#18

Zebrani koło Hinaty patrzyli z wyczekiwaniem na osobę w płaszczu Akatsuki, która trzymała ciało Aburame. Haruno wyczuła koło siebie także kilkoro shinobi Konohy. Za Tobim, na zgliszczach bramy stał Zetsu. I w pewnym momencie Sakura widziała jak Hidan swoją kosą zamachnął się na najdziwniejszego członka organizacji. Niestety Zetsu się uchylił i kontratakował.

Sakura wszystko widziała jak w zwolnionym tempie. Nie wiedziała jednak na kim swój wzrok zawieszony miał Tobi. Postanowiła zaatakować go, nim to on uczyni pierwszy krok. Najszybciej jak tylko umiała wyciągnęła żelazo z ziemi i zgromadziła w dłoni w postaci długiego, grubego pręta. Można by się pokusić o porównanie go do tyczki, tylko o połowę krótszego. W mgnieniu oka zamachnęła się i rzuciła nim w przeciwnika, który w ostatniej chwili zasłonił się ciałem ich nieżyjącego już przyjaciela i odskoczył. Hinata zawyła i opadła na kolana. Co niektórzy widzieli w jej oczach chęć objęcia Shino, jednak przez brak głowy bała się do niego podejść. Sakura nie zawracała sobie więcej myśli koleżanką, nie tylko przez Tobiego, który znalazłszy się na pobliskiej gałęzi wyglądał jakby chciał zaatakować, ale też dlatego, że koło zrozpaczonej pojawił się Kiba.

Sakura postanowiła nacierać Tobiego jak najlepiej potrafiła. Nie oznaczało to tylko otwartych ataków, ale także powolnych kroków, które niszczyłyby jego organizm. Haruno więc odbiła się od ziemi, a w jej dłoni ponownie znalazł się pręt, którym zaczęła atakować.

-Naprawdę uważasz, że masz przeciwko mnie szanse?

Jego kpiący głos nijak wpłynął na kobietę, która wiedziała, że mężczyzna chciał ją tylko sprowokować. Śmierć Shino to najlepszy tego dowód.

-Sama pewnie nie... - Jej ataki byłyby precyzyjne, gdyby nie szybkość Tobiego.

Zamachnąwszy się przecięła prętem gałąź drzewa. Była coraz bardziej zdenerwowana brakiem jakichkolwiek ran u mężczyzny. Postanowiła zmienić taktykę.

-I niby się łudzisz, że wygracie?! Nie bądź śmieszna... albo naiwna. - Jego głos przecięła chrypa.

-To ty masz jakieś wygórowane ambicje. - Kontratakowała starając się go jak najbardziej oddalić od ludzi. Gdy miała „wolną chwilę" uderzała w ziemię tak, by mężczyzna przesuwał się w wyznaczonym przez nią kierunku. Miała nadzieję, że nim się zorientuje co kombinowała, przynajmniej znaleźliby się kilkadziesiąt metrów od zbiorowiska. Niestety jej plany zostały zrujnowane przez Tobiego, który dokładnie zdawał sobie sprawę z czynów kobiety.

-Czyżbyś chciała pobyć ze mną sam na sam...? - Jego głos ociekał wręcz sarkazmem, co wyczułby nawet taki kretyn jak Naruto.

-Zgadza się... Chcę sprawdzić co potrafię.

-Oj wydaje mi się, że niewiele.

-Żebyś się nie zdziwił...

W jednym momencie z ziemi „wypuściła" na niego całą serię żelaznych senbon, które jakimś cudem uniknął.

-Bardzo sprytnie, ale nie na mnie takie numery.

W ułamku sekundy zniknął i Haruno poczuła mocne uderzenie w plecy. Jak lalka poleciała do przodu i zatrzymała się dopiero na drzewie. W głowie jej trochę szumiało, ale miała na tyle sprytu, by wcześniej otoczyć się płatkami kwiatu wiśni przez co uniknęła kolejnych ataków. Oparła się o drzewo i wypluła sporą dawkę krwi. Była zła na siebie, że tak łatwo dała się podejść od tyłu. Przymknęła oczy i skupiła medyczną chakrę, by móc uleczyć bolący brzuch.

Słyszała jak Tobi z kimś walczył i rozmawiał. Miała więc chwilę dla siebie. Gdy tylko zebrała się w sobie nabrała duży haust powietrza i zniknęła. Musiała chwilę popatrzeć na przeciwnika z daleka, by wyczuć jego słabe punkty. Niestety nigdy nie miała z nim tej „przyjemności" walczyć czy trenować, więc nie miała żadnego punktu odniesienia. Ukryta trzy drzewa dalej widziała jak jej brat walczył z Tobim jak równy z równym. Sakura by trochę pomóc Yahiko – po raz drugi – wysłała w stronę Tobiego mały płatek kwiatu wiśni, który nasiąknięty był trucizną. Pierwszy raz to zrobiła zaraz po rozpoczęciu walki. Wtedy nie zorientował się, że coś było nie tak. Dlatego Haruno odważyła się na drugi taki trik. Płatek przyklejał się do ciała, a pory w skórze wchłaniały truciznę.

Patrzyła jak szli łeb w łeb, przynajmniej przez pięć minut, póki Yahiko nie oberwał w udo i nie został odepchnięty na znaczną odległość.

Zdenerwowana Sakura wyskoczyła z ukrycia i z całą swoją mocą opadła na mężczyznę. Okrzyk „Shannaro!!" tak dobrze wszystkim znany, rozszedł się po okolicy. Chakrę, którą miała zgromadzoną w stopie uwolniła wbijając Tobiego w ziemię. Widocznie tego się nie spodziewał. Haruno odskoczyła, gdy w obrębie ciała jej przeciwnika powstał ogromny krater godny uczennicy Hokage. Wiedziała, że sporo shinobich zostało rannych w tym oczywiście jej sojuszników. No chyba, że w ostatniej chwili udało się niektórym uskoczyć.

Gdy tylko Sakura kucnęła na ziemi patrząc na ciało Tobiego, koło niej znalazł się Sasuke.

-Idź do brata. Ja się nim zajmę.

Kiedy tylko zdziwiona Sakura na niego spojrzała, posłał jej znaczące spojrzenie. Widział jak z wdzięcznością w oczach kiwnęła głową i już jej nie było. Uchiha postanowił pomóc Sakurze zwłaszcza, że była jego przyjaciółką. Robił to też, bo mimo wszystko wiedział jakie są relacje między rodzeństwem i co musiała czuć osoba, której brat leżał teraz ranny i nieprzytomny kawałek dalej. Mimo, że on nie chciał mieć ze swoim bratem nic wspólnego rozumiał jej uczucia, czym sam siebie zaskoczył. Teraz on przejmie pałeczkę.

Sasuke nie zdawał sobie do końca z tego sprawy, ale był jeszcze jeden powód. Jego duma. Gdzieś w głębi siebie czuł, że gdyby nie pomógł Sakurze i Yahiko nie czułby się jako shinobi. W końcu członkowie Akatsuki walczyli w obronie Konohy, a on...? Miałby stać z boku i na to wszystko patrzeć?

To nie w jego stylu.

Dlatego właśnie stał przy kraterze i z uruchomionym Shariganem patrzył jak ich przeciwnik podnosił się powoli. Stał w pozycji bojowej z Chodori w lewej dłoni. Gdy tylko udało się Tobiemu unieść biodra Uchiha w mig znalazł się koło niego. Złapał za jego włosy, które mocno pociągnął i wbił skumulowaną energię prosto w tors czarnowłosego.

Sakura za ten czas leczyła Yahiko. Utworzyła swojego klona, który stał za nią i pilnował jej pleców. Nie pozwoli po raz drugi podejść do siebie od tyłu. Bacznym wzrokiem sunęła po ciele brata, ale nic więcej nie mogła wyleczyć. On po prostu zemdlał od uderzenia. Udo już miał całe także zostało jej tylko przywrócić mu świadomość. Nie patyczkując się uderzyła go dwukrotnie po twarzy, na co jego powieki uniosły się i ukazały światu swe niezwykłe tęczówki.

-Sakura...

-Nie mamy czasu na twoje omdlenia.

-Mogłabyś być delikatniejsza... - powiedział i z jej pomocą wstał. Oboje rozejrzeli się dokoła i wszędzie walczyli przeciwnicy. Do Haruno dopiero teraz dotarło, że nikt jej nie atakował, bo wielu shinobi Liścia po prostu jej broniło. Klon kiwnął jej głową i zniknął w kłębach dymu.

Ze zmarszczonymi brwiami patrzyli jak Sasuke stał nad ciałem Tobiego. Posłał im tylko krótkie spojrzenie i zniknął. Przez myśl Sakurze przeszło, że poszedł dalej walczyć i gdzieś ją tam ubodło, że nie mógł na nią patrzeć – zdrajczyni! - ale jakie było jej zdziwienie, gdy Uchiha stanął koło nich.

-Nie za szybko on umarł?

To pytanie zadał patrząc prosto w zielone tęczówki. Nadal nie mógł się przemóc i nastawić, że jego przyjaciółka już nie była tą samą osobą, już nie skakała wokół niego i nie krzyczała Sasuke-kun. Było to dla niego trochę trudne.

-To on już nie żyje? - Yahiko trochę nie mógł uwierzyć w tą wiadomość i zdezorientowany popatrzył na Sakurę. Gdy ta chciała wyjaśnić, że użyła na nim swojej trucizny, tego jakby olśniło. - No tak! Całkowicie o tym zapomniałem. - Odsunął się od siostry i popatrzył to na nią, to na Sasuke. - Jakiś czas temu Tobi pytał czy nie wiem coś o jakiejś chorobie. Teraz już nie pamiętam o co chodziło nawet, bo to było tak dawno temu...

-Jak mogłeś nam wcześniej o tym nie powiedzieć? - warknęła na niego Haruno trzymając ręce na biodrach.

-Zapomniałem... - Uniósł ręce. W pewnej chwili ktoś odrzucony poleciał na Sakurę. Haruno w mgnieniu oka złapała tą postać i widząc wroga ukręciła mu kark i wyrzuciła za siebie. Trwało to tak krótko, że nikt spoza trójki nie mógł tego dojrzeć. - To było jeszcze na długo przed twoim dołączeniem.

-Skoro tak łatwo go pokonaliśmy dlaczego Itachi nie mógł?

-Nie wiemy dokładnie co zdarzyło się między nimi... No i czy tylko Tobi go zaatakował. Poza tym Itachi mógł być wyczerpany po misji. Sakura! Pogadamy o tym po wszystkim. Najlepiej z Itachim u boku, by miał kto to wszystko dokładnie opisać.

-Racja.

Sasuke stał obok i patrzył na nich, jakby brał udział w tej rozmowie. Co poniekąd było prawdą przynajmniej do chwili, gdy nie rozpoczęli tematu: Itachi.

Teraz spojrzeli po sobie.

-Sasuke możesz użyć Amaterasu?

-Jasne.

-Spal proszę jego ciało - mruknęła Sakura wskazując miejsce gdzie przed chwilą znajdował się Tobi. Wszyscy jak w transie spojrzeli na shinobi Trawy, który uciekał z martwym Tobim w ramionach. Uchiha nie musiał dostawać polecenia od Sakury, by podpalić obu mężczyzn swoimi czarnymi płomieniami. Dotarł do nich głośny krzyk, po czym facet jak długi padł na ziemię, po której potoczył się z ciałem.

-Teraz mamy pewność. - Głos zabrał Yahiko, który zaraz rozejrzał się po otoczeniu. Wyglądał jakby miał zamiar ruszyć na pomoc reszcie, ale w ostatniej chwili Sakura ich zatrzymała. Trzymając ich za nadgarstki spoglądała poważnie to na jednego to na drugiego.

-Sakura...? - zapytał zdezorientowany Uchiha. Nie wiedział dlaczego, ale przeszedł go dreszcz, gdy Haruno go złapała.

-Chciałabym coś jeszcze zrobić. Ale musielibyście mi pomóc.

-Saki... - zagrzmiał Yahiko, który w kościach czuł, że kobieta coś szykowała. Coś co mogło się nie spodobać.

-Potrzebuję waszej pomocy. Tylko wy jesteście na tyle sprytni i wyrachowani, że pomożecie mi to zrobić. - Pociągnęła ich do siebie mając nadzieję, że ich przekona. - Tylko wy temu podołacie.

-Dlaczego mam wrażanie, że to nie jest zgodne z wytycznymi Hokage.

-Tsunade nie powiedziała ich na głos... - Sakura puściła ich dłonie i popukała się palcem po skroni. - Ale ja swoje wiem.

-To się źle skończy.

Sakura uderzyła brata pod żebra i zbliżyła się do mężczyzn przedstawiając swój plan. Coś co planowała do dawna, ale nie miała nigdy szansy tego zrealizować. Tsunade jej zabraniała, a teraz nadarzyła się idealna do tego okazja. Zawsze można było to zwalić na kogoś innego. Na wroga na przykład.

-No dobra.

Zgodził się Uchiha, na co Sakura posłała mu szczery i radosny uśmiech. Sam Sasuke aż uniósł kącik ust. Teraz kobiecie pozostało namówienie brata, który o dziwo miał najwięcej wątpliwości. On, który nigdy z nimi nie miał nic do czynienia.

-Co ciebie powstrzymuje?

-Wizja tego co nam grozi.

Sakura machnęła ręką.

-Tsunade za bardzo mnie kocha, żeby coś mi zrobić.

-No to tobie, a nam?

Rozmowa między rodzeństwem toczyła się w najlepsze, podczas gdy Uchiha z ukrytym rozbawieniem patrzył na to.

-Wam też nic nie zrobi jeżeli się za wami wstawię.

-Sakura!

-Yahiko!

Uwielbiała go w ten sposób drażnić. Zawsze, gdy tylko wykrzykiwała jego imię tak jak on to robił z jej, poprawiał mu się humor.

-Dlaczego tak szybko się zgodziłeś, Sasuke? - Tym razem Yahiko przypuścił atak na Uchihę.

-Orochimaru też im nie ufa... Zresztą jakbyś pomieszkał dłużej w Konoha, wiedziałbyś dlaczego Sakura chce to zrobić.

-Widzisz? - kontratakowała. Rudowłosy nie mając argumentów zgodził się.

-Ale ty za to odpowiadasz przed Kage.

-Nie trzęś portkami! Tsunade nic nam nie zrobi!

-To chodźmy... Wiem, gdzie są. - Zabrał głos Sasuke, który patrzył prosto w zielone tęczówki, by po chwili zwrócić się do lidera organizacji. - Z rozkazu Tsunade wiem gdzie się znajdują.

#

W tym samym czasie Hidan zaciekle atakował Zetsu, który bronił się jak tylko mógł, ale przez odcięcie od ziemi, nie miał zbyt wielkiego pola do popisu. Właściwie już był na przegranej pozycji.

-RASENGAN!!!

Krzyk Uzumakiego słyszalny był w całej okolicy i niósł ze sobą potężny cios wyprowadzony na Zetsu, który przytrzymywany przez Jirayę – padł.

Naruto podparł się o kolana czując, że brak mu tchu. Widział jak Sakura rzuciła się w walkę z Tobim i aż rwał się, żeby jej pomóc, ale nie miał szans wydostać się stąd, więc zrezygnował. Tak bardzo pragnął pomóc przyjaciółce zwłaszcza, że w gabinecie była dla niego tak miła jak nigdy. Normalnie jej nie poznawał. Była całkiem inna niż ją sobie wyobrażał od kiedy usłyszał, że Akemii to nie Sakura. Zresztą do Akemii też nie była podobna. Była taka... inna. A on nawet nie mógł jej teraz pomóc. Wraz z nim przeciwko Zetsu walczył także Hidan, do którego Naruto już zaczął czuć sympatię, no i przyjaciel Sakury z ANBU – Sai. No i sannin, który widząc, że mężczyzna poległ – poleciał walczyć z innymi.

-Nie widziałeś Sakury? - zapytał patrząc prosto w czarne oczy. Odpowiedział mu jednak ktoś zupełnie inny.

-Sakura walczyła z Tobim...

-To wiem!

-Nie przerywaj mi! - warknął Hidan i zmroził Naruto wzrokiem. - Razem z nią byli lider i twój przyjaciel.

-Sasuke?

-Właśnie. Młody Uchiha. Nie wiem gdzie są teraz, ale walczyli razem i razem zniknęli.

-Dlaczego mam wrażenie, że Sakura wpadła na coś głupiego?

-Bo wpadła - odezwał się jeden z Painów, który pojawił się znikąd i wystraszył wszystkich zebranych. - Teraz Yahiko i Uchiha pomagają Sakurze. Nie martwcie się więc na zapas. Zajmijcie się lepiej pomocą tym tutaj.

Tak szybko jak się pojawił, tak szybko zniknął.

-No to do roboty, dattebayo!

I każdy z nich włączył się do walki.

Uzumaki wiedząc, że Sakura jest bezpieczna, mógł śmiało pomagać reszcie. I tak pobiegł w poszukiwaniu Hinaty, która jego zdaniem była najbardziej zagrożona. Ciepłe powietrze smagało mu twarz, a jasne promienie słońca raziły go po oczach, ale dostrzegł ją. Zobaczył Hyugę, której do tej pory nie znał.

Z Hinaty „wyciekała" wręcz czysta agresja. Walczyła tak jak wcześniej Sakura, tyle tylko że ta robiła wszystko z zaciśniętymi zębami. Naruto nie poznawał kobiety.

-Ha! - krzyknęła i po wyprowadzonym ciosie, przeciwnik padł. Naruto, aż zagwizdał na ten widok czym rozproszył Hyugę. Gdyby nie jego szybko refleks zostałaby ranna i to właśnie z jego winy. W ułamku sekundy obronił przyjaciółkę wskutek czego sam został zraniony. - Naruto-kun!!

Skrzywił się z bólu, ale posłał kobiecie wymuszony uśmiech.

-Spokojnie Hinata, nic mi nie jest. Lepiej powiedz czy ty jesteś ranna?

-Nie. Musimy szybko znaleźć jakiegoś medyka.

-Nie...

-TAK!

Blondyn, aż otworzył szeroko usta, nie wierząc w to co usłyszał.

~Hinata podniosła na mnie głos... Niewiarygodne, dattebayo!

-Nie wiadomo czy broń nie była zatruta, poza tym nie można walczyć z ranami. Tracisz w ten sposób więcej energii i siły.

-Dobrze... - zgodził się bojąc się, że kobieta rozzłości się bardziej. A tego by nie chciał. - Poszukajmy kogoś...

#

Na wschód od głównej bramy trudną walkę mieli Kakashi, Orochimaru i Kisame przeciwko Kakuzu. Spośród całej Wielkiej Trójcy był on w najlepszej kondycji i zdrowiu, mimo iż był najstarszy. Mężczyźni mieli ciężki orzech do zgryzienia. Walka trwała już dość długo, ale wróg nie przejawiał chęci poddania się. Wręcz przeciwnie – dopiero się rozkręcał.

-Kakashi nie wiem dlaczego on tak długo wytrzymuje - odezwał się Orochimaru patrząc jak Kisame używa swojego gigantycznego miecza, by osłabić przeciwnika. Sannin wiedział jakie możliwości miała broń Samehada. Tak więc Hoshigaki był bardzo przydatny w walce z Kakuzu, który wydawał się nie słabnąć.

-Masz może jakiś pomysł Orochimaru-san?

-Nie bardzo.

Gdy tak obaj stali i przypatrywali się przeciwnikowi szukając jakiegoś punktu zaczepienia, nie wyczuli osoby zbliżającej się do nich.

-Poddaj się Kakuzu. - Głos zabrał przybysz, który swym pojawieniem się wzbudził najróżniejsze emocje. Od zdziwienia Konohańczyków przez szok Kisame i niedowierzanie Kakuzu. Widocznie nie spodziewał się, że Uchiha przeżyje walkę z Tobim. - Zetsu i Tobi już nie żyją.

-Itachi! Co ty tu do cholery robisz?!!!

-Miałaby mnie minąć najlepsza zabawa? To po pierwsze, a po drugie: gdzie Sakura?

#

Haruno, Sasuke i Yahiko biegli między budynkami Liścia kierując się do podziemia. Z informacji, którą podał im Sasuke najprawdopodobniej ich cel znajdował się niedaleko schronu. Haruno miała nadzieję, że żaden cywil nie ucierpi podczas tego pojedynku. Nie chciała, by ktoś niewinny cierpiał przez grzechy staruchów. Yahiko widział pełne determinacji spojrzenie siostry. Wiedział, że teraz nie wolno jej wchodzić w drogę, bo to się może źle skończyć. Wielokrotnie był tego świadkiem.

Jego spojrzenie zawędrowało teraz na drugiego towarzysza. Widząc Sasuke miał przed oczami jego brata Itachiego. Byli do siebie tak podobni. I z zachowania, i z wyglądu.

Nagle Sasuke zwolnił, co podobnie uczynili kompani. Sakura bardzo dobrze rozpoznawała wejście do tejże kryjówki.

-Tsunade powiedziała, że są w ich tajnej kryjówce... Czyżby...

-Wiedziała. Nie wiem co ci powiedziała Hokage, ale wiedziała. Może już wtedy myślała o tym, że coś mogłabyś im zrobić. - Sasuke posłał jej zadziorne spojrzenie, na co Sakura prychnęła.

-To by tylko pokazywał jak przewidywalna jesteś, Sakura. - Poparł bruneta Yahiko. - No nic... Może byśmy tam w końcu weszli? A! No i co z ANBU? - Przesunął wzrokiem po towarzyszach. - Podejrzewam, że nie są sami...

Sakura spuściła wzrok i założyła ręce na klatce piersiowej. Po przemyśleniu wszystkiego doszła do wniosku, że to może być faktycznie ogromny problem. Zabijać tylu shinobi Konohy to nie byłby najlepszy pomysł.

-Dobra... - odezwała się przyciągając uwagę mężczyzn. - Dajcie mi pięć minut.

Podeszła do ściany, położyła na niej dłoń i zamknęła oczy. Nigdy tego w ten sposób nie używała, ale cel uświęcał środki.

Skoro potrafiła zmieniać się w kwiaty wiśni, trzeba było to wykorzystać. Jedną dłoń zaczęła powoli przeistaczać. Ściana „wchłaniała" płatki, które wychodziły w pokoju, w którym przebywała Starszyzna. Oczywiście było to w takim miejscu, że nikt tego nie widział, ani nic nie podejrzewał. Kwiaty zaczęły wydzielać środek usypiający, który zaczął działać od razu. Nim ktokolwiek się zorientował, że coś było nie tak, połowa shinobi jak w transie upadła nieprzytomna. Trzeźwych zostało osiem osób w tym Starszyzna. Zaraz jednak troje kolejnych osób zemdlało. Utate zasłoniła usta dłonią jak Danzo, czego Homura nie zdążył uczynić i padł koło swojego oddziału.

Sakura oderwała dłoń od ściany i z zadowoleniem popatrzyła na brata i Sasuke. Teraz wystarczyło poczekać, aż oni uciekną stamtąd jak robactwo. Sasuke oparł się o stojący obok budynek, a Yahiko usiadł na ruinach jakiegoś domostwa. Tylko Haruno oparła się naprzeciw drzwi i w oczekiwaniu nasłuchiwała kroków.

Sasuke zerkał co jakiś czas w stronę „przyjaciółki". Była tak inna, że aż interesowała go.

Yahiko natomiast dostał informacje od swoich ciał, że Itachi już dawno wyruszył do Konohy. Ogarnęła go wściekłość, że wcześniej mu nie powiedzieli o tym. Przecież bezpieczniej byłoby, gdyby Uchiha został w kryjówce. Yahiko zerknął na siostrę, która patrzyła prosto na drzwi. Nie powie jej póki nie będzie spokojniej. No chyba, że wcześniej zjawi się Itachi. Yahiko miał nadzieję, że nie.

Nagle drzwi zostały wyważone, a w nich pojawili się członkowie Korzenia i Starszyzny. Tylko cztery osoby. Sasuke wiedział, że skupili się na Sakurze więc zadał jeden precyzyjny cios przepoławiając Danzo. Yahiko w tym czasie za jednym zamachem zabił ANBU i Utate. Sakurze nie pozostało nic innego jak ogłuszyć ANBU co szybko zrobiła.

-Idę. - Nie czekając na nikogo ruszyła do podziemi. W końcu został tam także Homura, którego należałoby się pozbyć. Po przejściu kilku zimnych i ciemnych korytarzy odnalazła pokój, w którym przebywali nieprzytomni. Ledwo przekroczyła próg jak usłyszała za sobą kroki. Obejrzawszy się ujrzała byłego członka Drużyny Siódmej.

-Lepiej będzie jeżeli ktoś zostanie na zewnątrz.

Sakura kiwnęła głową choć miała ochotę zaprzeczyć jego słowom. Ona uważała, że powinna to załatwić sama. Przynajmniej nie będzie ich mieszała tak bardzo.

~Powiedziało się A, trzeba powiedzieć B.

Haruno poderżnęła gardło ostatniemu członkowi Starszyzny i ruszyła do Sasuke, który związywał ANBU.

-Trzeba by ich stąd zabrać.

-To później. ANBU od Tsunade się tym zajmie. - Kiwnęła mu i wybiegła na zewnątrz. Jednak gdy tylko to zrobiła – od razu pożałowała. Brakło jej tchu, zbladła, a nogi prawie się pod nią ugięły.

-CO TY TU KURWA ROBISZ, ITACHI!?!?!?!?!


I co Miśki? Podoba się notka? Już zbliżamy się do końca :D

Buźki :*

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top