#14

~O Boże jak przyjemnie...

Zmęczona padłam na łóżko i przytuliłam głowę do zimnej poduszki... Itachiego już tydzień nie było, a ja martwiłam się coraz bardziej. Yahiko mówił, że dostawał od niego wiadomości o przebiegu misji, ale żadnej z nich mi nie udostępniał, przez co nabierałam podejrzeń. Może mówił tak tylko dlatego, by mnie nie martwić? Ale co by mu to dało?

Głośno westchnęłam i teraz postawiłam sobie inne pytanie. Banalne pytanie: iść się kąpać czy nie?

Byłam tak zmęczona, że nie miałam siły nawet podnieść głowy.

Chyba zrobię to innym razem.

Teraz przyda mi się odpoczynek.

Tak, i fizyczny i psychiczny... Uchiha poszedł na misję... beze mnie. Zabiję kiedyś tego Yahiko. Przecież może mu się się stać... A wtedy...

#
Konan siedziała w sypialni, którą dzieliła z Painem i ze spokojem wymalowanym na twarzy śledziła ruchy tykającego zegara. Wskazówka przesuwała się systematycznym ruchem dokoła tarczy, a Yahiko jak nie było tak nie ma. Ubrana w dłuższą nocną koszulę, przykryta była do połowy ciała. Nogi miała wyprostowane, a plecy oparte o zagłówek. Może mina nie zdradzała zbyt wiele, ale napięcie ciała jasno mówiło, że kobieta się martwiła. A powodów do tego było sporo. Yahiko już jej powiedział, że pod koniec przyszłego tygodnia muszą być gotowi. To blisko bo była sobota. To tydzień. W ciągu tego tygodnia wszyscy muszą powrócić z misji. Najlepiej wszyscy, ale żadnego z szanownej trójki nie było w bazie. Co prawda Tobi był na misji z Uchihą, ale to nie zmieniało faktu, że może kombinować coś na boku. Zmartwiona spojrzała na drzwi, w których pojawił się jej chłopak. W normalnych okolicznościach, każda zakochana para uśmiechnęłaby się do siebie, ale oni nie dość, że nie byli statystyczną parą, to jeszcze znajdowali się w kryzysowej sytuacji.

-Jak się czujesz?

-To chyba ja powinienem zadać to pytanie. - Położył się w ubraniach na pościeli i przytulił głowę do brzucha niebieskowłosej.

-Martwię się... - Pogłaskała go po rudych włosach i bladej twarzy. - Nadchodząca wojna... Sakura.

-Itachi jest dla nas ważny, ale gdyby nie Sakura to teraz nie martwiłbym się tak bardzo. Wiem jak zżyci są.

-To chyba wie każdy. Dlatego nie rozumiem jak mogłeś wysłać go z... Tobim.

-Nic nie rozumiesz. Ten kretyn sam wyskoczył z tą propozycją... A ja co miałem zrobić? Na początku byłem przeciwny, ale on później zagroził... Wysuwał jakieś wnioski, że... - Jego mina była skupiskiem gniewu i zrezygnowania. - Nieważne.

-Ważne. Wszystko co dotyczy tego gnojka jest ważne. Nie należy go lekceważyć. On jest niezrównoważony.

-Mnie to mówisz... - mruknięcie, które wydobyło się z Yahiko było słabo słyszalne przez materiał pościeli. - Ale co miałem zrobić? Nie sądziłem, że sprawy tak szybko się potoczą.

-Wiem, kochanie, wiem.

Ciepły głos Konan zawsze działał na niego uspokajająco. Była jego ostoją... miejscem gdzie zawsze mógł wrócić. Ona była dla niego wszystkim. Jakaś tam mała część jest też z Sakurą, ale to tylko mały urywek jego duszy. Niewielka cząstka, które rozrasta się powolutku i kieruje do młodszej siostry.

W życiu by nie przypuszczał, że jego rodzina żyje. Chwała jej za to, że stała się tak silna, że Akatsuki się nią zainteresowało... Pewnie gdyby nie była uczennicą Tsunade to Yahiko nadal nie wiedziałby o jej istnieniu, a w związku z tym... pewnie poległaby na wojnie, którą szykowali ci trzej.

Teraz ta myśl była dla niego nieprzyjemna, a nawet nie do zniesienia. Jednak w związku z tym przybyła kolejna osoba, o którą należy się martwić. A! No i jeszcze dziecko...

Dla mężczyzny nadal to było nierealne. Owszem był uświadomiony, ale...

~Dziecko?

Nigdy nie myślał o tym, że będzie ojcem, a co dopiero, że jego rodzina rozrośnie się w tak szybkim tempie.

-Nie do pomyślenia.

-Co jest nie do pomyślenia?

-Eh? A-a takie tam. Chodźmy spać - powiedział to wstając i rozbierając się. - Trzeba być wypoczętym.

-Racja - zgodziła się z nim ukochana i już po chwili oboje spali spokojnym snem.

#
W Konoha tymczasem, Kakashi stał na straży przy bramie wraz z Sasuke i Naruto. Czuł ten sentyment. Oczami wyobraźni widział całą trójkę razem, a nie tylko dwójkę. Chociaż lepsza ich DWÓJKA niż SAMA Sakura. Jej też nie było łatwo. Jako jedyna z ich rocznika musiała sobie poradzić z brakiem drużyny. Co prawda Uchiha jak i Uzumaki mieli osobiste treningi i również się nie widzieli, ale to nie zmieniało faktu, że to Haruno miała najgorzej.

Te i podobne myśli krążyły po głowie jounina, który od czasu do czasu pozwalał sobie na chwilę relaksu i nie patrolował pobliskich terenów. Ciemność w ogóle mu nie przeszkadzała, ale to dziwne napięcie panujące w powietrzu było nie do zniesienia. Czuł je, a mimo to nie skupiał się w stu procentach. Wysłał już Pakkuna na partol, a sam tymczasem usiadł pod drzewem. Jego  mali  uczniowie znajdowali się niedaleko, także w razie niebezpieczeństwa miał ich pod ręką. Ostrzeżenia Tsunade były konkretne i ostre. Akatsuki może zaatakować każdej chwili...

Ciężko mu było w ten sposób myśleć, biorąc pod uwagę fakt, że w ich szeregach znajdowała się ich „przyjaciółka”... w sumie może on tak mówić, czy nie bardzo?

TAK!

Może on tak mówić, skoro to Haruno przysłała im tą wiadomość. To był jasny sygnał: jestem mieszkanką Konohy, jestem nietykalna...

Pytanie, które najbardziej kotłowało się w głowie Hatake to ilu członków organizacji miało zamiar im pomoc? No bo to byłoby nielogiczne, że nikt, biorąc pod uwagę fakt, że Haruno nadal tam siedziała.

~Tsunade coś wie... Dlaczego tylko nie chce się tym podzielić?

-Kakashi-sensei! - Głośny krzyk wybudził mężczyznę z letargu. Swoim typowo zaspanym wzrokiem przejechał po towarzyszach, zastanawiając się czy głośny Uzumaki kiedykolwiek się zmieni. Wątpił w to. - Babcia Tsunade wzywa nas do siebie. Przyszli zmiennicy.

-Chodźmy więc...

Nie obejrzawszy się za siebie maszerowali w stronę biura Hokage. Odkąd chłopcy dowiedzieli się, że ich przyjaciółka jest w Akatsuki w ich głowach kłębi się tysiące myśli i pytań bez odpowiedzi.

A już wiadomość, że Sakura jest tam na misji dolewało tylko wody. Uzumaki czuł, że jego głowa już niedługo przepełni się przez brak odpowiedzi i pełno nierozwiązanych zagadek. Jego cierpliwość miała swoje granice. Ich brak pojawiał się jednak wtedy, gdy na horyzoncie stawała Haruno. Przyjaciółka była dla niego tak ważna, że chodził naburmuszony przy Hokage, by ta uchyliła choć rąbek tajemnicy, która roztaczała się nad kunoichi. Naruto nie czekając, aż któryś z przyjaciół zapuka wszedł do gabinetu, w którym przesiadywała głowa wioski. Chłód jaki tu panował spowodowany był uchylonymi oknami, których o dziwo nikt nie chciał zamknąć. Cała trójka zdziwiła się na widok Koharu i Homury.

-Wam już dziękuję - odezwała się mocnym, przesiąkniętym jadem głosem. Dwójka członków rady przyjrzała się jej nieprzychylnie, nawet nie próbując tego ukryć.

-Żeby twoja niezłomna wiara w Haruno nie przysłoniła ci zdrowego rozsądku - wypluł to zdanie mężczyzna z mocnym naciskiem na nazwisko dziewczyny.

-To w jakim stopniu na niej polegam, nie powinno was w ogóle interesować!

-Nie bądź śmieszna, Hokage. Od ciebie, niestety, zależą losy wioski, nie możemy pozwolić, by zaślepiła cię beztroska Haruno i jej metody zdobywania informacji.

-Jej metody zdobywania informacji jak i jej przekazywanie do tej pory było bez zarzutów.

-Tylko i wyłącznie dlatego, że nie wpadłaś na taki jakże  genialny  plan wysłania jej w paszczę lwa.

-Uważam tą rozmowę za zakończoną - powiedziała groźnie, wstając i spoglądając na starszyznę. - Nie wtrącajcie się.

Kobieta tylko coś wymamrotała i udała się do wyjścia. Homura posłał jej jeszcze pogardliwe spojrzenie, ale posłusznie wyszedł z gabinetu.

-Same z nimi kłopoty... - Doszło do nich zrezygnowane mruknięcie, po czym kobieta usiadła na fotelu i zamknęła oczy, by uspokoić nerwy. Od kiedy nie było Sakury nie miała z kim trenować, toteż poziom jej agresji wzrastał i wzrastał. Wystarczyło trochę czasu, by wybuchła.

-Wezwałaś nas po coś konkretnie? - zapytał Hatake, podchodząc bliżej. Wolał nie pytać co tu zaszło, pomimo jego ciekawości. Senju nie należała do osób cierpliwych.

-Tak. Mam dodatkowe wieści odnośnie ataku. Otóż podobno... ma to się zdarzyć na dniach...

W pomieszczeniu zapanowała cisza.

-Czyli kiedy?

Sasuke prychnął na pytanie Uzumakiego i włożył dłonie do kieszeni.

-Coś ci się nie podoba?

-Jesteś głąbem i tyle.

-Sasuke!!

-Cisza! - Głośne uderzenie o blat biurka uciszyło znajdującą się tu młodzież.

-To znaczy, NARUTO, że w tym tygodniu dojdzie do tego...

Blondyn pokiwał głową w typowy dla siebie sposób.

-Co Sakura jeszcze napisała?

Na wspomnienie owej osoby jej byli towarzysze nadstawili ucha.

Tsunade głośno westchnęła, po czym położyła dłonie na oparciach fotela.

-Lider organizacji jest za Konohą. Podobno coś ich łączy... Ale Sakura nie napisała co. Nie napisała również ile osób ma pomóc... tym lepiej. Nie chcemy, by tak ważne informacje wyciekły. Ufam jej na tyle, że pozostawiam to w jej rękach.

-To dość ryzykowne...

-Dlaczego? - zapytała bruneta, jakby nie rozumiejąc pytania.

-W końcu losy wioski – zacytował starszyznę – zależą od jednej osoby, która w dodatku nie znajduje się teraz w wiosce.

-Nie będę się powtarzała - mruknęła i zamknęła oczy. - Haruno jest moją prawą ręką od kilku lat i nic się w tej kwestii nie zmieniło.

Uważała, że to zamknie temat.

-Mam dla was jeszcze jedno ważne zadanie - mruknęła. Dopiero teraz na to wpadła. Patrząc na Uchihę, który jest do jej planu sceptycznie nastawiony.

-Wy – ty Uchiha i Uzumaki – możecie przydać się w inny sposób. Macie mieć na oku członków Rady i Korzenia. Nie chcę, by się mieszali ani działali na własną rękę. W końcu jako uczniowie sanninów co nieco potraficie, nie?

-Oczywiście, że tak!!!!

-Świetnie. Każde podejrzane posunięcie ze strony Homury i Utatane ma być mi przekazane, rozumiecie?

-Hai!

-Ty Kakashi... będziesz miał na celu kogoś innego.

-Ko-

-Danzo.

#
Sakura siedziała z Konan w ulubionym pomieszczeniu jakim była kuchnia. To było wielofunkcyjne pomieszczenie, w którym można było przeprowadzić rozmowę oraz zjeść coś dobrego – o ile ugotowała to Sakura lub Konan. Różowowłosa stała właśnie ubrana w ciemne spodnie i szarą bluzkę przy gazówce i smażyła naleśniki. To było od niedawna ulubione danie Konan. Łapała bezwiednie kolczyk, myśląc o Itachim. Nie było go w organizacji już od dłuższego czasu, co budziło niepokój Haruno.

Dziewczyna nałożyła kolejnego placka na talerz ciężarnej kobiety i podstawiła go pod nos swojej bratowej. Konan miała dwa talerze, które naprzemiennie wymieniała, by ta nie musiała czekać. Nie mogła też uwierzyć, że kobiecie smakowały naleśniki z nutellą. Przecież to zbrodnia w biały dzień. Sakura nie przejmowała się swoją wagą, ani tym bardziej bratowej, ale jak można było zjeść coś tak słodkiego.

Sakura często porównywała ten posiłek do bananów w czekoladzie. Oddzielnie są to świetne posiłki, ale razem... Nie.

Dlatego Sakura stała i z pewnym obrzydzeniem patrzyła na niebieskowłosą, która któregoś z kolei naleśnika smarowała masłem czekoladowym.

-Ty tak nie patrz. Jak sama kiedyś będziesz w ciąży, to wtedy będziesz jadła jeszcze gorsze rzeczy. - Zadowolona z towarzystwa kobieta gadała jak najęta. - Yahiko w nocy przyniósł mi lody z bitą śmietaną i wiórkami kokosowymi... Mniam.

Haruno po raz kolejny skrzywiła się na tę myśl.

~Wiórka kokosowe to największe zło na świecie...

Nagle do kuchni wszedł Deidara z uśmiechem na ustach.

-Dzień dobry moje panie. Jak tam dzionek? - parsknęła pod nosem. Czy dzisiaj wszyscy mieli takie dobre humory? Blondyn usiadł koło zajadającej się dziewczyny lidera. - Saki wiesz, że cię kocham...

Głośno westchnęła, po czym wyciągnęła dodatkowy talerz dla mężczyzny. Na szczęście w kuchni byli tylko we trójkę, więc mogli pozwolić sobie na luźne tematy... Byli ze sobą dość blisko, przez co rozmawiali o wszystkim.

-Ciesz się Dei, że Itachiego nie ma, bo za te słowa, wypaliłby cię Sharinganem.

-Oj tam, oj tam. Mówię co myślę. - Zawinął naleśnika, wcześniej smarując go dżemem.

-To lepiej uważaj, bo Uchiha jest dość czuły na punkcie Sakurci.

-Nie przesadzasz Konan?

-Ani trochę. Znam Itachiego nie od dziś i zmienił się, Sakura.

Kobieta nic nie odpowiedziała, tylko odwróciła się do nich przodem, wyłączając wcześniej gazówkę.

-Lepiej porozmawiajmy o zbliżającej się...

-A o czym tu rozmawiać? - warknęła rozjuszona Konan. Nie podobał się jej ten temat, bo wszyscy jednogłośnie ustalili, że zostaje w kryjówce.

-O tobie - zironizowała siostra Yahiko.

-Co ci znowu nie pasuje?! Wiem, że muszę się schować w organizacji, wiem to doskonale. - Popiła posiłek ciepłą herbatą i odwróciła wzrok. Nie podobała się jej ta opcja, bo chciała walczyć, chciała być pomocna, a siedząc taka nie będzie.

-Zachowujesz się trochę jak rozpieszczona małolata, Konan.

-Ja!?!?!

-Nie, Dei.

-Wypraszam to sobie – dodał od siebie wcześniej wymieniony mężczyzna.

-Konan, wszyscy będziemy bardziej wyluzowani, gdy będziemy mieli pewność, że jesteś bezpieczna i nietknięta.

-Marna wymówka.

Sakura z wkurzoną miną spojrzała na sufit. Była już zmęczona ciągłym gadaniem o tym samym. Konan była uparta jak osioł i głupia jak but. Przecież to niebezpieczne, żeby ciężarna kobieta była na polu bitwy.

~Czy ona tego nie rozumie?!

-Jak Yahiko z tobą wytrzymuje?

-Tak jak Itachi z tobą.

-To był cios poniżej pasa. - Oczywiście wszystko to była tylko zwykła gadka, nikt się nie przejmował tym jakoś szczególnie.

-Dobra dziewczynki, kończymy temat. Konan zostaje w siedzibie z dwoma ciałami lidera, a Sakura już więcej nie wtrąca się do tematu. Rozumiemy się?

Obie kiwnęły głowami i skierowały spojrzenia po kątach pomieszczenia.

-Uważam, że lepszym tematem jest nieobecność Wspaniałej Trójcy.

-A o czym tu gadać? Wiadomo, że planują atak. Co tu się więcej rozwodzić.

-Ale żeby nikt nie znał ich pobytu?

Blondyn tylko wzruszył ramionami, nie wiedząc co powiedzieć. Stan faktyczny był taki, że nie wiadomo ani gdzie byli, ani jak wielki zasób ludzki mieli przygotowany na wojnę.

-Kiedy ostatni raz kontaktowałaś się z Tsunade?

-Wczoraj. Napisałam jej, żeby była przygotowana w każdej chwili, bo atak jest już pewny. Nie wiem czy tam wszystko poszło zgodnie z planem, bo... Starszyzna.

Ostatnie słowo wypluła niczym największą obelgę.

Oboje pokiwali głowami i z powagą przyglądali się plamom na blacie. Wiedzieli, że będzie ciężko. Co by tu dużo ukrywać.

#
Siedziałam sobie spokojnie w pokoju. Konan wymęczyła mnie za wszystkie czasy i jedyne o czym myślałam, to o tym by się położyć i nie wstawać. Taaaaa, dobry pomysł. I nagle w oczy rzuciła mi się półka – nie dosłownie, oczywiście. Na regale, który o dziwo udało mi się wreszcie kupić i zamontować stały dwie nowe książki. Wiedziałam, że były nowe, bo nie miałam ich wcześniej. Były jaskrawo różowe...

Nigdy nie miałam tak oprawionych powieści – nawet w Konoha. Sięgnęłam już po, jak się okazało, wysłużone przedmioty i ze zdziwieniem stwierdziłam, że na pierwszej stronie był podpis Konan.

~No tak... Ona uwielbia romanse.

Kto by pomyślał, że najgroźniejsza kobieta shinobi, będzie chłonęła melodramatyczne powieści. Ironia.

Nie zdążyłam jednak wczuć się w bohaterkę, bo przeczytałam jedynie cztery strony, gdy moje drzwi otworzyły się z hukiem. W nich stał wystraszony Hidan, a jego wzrok obleciał całe pomieszczenie w ułamku sekundy. Ciarki przeszły mnie po plecach. Usiadłam jakbym połknęła kołek. Widok Hidana był... Straszny. Był cały we krwi i to chyba nie swojej skoro miał taką panikę w oczach. Przecież nawet nie zapukał. Bałam się.

-Sakura...

Na misji byli tylko on, Uchiha i przeklęta Trójca...

Co znaczy, że...

-Itachi - tylko tyle wyszeptałam nim zebrało mi się na wymioty. Zerwałam się z miejsca i wybiegłam z pokoju. Hidan biegł ze mną krok w krok tłumacząc, że mój ukochany jest w pierwszym pokoju siedziby, i siedziała z nim Konan.

~Błagam...

Prawie łkałam. Szybciej, kurwa szybciej. Nie wiedziałam w jakim jest stanie, ale sądząc po krwi znajdującej się na ciele siwowłosego, błagałam by żył. Bez niego...

~NIE!!! Skup się, Tensei, on musi żyć. On musi przeżyć!!!

Otworzyłam drzwi, a moim oczom ukazała się spanikowana Konan stojąca nad łóżkiem i tamująca krew bruneta.

Miał pełno zadrapań, wiele ran ciętych, jakby go ktoś dzidą kuł. Moje oczy zaszkliły się.

~Itachi... Błagam.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top