#13
Boże, jakie to wszystko popieprzone! Dlaczego wszystko musi się tak mieszać w życiu! Wyplułam przekleństwo pod nosem i energicznym krokiem skręciłam na rozwidleniu w lewo. Co oni sobie wyobrażali...? Warknęłam zła i ponownie skręciłam w lewo. Co informator miał wspólnego z Orochimaru? A może ten gad planuje zamach na Konohę? Zdębiałam i aż musiałam przystanąć. To prawda? Jeżeli tak, to Liść może się znaleźć w poważnym zagrożeniu. Nieee. Pokręciłam głową i wznowiłam krok. Gdyby tak faktycznie było, to Yahiko nie zmieniłby planów misji. Zrezygnował z oddania zwoju, bo miał ku temu powody. To by nawet układało się w całość. Informator już nie był zaufaną osobą. Albo...
AH!!!
Takie gdybanie nic mi nie da! Trzeba mi twardych dowodów na to, że wiosce coś zagraża!
No i Itachi... Yahiko dlaczego wysłałeś go na misję z tym popierdoleńcem?! Wszystko jest takie popieprzone!
Weszłam do mojego pokoju, który zastałam w nienaruszonym stanie. Był bałagan to fakt, ale taki bajzel zostawiłam więc... mogę winić tylko siebie. Weszłam głębiej, by móc zdjąć już ten cholerny płaszcz Akatsuki i wziąć prysznic. Tak bardzo chciałam odpłynąć. Udać się do krainy spokoju, gdzie nie męczyłyby mnie koszmary i trudy życia codziennego. Naprawdę tego potrzebowałam. Podeszłam do szafki ściągając przy okazji buty. Zabrałam szarą koszulkę i czarne długie spodnie, po czym udałam się do toalety. Nie miałam ochoty na kąpiel, więc w trymiga wskoczyłam pod prysznic. Namydliłam ciało żelem, po czym zabrałam się za włosy. Już trochę mi urosły, od kiedy ostatni raz byłam w Konoha. Eh, dom, słodki dom... Szkoda tylko, że jakbym wróciła to zapewne nie miałabym gdzie się podziać. I to nie ze względu na członkostwo w przestępczej organizacji.
~Itachi...
Co się z tobą dzieje?
Wyszłam spod prysznica i wytarłam się mięciutkim ręcznikiem. Miałam założyć na siebie majtki, gdy zorientowałam się, że nie wzięłam czystych. Grr. Opatuliłam się ręcznikiem i nie zaświecając światła podeszłam do szafy, wtedy usłyszałam ciche i powolne kroki na korytarzu. Zesztywniałam i nie odwracając się w stronę drzwi zerknęłam tam kątem oka. Ktoś bardzo powoli przeszedł koło moich drzwi i poszedł dalej nie zatrzymując się. Ciśnienie mi skoczyło przez tą tajemniczą osobę i dopiero po chwili zorientowałam się, że wstrzymywałam powietrze. Wypuściłam je i ubrałam się tu w pokoju. Kim on był? A z resztą co mnie to obchodziło... Popadałam w lekką paranoję, a na to nie mogłam sobie pozwolić. Opanowanie i spokój. Nabrałam dużą ilość powietrza i zamknęłam oczy. Zdenerwowanie może mnie zgubić, muszę więc się opanować. Usiadłam na łóżku i oparłam głowę na dłoniach. Co powinnam zrobić?
~Posprzątać!
Ironiczny głos mojej podświadomości doszedł do władzy i zniechęcił mnie jeszcze bardziej do wszystkiego.
~Lecz się, kobieto!
Nie zwracając na nią więcej uwagi, zrobiłam co mi kazała. W końcu wieczorem nie chciało mi się sprzątać, a rano... tym bardziej nie chciało, no i misja. Najpierw zabrałam się za ubrania, które posegregowałam według: brudne, ubiorę i czyste, i posprzątałam. Następnie poukładałam książki i pościerałam kurze. Nie było późno, a o ile mi było wiadomo, nie miałam w najbliższym czasie misji, więc nie musiałam iść spać wcześnie.
Gdy wreszcie udało mi się doprowadzić pokój do stanu względnie idealnego położyłam się na łóżku. Nie miałam ochoty na kolację, ale spać też mi się nie chciało. Co mogłam takiego zrobić?
Mogłam porozmawiać z kimś, kto odpowie na moje pytania. Przynajmniej niektóre.
Wstałam i miałam zamiar wyjść z pokoju nie przejmując się ubiorem, gdy przez szparę pod drzwiami przeleciał papierowy motyl. Podleciał do góry i wleciał mi na otwartą dłoń, a następnie rozłożył się. Czego ta Konan mogła chcieć?
Yahiko chce widzieć cię u siebie
K.
Żadnych emotek? Kompletnie nic... Co się mogło stać?
I nagle nabrałam powietrza, wiedząc co się stało.
Szybko założyłam buty i wybiegłam z pokoju wprost do gabinetu rudowłosego. Oj braciszku musimy sobie porozmawiać. Pędziłam przez korytarze, by jak najszybciej stawić się u celu. Ciekawiło mnie czy Konan u niego jest. Co jej nagadał? Ale gdyby nie była, to w takim razie skąd by wiedziała, że mam iść do Yahiko? Może skontaktował się z nią tylko po to, by mnie przyprowadziła... Ah! Dobrze, że już widziałam te przeklęte drzwi, bo bym chyba zwariowała. Bez pukania wpadłam do gabinetu, zła, zmęczona i w dupnym nastroju, ale takiego widoku to się nie spodziewałam.
-PUKA SIĘ!!!
Konan szybko z rumieńcami na policzkach wstała z kolan lidera, po czym stanęła za nim i położyła dłoń na jego ramieniu. Spojrzała na mnie i posłała mi jeden z jej uroczych uśmiechów. Ten mówił: jest dobrze.
-No... Kto się puka, ten się puka - dodałam uszczypliwie. Jego mina warta była tych słów. Konan natomiast parsknęła śmiechem, ale szybko zatkała usta. Czułam się zdezorientowana. Podeszłam do krzesła stojącego pod ścianą i przesunęłam je sobie prze samo biurko.
-Słyszałaś Konan? - Zerknął za nią, wskazując na mnie palcem. Wyglądał teraz jak siedmioletni chłopczyk, który pokazuje mamie osobę przezywającą go. Biedactwo, no...
-Konan możesz zostawić nas samych? Chciałabym porozmawiać o czymś z braciszkiem - dodałam mocny nacisk na ostatnie słowo i posłałam mu surowe spojrzenie.
Zachichotała, po czym pocałowała ukochanego w głowę, a wychodząc puściła mi oczko. Czyli nie jest źle... Ma szczęście. Faceci!
Rudowłosy westchnął, po czym oparł się na splecionych dłoniach i popatrzył na mnie dość poważnym tonem. Już wiedziałam, że żarty się skończyły. Jego wzrok i postawa trochę mnie ostudziły. Co miał aż tak ważnego do powiedzenia, że wyglądał tak przerażająco?
-Sakura?
-Co?
Nabrał powietrza i z zamkniętymi oczami wypuścił je.
-Tęsknisz za Konohą?
~Konoha...
Dlaczego teraz o to zapytał? Dlaczego nagle poruszył ten temat. Żołądek skurczył mi się, a po plecach przebiegły dreszcze. A to nie wróżyło nic dobrego. Spojrzałam na niego spod rzęs, starając się wybadać na czym stoję i jaki będzie temat rozmowy, ale jego poker face nic mi nie mówił. Zagryzłam wargę zastanawiając się nad odpowiedzią. Nie wiedziałam czy byłby nią usatysfakcjonowany. Nabrałam powietrza i wyczułam męskie perfumy, drewno oraz stary papier. Zerknęłam nad jego głową i zgarbiłam się. Przez ciągle wyprostowane plecy bolał mnie kręgosłup.
-Więc... To zależy. - Spojrzałam na niego. - Tęsknię za Tsunade. Była, wróć - jest dla mnie jak matka. Zawsze mi pomagała i wspierała nawet, a może zwłaszcza wtedy, gdy „prawdziwi" rodzice tego nie robili. Tęsknię też za przyjaciółmi. Byliśmy niesamowicie zgraną paczką. Chyba żaden rocznik nie był tak za sobą jak my. - Na moje usta wpełzł delikatny uśmiech. - Nie było dnia, żebyśmy się nie kłócili czy obrażali, ale zawsze na sobie mogliśmy polegać. Uwielbiałam też przesiadywać w szpitalu z dzieciakami. Były naprawdę...
Moje oczy się zaszkliły i musiałam spojrzeć na sufit, by łzy się cofnęły.
-Dlatego jestem rozdarta. Z drugiej strony cieszę się, że do was dołączyłam. - Posłałam mu ciepły uśmiech. Nie wiem skąd u mnie takie miłe zachowanie. Chyba przez to, że Konan była taka radosna. - Mam chłopaka, brata i bratową...
-No... - powiedział, gdy skończyłam mówić. Widziałam to ciepło w jego oczach. - I niedługo pojawi się mały dzieciak.
-Tak - potwierdziłam i spojrzałam na niego ostrożnie. - Jak zareagowałeś o dziecku?
-Hm... Nie powiem był to dla mnie szok. - Uniósł jeden kącik ust. Nie mogła się powstrzymać, no nie mogłam.
-No to współczuję Konan. Skoro nawet nie wiesz skąd się dzieci biorą...
Jego mina zrzedła, po czym spiorunował mnie wzrokiem.
-Patrzcie państwo. Uświadomiona się znalazła.
-Pff. Wiem skąd się biorą dzieci, braciszku. - Posłałam mu fałszywy uśmiech.
-Wiem co to sarkazm.
-W każdym razie cieszę się, że przyjąłeś to na chłodno. - Jego wzrok był beznamiętny, więc nie wiem o czym myślał. Postanowiłam kontynuować niedokończony temat. - Dlaczego wyskoczyłeś z Konohą?
Oparłam się o krzesło i założyłam nogę na nogę. Dłonie umieściłam pomiędzy udami, by nie zmarzły.
-Eh... Nie wiem czy ten temat cię zainteresuje, ale lepiej żebyś wiedziała... Naruto i Sasuke wrócili do wioski.
~Co?!!
Przez chwilę czas się dla mnie zatrzymał. Nie byłam teraz w gabinecie lidera Akatsuki, nie siedziałam teraz i nie rozmawiałam z bratem. Przed oczami miałam zawsze opanowanego i aroganckiego Uchihę, który patrzył na mnie pogardliwym wzrokiem i wiecznie uśmiechniętego i kochającego ramen Naruto. Dwie tak sprzeczne osobowości, które skoczyłyby za siebie w ogień. Widziałam Drużynę Siódmą z Kakashim kroczącym obok i prowadzącym nas. Był naszym przywódcą i mistrzem. Był kimś na kogo zawsze mogłam liczyć. Nim dołączyłam do ANBU i przestałam poświęcać mu czas. Po chwili znowu ujrzałam przyjaciół. Sasuke stał oparty o barierkę, ze spuszczona głową, zamkniętymi oczami i pogardliwym uśmiechem na twarzy. Naruto biegał w te i z powrotem po moście, krzycząc i wyklinając Hatake za spóźnienie. Jakby to było coś niezwykłego. Standard w wykonaniu senseia. I stałam tam ja. Po uszy zakochana w brunecie, który potrafił mnie jedynie obrażać i poniżać. Ale to się nie liczyło. Był ze mną w drużynie, przebywał ze mną na misjach... Liczyło się po prostu to, że BYŁ.
Ścisnęło mnie w żołądku, ale udało mi się powstrzymać odruch wymiotny. Chwała, że nic nie jadłam. Spojrzałam na Yahiko, który już nie siedział, a stał i oparty dłońmi na biurku nachylał się w moją stronę. Jego mina wyrażała zmartwienie i już wiedziałam, dlaczego wcześniej był tak poważny. Wzięłam głęboki oddech i uspokoiłam się. Serce odbijało mi się niemiłosiernie o klatkę piersiową. Podsunęłam się na krześle i zamknęłam oczy.
-Sakura?
-Od jak dawna wiesz?
-Od wczoraj. Dowiedziałem się chwilę przed tym jak wpadłaś do mojego gabinetu z Konan. Nie zdążyłem ci wtedy powiedzieć, a później Konan i dziecko... Całkowicie wypadło mi to z głowy.
Pokiwałam w zrozumieniu głową i zamrugałam kilkakrotnie. Przez dość długi czas nie opuszczałam powiek i teraz mnie oczy paliły.
-Od jak dawna już w niej są?
-Hm... - Potarł palcami po brodzie i spuścił wzrok na blat biurka.
~Patrz na mnie, bo nabiorę przekonania, że kłamiesz!
-Cóż... Dokładnie nie wiem. Ale już pewnie jakiś czas. Doszły mnie słuchy, że byli nawet na - podniósł palec ku górze - przynajmniej dwóch misjach. Więc na pewno koło miesiąca.
-Rozumiem. - Kiwnęłam głową i zamknęłam oczy. Yahiko chyba chciał wiedzieć jakie jest moje nastawienie do Liścia, by mógł spokojnie przekazać mi tą wiadomość. Może bał się, że na wieść o przyjaciołach ruszę do Konohy, całkowicie zapominając o Akatsuki. Pff. Debil. O nich się nie zapomina. O nich nie da się zapomnieć. Spojrzałam na niego jak już otwierał usta.
-Sakura...
-Uważam ten temat za zamknięty - ucięłam. Uzumaki i Uchiha to bolesna przeszłość. Zostawili mnie wtedy, kiedy ich najbardziej potrzebowałam. Rozumiem, że chcieli być silni. Przecież potęga to dla nich priorytet. Ale myślałam, że tylko Uchiha tak myślał. Nie spodziewałam się tego samego po Uzumakim. Prychnęłam.
-Sakura... Jest coś jeszcze?
~Coś jeszcze?
Chyba mnie już bardziej nie zaskoczy. Z tą myślą wpatrywałam się w fioletowe oczy brata, które nie miały podziału na źrenicę, tęczówkę i białko.
-Czy Konan wspomniała coś o Tobim i Kakuzu.
Na jego słowa usiadłam wyprostowana jak struna i z mordem w oczach spojrzałam na niego.
-Oczywiście! Dwóch debili się dobrało i teraz im się marzy zniszczenie jakiejś wioski.
-Pomaga im jeszcze Zetsu.
-Debil debila debilem pogania! - warknęłam zła jak osa. Otworzył szeroko oczy jakby nie spodziewał się takiego zachowania.
-Wiedziałem, że coś było nie tak, ale pozwoliłem im działać, by mieć niezbite dowody ich samowoli. I widocznie to był mój błąd.
-Co? - mruknęłam z duszą na ramieniu. Ten ton, te słowa... Nie wróżyły nic dobrego.
-Oni planują zaatakować Konohę.
~COOOOOOOO!!!!!!!!
Nie mogłam uwierzyć w słowa Yahiko. Były dla mnie nierealne i odległe jak galaktyka. To przecież bujda. I to na resorach. To przecież nie mogło się stać.
Cały świat mi się zawalił.
A! A może to jednak głupi żart? Chcą mnie wykiwać?!
Zaczęłam się histerycznie śmiać.
-To żart, prawda? - Chwytałam się ostatniej deski. Proszę...
Mój śmiech przeszedł w szloch. Nie mogłam złapać oddechu, więc przyłożyłam dłonie do piersi. Zamknęłam oczy, pod którymi pojawiły się łzy. Czułam dreszcze na całym ciele. Zrobiło się zimno. Tak potwornie zimno. Przecież to nie może być prawda.
-Sakura.
Usłyszałam jego spokojny głos, zgrzyt odsuwanego krzesła, i kilka kroków w moją stronę. Przez chwilę nie wiedziałam co robi, dopóki nie pociągnął krzesła, na którym siedzę do siebie. Otworzyłam oczy i widziałam jak stoi oparty o biurk, a ja siedzę między jego nogami.
-Chcę im pomóc... Muszę im pomóc.
-Tak się właśnie domyślałem. - Nachylił się i oparł głowę na mojej. Był to czuły braterski gest, który w pewien sposób uspokoił mnie. Tego właśnie potrzebowałam - wsparcia. Nie było ze mną Itachiego, musiałam zadowolić się Yahiko.
-Ja naprawdę muszę...
-Wiem, Sakura. To trudne.
-Trudne? To horror.
Po twarzy poleciały nowe łzy, które starła męska ciepła dłoń.
-Yahiko...
-Powiadom o tym Hokage.
Spojrzałam na niego niezrozumiale.
-Na razie na to ci pozwolę. Na razie! - Odsunął się ode mnie. - Wiem, że co jakiś czas kontaktujesz się z nią. Używasz podobnych sztuczek co Konan. - Uniósł lekko kącik ust.
Nie był o to zły? I skąd on wiedział?
Spojrzałam na niego i przetarłam rąbkiem koszulki po twarzy. Pociągnęłam nosem. Zdecydowanie potrzebowałam chusteczki.
-Co zamierzasz zrobić? - powiedziałam, po wcześniejszym odchrząknięciu.
Westchnął i spuścił głowę.
-Nie wiem jeszcze. Z jednej strony zdradzili mnie i działali za moimi plecami, przez co nie zamierzam im pomagać, z drugiej... Nie pomogę Konoha. W normalnych warunkach, albo bym pomógł Tobiemu lub zostawił to w spokoju. Nie mój problem. - Spojrzałam na niego zła i już otwierałam usta, gdy podniósł dłoń w geście obronnym. - Teraz ja mówię. Daj mi skończyć. Ale teraz jesteś ty... Omotałaś sobie Itachiego wokół palca. - Poczułam jak policzki mnie palą, dlatego spuściłam wzrok. - Więc zdaję sobie sprawę z tego, że jeżeli ty pójdziesz, to Itachi także... Eh. Jesteś kłopotem, Sakura - powiedział coś takiego, ale jego głos był wyjątkowo ciepły. Jakby to był komplement. - No i Konan. Eh!
Usiadł przed biurkiem i ponownie oparł głowę na splecionych dłoniach.
-Ale pomyśl tylko o tym, braciszku... Jakbyś stanął po mojej stronie, do końca życia byłabym ci wdzięczna! I w końcu dziecko miałoby się gdzie wychowywać. Organizacja to nie jest najlepsze miejsce. Weź jeszcze pod uwagę takiego psychola jak Hidan jako wujka... Dziecko ma spaczone dzieciństwo - dodałam teatralnie zasłaniając usta, by rozluźnić atmosferę, przy okazji przeciągając go na swoją stronę.
-Do...
Wtem rozległo się pukanie.
-Wejść!
-Wita... O cześć Sakurka.
Moim oczom ukazał się Kisame. Zerwałam się z miejsca i wskazałam na niego palcem z wystraszoną miną.
-Albo on! No weź - powiedziałam do rudowłosego, ale on nie uśmiechnął się mimo rozbawienia w spojrzeniu. - Pomyśl o tym.
-Co ja?! Sakura!
Ale ja już wyszłam z biura i udałam się do swojego pokoju. Tyle się teraz dowiedziałam, że... EH! Mózg mi pęknie. Złapałam się za włosy i weszłam do pokoju.
Dlaczego nie zdziwiłam się na widok siedzącej na łóżku Konan. Czytała książkę, która pewnie należała do moich zbiorów. A jakże, dorwała romansidło. Spojrzała na mnie, po czym odłożyła książkę na nocną szafkę. Nie odzywając się zajęłam fotel. Dopiero wtedy ujrzałam miskę z płatkami. Uniosłam zdziwiona brwi, a ta uśmiechnęła się jak wariatka.
-Deidara powiedział, że poszłaś zmęczona do pokoju, więc pewnie obstawiałam, że nic też nie zjadłaś.
-Dzięki Konan. - Posłałam jej jeden krótki uśmiech i z ochotą zabrałam się za pałaszowanie.
-Dość długo wam zeszło.
Zatrzymałam się z dłonią w połowie drogi do ust. Co miałam jej powiedzieć. Co ona wiedziała?
~Pewnie wszystko, HELOŁ!!!! Sypia z nim!!
-Musieliśmy omówić kilka kwestii.
Pokiwała głową i spojrzała w stronę drzwi.
-Zemdlał.
Zaczęła Konan pełna od emocji, a ja nie wiedziałam ani kto, ani kiedy, ani z jakiego powodu. Czasami zdarza jej się zaczynać od dupy strony. Widząc moją minę z zapałem zaczęła opowiadać.
-Yahiko. Gdy dowiedział się o dziecku.
Zakrztusiłam się płatkami, przez co Konan musiała interweniować.
„Hm... Nie powiem, był to dla mnie szok."
Szok? Zemdlałeś buraku.
-A co ci powiedział? - Usiadła z powrotem na łóżku. Spojrzałam na nią z ironicznym wyrazem twarzy, po czym ze śmiechem pokręciłam głową.
-Lepiej powiedz czy wiesz o ataku? - zapytałam pewna pozytywnej odpowiedzi. Zarumieniła się i to już była dla mnie odpowiedź.
-Wiesz, że Yahiko nie ma przede mną żadnych tajemnic.
-To dobrze, nie?
-Owszem. Choć czasami mam wrażenie, że to tylko dlatego, że nie ma nikogo bardziej zaufanego.
-To dobrze. - Nie spuszczałam z niej wzroku. - Bardzo dobrze, że Yahiko na tyle ci ufa, że mówi ci o wszystkim.
Skończyłam z kolacją i odłożyłam miskę na szafeczkę. Zdjęłam buty i podciągnęłam nogi pod siebie. Musiałam jeszcze coś wiedzieć.
-Jak już Yahiko się obudził... Co zrobił?
-Hm... Na początku nie mógł w ogóle do siebie dojść. Siedział przy biurku jak w transie. Jakby nie mógł w to uwierzyć.
-Wypomniałam mu już, że nie wiedział skąd się biorą dzieci... Biedak.
-A jak już się po GODZINIE! otrząsnął to... był przestraszony... Ale nie zły.
Pokiwałam głową. Fakt. Dobrze, że nie był zły. Może niedowierzanie i strach to niezbyt dobre reakcje, ale nie spodziewajmy się po kimś, kto jest liderem przestępczej organizacji radości na miarę tatusia roku. Grunt, że nie wściekł się.
-Ale...
-Jest już ok. Rano przyszedł do mnie do pokoju i wtedy na spokojnie porozmawialiśmy. Wiesz... on już oswoił się z tą myślą.
Nie odrywałam wzroku od niebieskich włosów, w których jak zwykle znajdował się biały papierowy kwiat.
-Co...
-Pomóż mi proszę przekonać Yahiko, by pomógł Konoha.
Uniosła wysoko brwi, a ja nie wiedziałam skąd taka reakcja.
-Nie powiedział ci?
-Czego nie powiedział? - Zaczynałam się gubić.
-Już podjął decyzję.
-Co? - dodałam bez tchu.
-Ma zamiar opowiedzieć się po stronie twojej wioski. Jak mógł ci tego nie powiedzieć? - Nie mogłam w to uwierzyć. Poważnie? Konan potwierdź to! - Zdaje sobie całkowicie sprawę z tego, że ruszysz na pomoc i nie będzie mógł cię zatrzymać. Ponadto Itachi poleci za tobą, tak jak pewnie Deidara. No i Hidan. Tylko liczy, że wpadniesz w jego łapska.
To akurat wiedziałam. Nie raz, nie dwa się do mnie dobierał. Wpatrywałam się w nią, aż głośno warknęłam.
-Dlaczego mi tego nie powiedział?
-Nie wiem, ale teraz musisz być przygotowana. W każdej chwili.
Dodała znacząco. O Boże! To za dużo dla mnie. Za dużo!!! Westchnęłam i oparłam się o zagłówek.
-Yahiko coś napomniał, że powinnaś się skontaktować... z sama wiesz kim.
Braciszek naprawdę wszystko jej mówił. Zamknęłam zmęczona oczy, ale teraz liczył się czas. Zerwałam się i sięgnęłam po papier z szuflady. Znalazłam tam też długopis, więc raz dwa zabrałam się za pisanie.
-Nie wiem...
-Chciałabym zobaczyć jak ty to robisz. Proszę...
-Mam kilka sposobów.
-Pokaż choć jeden. Plizik.
-Eh. No dobrze.
Zabrałam w dłonie kartkę, na której po zastanowieniu napisałam stosowne zdania.
Spojrzałam jeszcze na kobietę po czym dotknęłam moich włosów, z których wyjęłam jeden płatek różowego kwiatu wiśni.
Bursztynowe oczy patrzyły zafascynowane. Zbliżyłam obie rzeczy, po czym płatek pochłonął kartkę.
-WOW!!!! - krzyknęła, kucając na łóżku. Zaśmiałam się z jej miny. Wyglądała niczym dziecko przed magikiem, który pokazał jej właśnie swoją największą sztuczkę.
Po czym powstał niewielki wir, w którym płatek zniknął.
-Niesamowite.
-Dziękuję. Konan. Mam ochotę paść na ryj i nie wstawać przez dwa dni - jęknęłam. Miałam nadzieję, że sobie pójdzie.
-Oczywiście. - Wstała z wielkim bananem na twarzy i udała się do drzwi.
-Dziękuję za kolację. Pewnie sama byłabym zbyt zmęczona by sobie zrobić. Kocham cię.
-Ja ciebie też. Idź spać. Miałaś dziś ciężki dzień - powiedziała, gdy położyłam się do łóżka i przykryłam kołdrą po samą szyję. Zdjęłam oczywiście spodnie i teraz chłodny materiał mroził mi ciało. To kolejny minus braku Itachiego. - Dobranoc - powiedziała i gasząc światło, zniknęła na korytarzu.
A ja zmęczona jakbym nie spała od tygodnia i pracowała w kopalni, zamknęłam oczy. I to wystarczyło.
~Kurde... Nie powiedziałam Yahiko o Orochimaru.
#
W Konoha panował mrok rozświetlony przydrożnymi latarniami. Na ulicach co jakiś czas pojawiał się cywil, albo członek patrolującego oddziału. Wiał lekki wiatr, który poruszał drzewami.
W gabinecie Hokage, na biurku spała blondynka. Na meblu prócz jej głowy leżały stosy dokumentów i papierów. Shizune, która dopiero co wyszła z Archiwum, pokręciła głową zażenowana zachowaniem Kage.
~Jakby nie mogła udać się do domu...
Ton-ton jakby słyszała myśli brunetki poruszyła się niespokojnie, po czym chrumknęła.
-Powinniśmy ją obudzić? - zapytała podchodząc bliżej. W gabinecie było dziwnie ciemno. Na ogół nawet jeżeli Tsunade zasypiała to światło się paliło.
Shizune zmarszczyła brwi i nachyliła się nad przyjaciółką.
-Tsunade-sama. - Poruszyła ramię blondynki, ale kobieta uparcie pochrapywała. Gdy brunetka powtórnie nachyliła się nad Hokage, jedna z szyb w gabinecie pękła, a coś bliżej niezidentyfikowanego znalazło się na biurku. Głośny huk i pisk Shizune obudził wreszcie blondynkę, która zdezorientowanym wzrokiem patrzyła prosto przed siebie. Kawałki szkła leżały w promieniu metra od okna, na szczęście żaden nie doleciał do biurka ani Shizune.
-Tsunade-sama.
Piwnooka usiadła prosto i przeleciała wzrokiem po całym pomieszczeniu szukając sprawcy zamieszania.
-Shizune!!
Dopiero wtedy ujrzała leżący na biurku kunai, który z pewnością, rozbił szybę. Do broni przyczepiony był kawałek sznurka z kwiatem wiśni.
Źrenice blondynki, rozszerzyły się i w ekspresowym tempie załapała za metalowy przedmiot. Przygryzła kciuk po czym dotknęła nim jednego z płatków. W tej samej chwili wszystko zniknęło w kłębach dymu, a zamiast tego Hokage trzymała lekko żółtawą kartkę papieru z kilkoma zdaniami.
Pożar!!!
TRAWA podpala.
Liść spłonie.
Czerwony, nie zielony...
CZERWONY!!!
Kobieta była w szoku widząc treść.
~Przecież to... przecież to niemożliwe!
Krzyczała jej podświadomość. Ustaliły z Sakurą specjalny kod jakim będą się posługiwały.
-Tsunade-sama?
~Czerwony oznacza alarm. Ale dlaczego mam go podnieść, Haruno? I dodała to z tak dużym naciskiem! Liść to wiadomo, że chodzi o Konohę, a Trawa... Kusa-gakure? Przecież jesteśmy w pokojowym układzie! Że niby Trawa miałaby nas zaatakować? Haruno to się kupy nie trzyma...
Kobieta jęknęła głośno i spojrzała surowym wzrokiem na Shizune, która pod samym spojrzeniem struchlała.
-W tej chwili przyprowadź mi Orochimaru i Jirayę. Już!!!!
Głośny ton spowodował, że Ton-ton pisnęła i mocniej wtuliła się w brunetkę.
-T-Tak jest!
Shizune wybiegła pozostawiając Kage samą sobie. Ta natomiast usiadła z głową opartą na splecionych dłoniach i z uwagą czytała jeszcze dwa razy ten sam list. Wolała mieć absolutną pewność co do tych informacji, ale nie miałby kto ich podrobić. Zresztą po co?
~Żeby Konoha była w każdej chwili gotowa na atak??? Żadnemu przeciwnikowi by na tym nie zależało... No i... Nie, to muszą być potwierdzone informacje. Sakura by się nie myliła...
Tsunade żałowała tylko tego, że jej uczennica nie podała kiedy.
~Ale jeżeli napisała dwukrotnie czerwony to musi to być niedługo. Oj niedobrze, niedobrze...
Wtedy do jej gabinetu bez pukania weszło dwóch wysokich postawnych mężczyzn po pięćdziesiątce.
-Tsunade.
-Co się stało, że wezwałaś nas o trzeciej w nocy??
-Mamy poważny problem. - Jej spojrzenie było poważne, za to mężczyzn zdezorientowane, gdy ujrzeli okno.
-Zamach stanu?
-Przeciwnie. Dostałam ostrzeżenie o nadciągającym niebezpieczeństwie.
-To znaczy? Mów jaśniej.
-Sakura poinformowała mnie, że Trawa ma zaatakować Konohę.
Obaj unieśli wysoko brwi nie bardzo to rozumiejąc.
-Zaraz, Sakura?
Tsunade westchnęła i odchyliła się na krześle. Teraz przyszła pora na prawdę.
-Sakura miała zinfiltrować Akatsuki na moje usługi.
Widziała szok wywołany jej słowami i to była reakcja do przewidzenia.
-Więc Sakura nie odeszła do Akatsuki?
-Nie tak na poważnie. Eh... lepiej wam opowiem wszystko.
Wtedy do gabinetu przyszła Shizune.
-Mogłabyś zrobić nam herbaty, proszę?
-Tak jest!
-Otóż... kilka miesięcy temu członkowie Akatsuki zaczęli kontaktować się z Haruno. Wtedy postanowiłam, że dowie się o nich jak najwięcej. Tak byśmy byli bezpieczni, a zwłaszcza Naruto...
-A skąd masz pewność, że Haruno nas nie podpuszcza? Że to nie pułapka? - zadał pytanie Orochimaru zdając sobie sprawę z jej obecności podczas jego ostatniego spotkania z informatorem.
-Mam do niej bezgraniczne zaufanie. Równe z tym do Shizune.
-Jesteś pewna, że to nas nie zgubi?
Kobieta zacisnęła usta i spojrzała z pewną dozą pogardy, która w tej chwili nie była skierowana do żadnego
-Jeżeli Starszyzna się nie wtrąci, to tak.
-Wszystko co usłyszeliście teraz ma pozostać tajemnicą. Nie możemy nikomu nic powiedzieć, by nie wzbudzić podejrzeń ani chaosu.
-Wolałbym żeby ta informacja była potwierdzona w stu procentach.
-Dlatego też poczekamy z ujawnieniem jej. - Do gabinetu weszła Shizune. - Na razie zawiadomię najważniejszych członków ANBU po czym zaczniemy się przygotowywać do obrony i ataku.
-Tsunade-sama.
-O świcie chciałabym tu widzieć Shikamaru. Dobrze też, że nigdzie nie wysyłałam Uzumakiego i Uchihy. Będą tu na „w razie w". W końcu byli szkoleni przez dwóch sanninów. Chyba co nieco potrafią. Przydadzą się.
Powiedziała i wyciągnęła dłoń po kubek z herbatą. W tej samej chwili naczynie pękło.
-Zły znak...
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top