się od jasnych, zmierzwionych włosów, przez smukłą talię, na której znajdowała się jego ciemna koszula, poprzez jędrne pośladki, które mężczyzna uwielbiał dotykać aż do długich, gładkich nóg. Uwielbiał ją całą. Był nią tak nienasycony, że aż sam siebie nie rozumiał.

-Myślisz, że dadzą nam dzisiaj spokój?

-Wątpię. Jak wczoraj nie chcieli dać... Obstawiam, że Konan będzie chciała się spotkać.

-Uważam, że powinniśmy uciec. Zaszyć się na jakiś czas, tylko we dwójkę - wymamrotał niskim głosem, łapiąc Sakurę od tyłu. Mocno ją do siebie przytulił, a ustami zjechał na szyję. Jej zapach i aksamitny głos doprowadzały go do szaleństwa.

-Skąd ci taki pomysł do głowy przyszedł? - Zapytała zaciekawiona. W pierwszej chwili wydało się jej to idiotyczne i egoistyczne, ale im dłużej o tym myślała... Tym bardziej pragnęła zniknąć.

-Miesiąc miodowy... Mówi ci to coś?

Sakura zamarła z łyżką w dłoni. Całkowicie zapomniała, że mogliby się gdzieś udać pod takim pretekstem.

-Kusisz, Itachi... - powiedziała i odepchnęła męża. - Siadaj przy stole, podaję już obiad.

Podczas posiłku była całkowita cisza. Małżonkowie nie odzywali się do siebie, a w okolicy nie mieli żadnych sąsiadów. Spożywali posiłek, lecz ich myśli znajdowały się w zupełnie innych światach. Itachi zastanawiał się co ich czeka... co się zmieni... jak będzie wyglądało ich wspólne życie w Konoha...

Sakura natomiast rozważała propozycję męża. Czuła pewien dreszczyk na myśl, że ich dwójka miałaby się gdzieś udać. Gdzieś z dala od znajomych, możliwe nawet, że z dala od kogokolwiek. Jednak jedna myśl nie pozwalała jej zgodzić się z nim. Bała się, że ich pomysł może wydać się ludziom egoistyczny. W końcu wioska nie stanęła całkowicie na nogach po wojnie.

-Przepraszam, że przeszkadzamy... ale otwarte było, to weszliśmy.

To zdanie oderwało młode małżeństwo z zadumy. W drzwiach kuchennych stała para, która w niedługim czasie spodziewała się dziecka. Pani domu zerwała się na równe nogi z szerokim uśmiechem na ustach.

-Konan, skarbie!

-Witaj. Jak się czujesz?

-To chyba ja powinnam zadać to pytanie. Siadajcie. - Wskazała na krzesła wokół stołu. - Chcecie coś jeść, pić?

-Najwyżej herbaty - odezwała się łagodnym głosem i usiadła na odsuniętym przez chłopka krześle. - Przestańcie mnie traktować jak chorą, mówiłam wam już.

-A ja ile razy mam powtarzać, że jestem medykiem i powinnaś się do takich pytań z mojej strony przyzwyczaić?

Niebieskowłosa nie wiedząc co powiedzieć, wystawiła przyjaciółce język.

-Bardzo dojrzale...

-Co byliście tacy zamyśleni? Ja obstawiałam, że przez dwa dni was z łóżka nie wyciągniemy.

-Za dużo na głowie jest... Musimy sporo rzeczy jeszcze załatwić, żeby mieć spokój. Między innymi ja muszę skoczyć do szpitala i dowiedzieć się jak sprawy tam stoją.

-Rozumiem. - Tym razem odezwał się Yahiko.

-A wy co planujecie? - zapytał Uchiha, patrząc uważnie na szwagra.

-Nie wiemy na sto procent. Z grubsza to chcemy zostać w wiosce. Mam nadzieję, że to wyjdzie, zwłaszcza, że tutaj Konan ma zapewnioną dobrą opiekę medyczną.

Sakura kiwnęła głową potwierdzając słowa brata.

#
Pół popołudnia upłynęło młodym na luźnej rozmowie i wzajemnym dogryzaniu. Sakura w stu procentach czuła się jak w domu. Podobnie miał Itachi, który nigdy nie był szczęśliwszy. Radość rozpierała go od wewnątrz, co dało się wyczuć. Między nimi nie było żadnych murów, barier czy przepaści. Wszystko było wyjaśnione. Sakura wiedziała o Itachim wszystko i to działało w drugą stronę. Teraz gdy różowowłosa była jego małżonką nie musiał się stresować konkurencją w postaci brata czy Deidary. Ona była jego.

#
-Wiesz co? - zapytała Uchiha zarzucając nogi na uda ukochanego. Siedzieli przed telewizorem i pili wino. - Tak myślałam o tym co powiedziałeś... i to faktycznie mógłby być świetny pomysł. Taka podróż poślubna, podczas której nikt by nam nie przeszkadzał... tylko we dwoje. Z dala od tych żółtodziobów.

-Mhm. - Poparł kobietę i posłał jej tajemnicze, ale też gorące spojrzenie.

-A gdzie byś się chciał udać?

-Mi to obojętnie. Możemy podróżować przez jakiś czas. Mam sporą sumę odłożoną, więc nie musimy na siłę wracać do Konohy wcześniej. Możemy pójść gdzie tylko chcesz...

Odezwał się dotykając ukochaną dłonią. Dopóki Sakura nie pojawiła się w organizacji wątpił w to, że znajdzie kogoś. Już dawno jego umysł żył świadomością, że zostanie sam. A tu proszę...

Sakura widząc jego wzrok na sobie delikatnie przesunęła nogą po jego kroczu jednocześnie się uśmiechając. Podczas tego manewru koszula podwinęła się odsłaniając czarne koronkowe figi. Uchiha poruszył się niespokojnie, napiął mięśnie i nabrał sporą ilość powietrza w płuca. Jego mięśnie w dolnej partii brzucha ścisnęły się niemiłosiernie, jakby szukając ujścia.

Brunet postanowił jedna nie dać jej tej satysfakcji i odwrócił wzrok na telewizor czekając na dalszy ruch ukochanej.

Sakura w pierwszej chwili otworzyła delikatnie usta, zdezorientowana zachowaniem ukochanego. Na ogół zawsze w takich momentach rzucał się na nią i nie było mowy o tym, by ją puścił, a teraz...?

Lekko naburmuszona mocniej przesunęła po kroczu męża. Delikatny ruch spowodował, że czuła satysfakcję. Głowę przekręciła w tą samą stronę co Itachi, ale jej noga co jakiś czas, niby przypadkiem, sunęła po tych niebezpiecznych rewirach.

Czuła każdy ruch pod stopą, jak i jego napinające się ciało. Słyszała każde westchnienie, a kątem oka widziała jak jego głowa co jakiś czas drgała. Nie był ostoją spokoju, nie był posągiem. Odczuwał jak każdy mężczyzna. A w tej chwili pragnął swojej żony.

W ułamku sekundy pociągnął kobietę za ramię i usadowił sobie na kolanach. Siedząca przodem Sakura położyła dłonie na ramionach bruneta. Czuła napięte mięśnie. Czuła każde drżenie jego ciała. Posłał jej spragnione spojrzenie, od którego ogień rozpalił ją od środka. Uchiha nie patyczkował się z rozpinaniem guzików – po prostu je rozerwał! To samo zrobił z figami, których strzępki walały się po pokoju. Siedziała na nim w jego rozpiętej koszuli i pachniała jakimś słodkim żelem pod prysznic. Itachi szalał w środku by tylko się powstrzymać. Mocno i gwałtowanie szarpnął głowę Sakury w swoją stronę a jego spragnione usta zaczęły penetrować jej. Dłońmi jak oszalały błądził po całym jej ciele, na dłużej się zatrzymując na piersiach i jej kwiecie. Gdy tylko tam dotarł Sakura głośnym jękiem zasygnalizowała swoje zadowolenie.

Smukłe palce masowały wrażliwe partie jej ciała powodując, że jej pragnienie wzrastało z sekundy na sekundę.

Nie mieli siły mówić, choć Sakura pragnęła krzyczeć, by w końcu się nią zajął. Jej ciałem wstrząsały dreszcze podniecenia a płuca nie potrafiły nabrać wystarczającej ilości powietrza.

Nie mogąc wytrzymać, brutalnym ruchem złapała za męskość Itachiego przez spodnie. Jednak siła jaką w to włożyła, spowodowała, że brunet oderwał się od niej i krzyknął.

Sakura całkowicie zignorowała jego reakcję i rozpięła zamek błyskawiczny, wyswobadzając w ten sposób jego pokaźną męskość.

Czuła takie pragnienie, że nie liczyła się przyjemność jej męża a tylko jej. Powolnym ruchem nabiła się na niego z głośnym stęknięciem. Głowę odchyliła do tyłu i zamknęła oczy.

W ten sposób zaczęła się ich gra, która trwała do następnego poranka.

#
-Co?

-To co słyszałaś, Tsunade. Chciałabym gdzieś się z Itachim wybrać. Tylko we dwójkę. Rozumiesz chyba?

-Oczywiście, że tak. - Blondynka postukiwała palcami po blacie biurka, uważnie patrząc na uczennicę. Rozumiała ją aż za bardzo. - Na jak długo?

-Nie wiem. Itachi chciałby dłużej niż miesiąc, może nawet pół roku. Chcielibyśmy pozwiedzać i odpocząć od tej całej hołoty.

Hokage pokiwała w zrozumieniu głową i zamknęła oczy. Nie chciała by najlepszy medyk na tak długo przebywał poza wioską, zwłaszcza, że dopiero co wróciła z długiej misji.

Uchiha obawiała się zdania mentorki, ale nie mogła dłużej zwlekać z pytaniem. Itachi męczył ją tym od dwóch dni. Godaime wstała z miejsca i podeszła do okna. Niby patrzyła na Konohę, jednak jej wzrok skupiał się na odbiciu uczennicy w szybie.

Różowowłosa wydawała się jej jak kwiat, który w końcu rozkwitł i teraz pokazywał całą swą wykwintność. W Sakurze nie widziała już nastolatki, która nadal potrzebowała kierunkowskazu, ale dojrzałą kobietę, znającą swoje prawa.

-Nie mam serce ci odmówić, Sakura.

Na twarzy młodszej z nich pojawił się szeroki, szczery uśmiech zadowolenia. Sakura zerwała się z krzesła i chwyciła starszą kobietę w ramiona.

-Dziękuję, Tsunade. Odwdzięczę ci się!

-No mam nadzieję...

Nagle do gabinetu weszli sannini.

-Witajcie Tsunade, Sakura...

-Dzień dobry.

-Sakura. - Odezwała się Kage. - Daj mi jeszcze dzisiaj znać kiedy?

Uchiha kiwnęła głową i z szerokim uśmiechem wyszła z gabinetu. Tą wspaniałą nowiną postanowiła się podzielić z Itachim. No i jeszcze przydałoby się, poinformować o tym innych. Nie chciała opuszczać wioski bez pożegnania.

#
-Itachi...? - zapytała Sakura wchodząc do tymczasowego mieszkania. Może zamieszkają w nim jak wrócą na dobre do wioski.

Kobieta ruszyła w głąb domu nasłuchując. Wydawało się jej, że w salonie ktoś był, więc poszła tam to sprawdzić. Nie myliła się. Na jednym fotelu siedział Itachi, który wydawał się zrelaksowany, więc Sakura nie musiała się martwić. Na drugim przesiadywał jego młodszy brat – Sasuke, który widząc Sakurę kiwnął jej głową. Na sofie zaś siedzieli Yahiko i Konan.

-Cześć, kochanie... - Niebieskowłosa wstała z mebla i uściskała szwagierkę. - O co chodzi?

-Nie rozumiem. To ty mi powiedz o co chodzi.

-Itachi nas tu zebrał.

Sakura przekrzywiła głowę spoglądając na ukochanego.

~Co on znowu kombinował?

-Byłaś u Tsunade... Co ona na to?

Sakura otworzyła usta i zamarła.

-Nie mów mi, że po to ich tu wezwałeś? - zapytała z wyraźnym rozbawieniem. Nie sądziła, że jej mąż wpadnie na coś takiego. Uchiha jednak kiwnął głową, wprowadzając kobietę w jeszcze większe osłupienie.

-Tak, zgodziła się.

-Zgodziła się? Na co? - zapytała druga z kobiet.

-To wyjaśnicie wreszcie o co chodzi? Nie lubię owijania w bawełnę.

-Mamy zamiar z Sakurą na jakiś czas opuścić Liść.

To stwierdzenie sprawiło, że na twarzy Konan pokazało się zdziwienie, ale i zdenerwowanie. Sasuke zareagował spokojniej choć i on przeżył lekki szok. Yahiko natomiast wydawał się w ogóle nie być zdziwionym. Tak jakby to co przed chwilą powiedział Itachi było najzwyklejszym opisem pogody.

-A na jak długo?

Nutka niepewności w głosie Konan, kazała Sakurze ją objąć.

-Nie wiem dokładnie.

-Nie spieszy nam się do powrotu - odezwał się Itachi.

-Konan! Mogę ci zagwarantować, że wrócę na poród mojego bratanka lub bratanicy. O to się nie martw.

-A jeśli... byłyby jakieś komplikacje.

-Po prostu poproś Hokage o pomoc. Zrób to w moim imieniu, a ona na pewno ci nie odmówi.

-A gdzie chcecie się wybrać?

Tym razem pytanie zadał szwagier Sakury.

-Tego też nie wiemy. Połazimy trochę tu, trochę tam... gdzie nas nogi zaniosą.

-Kiedy wyruszacie? - Yahiko uderzył z pytaniem niż Sakura zdążyła coś jeszcze dodać.

-No właśnie kiedy? - Spojrzała na ukochanego czekając na odpowiedź. - Tsunade chciała by tą informację podać jej jeszcze dzisiaj.

-Możemy nawet jutro rano.

-Jest już wieczór. Nie za wcześnie. Może za dwa dni?

Itachi posłał Sakurze uśmiech kiwając głową.

-Może być za dwa dni.

#
Niestety, zawsze tak jest, że jak dłużej jest dobrze, coś musi się spieprzyć. Tym razem było tak samo. Sakura stała przed lustrem i czesała krótkie włosy, patrząc co jakiś czas na odbicie Itachiego. Był późny wieczór, a małżeństwo szykowało się do spania. Jutro rano chcieli wyruszyć w podróż poślubną, więc musieli być wypoczęci. Wszystkie ich rzeczy były spakowane, sprawy techniczne z domem też już załatwione... Pozostawało tylko wyruszyć.

Niestety, gdy tylko Sakura położyła się koło ukochanego, do ich domu ktoś zaczął się przeraźliwie dobijać. Zdziwiona posłała spojrzenie mężczyźnie, który po krótkim westchnięciu, ruszył w stronę drzwi. Sakura narzuciła na nocną koszulę satynowy, czarny szlafrok i wybiegła za mężem.

-... Potrzebna... musi... ranni... grozi...

Tylko tyle dotarło do Uchiha nim ta stanęła przed zdenerwowaną Ino. Yamanaka miała na sobie lekarski kitel, jej oczy spoczywały na Itachim, ale miały w sobie coś, przez co Sakurę ogarnęło nieprzyjemne uczucie.

~Coś się stało...

-Ino!

-Sakura! - W mig podeszła do różowowłosej. - Ten głąb Naruto i ten blondyn z Akatsuki są poważnie ranni. Sasuke i ten siwy przynieśli ich nieprzytomnych. Uzumaki ma oderwaną rękę.

~CHOLERA!!!

Sakura niewiele myśląc nałożyła buty i wybiegła z domu. Po chwili dołączyła do niej blondynka.

-Kiedy ich przynieśli?

-Dopiero co. Tsunade zajęła się Naruto i kazała mi po ciebie polecieć.

-Kurwa, zabiję ich! Dobra, Uzumaki ma oderwaną rękę, a Deidara?

-Nogę!

Uchiha wypluła pod nosem przekleństwo i minęła ostatni zakręt. Ulice były puste, mimo że nie było nawet jedenastej.

Kobiety wbiegły do oświetlonego budynku. W recepcji od razu znaleźli się przy niej asystujący lekarze. Jeden podał jej ogólny zarys sytuacji i wszystkie obrażenia, a drugi zdejmował szlafrok i zakładał kitel. Kątem oka widziała szwagra i Hidana siedzących na krzesełkach.

Machnęła im dłonią i ruszyła na sale operacyjną.

-Ino będziesz mi asystować?

-Niestety ja idę pomóc Tsunade-sama. Miałam tylko ściągnąć tu ciebie.

-Rozumiem.

Sakura mruknęła i krytycznym wzrokiem spojrzała na nieprzytomnego przyjaciela. Miała ochotę go wyleczyć, ale tylko po to by mu do tyłka nakopać.

#
Operować skończyła dopiero nad ranem. Wyszła z sali zmęczona, głodna i zdenerwowana. Wyruszenie w podróż będą musieli przedłużyć o co najmniej jeden dzień. Ściągnęła kitel i założyła szlafrok, który był w jej gabinecie. Ruszyła w kierunku recepcji. Miała zamiar udać się do domu, gdy w holu spotkała nadal siedzących kolegów. Zmarszczyła brwi i ruszyła w ich stronę.

-I jak?

-Deidara poskładany. - Usiadła naprzeciw niego i nagle podleciał do niej jakiś młody stażysta, bo podstawił jej pod nos śniadanie i kawę. - Dziękuję. Ale jak tylko będę miała okazję z nim porozmawiać to nie wiem czy go nie zabiję.

-Popieram - odezwał się Hidan kiwając głową. - Zabij.

Od kiedy zamieszkali w Konoha, jasnowłosy zmienił swoje nastawienie. Już nie pragnął się do niej dobrać, co było jej tylko na rękę.

Sakura zaśmiała się.

-A wam chciało się tu siedzieć?

-Dopiero przyszedłem.

-A ja byłem chwilę przed Sasuke. Obstawialiśmy, że gdzieś o tej porze skończysz.

-To jak to wyglądało? - zapytała, patrząc to na jednego to na drugiego. - Gdzie ich znaleźliście?

Przez chwilę milczeli, ale widząc ponaglający wzrok kobiety, odpowiedzieli.

-Nie było ciężko. Wystarczyło tylko wychylić się z mojego pokoju by zorientować się, że rozburzyli dwa budynki.

Sakura zamarła z bułką w ustach na słowa najstarszego z nich. Mrugnęła kilkakrotnie zastanawiając się nad karą dla tych idiotów.

-Sakurcia... nie denerwuj się...

-Zabiję ich... - wyszeptała i dopiła kawę. - Możecie iść. Nie obudzą się do wieczora.

-No to na razie! - krzyknął Hidan i machnął przyjaciołom na pożegnanie. Sakura ruszyła z Sasuke do dzielnicy Uchiha. Była tak zmęczona, że nawet nie chciało jej się rozpoczynać rozmowy.

-Pewnie przełożycie wyjazd... - Zasugerował mężczyzna. Sakura podniosła głowę, by móc spojrzeć mu w oczy z rezygnacją.

-Dlatego właśnie chciałam wyruszyć jak najszybciej... By uwolnić się od tych debili. - Głośno westchnęła. - Tak. Najwcześniej wyruszymy jutro rano. I zapowiadam, że jeżeli Tsunade weźmie mnie do tych kretynów... nie pożyją długo.

-O Boże... - mruknął Sasuke i gwałtowanie się zatrzymał. Sakura spojrzała na niego zaciekawiona, zastanawiając się skąd taka reakcja. Sasuke powoli spojrzał na nią i wyszeptał. - Jak wyjedziecie... Będę musiał się sam z nimi użerać.

Sakura wybuchła śmiechem, próbując sobie przypomnieć by Sasuke wcześniej miał takie poczucie humoru.

-Musisz poszukać kogoś na moje zastępstwo... Gdyby Konan nie była w ciąży to pewnie ona wzięłaby sprawy w swoje ręce.

Ponownie ruszyli w stronę domu.

-Pamiętam, że przy naszym pierwszym spotkaniu, Deidara mało się ze strachu nie posikał. Wystarczyło, że się odezwała.

-Widzisz to może nią będę ich straszył.

-Musisz – potwierdziła jego zdanie. - Albo Ino. Ktoś musi trzymać ich w garści. Zwłaszcza jak mnie zabraknie.

#
Itachiego zastała stojącego przy kuchence, w powietrzu unosił się przyjemny zapach jajecznicy, a przez otwarte okno wlatywało ciepłe powietrze.

-Kochanie... - Odwrócił się na jej głos, ale nic nie powiedział. Wskazał natomiast miejsce przy stole. Przez chwilę panowała cisza, którą zaraz przerwał jej mąż.

-Teraz pójdziesz odpocząć... a jak tylko wstaniesz – ruszamy. Mam dość niańczenia debili. Jesteśmy młodym małżeństwem, nie powinniśmy wychodzić z łóżka tak jak zapowiedziała Konan. A tu co? Albo ktoś nam wbija na chatę albo jesteś wezwana do szpitala.

Sakura otworzyła oniemiała usta. Już dawno, o ile w ogóle, nie słyszała u niego takiego słowotoku. Wsadziła widelec z posiłkiem do ust, nie odrywając oczu od ukochanego, który był dziwnie poddenerwowany.

-Coś się stało? - zapytała nie rozumiejąc zachowania mężczyzny.

-Po prostu... chcę mieć cię na wyłączność. Jak PAN MŁODY, do kurwy nędzy! - Uderzył pięścią w stół dodatkowo zgrzytając zębami. Kobieta stanąwszy, obeszła stół i przytuliła ciało ukochanego do siebie. Pogłaskała go delikatnie po głowie i pocałowała w policzek.

-Dobra, to zjem i idę spać... A później, nie ważne jaka będzie pora dnia, ruszamy.

-Tak. Na południowy-wschód.

-Dlaczego?

-Najpierw chciałem się udać nad morze. Myślę, że jakiś czas powinniśmy spędzić leniuchując na plaży.

-Co tylko sobie wymarzysz... - Ucałowała jego usta i dokończyła posiłek.

#
-Czuję się jak złodziej – wyszeptała, a dreszcz emocji wyczuwalny był w jej głosie. To on ją zdradził mówiąc Itachiemu jakie uczucia się w niej kłębiły. Gdy tylko udało się jej znaleźć po drugiej stronie konohańskich murów, zapiszczała radośnie i rzuciła się biegiem w nieznane. Nie oglądała się za siebie wiedząc, że mąż podążył jej tropem. Wiatr przyjemnie mierzwił jej włosy, rozwiewając także poły płaszcza. W ich mieszkaniu, na lodówce powiesili kartkę, że wyruszyli już i wrócą kiedy nadejdzie pora. Sakura umówiła się z Tsunade, że ta ją wezwie na poród bratowej. Cóż, takiego momentu przegapić na pewno nie mogła.

Jej oddech ginął w mroku lasu, zielone spojrzenie przesuwało się po okolicznych drzewach, upewniając się o bezpieczeństwie, a uszy nasłuchiwały kroków ukochanego.

Ich tempo było szaleńcze, ale nad ranem Sakura chciała znaleźć się w Choshi, które to miasteczko wybrali na pierwsze miejsce docelowe. Śpieszyło się też im z tego powodu, by nikt ich nie dogonił. Ostatnio nie mieli szczęścia pozostać sami na więcej niż dwanaście godzin. Pędzili więc przez gęstwiny by tylko jak najszybciej znaleźć się na miejscu.

-Kto pierwszy ten śpi od ściany! - Pełen euforii głos Sakury rozszedł się po lesie i doszedł do męskich uszu, wywołując prawie niewidoczny uśmiech.

Itachi czuł jak radość rozpierała go do tego stopnia iż bał się, że jego organizm nie wytrzyma takiej dawki szczęścia.

Z Sakurą rozpoczął nowy etap w życiu.

Z czystą kartą...

#
Stanęła patrząc na wioskę z niekrytym uczuciem spełnienia. Jej umysł przepełniały myśli o przyjaciołach i rodzinie. Posłała ukochanemu zadziorne spojrzenie i czym prędzej ruszyła do centrum wioski. Przy bramie zastała śpiących strażników, którymi oczywiście byli Kotetsu i Izumo.

~Jedyna, niezmienna rzecz.

Nie chcąc robić zamieszania postanowili najpierw udać się do ich mieszkania. Przybyli do domu wcześniej niż planowali, ale Sakura wolała dmuchać na zimne. Termin porodu wypadał na przyszły tydzień więc Sakura chciała być już wcześniej. Gdy tylko niezauważeni przemknęli przez wioskę i stanęli w progu domu doznali szoku. Wszystko było idealnie posprzątane. Każda rzecz miała swoje miejsce, a na półkach nie było nawet grama kurzu. Zdziwiona zdjęła wiosenny płaszcz i udała się do sypialni, w której przyzwała zwój z rzeczami i poczęła rozpakowywanie. Wszystkie ubrania i kosmetyki wylądowały na swoim miejscu. Położyła się na łóżku zadowolona z powrotu. Trochę się jej tęskniło za tym wszystkim, więc z zadowoleniem zamknęła oczy i zaciągnęła się przyjemnym zapachem świeżo wypranej pościli. Miała wrażenie, że było tu czyściej niż jak opuszczali ten dom.

-Nie zgadniesz co znalazłem... - Zaczął jej ukochany wchodząc do sypialni. Usiadł na łóżku koło kobiety i wręczył jej kawałek papieru. - Na lodówce wisiała.

Sakura rozpoznając pismo Konan uśmiechnęła się.

Nie wiem Sakuro i Itachi, kiedy to przeczytacie, ale wiedzcie, że sprzątaczka przychodzi tutaj co tydzień by utrzymać porządek po tym chlewie co zostawiliście. Mam jednak nadzieję, że zobaczymy się prędzej niż później. Jak tylko to przeczytacie wpadnijcie do nas! Buziaczki :* :*

Sakura na widok wiadomości parsknęła śmiechem.

-Chyba trzeba się do nich udać, bo coś czuję, że to wszystko – mruknęła machając świstkiem – jest podszyte groźbą.

-I ja tak myślę. - Gdy tylko wypowiedział te słowa wstał z posłania i chwyciwszy Sakurę za dłonie postawił ją do pionu.

Sakura ruszyła w kierunku okna chcąc wyjść przez nie, gdy nagle zniknęła w kłębach dymu. W pierwszej chwili nie miała pojęcia co się właśnie stało, ale widząc szpitalny hol od razu dotarła do niej prawda. Na krzesełkach siedzieli wszyscy byli członkowie Akatsuki, a także kilkoro jej przyjaciół.

~Czyli to już.

-Tsunade – powiedziała na widok stojącej przed nią głowy wioski.

-Nie teraz. Najpierw dziecko. - Rzuciła w uczennicę kitlem i obróciła się tyłem. Uchiha machnęła dłonią do wszystkich zebranych, którzy jak z procy ruszyli powitać się z nią. Ta jednak zaprzeczyła ruchem głowy i ruszyła za Hokage, która już znikała za zakrętem. Nie zdążyła powiedzieć, że już znajdowali się w wiosce, ale teraz to było najmniej istotne. Nałożyła kitel a w sali także rękawiczki i ochronną maseczkę.

-Sa-Sakura! - Krzyk przepełniony bólem dotarł do Sakury, która w mig znalazła się przy przyjaciółce.

-Jestem, Konan. Już jestem.

Po kilku godzinach „batalii” Sakura trzymała w dłoniach nowo narodzonego bratanka, który był jeszcze pokryty krwią i śluzem, ale w żadnym wypadku nie przeszkadzało to kobietom zachwycać się nim.

-Jaki śliczny... - mruknęła oddając dziecko w ręce matki. Mając pewność, że Konan była zdrowa i nic nie zagrażało życiu jej ani dziecka, szybko ściągnęła zakrwawione rzeczy i wyszła na korytarz.

~No taaa.. są w holu.

Po minięciu dwóch „skrzyżowań” odnalazła się koło recepcji, w której przebywali przyjaciele. Wszyscy jak jeden mąż, na widok pani doktor wstali z miejsca. Kobieta dopatrzyła się także Itachiego wśród zebranych.

-Sakura...

-Sakura-chan.

Kunoichi podniosła ręce w celu uciszenia zgromadzenia.

-I Konan i dziecko są zdrowe – powiedziała z uśmiechem skierowanym do brata. - Zostaną zaraz przetransportowani na oddział położniczo-ginekologiczny umieszczony na drugim piętrze. Pielęgniarka da znać kiedy już wszystko będzie gotowe.

-Sakura...

-Masz syna – odezwała się widząc zniecierpliwienie rudowłosego. Nagle rozległ się jeden wielki okrzyk radości składający się z kilku głosów. Uchiha zmarszczyła brwi i pokręciła głową, ale nie miała serca gasić tej wszechobecnej radości.

Okrzyki gratulacji padały pod adresem Yahiko, który miał uśmiech oszołomionego dziecka na twarzy.

-Panie Yahiko... Zapraszamy.

Sakura zagrodziła hołocie, która jak stado bydła podążyli na rudowłosym.

-Dajcie im chwilę.

#
-Wiesz co? - Głos zabrał Itachi siedzący na łóżku. Sakura właśnie ściągała piżamę, która zaraz wylądowała na podłodze. Jej miejsce zajął standardowy strój shinobi. Znowu została przydzielona do ANBU i to wraz z ukochanym.

~No i jeszcze z tymi kretynami...

Jej podświadomość mruknęła niezadowolona na pierwszą misję od powrotu. Wolała cały dzień przeleżeć w łóżku lub pobuszować po kuchni a zamiast tego zostali wysłani do Suny.

-Hmm? - zapytała patrząc w jego stronę.

-Kocham cię.

Kobieta zaśmiała się na tą wiadomość, która nowością nie była.

-Wiem. Ja ciebie też kocham. Ale nie zaciągniesz mnie do łóżka tymi słowami.

-Nie taki był mój zamiar – powiedział posyłając jej pobłażliwe spojrzenie. Zaraz jednak zerwał się z łóżka i przyparł kunoichi do ściany. Jego usta automatycznie odnalazły jej. Wszystko to trwało jednak sekundę. - Widzisz... Misja na pierwszym miejscu.

Wiedząc jaką reakcję to wywoła czym prędzej wyskoczył z pokoju. Był gotowy już od dłuższego czasu, więc przedarcie się do bramy wioski nie było niczym specjalnym.

Zastał tam już Sasuke, Hidana, Deidarę, Kakashiego – który był przywódcą i Kisame. Teraz czekali tylko na Sakurę, która pojawiła się kilka sekund po Itachim, z mordem wypisanym na twarzy i Naruto.

-Ale już dawno nigdzie nie byłem – wykrzyknął Hoshigaki machając mieczem. Wtem w kłębach dymu pokazała się blondwłosa postać Uzumakiego.

-To co... Może mała rundka? - Zapytał nakładając maskę.

-Jaka znowu randka?

-Rundka, baranie.

~Deidara i Naruto nigdy się nie dogadają... Ale za to ja z Itachim tak...


Koniec!!

Kochani! Serdecznie dziękuję, ze tylu z Was wytrwało ze mną do końca bloga :)

Mam nadzieję, że Epilog sprostał Waszym oczekiwaniom.

Dziękuję, że byliście ze mną.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top