#19
-CO TY TU KURWA ROBISZ, ITACHI!?
Sakura zacisnęła dłonie i wrogim wzrokiem spojrzała na swojego chłopaka. Kogo jak kogo, ale akurat jego nie spodziewała się tutaj spotkać. Myślała, że jest bezpieczny w kryjówce wraz z Konan i dwoma ciałami Yahiko. Właśnie...
Haruno posłała bratu mrożące krew w żyłach spojrzenie, na co ten tylko wzruszył ramionami.
-Sakura, kochanie...
-Nie kochaniuj mi tu! Po jaką cholerę tu przylazłeś? - Rozpacz w jej głosie była nie do opisania, na co aż mężczyzna poczuł ukłucie w klatce piersiowej. - Jak ostatni raz ciebie widziałam, ledwo żyłeś!
-Przyszedłem pomóc.
-Nie rozumiesz, że nie jesteś tu bezpieczny.
W tej właśnie chwili, zarówno Yahiko jak i Itachi, spojrzeli na osiemnastolatkę jak na wariatkę. Przecież byli dorosłymi, potężnymi shinobi! Jak ona mogła im mówić, że któryś z nich nie był tu bezpieczny...
-Sakura...
-A ty! - Zwróciła się do rudowłosego wskazując na niego palcem. - Dlaczego mi nie powiedziałeś, że on opuścił siedzibę?!
-Dla twojego bezpieczeństwa - odparował Yahiko, patrząc wyzywająco w zielone oczy. Nie przyznał się, że nie wiedział o jego ucieczce przez dość długi czas. Nie chciał się kompromitować.
-Dla mojego bezpieczeństwa?!
-Sakura! - krzyknął Itachi i złapał ukochaną za ramiona. - Nie martw się tyle... O całej reszcie, pogadamy po wszystkim... Okej?
-Dobrze... - mruknęła rozeźlona. Ciągle czuła niepokój, związany z pojawieniem się Uchihy. Bała się, że coś mogło mu się stać.
~Czy on w ogóle myślał?
Sakura już chciała iść w kierunku centrum wioski, ale czyjś jadowity głos przeszył jej serce.
-Itachi...
Sakura w mgnieniu oka, zasłoniła chłopaka ciałem. I dobrze przewidziała zachowanie młodszego Uchihy, który w ostatnim momencie, zatrzymał ostrze skierowane w stronę swojego brata. Dosłownie dwa centymetry, przed ciałem przyjaciółki.
-Sakura! - krzyknęła cała trójka.
-Sasuke... Nie zrobisz tego. - Widząc jego zbuntowaną minę, postanowiła nie dać mu dojść do słowa. Przynajmniej teraz. - Zgadzam się, że musicie sobie wszystko dokładnie wyjaśnić, ale nie teraz.
-Jakie wyjaśnić?! - warknął, mierząc ją wzrokiem. Itachi złapał kobietę w talii i chciał odsunąć za siebie, ale ta jak wmurowana stała przed nim.
-Musicie porozmawiać. Nie tutaj, nie teraz.
Jej ton był spokojny, acz stanowczy. Postanowiła zawiesić konflikt między nimi, na czas nieokreślony.
-Sakura...
-Nie wtrącaj się, Itachi - powiedziała groźnie, nie spoglądając na niego. Yahiko natomiast, miał niezły ubaw widząc jak jego siostra, sprowadza Uchihę do parteru.
-Ale... - Tym razem zaczął młodszy z nich, ale Haruno ugasiła także i jego.
-Nie interesuje mnie to. Kurwa mamy wojnę! Możemy to wszystko załatwić później?! Jeśli łaska.
Sakura czuła rosnącą irytację. Zacięta mina Sasuke powodowała, że czuła poddenerwowanie. Nie wiedziała, co siedziało w jego głowie. Zawsze mówił o tej zemście, ale teraz nie chciała by się spełniła.
-Sasuke obiecaj mi, że porozmawiacie jak wszystko się uspokoi.
-NIE BĘDĘ Z NIM ROZMAWIAŁ, TYLKO WALCZYŁ.
Sakura nie wytrzymała i silnym ruchem, złapała za jego mocne ramiona.
-Sasuke obiecaj mi to!
Spojrzał na nią z bólem. Jego serce rozdarte było na pół i nawet nie miał kto się tym zająć. Wcześniej już przecież wiedział, że Sakura była z Itachim, ale dopóki tego nie ujrzał na własne oczy, nie mógł w to uwierzyć.
-Proszę... - wyszeptała. Sasuke nie mógł znieść tego żaru w jej oczach, który tym razem nie był skierowany do niego. - Obiecaj mi to...
-Dobra! - warknął i wyrwał się z jej uścisku, nie mogąc go dłużej znieść. Miał dość tego wszystkiego, dlatego nie oglądając się za siebie, zniknął w kłębach dymu. Bojąc się reakcji Itachiego, szybko na niego zerknęła. Ale o dziwo, nie ujrzała w jego oczach bólu czy żalu, a jedynie niepokój.
-Jak się czujesz? - zapytała i przytuliła się do niego. Uchiha bardzo chętnie objął ją i pocałował w głowę. Miał na to ochotę od kiedy ujrzał ją wychodzącą z kryjówki Starszyzny, ale... brat go powstrzymał.
-To ciebie powinienem o to zapytać. To ty miałaś z nim konfrontację.
-Ja? - Zdziwiona uniosła głowę. - Przecież to ty, rozmawiałeś z bratem po... właściwie to po ilu latach?
Itachi nie odrywając od niej wzroku kalkulował w głowie, ale doliczyć się nie mógł.
-Długo... Sakura i tak jest lepiej, niż to planowałem. Zakładałem, że od razu mnie zabije.
-Przecież, byś się nie dał... - wyszeptała i zaczęła palcem drążyć miejsce pomiędzy jego żebrami.
-Gołąbki... Możemy w końcu iść? Jakbyście nie zauważyli, jest wojna.
-Ty się nie odzywaj. - Warknięcie, jakie wydobyło się z Sakury przypominało lwicę, która broniła swoich małych. - Dziękuję za rzetelne informacje.
-Sakura! - jęknął. - Nie wiedziałem!
-Właśnie. A twoim interesem, było WIEDZIEĆ - warknęła i oderwała się od chłopaka. - Chodźmy pomóc reszcie.
-Właśnie!
Całą trójką, ruszyli w stronę bramy wioski, gdzie nadal toczyły się walki mimo braku przywódców. Teraz pozostało zebrać tą hołotę z Trawy i uwięzić.
Minęli kilka ulic, po czym zatrzymali się na dachu ostatniego budynku, który przetrwał.
Sytuacja wyglądała dobrze. No, o ile można to tak nazwać.
Haruno widziała kątem oka, jakiś ruch w uliczce prowadzącej na zachód. Gdy zorientowała się, że to jeden z wrogów próbował zbiec, szybko wyskoczyła do góry i z dużym hukiem upadła na shinobi, który jęknął głośno i padł nieprzytomny.
Widząc członka ANBU podniosła dłoń ku górze, na co mężczyzna przybiegł zobaczyć co i jak. Bez zastanowienia, chwycił shinobi i zniknął.
-Sytuacja wygląda lepiej. - Usłyszała krzyk Kiby, który uniósł kciuk w jej stronę.
-To dobrze - odkrzyknęła i wskoczyła na budynek. Rozejrzała się dookoła w poszukiwaniu znajomych. W oddali ujrzała Hinatę i Naruto, którzy stali i nad czymś ostro debatowali, później Ino i Chojiego – Haruno widziała jak Yamanaka posyłała Sasuke urażone spojrzenie – oraz Tenten, która widząc wzrok koleżanki dołączyła do niej.
-Wszystko w porządku?
-Tak. Przynajmniej ze mną... Tenten? Rozniosłabyś po wiosce, żeby ci co mogli przynieśli rannych do szpitala? - Brunetka z uśmiechem kiwnęła głową. - Mając ich w jednym miejscu, będzie mi łatwiej leczyć.
-Pewnie, Sakura.
-Dzięki. - Uśmiechnęły się do siebie. - Na tobie zawsze mogę polegać.
I już jej nie było. Haruno nim zajmie się potrzebującymi, musiała coś jeszcze zrobić. Coś dzięki czemu będzie spokojniejsza. Zielonymi oczami odszukała chociaż jednego Paina, który stał z Kisame.
-O! Sakura!
-Jak się czujecie? - zapytała spoglądając ku górze. Miała przy sobie dość wysokich mężczyzn, więc by móc spojrzeć w ich oczy, musiała unieść wysoko głowę.
-Dobrze, maleńka! Nie martw się tyle.
Haruno zignorowała Hoshigakiego i zerknęła poważnie na ciało brata.
-Co z Konan?
-Wszystko w porządku. Nie może uwierzyć, że już koniec.
-Trochę szybko poszło... - przyznała rację. - Mam do ciebie jeszcze jedną sprawę.
-Tak? Mam ją przekazać Yahiko?
-Tak... Chciałabym, żebyś ty, Yahiko, pilnował Sasuke. Boję się, że może zrobić coś głupiego w stosunku do Itachiego. Ty Kisame, proszę bądź znowu przy Itachim... dobrze by było, gdyby ktoś zawsze miał ich na oku. Nie chcę, żeby coś sobie zrobili - zakończyła.
Mężczyźni kiwnęli poważnie głowami. Wiedzieli, że przewidywania Sakury mogły się sprawdzić, dlatego nie należało tego lekceważyć.
-A ty gdzie idziesz?
-Do szpitala. Są ranni, którymi trzeba się zająć.
Kiwnęła im głową w podziękowaniu i odwróciła się na pięcie. Mknęła ulicami Konohy, by jak najszybciej znaleźć się u celu. Chciała sprawdzić czy z Itachim, Yahiko czy Hinatą wszystko w porządku, ale wiedziała, że były teraz ważniejsze rzeczy.
Po drodze minęła dwóch członków ANBU, którym przykazała przynosić im rannych. Ci zgodnie pokiwali głowami i już ich nie było.
Sakura weszła do szpitala, który ponownie zaczął „tętnić życiem”. Ponownie nie było tutaj pusto.
-Haruno-san!
Średniego wzrostu kobieta krzyknęła przyciągając uwagę Sakury, która nagle znalazła się w centrum uwagi.
-Już się zabieram do roboty. - Nie zwracała uwagi na swoje podarte ubrania, czy krew na niektórych częściach ciała. Teraz musiała pomóc. Ktoś nagle podał jej lekarski fartuch, który po zapięciu idealnie opinał jej talię. Jakby był na nią szyty. Haruno nie zwróciła uwagi, na duży napis na plecach: główny medyk.
-Mamy listę pacjentów. - Asystent, wcisnął jej kartkę z nazwiskami. - Zaczyna się od najgorszych przypadków.
Haruno kiwnęła głową i widząc numer sali, od razu się tam udała.
-Kiro i Yasuhiro, wy zajmiecie się tymi od końca listy. Starajcie się robić wszystko dokładnie, ale i szybko. Lista nie jest długa, ale nie chcę by ktokolwiek umarł. Rozumiemy się?
-Hai!
-Okichi i Rei! Będziecie szli ze mną od początku listy. Ja biorę pierwszego, wy drugiego i tak leczymy, ile tylko nam się uda. Shizune-san jest do dyspozycji? - zapytała zatrzymując się przed salą.
-Niestety, jeszcze się nie pojawiła.
-Wezwijcie ją w moim imieniu. Powiedzcie jej, wszystko to co mi. - Dalej rozkazywała, patrząc poważnie na każdego po kolei. - Niech pielęgniarki i pielęgniarze leczą i pomagają przy tym z czym sobie poradzą. Musimy się spiąć, kochani! - powiedziała i zniknęła w sali, wraz z jednym asystentem. Szybko utworzyła swojego klona i zabrała się do nastawiania kości.
#
Itachi patrzył jak ludzie powoli zaczęli chodzić i rozglądać się w poszukiwaniu rannych i bliskich. Widział pełne rozpaczy oczy, ale także i radości. Radości, która płynęła z wygranej wojny. Usiadł na murze koło Akademii, która cudem przetrwała bez żadnego uszczerbku. Westchnął, gdy minął go jakiś medyk. Nie miał siły na nic. Musiał chwilę odpocząć. Oparł się o ścianę i przymknął oczy, mimo rażącego słońca.
-Jest bardzo wielu potrzebujących... - Usłyszał koło siebie poddenerwowany głos. Uniósł powieki i ujrzał medyka, który jeszcze przed chwilą go mijał. Obok niego szła Shizune, która kiwała głową, mimo iż jej wzrok umiejscowiony był na drodze.
-Itachi Uchiha. - Ciemne tęczówki przesunęły się z powrotem na medyka. - Sakura-sama, wezwała pana do szpitala.
Uchiha lekko zdziwiony, kiwnął głową i ruszył w kierunku ogromnego budynku. Chciał być sam i to mu się udało... po lekarzu i Shizune nie było śladu.
Zmęczony nie uszedł jednak dwudziestu metrów, gdy został szarpnięty w tył. W ułamku sekundy, poczuł silne uderzenie w twarz, przez które się zachwiał.
-Sasuke! - krzyk Uzumakiego, otrzeźwił go z tego otumanienia.
-Nie wtrącaj się, głąbie!
-To nie jest dobry pomysł, dattebayo! Sakura będzie wściekła. Nogi ci porachuje! - krzyknął blondyn, na co jego przyjaciel prychnął.
-Sasuke daj mi wszystko wytłumaczyć - odezwał się spokojniejszy z braci.
-Nie masz czego tłumaczyć! Zabiłeś naszych rodziców.
Wokół nich zbierało się coraz więcej gapiów. Itachi nie kojarzył prawie nikogo z nich. Widział jednak, że byli rozdarci między sobą. Jakby nie pochwalali zachowania Sasuke, ale nie wiedzieli co zrobić. Nagle zza zakrętu, wyszli Kisame, Deidara, Hidan i Yahiko. Ten ostatni zrobił minę, jakby znalazł to czego szukał.
-Jeżeli nie dasz mi wytłumaczyć, nie poznasz prawdy.
-Jakiej prawdy? - Jego głos, przeciął powietrze jak bat. Nie wierzył w niewinność brata.
-Wolałbym porozmawiać o tym na osobności.
Brunet wyglądał jakby chciał coś powiedzieć, ale w ostatniej chwili się powstrzymał.
-Sasuke, Itachi... Nie walczcie - odezwał się Yahiko, który postanowił im przerwać.
-Ty się nie wtrącaj!
-Sasuke przestań.
-Dobra! - krzyknął, podnosząc dłonie ku górze. Jego wzrok, mimo ciemnej barwy, palił jak ogień. Proste plecy, jasno mówiły o jego gotowości na atak. - Porozmawiamy. A później będziemy walczyć. I zginiesz.
-Nie będziecie walczyć i nikt nie zginie - odezwał się Yahiko opanowanym tonem, mierząc to jednego, to drugiego.
-Mówiłem ci już, żebyś...
-Jeżeli Itachiemu coś się stanie... - powiedział tak grobowym tonem, że wszystkich zebranych ciarki przeszły po plecach. - To Sakura najpierw zabije ciebie – wskazał na Sasuke – a później mnie i Kisame.
-A co ja mam do tego?! - krzyknął zabawnie kręcąc głową.
-A co powiedziała Sakura?
Chwila ciszy po czym...
-Aaaa... Nie walczyć mi! - W buntowniczym geście założył dłonie na klatce piersiowej i nadął wargi.
-Chodź Sasuke... - powiedział zmęczony Itachi i udał się, w kierunku posiadłości niegdyś należącej do Uchiha.
-Itachi... Sakura kazała ci się stawić w szpitalu. - Głos zabrała wysoka bruneta, z dwoma koczkami na głowie.
-Tenten... - Uwagę jej zwrócił Lee, który uważał, że koleżanka postępowała dość ryzykownie.
-Właśnie... Sakura. - Posłał bratu krótkie spojrzenie. - Porozmawiamy w szpitalu.
Sasuke wyglądał, na coraz bardziej rozdrażnionego. Widocznie miał wszystkiego dość, a jeszcze brat mu rozkazywał i zmieniał zdanie, co pięć minut. Warknął pod nosem przekleństwo i ruszył za Itachim. W jego ślady, poszli członkowie Akatsuki i Uzumaki.
Wszyscy weszli do szpitala, gdzie powstało małe zamieszanie na ich widok. Uspokoili się, widząc członków Drużyny Siódmej.
-Wezwiesz Sakurę? - zapytał Hidan pierwszej pielęgniarki, którą spotkał. Ta spojrzała na mężczyzn i zaprzeczyła.
-Sakura-sama ma teraz operacje.
-Co się jej stało?!?! - krzyknął Uzumaki, przedzierając się przez tłum. Kobieta zmarszczyła brwi, nie rozumiejąc pytania.
-To ona operuje, młotku. Przecież jest medykiem!
-Właśnie...
Naruto jakby teraz zrozumiał pracę przyjaciółki. Kiwnął głową i usiadł na krześle, jakby próbując to wszystko przyswoić. Kisame i Deidara, zanieśli się śmiechem na ten widok.
-Ale, przydałoby się was wyleczyć. Zaraz kogoś przyślę - odezwała się, spoglądając ostatni raz na zebranych. Przeszła dwa kroki, jednak ponownie się zatrzymała. - Haruno-sama, nie toleruje awantur w szpitalu.
Zabrzmiało to jak groźba, zaś część zebranych spojrzała po sobie.
Itachi usiadł na krześle, a obok niego Yahiko. Wolał mieć go bliżej, w razie wypadku. Nie chciał ponosić żadnych strat i co gorsza, odpowiadać przed Sakurą za niedopilnowanie Uchiha. Sasuke zajął miejsce, dwa krzesełka dalej. Nie mógł się przemóc, by usiąść bliżej.
-Mogę teraz ci wszystko wytłumaczyć?
-Przy nich? - spytał ze spokojem. Deidara jednak, wziął to za obelgę i wstał zdenerwowany.
-A co...
-Siadaj, Deidara. - Głos zabrał Hidan i jak gdyby nigdy nic, rozłożył się na krzesełku. W jego dłoni od razu znalazły się jakieś czasopisma, które zaczął przeglądać.
Naruto patrzył z obawą na Sasuke, który jego zdaniem był spokojny. Za spokojny. Jak niebo przed burzą.
-Więc? Jaka jest prawda? - zapytał, a w jego głosie można było usłyszeć zniecierpliwienie, ale i sarkazm.
-Zabiłem nasz klan. Temu nie zaprzeczę. - Sasuke zerwał się z krzesełka. Liczył, że usłyszy pełne skruchy słowa, które by jednak zaprzeczały faktom. A tu co? Itachi, jak gdyby nigdy nic, przyznawał się do tego! Skandal! - Zrobiłem to jednak, z rozkazu Starszyzny i Trzeciego.
-Nie wierzę!
-Ale taka jest prawda... - Spokojnie wtrącił się brat Sakury. - Jak myślisz, dlaczego wpadła na pomysł... sam wiesz, który...
Dodał tak, by zrozumieli to tylko nieliczni. Niepotrzebny im był, kolejny skandal. Sasuke wyglądał, jakby ciągle brakowało mu jednej, ale bardzo ważnej części tej układanki.
-Ale...
-Uchiha chcieli podnieść bunt w Liściu. Uważali, że zasługują na tytuł Hokage. Trzeci i Starszyzna, musieli zareagować na to.
-Wyżynając nas?!
-Tak. Danzo chciał unicestwienia wszystkich Uchiha. Do zera. Ja jednak byłem w szeregach ANBU, więc byłbym jedynym, który przetrwał.
Sasuke wyglądał, jak skrzywdzone dziecko. Było mu trochę słabo. Naruto przyglądał się w napięciu przyjacielowi, który przypominał trupa swoją bladością. Mimo chęci, nie mógł, a nawet nie wiedział jak mu pomóc. Westchnął i spojrzał na Itachiego, chcąc znać ciąg dalszy... Z tego co powiedział do tej pory, nie można było wyjaśnić, dlaczego więc Sasuke siedział tutaj żywy.
-Zaoferowałem, że ja mogę to zrobić. – Sasuke jak porażony, uniósł głowę. - Pod warunkiem, że ty przeżyjesz. Wziąłem na siebie całą odpowiedzialność, tak jak Trzeci wziął odpowiedzialność za ciebie.
-To jest... - Młodszy Uchiha, nie potrafił ubrać w słowa, tego co miał w głowie. Było tego za dużo.
-Popieprzone - dokończył za niego Deidara, za co został skarcony przez Sakurę, która pojawiła się tak nagle jak duch. - Ała! Saki!
Ta tylko, zmierzyła blondyna lodowatym wzrokiem i zwróciła się do Itachiego.
-Wszystko w porządku?
-Pewnie.
-Ktoś miał się tu pojawić, by nas wyleczyć - odezwał się Yahiko, wolał to wyjaśnić zwłaszcza, że widział w jakim stanie był Uchiha.
-Zaraz to załatwię. Przyszłam tylko sprawdzić, czy się nie pozabijaliście - powiedziała zmęczona. Posłała zmartwione spojrzenie na chłopaka, a później na brata. - Co z Konan?
-Już się tu transportuje.
Haruno kiwnęła głową i westchnęła.
-Jak tylko ktoś się wami zajmie, udajcie się do Tsunade. Musi wam załatwić nocleg - powiedziała, po czym na pożegnanie, uderzyła Deiego w głowę. Na jego pełen oburzenia krzyk, uśmiechnęła się, czego nikt nie widział.
-Mówisz, że to jest popieprzone, bo nie wiesz jak to jest mieć młodszego brata. - Głos zabrał Yahiko, który zmierzył blondyna wzrokiem. Naruto zastanawiał się, jakie były relacje między członkami Akatsuki, bo wydawało mu się, że część z nich była do siebie negatywnie nastawiona. Oczywiście Uzumaki mylnie brał to zachowanie za wrogość, chociaż sam z Sasuke zachowywał się podobnie.
-Od kiedy odzyskałeś siostrę, zachowujesz się jakbyś wiedział wszystko na temat relacji między rodzeństwem.
Yahiko chciał warknąć na Deidare, który jego zdaniem za dużo sobie pozwalał. Został jednak ubiegnięty przez Itachiego, który miał dosyć tego zachowania.
-Patrzcie państwo! Deidara potrafi powiedzieć więcej niż pięć słów w jednym zdaniu.
Zironizował i miał tę przyjemność, widzieć pulsującą żyłkę na czole blondyna.
-Uchiha!
Niebieskie tęczówki wrogo spoglądały na bruneta, który z nim wygrał. Nie tylko podczas tej słownej potyczki, ale też o serce kobiety.
-Uważaj, bo Sakura może jednak z ciebie zrezygnować.
Na te słowa, wymieniony wcześniej mężczyzna, zacisnął zęby. Wszyscy zebrani popatrzyli na Itachiego, który z wierzchu wyglądał jak oaza spokoju.
-I co myślisz, że może ciebie wybierze?
-Gdyby nie ty, już dawno byłaby moja! - krzyknął wstając. Starszy Uchiha aktywował Sharingan, ale mimo to Deidara nie spuścił wzroku.
Sasuke i Naruto patrzyli to na jednego, to na drugiego, zastanawiając się nad sensem tych słów. Byli ciekawi jak cholera, tego co zdarzyło się w organizacji. Co łączyło Sakurę z Deidarą? Wiedzieli, że była związana z Itachim, a jej bratem był Yahiko... Ale Deidara? Młodszy Uchiha coraz mniej rozumiał z tego wszystkiego.
-Właśnie... - Uwagę wszystkich, przyciągnął rudowłosy. - Co zdarzyło się między tobą a Tobim?
Każdy spojrzał na Itachiego z ciekawością wypisaną na twarzy. Nikt nie wiedział dlaczego Itachi został ranny, a było to dla nich ciekawe jak cholera.
-Więc...
-Przepraszam. - Wszyscy jak jeden mąż, spojrzeli na stojącą nieopodal kobietę, która była dość onieśmielona i wystraszona. - Sakura-sama, kazała mi się panami zająć. - Przesuwała spojrzenie zielonych oczu na każdego z osobna, dłużej zatrzymując się na Hidanie. - Kto pierwszy?
-Itachi. - Jasno wyraził się Yahiko, wskazując wymienionego.
-Dlaczego ja?
-Bo to ty najbardziej potrzebujesz pomocy. Od kiedy się obudziłeś, nikt się tobą poważnie nie zajął. Konan nie potrafiła, a później nie było czasu. Zresztą, nie wiem po co tu przyłaziłeś! - Jego ton, stawał się coraz głośniejszy. Itachi nie rozumiał tej jego wrogości wobec siebie. Co on miał do niego? Od kiedy się tak nim interesował? - A jakby, ci się coś stało?!!
Mężczyźni spojrzeli po sobie, nie rozumiejąc jego zachowania.
-Co ci? - Hidan postanowił zapytać, skoro nikt inny nie miał odwagi.
-Bo nie wiem jakim cudem, moje ciała pozwoliły ci wyjść z kryjówki!!! Gdyby coś ci się stało, Sakura by mi jaja wyrwała!!
-Nie krzycz. Nic mi się nie stało. Nie ma co gdybać. Lepiej pilnuj, żeby Konan dotarła to bezpiecznie.
-O to się nie martw!
-CISZA!!!!!!! - Dotarł do nich, przeraźliwy krzyk Sakury. Nie wiadomo skąd nadszedł, ale wszyscy wyprostowali się na baczność.
-Sakura-sama nie lubi kłótni i awantur w szpitalu... - dodała lekarka i podeszła bliżej. - To pójdzie pan ze mną? Lepiej będzie, jeżeli panów szybko uleczę i panowie sobie stąd pójdą... - Uśmiechnęła się nerwowo.
-Właśnie... - poparł ją Yahiko i podniósł Itachiego za łachmany. - Idźże już.
Uchiha szarpnął ramieniem i z wyrazem niezadowolenia, ruszył w stronę kobiety.
-Kto jeszcze jest ranny? - Przywódcze instynkty Yahiko, kazały zadać mu to pytanie.
Jako, że nikt się więcej nie zgłosił, Yahiko ponownie klapnął na kanapę.
-Jak Itachi wyjdzie, to wszyscy idziemy do Hokage - oznajmił, by nie było więcej gadki.
-Idźcie już. - Uchiha zatrzymał się w pół kroku. - Ja zaczekam na Sakurę.
-Itachi... - Głos zabrał, milczący dotąd Sasuke.
-Jak chcesz, możesz zaczekać ze mną.
Sugestia Itachiego, nie bardzo przypadła do gustu blondynom tu zgromadzonym.
-Ja zostaję! Skoro Sasuke może...
-Eee... - mruknął Yahiko, patrząc na Uchiha i pstrykając palcem w kierunku krzykliwego blondyna.
-Naruto - podpowiedział brunet.
-Naruto! Idź do domu. Sasuke nic tutaj nie grozi. Sakura go obroni. - Puścił mu oczko licząc, że załapie żart.
-No nie wiem... - dodał niczym dziecko, które zastanawia się czy warto skakać przez płot.
-Idź, młotku, zobacz co z Hinatą.
-HINATA!
Krzyknął, a w jego niebieskich oczach pojawił się błysk. Zniknął tak szybko, że tylko się za nim kurzyło. Deidara zachichotał, a Yahiko posłał Itachiemu wymowne spojrzenie.
-Co ta miłość, robi z ludźmi... - dodał, na co Uchiha kiwnął głową z uniesionym kącikiem ust.
-Co ta miłość, robi z ludźmi... - powtórzył jak echo.
-Chodźcie.
Hidan ruszył od razu, z rękoma założonymi za głową, Deidara z pewną tęsknotą zerknął jeszcze w głąb szpitala, a Kisame prawie przysnął na krześle.
-Pospieszmy się... Spać mi się chce.
Sasuke, zerknął na Itachiego.
-Poczekaj tutaj. Zaraz wrócę.
Młodszy z braci kiwnął głową i usiadł na wcześniejszym miejscu. Nie miał nic ciekawego do roboty, a chciał porozmawiać z Itachim. Złapał więc pierwszą gazetę z brzegu i począł oglądać obrazki.
#
-Hmm - odezwała się Tsunade, patrząc na mężczyzn. Jej wyrachowane, brązowe tęczówki, przyglądały się każdemu z osobna. Dłonie miała złożone i podparte na łokciach. Wzięła głęboki oddech, na co dwóch mężczyzn mimowolnie spojrzało na jej piersi. - Hotel, zawsze w sytuacjach awaryjnych, przyjmuje gości za darmo. Więc póki nie znajdziemy wam mieszkań, póki nie zostaną one odbudowane... pomieszkacie w hotelu. - Mężczyźni siedzieli jak na tureckim kazaniu i pełni powagi, tylko kiwali głowami. - Jako, że znacznie pomogliście wiosce, jesteśmy skorzy dać wam obywatelstwo. Od dzisiaj, jesteście pełnoprawnymi mieszkańcami Liścia. - Deidara, uśmiechnął się szeroko słysząc to. Tsunade chciała odwzajemnić gest, ale postanowiła, być stanowcza wobec „nowych”. - Nie spieprzcie tego.
-Nie martw się, Tsunade-hime. Mamy za dużo do stracenia.
Senju, kiwnęła głową i machnęła na nich ręką, co odebrali za rozkaz wyjścia. Unieśli swe szanowne pośladki, jednak zostali zatrzymani. Tsunade wskazała palcem, na rudowłosego.
-Yahiko...
-Tak, Hokage-sama?
-Sakura wcześniej powiedziała, że zarówno Itachi jak i twoja dziewczyna, nie mogli brać udziału w walce...
-Itachi został napadnięty, a Konan... Konan jest w ciąży.
Tsunade próbowała pohamować uśmiech, ale nie udało się jej to do końca.
-Rozumiem... Możecie iść. Przekażcie tą wiadomość też Itachiemu.
-Uważam, że Itachi nie skorzysta z hotelu.
Blondynka zdziwiona uniosła brwi, ale postanowiła tego nie komentować. Mylnie wzięła, że Uchiha będzie spał u brata.
#
Sasuke siedział w korytarzu. Czekał na brata, którego nie było już ponad pół godziny. Nie spodziewał się, że tak długo im to zajmie. Z nudów zaczął liczyć płytki. Doszedł już do czterdziestu ośmiu, gdy usłyszał kroki. Kobiece kroki. Podniósł wzrok, który przejechał po różowowłosej.
-Sasuke? - Ruszyła w jego stronę z kubkiem. Usiadła naprzeciwko niego, tam gdzie wcześniej zajmował miejsce Deidara.
-Czekam na Itachiego. Masz przerwę?
Kiwnęła głową i napiła się czegoś ciepłego. Widać to było, po parze znad kubka.
-Wyleczyliśmy te najgorsze przypadki i teraz zostały te średnie i lżejsze. Takie, którym nic nie grozi... Musimy czasami odpoczywać. Idzie się zajechać.
-Zrozumiałe...
Nagle koło nich, pojawił się jakiś młody asystent.
-Ryu, mógłbyś proszę przynieść trzy porcje obiadowe? Umieram z głodu... - mruknęła z szerokim uśmiechem, na który asystent spłonął rumieńcem.
Uchiha uważnie przyglądał się kobiecie, która niegdyś była w nim zakochana po uszy. Teraz siedziała koło niego, jak gdyby nigdy nic i piła kawę. Bez żadnych pisków czy onieśmielenia.
Przyjrzał się jej bliżej i dostrzegł sporo krwi na płaszczu, długich nogach i nadgarstkach.
-Coś się stało Sasuke?
-Jesteś cała we krwi...
-Faktycznie... - mruknęła, oglądając niektóre partie ciała. - Rozmawiałeś z Itachim?
-Tak... Muszę wszystko...
-Przemyśleć.
-Właśnie.
Sakura po raz kolejny upiła napoju, po czym zagadała Uchihę.
-Gdzie reszta? Już poszła?
-Tak.
-Dlaczego więc, nie poczekali na Itachiego?
-Itachi chciał zaczekać na ciebie.
Delikatny uśmiech, rozświetlił jej twarz. Czuła się mile połechtana, na tą wiadomość.
Przez chwilę siedzieli w ciszy. Sasuke dlatego, że to lubił, a Sakura nie miała nic do powiedzenia.
Nagle Haruno zrobiła dziwną minę, więc Uchiha z czystej ciekawości zapytał.
-Co się stało?
-Zastanawiam się, czy mój dom jeszcze stoi... - mruknęła z nieobecnym wzrokiem, bawiąc się pasemkiem włosów. Uchiha nie znając odpowiedzi na to pytanie, po prostu je przemilczał. Wtedy do nich podszedł ten asystent z posiłkiem.
-Dziękuję - mruknęła Sakura, chwytając za pokarm. - Bierz Sasuke.
Ten jakby z wahaniem, zabrał pudełko.
-Ryu...
-Tak, Sakura-sama?
-Mógłbyś zobaczyć proszę, co z Itachim? Jest w sali numer trzynaście.
-Oczywiście.
-Masz chłopców na skinienie palca - powiedział niby od niechcenia, na co kobieta się zakrztusiła. Musiał uderzyć ją w plecy, by udało się jej złapać oddech. - W porządku?
-Tak... Sasuke mylisz się... Robią o co ich proszę, bo swego czasu, byłam ich przełożoną... - dodała ze śmiechem. - Poza tym, w kryzysowych sytuacjach przejmuję dowództwo nad medykami, więc nie mają wyjścia.
Sasuke jednak, wiedział swoje. Wzruszył ramionami i zabrał się za jedzenie.
-Wybaczyłeś mu? - zapytała Sakura, a Sasuke miał wrażenie, że czaiła się z tym pytaniem, od kiedy tu przyszła.
-Nie wiem... Potrzebuję czasu. - Sasuke czuł pewne zażenowanie, gdy jej o tym opowiadał, ale postanowił się przełamać. W końcu ona, powinna go najbardziej zrozumieć.
-Co tak siedzicie? Zero rozmowy... - mruknął Itachi i uśmiechnął się na widok ukochanej. Sakura wyprostowała się na krześle i gdy tylko Itachi się zbliżył i nachylił, pocałowała go. Złapała go za udo.
-Siadaj i jedz. Martwiłam się.
-Niepotrzebnie. Powinnaś mnie olać, na rzecz pacjentów.
-Nie kuś mnie, Itachi, nie kuś.
Starszy Uchiha, zabrał się za pałaszowanie. Uważnie przyglądał się kobiecie, szukając czegoś, co mogłoby mu potwierdzić jego obawy... że nadal kochała jego brata.
-Co macie zamiar zrobić?
-To znaczy? - odpowiedział jej pytaniem, Sasuke.
-Teraz. Będziecie tu siedzieć?
-Tak, a co? - O jej uwagę, zawalczył Itachi.
-Poszlibyście zobaczyć czy mój dom stoi... Jestem tak zmęczona, że nie mam ochoty nawet niczego sprzątać...
-Możemy się przejść... A ty tu jeszcze zostajesz?
-Tak, zostało kilkoro pacjentów. Myślę, że jeśli się sprężymy, wyrobimy się w dwie-trzy godzinki.
-Rozumiem.
-Uważajcie na siebie. - Dla młodszego z mężczyzn, zabrzmiało to jak: Zaopiekuj się Itachim, Sasuke.
-Nie denerwuj się tyle, Tensei. Bo ci zmarszczki wyjdą.
Haruno uśmiechnęła się złowieszczo, po czym pokazała Itachiemu środkowy palec.
-Wracam do roboty... Nie przeszkadzajcie nikomu...
Odgryzła się i już jej nie było. Itachi z uśmiechem, powiódł za nią wzrokiem, po czym wrócił do jedzenia.
#
-Stoi. - Głos zabrał Itachi, patrząc na wymordowaną Sakurę, która opierała się o recepcję. Koło nich stał Sasuke i niby niezainteresowany patrzył na brata.
-Ale co?
-I to faceci są zboczeni?? Wolne żarty!
Haruno się zaśmiała, po czym wtuliła w chłopaka. Itachi czując rozchodzące się ciepło, mocno ją do siebie przyciągnął i pocałował w głowę.
-Wydaje mi się nawet, że ktoś tam sprzątał.
-Może Tsunade komuś to zleciła... - mruknęła sennie. Robota zeszła jej trochę dłużej niż przewidywała. Wskazówki na zegarku pokazywały wpół do piątej, a ona się czuła jakby było koło jedenastej w nocy. - Chodźmy... Jestem zmęczona, a jeszcze się wykąpać muszę.
-Do widzenia! - krzyknął za nią, znajdujący się w holu personel. Albo raczej to, co z niego pozostało, bo większa część już poszła.
-Do zobaczenia.
Itachi objął Haruno w pasie. A Sasuke szedł zaraz obok.
-Gdzie młotek?
-Dei...
-Naruto...
Zaczęli, ale nie wiedząc w końcu kogo Sakura pytała, po prostu się zacieli. Sakura zaśmiała się na to.
-O kogo pytasz?
-O obu. I Deidarę i Naruto, lepiej mieć ich na oku. Nie wiadomo co tym debilom, wskoczy do głowy.
Sakura ponownie się zaśmiała i oparła o Itachiego.
-Ja idę... - powiedział Sasuke, stanąwszy. - Na razie.
-Cześć.
-Dzięki Sasuke. - Posłał jej uśmiech.
-Powinniśmy kupić coś do jedzenia.
-Wiem, gdzie jest dobre żarcie. - Posłała mu uśmiech. Uchiha czując ogromną potrzebę, nachylił się nad kobietą i złączył ich usta. Tak bardzo tego pragnął.
#
-Sakuro? - zapytał, widząc jej stan. Stała w holu swego mieszkania i patrzyła nieobecnym wzrokiem na ścianę. Po chwili jednak, wybudziła się z letargu.
-Tak?
-Wszystko w porządku?
-Tak. - Posłała mu uśmiech i pogłaskała po policzku. Odsunęła się od niego i weszła do środka. - Chodź pokażę ci mieszkanie. No chyba, że nie chcesz ze mną mieszkać... - dodała z zadziornym uśmiechem, a Itachi wiedział, że jego Sakura wróciła.
Postawili jedzenie na blacie stołu i wyszli w kierunku salonu.
~Faktycznie... czysto tu.
Sakura jednak nie zastanawiała się nad tym dłużej. Nie, mając takie ciacho obok.
-Dużo książek.
-Wiesz, że lubię czytać. - Wsadziła mu dwa palce pod żebra.
-Wiem... - mruknął z uśmiechem.
-Chodźmy dalej - powiedziała i udała się na piętro. Idący za nią Uchiha patrzył na jej pośladki, które opięte były tylko w ciemne spodenki. By potwierdzić ich jędrność i miękkość, złapał za jeden, na co Sakura pisnęła. Całkowicie się tego, nie spodziewała.
-Itachi!
-No co...
-Tutaj jest łazienka. - Wskazała na drugie drzwi po lewej, nawet tam nie wchodząc. - A tu sypialnia - dodała z błyskiem w oku, otwierając ostatnie drzwi. Itachi nie czając się, wciągnął Sakurę do pomieszczenia. W domu rozległ się głośny trzask drzwi i śmiech kunoichi.
Itachi chwycił Haruno za ramiona i mocno na nią naparł. Jego usta jak szalone całowały.
Sakura nie miała zamiaru mu niczego zabraniać i sama, zaczęła rozbierać mężczyznę. Upadli na łóżko ze śmiechem. Jego dłonie błądziły po całym ciele kobiety, która już była bez bluzki. Itachi nie pierniczył się z odwijaniem bandaży, tylko od razu je rozerwał.
-Itachi... Gdzie się tak spieszysz? - zapytała czując, że wypełnia ją ogromna radość.
-Nawet nie wiesz, jak cię pragnę. - Sugestywnym ruchem, musnął ją biodrami. Sakura czując jego erekcję, uśmiechnęła się, a jej ciało przeszedł dreszcz.
-Oj wiem...
Itachi ramieniem musnął obręcz, która wręcz go poparzyła. Zdezorientowany oderwał się od kobiety.
-Co jest? - Zacisnął dłoń na metalu, który był gorący.
-Żelazo coraz bardziej kooperuje z moim ciałem... Robi się tak gorące jak ja.
Wyszeptała i wpiła się w jego usta. Itachi odwzajemnił ten pełen namiętności pocałunek, ale zaraz szybko się oderwał.
-Sakura... - Położył dłoń na jej policzku. Odgarnął włosy z jej twarzy i pocałował w nos. - Kochanie.
-Co się stało? - Już chciała go pocałować, ale Itachi nie pozwolił na to, przez co była w szoku.
-Mam pytanie.
-Słucham uważnie. - Posłała mu najśliczniejszy uśmiech na świecie i Itachi już był pewny.
-Sakuro... zostaniesz moją żoną?
Ta dam! I rozdzialik na długi weekendzik. Miłego odpoczynku i bezpiecznych podróży.
Buźki :*
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top