3.
Nad ranem obudził się w pustym łóżku, dałby sobie rękę uciąć, że był tu AW. Najwidoczniej przyszedł, gdy on już spał, a wyszedł, zanim się obudził. Natychmiast wydało mu się to dziwne, ale nie miał teraz głowy, by się nad tym dłużej zastanowić. Czekało go bardzo dużo pracy. Szybko doprowadził się do porządku, wziął szybki, zimny prysznic i ubrał się w mundur. Wychodząc z pokoju, sięgnął swoją pikielhaubę i udał się na dolne piętro. Mimo wczesnej godziny, krzątało się tu już wiele osób, tym razem wyjątkowo zaaferowanych.
– Maks, co się stało? – Zapytał CN, docierając do stołu i zwracając się do chudego mężczyzny, siedzącego przy małym stosiku papierków. Był to Republika Weimarska, tudzież po prostu Weimar, jak preferował nazywać go CN, by unikać wzgardzonego członu republikańskiego (zwłaszcza, że żadnej republiki tu nie było), jego asystent i chciał, nie chciał, zastępca. Dziwny, mało sympatyczny, z natury jakby nieobecny. Oczy miał wodniste, szaroniebieskie, cerę bladą, włosy w kolorze ciemnego blondu, lecz sprawiające wrażenie bezbarwnych. Wzrostu był średniego, był chudy, twarz miał pociągłą, w zestawieniu z potężnym CN wyglądał na kruchego. CN nie darzył go wybitną sympatią, co najwyżej tolerował, ale z braku alternatywy pracował z nim. Był solidny, punktualny i pracowity, a fakt, że niezbyt rozmowny, był mu nawet bardziej na rękę.
– Austro-Węgry wczoraj wieczorem wycofał się z wojny. Mamy piętnaście dni na całkowite wycofanie naszych wojsk z jego terenu. – Jego głos był równie bezbarwny co on sam. CN wytrzeszczył oczy, ale nic nie odpowiedział.
Szybko ruszył do telefonu, gwałtownie podnosząc słuchawkę i wykręcając numer do Austro-Węgier. Czekając na połączenie próbował przepracować w głowie to, co właśnie usłyszał. Był wściekły, ale nawet nie na AW, co na samą sytuację, ponieważ nagle jego szanse na wygranie tej wojny drastycznie spadły. Jednak przede wszystkim nie mógł zrozumieć, czemu Austro-Węgry nie skonsultował tego z nim, czemu nie dawał żadnych znaków, że coś jest nie tak. Czyżby bał się po ostatniej konfrontacji? Przecież to głupie, rzeczywiście był to pierwszy i jedyny raz, kiedy wybuchł na niego gniewem, ale przecież był to jednorazowy epizod, nie mógł przecież tak silnie na niego wpłynąć.
– Kurwa, o co chodzi? – Warknął, kiedy z słuchawki dochodziła do niego tylko głucha cisza. Nie odebrał nikt. Nie spodziewał się od razu połączyć z AW, w końcu ten mógł być teraz gdziekolwiek, ale zawsze odbierał jakiś operator, który następnie przekierowywał połączenie. CN był pełen obaw, bo albo AW nie odpowiada, ponieważ się boi, albo nie odpowiada, ponieważ nie jest już jego sojusznikiem i postanowił zerwać cały kontakt. Desperacko potrzebował się skontaktować z nim, potrzebował wiedzieć o co chodzi. Jedno, to że wciąż może spróbować go przekonać do zerwania zawieszenia broni, może nawet wysłać mu ludzi, by go wspomogli, ale drugie, co najważniejsze, musi wiedzieć o co chodzi. Bardzo nie chciał, by to odbiło się na ich prywatnej relacji, a brak jakichkolwiek sygnałów od AW wyjątkowo go niepokoił.
Wtedy rozległ się odgłos telegramu. CN odłożył słuchawkę i szybko ruszył do urządzenia, licząc, że to odpowiedź od AW. Chwycił w rękę kartkę i kiedy tylko przeczytał jej treść, od razu upuścił ją na ziemię. AW nie żyje.
***
Jego ciało było nienaturalnie powykręcane, wplątane w pajęczynę drutu kolczastego. Wyglądał, jakby klęczał, albo jakby ktoś ciągnął go do góry. Czubkami butów dotykał rozmiękłej ziemi, jego kolana były ugięte, a on sam był skręcony nieco w lewo. Dalej jego ciało opadało w dół, a pierś ponownie unosiła się w górę, wyginając go w dziwny łuk. Ręce miał wysoko uniesione, zgięte w łokciach, dłonie swobodnie zwisające, a głowę spuszczoną nisko, tak, że żuchwą dotykał swojej piersi. Wyglądał, jak marionetka, której sznureczki podwiązane do rąk pociągnięto do góry, a wszystkie inne puszczono, pozwalając reszcie ciała bezwładnie wisieć.
Drut oplatał jego ciało, najsilniej wbijając się pod pachami. Twarz miał poharataną, pojedynczy sznurek drutu wbił się tuż pod żuchwę, wtapiając się w jego szyję. Jego śnieżnobiały mundur miejscowo kompletnie zabarwił się na brudny szkarłat zakrzepniętej krwii. Sądząc po skrawkach materiału i krwawych strzępków na drucie, upadek musiał być gwałtowny i silny, a skala obrażeń na jego ciele wskazywała, że jeszcze próbował się oswobodzić, lecz jedynie zaplątał się bardziej.
CN martwym wzrokiem obserwował jak saperzy próbują wydostać ciało z drutu. Kilkukrotnie na wskutek nieostrożnego ruchu, zwłoki ponownie zaczepiały się o kolce, które wtapiały się w ciało i szarpały skórę. Cesarstwo nagle poczuł się bardzo słabo i bezradnie opadł na ziemię, nie zważając, że siada w błocie, po prostu patrzył, wciąż nie do końca pojmując to, co się wydarzyło.
AW zaplątał się jak mucha w pajęczynę, więc nie obeszło się bez nożyc do drutu i dopiero po ponad godzinie zmagań udało się go oswobodzić. CN wstał i bez słowa odebrał ciało, biorąc je na ręce. Nikt nie odważył się mu sprzeciwić.
W tej chwili bardzo chciałby umieć płakać, jednak kiedy całe dzieciństwo boleśnie karany był za każdą uronioną łzę, a każdy objaw wzruszenia czy smutku był tępiony, to teraz, kiedy przed nim rozciągał się najpotworniejszy i najbardziej druzgocący obraz, jak w życiu zobaczył, to nie mógł wydobyć z siebie żadnych emocji. Po prostu przytulił zimne ciało mocno do swojej piersi i patrzył tępo w zakrwawione kłęby drutu. Ręce mu drżały, pierwszy raz w życiu poczuł tak silny cios, jak dzisiaj. Tak silny, że nie mógł sobie z jego ciężarem poradzić, nie był w stanie niczego zrobić, po prostu siedział struchlały, tuląc do siebie zwłoki ukochanego. Nie mógł zrozumieć jak do tego doszło, nie mógł w ogóle pojąć, że Austro-Węgry nie żyje. Jak to się stało, że znalazł się tutaj i skończył w tym drucie, dlaczego był sam? To nie mogła być ani szybka, ani bezbolesna śmierć – musiał konać tu dość długo, sam, w nieludzkich cierpieniach.
– Oh Franz… – wyszeptał tylko cicho i oparł swoją głowę o jego ramię. – Co ja zrobię bez ciebie?
Co on zrobi bez jedynej osoby, z którą kiedykolwiek udało mu się nawiązać jakąkolwiek więź emocjonalną? Dopiero przy AW nauczył się odczuwać radość i prawdziwe emocje, z nim był gotowy wygrać, lub przegrać tą wojnę. Teraz, bez niego już na zawsze pozostanie sam, nie ważne jak skończy się dla niego ta wojna, chociaż jej losy zdawały się być już i tak przesądzone.
***
Po paru miesiącach wyrwali go z letargu i zawlekli do Wersalu. Było to w dokładnie w tym samym miejscu, w którym przed laty z dumą ogłaszał zjednoczenie. Wtedy to on był zwycięzcą, naprzeciw niego siedział Francja, przybity i pokonany, wciąż nie pogodzony do końca ze śmiercią Drugiego Cesarstwa Francuskiego, a przede wszystkim z klęską. Dziś sytuacja była ironicznie podobna do tego dnia, lecz odwrócona; to on siedział tu, jako pokonany. Naprzeciw niego znowu siedział Francja, spoglądał na niego z góry, z czystą nienawiścią. CN nie pozostawał mu dłużny, patrzył na niego z wilka i gdyby tylko miał możliwość i siły, własnoręcznie by go udusił.
Upokorzony, demonstracyjne wprowadzony na Salę Lustrzaną w towarzystwie uzbrojonej straży, z lufami karabinów wycelowanymi w jego plecy, tak jakby miał rzucić się na zgromadzonych. Wszyscy patrzyli na niego z pogardą i wyższością, oto jest, kozioł ofiarny Wielkiej Wojny, blady, zgarbiony, w cywilnym ubraniu; nie pozwolili mu nawet zachować godności i założyć munduru. On jedyne co mógł, to siedzieć tu jak skazaniec i obserwować ich wszystkich spode łba, jak zagnane w pułapkę dzikie zwierzę patrzy na myśliwych.
Obok niego siedział Weimar, całkiem blady i spięty, najwidoczniej jeszcze bardziej niż aliantów, bał się teraz CN. Przywitał się cicho z Cesarstwem, ale ten nie odpowiedział, jedynie rzucił mu wrogie spojrzenie. Jeśli na tej sali znajdował się ktokolwiek, kogo CN darzył obecnie większą nienawiścią, niż Francję, to był to właśnie on, podły tchórz i zdrajca. Kiedy sytuacja na froncie była coraz bardziej kryzysowa, on walczył dalej, robiąc wszystko, by kontynuować walki i by ponownie ruszyć z ofensywą, a Weimar wtedy planował przewrót i szykował się by zawrzeć pokój z Ententą. I kiedy CN był najsłabszy, zdruzgotany śmiercią AW, to on bezwstydnie wbił mu nóż w plecy, odebrał władzę i poddał się aliantom.
Pod nos podsunęli im warunki pokoju. CN znał je na pamięć, miał dużo czasu by je przyswoić i pogodzić się z nimi. Republika Weimarska jedynie westchnął, jego ręka lekko zadrżała, gdy brał w nią pióro, ale nie opierał się i złożył podpis na dole arkusza. Podsunął pióro i papiery w stronę CN, lecz ten nawet nie drgnął. Pozostał w tej samej pozie, z zaciętym wyrazem twarzy i surowym wzrokiem wlepionym w blat stołu. Po chwili niezręcznej ciszy Weimar wyszeptał.
– Otto, będzie lepiej, jeśli to po prostu podpiszesz. – CN skrzywił się gniewnie i tylko spojrzał na niego z ukosa. Zacisnął pięści, czuł na sobie oceniający wzrok wszystkich zgromadzonych, od Weimara niemal promieniowała panika. Czyżby obawiał się, że to on poniesie konsekwencje, jeśli on odmówi podpisu? Jeśli tak, to bardzo dobrze, CN nie ma zamiaru mu niczego ułatwiać. Uniósł głowę, spoglądając po kolei na każdego obradującego i w końcu odezwał się.
– Dlaczego przed laty do Wiednia zaprosiliście Cesarstwo Francuskie, tyrana, wspólnego wroga całej Europy i obradowaliście z nim, jak z równym, a mnie dziś w Wersalu traktujecie jak zbrodniarza i każecie przyjmować mi cały ciężar wojny?
– Nikt nie dał ci prawa głosu! – Zawołał Francja, z gniewem uderzając dłonią w blat stołu. Wspomnienie jego wielkiego krewnego musiało go łatwo sprowokować. CN wlepił w niego płonący gniewem wzrok.
– Nie pogarszaj sprawy. – Wycedził przez zęby Weimar, łapiąc CN za ramię. Mężczyzna gwałtownie odrzucił jego rękę, a za jego plecami rozległ się odgłos odbezpieczanych karabinów, które wciąż były wycelowane centralnie w niego.
Pochylił się nieco, zamknął oczy i podparł głowę ręką, ściskając skronie. Powoli tracił ostatnie chęci do stawiania oporu. Po co mu to było? Teraz już i tak wszystko stracone, honoru już nie odzyska, wojny nie wznowi, nie wygra, nie zostało mu już nic. Już lepiej po prostu odpuścić i cicho odejść. Gdyby tylko AW był tu przy nim, to może byłoby mu łatwiej, może gdyby żył to nawet wizja życia do końca na wygnaniu nie byłaby taka przybijająca. Może lepiej by go tu i teraz rozstrzelali, przynajmniej oszczędziłby sobie wstydu.
W końcu chwycił pióro i krótkim ruchem podpisał się obok Republiki Weimarskiej. Opadł na oparcie i patrzył pustym wzrokiem przed siebie, czując jak ogarnia go obojętność. Ah, niech się dzieje, co ma być, to już nie jego problem. To Weimar będzie płacił reparacje i radził sobie ze stratami wojennymi, jego internują za granicę, ogrodzą wysokim murem i dadzą zdechnąć w zapomnieniu. I kiedy wyprowadzali go pod bronią z Sali Lustrzanej, to już nawet nie obchodziły go bluzgi rzucane w jego kierunku, szedł przed siebie kompletnie automatycznie, pozbawiony już jakichkolwiek emocji.
Teraz kiedy na zawsze zostawił za sobą politykę, ponownie uderzył w niego dojmujący smutek, jeszcze silniejszy, niż jakiekolwiek uczucia, jakie wywoływała u niego przegrana wojna, czy haniebny pokój. Znowu dotarło do niego, że pozostał sam, że AW nie żyje i nigdy nie wróci, że nie spędzą razem wygnania, że już nigdy nie uzyska komfortu w postaci kontaktu z drugim człowiekiem. Gdy zamykał oczy, widział grube pęki drutu kolczastego i zaplątane w nie powykręcane, poszarpane ciało Austro-Węgier.
***
Następne lata CN spędził na wygnaniu. Jego sytuacja była o tyle komfortowa, że Weimar pozbawiając go władzy, przejął również na siebie ciężar sankcji po wojnie, natomiast jedyne co dotyczyło jego, to kompletna izolacja i odejście od polityki raz na zawsze. Dlatego mieszkał w niedużej rezydencji poza granicami Niemiec, Holandia jako państwo neutralne zgodził się przyjąć go na swoim terytorium, oczywiście z dala od wszystkich ośrodków miejskich. Nie mógł opuszczać wyznaczonego mu terenu, który ogrodzony był wysokim murem i stale strzeżony przez uzbrojonych strażników, ale mógł przyjmować gości. Właściwie, to jego zesłanie bardziej przypominało emeryturę, miał wszystko, co potrzebował do życia, a gdyby potrzebował czegoś więcej, to wystarczało, by o to poprosił.
Z początku nie mógł znieść takiego życia. Wściekał się, nie mógł przyzwyczaić się do tego miejsca, nie wiedział, co ze sobą zrobić, ale z czasem zaczął się przyzwyczajać. Większość czasu spędzał na rąbaniu drewna, czytaniu i malowaniu. Rąbał drewno dla sportu, by nie zgnuśnieć, czytał by zabić czas i robił to na głos, tak jakby czytał AW, a malował, bo nigdy wcześniej nie miał na to czasu ani nawet wybitnej ochoty. Mimo wszystko właściwie nie był w stanie odczuwać przyjemności. Po prostu żył jako pasożyt na utrzymaniu innych i wykonywał te wszystkie, bezcelowe, emeryckie czynności. Właściwie to nie odczuwał już nic, jego całe jestestwo stało się kompletnie wyprute z jakichkolwiek emocji. Co jakiś czas łapała go nostalgia, gdy myślał o czasach swojej świetności, a czasem bezkresny smutek i tęsknota za AW, lecz przez znaczną część czasu nie czuł po prostu niczego.
Po wielu latach postanowił odwiedzić go Wielka Brytania. CN przyjął go z odrobiną zdziwienia – nie spodziewał się, że ktokolwiek z jego dawnych przeciwników zjawi się u niego. Lata minęły, silne emocje opadły, z resztą z Brytanią i tak miał cieplejsze stosunki, niż z Francją. Z nim był w stanie nawet podczas wojny pozwolić sobie na świąteczne zawieszenie broni, a poza tym szanował go jako rywala. Dlatego dziś zdecydował się go wpuścić.
– Co cię sprowadza? – Zapytał, otwierając mu drzwi.
– Witaj Otto. – Przywitał się grzecznie Brytania, chwilę zawieszając na nim wzrok. Pewnie nie uszło mu, że CN nieco się zmienił, posiwiały mu skronie, zrobił się jakby mniejszy, lekko się przygarbił. Nie nosił też już munduru, zachował jedynie pikielhaubę. – Czysta ciekawość, tak szczerze. Chciałem zobaczyć co u ciebie.
– Czyżbym w świetle obecnych wydarzeń nie był już taki straszny? – Zapytał, wpuszczając go do środka.
– Oh daj spokój. Ty przynajmniej byłeś równym przeciwnikiem. – Brytania zaśmiał się niezręcznie i wszedł za nim. Zatrzymał się gwałtownie, rozglądając się po pomieszczeniu. Nie żeby bywał wiele razy u CN, ale wyraźnie zapamiętał, że jego mieszkanie i miejsce pracy były zawsze maksymalnie minimalistyczne i w idealnym porządku. Tutaj może nie było bałaganu, ale zdecydowanie było w nim nienaturalnie dużo przeróżnych przedmiotów, książek, obrazów, historycznej broni i innych gratów… oraz pęczków drutu kolczastego, ustawionych w różnych częściach domu.
– Napijesz się czegoś?
– Poproszę. Herbaty, jeśli można. – Zaczął niepewnie rozglądać się po pomieszczeniu, przyglądając się wszystkiemu z najwyższą uwagą. – Jak ci się tutaj żyje?
– Nijak. – Odparł CN stawiając dwie filiżanki na kawowym stoliku.
Brytania zatrzymał się przed gablotą. Za szybą znajdował się biały mundur z czerwono-biało-czerwoną szarfą i złotymi emblematami, a powyżej podwieszone były dwie opaski na oczy.
– Mundur Austro-Węgier? I jego opaski…
– Tak. – Burknął pod nosem Cesarstwo. – Tak jak większość rzeczy tutaj. Zgromadziłem je na pamiątkę po nim i by nie poszły na śmieci.
Anglik pokiwał głową ze zrozumieniem i poszedł dalej. Rzeczywiście, znalazł tu więcej rzeczy po AW, a między nimi kilka oprawionych zdjęć przedstawiających go i CN, zarówno pozujących do oficjalnej fotografii, co i na nieformalnych zdjęciach, wyglądali na szczęśliwych. Odwrócił się, odchodząc od zdjęć, nie chciał naruszać prywatności CN. Usiadł na fotelu i napił się herbaty. Spojrzał na wiszący na przeciwległej ścianie olejny obraz przedstawiający AW.
– Co się z nim tak w ogóle stało? Słyszałem, że znaleźli go martwego zaledwie dzień po tym, jak podpisał akt kapitulacji. Nie ukrywam, że nawet podejrzewaliśmy, że… Nie obraź się proszę, to nic osobistego, po prostu mówię jak było. Podejrzewaliśmy, że ty go załatwiłeś… w przypływie gniewu.
– Nigdy nie podniósłbym na niego ręki. – Stanowczo odparł Cesarstwo, wlepiając karcące spojrzenie w Wielką Brytanię.
– Tak, tak, teraz to wiem. Wtedy chyba też wiedziałem, ale Francja wyjątkowo mocno forsował tę tezę. Mówił, że AW był nadzwyczaj roztrzęsiony, kiedy podpisywał akt kapitulacji. Twierdził, że nigdy nie widział go tak przerażonego.
– Ja wiem, że był zdenerwowany i coś go męczyło, ale myślałem… sam nie wiem. Nie myślałem. Może gdybym myślał, to nie zobaczyłbym go wtedy martwego… wplątanego w drut kolczasty.
– Boże, jak to? Co ty mówisz? – Wielka Brytania prawie wstał.
– No w drut. Po prostu. Był wplątany w drut kolczasty, cały poszarpany i martwy.
– Dobry Boże, co za straszna śmierć. Myślisz, że… – Zaczął niepewnie Brytania, spoglądając z lękiem na CN.
– Wolę nie mówić, co o tym myślę. – Odpowiedział cicho i niemal bezbarwnie. – Ta myśl napawa mnie strachem.
Zapadła ciężka cisza. CN siedział bez ruchu, niczym posąg, Wielka Brytania nerwowo obracał w dłoni filiżankę, przelewając w niej resztki herbaty.
– Nawet nie wiedziałem, że coś między wami było. – Przyznał, uśmiechając się lekko w kierunku ponurego Niemca. – To znaczy oczywiście, że krążyły jakieś plotki, wielokrotnie sam je słyszałem, ale wiesz jak jest z plotkami. Dlaczego tak? Czemu to ukrywaliście?
– Ukrywaliśmy? Niczego nie ukrywaliśmy, po prostu nigdy nie było potrzeby wynoszenia tego na zewnątrz. – Stwierdził obojętnie CN. – Zwłaszcza, że ponoć każdy się i tak domyślał.
– Domyślał to duże słowo. Nikt wcale nie był niczego pewien. Trzymaliście się nad wyraz blisko, to prawda, Austro-Węgry zdawał się być przy tobie wyjątkowo swobodnie zachowywać, ale nikt nie miał do niczego pewności… Zwłaszcza, że po tobie nie dało się niczego domyślić.
Cesarstwo uśmiechnął się nieznacznie i pokiwał głową.
– Cóż, tak zostałem nauczony. Aby wszystko co prywatne zachowywać dla siebie. Nie wiem nawet, czy umiałbym wybitnie pokazać po sobie, że coś rzeczywiście było. Teraz… może, dużo się u mnie pozmieniało przez te lata, ale wtedy, na pewno nie.
– Widzę, że się pozmieniało. Chyba nigdy z twoich ust nie usłyszałem tak długiej wypowiedzi dotyczącej siebie samego. Niesamowite.
Usta CN znowu drgnęły w lekkim uśmiechu, lecz po chwili znowu się zasępił. Przez moment siedział bez ruchu, patrząc w pustą filiżankę po herbacie, a potem znowu podniósł wzrok na Brytanie.
– Po co tak właściwie przyjechałeś? Domyślam się, że wcale nie po to, by sprawdzić co u mnie. – Zapytał, zwężając oczy i przyglądając mu się podejrzliwie.
– Po części tak. Tak właściwie, to chciałem poznać twoją opinię na temat tego, co się dzieje. Co o NIM sądzisz?
– NIM? – CN uniósł brwii i uśmiechnął się kpiąco. Czyżby Brytania bał się wymówić jego imię? A może sprawdza, czy domyśli się od razu, o kogo chodzi? – Domyślam się, że masz na myśli Trzecią Rzeszę, prawda? Był u mnie niedawno, niedługo przed wojną.
– I co?
– I nic. – Cesarstwo wstał. Wedle swego zwyczaju, zaczął powoli kręcić się po pokoju. Wielka Brytania obserwował go, jak łazi w kółko. Niemiec, jakby na złość, nie elaborował. Nie rozwijał wątku, nie kontynuował, tak, jakby nie było już nic więcej w tej sprawie do opowiedzenia.
– Jak to ,,nic”?
– No nic. Przyjechał dokładnie tak samo, jak ty. Na pozór towarzysko, a w rzeczywistości, by mnie sprawdzić. Z tą różnicą, że on nie za bardzo umie udawać sympatycznego. Pytałeś mnie, co o nim sądzę. Prawda jest taka, że właściwie go nie znam, twarzą w twarz rozmawiałem z nim dwa razy, wtedy i trochę wcześniej, przyjechał odwiedzić mnie po tym, jak objął władzę. Nie lubię takich ludzi jak on, jest w nim coś po prostu paskudnego. Nie jestem w stanie dostrzec w tym człowieku niczego, co wzbudziłoby moją sympatię. – Zamilkł na chwilę, po czym kontynuował. – Jeśli mam być z tobą szczery, to w ogóle nie podoba mi się, co robi. Nie mogę patrzeć co robi z moim krajem, jak niszczy to co budowałem i przerabia to na swoje. Proponował mi, że mnie stąd wyciągnie, jeśli zgodzę się z nim współpracować… Odmówiłem, powiedziałem, że nie chcę być jego maskotką i reklamować swoją twarzą jego ideologii. Nie chcę się przyczyniać do niszczenia Niemiec. Wściekł się na mnie, ale nic nie mógł zrobić.
Zamyślił się. Skrzywił nieco, po czym spojrzał na Brytanię.
– Ale wiesz co? Jeśli rzekomo mści się w moim imieniu, to dobrze. Mam nadzieję, że przynajmniej wyrządzi wam trochę szkód. Nie będę was opłakiwał, jeśli w przypływie swojej morderczej ambicji wybije was wszystkich w pień. – Wyszeptał. Wielka Brytania wytrzeszczył oczy na skutek nagłej zmiany tonu. CN po chwili zaśmiał się beztrosko i z powrotem usiadł. – Z resztą, co mnie to obchodzi. Tak naprawdę to mam to gdzieś, nie moja sprawa co zrobi on, nie moja sprawa co zrobicie wy. Radźcie sobie sami.
– Miło, że przynajmniej jesteś szczery. – Skrzywił się Brytania.
– A ty? Też przyjechałeś do mnie aby mnie zwerbować jako maskotkę? Mam się opowiedzieć po waszej stronie?
– Nie. Jak pewnie wiesz, jego wojska się tu zbliżają. Przyjechałem zaproponować ci azyl.
CN uśmiechnął się cynicznie, ale darował sobie komentarz na temat obiecanego azylu dla IR w trakcie jego wojny domowej.
– Nie, dziękuję. Poradzę sobie tutaj.
– A co kiedy przyjdzie? Zabierze cię siłą lub zabije.
– Nie bój się o to. – Powiedział cicho i wlepił wzrok w obraz AW. – Nie zastanie mnie.
--------------------------------------
Cóż mogę rzec. Mam nadzieję, że się podobało, mimo swojej niedużej objętości i braku "szczęśliwego" zakończenia. Ot, jak wspominałem we wstępie, była to dość spontaniczna książka. Tak się składa, że zaczynając ją katowałem właśnie Pierwszą Wojnę Światową na olimpiadę historyczną i na tyle się wkręciłem, że przebudziła się we mnie jakaś dziwna motywacja do CH.
Może w przyszłości napiszę więcej krótkich opowiadań, pewnie skończę "Nieugiętego", może zrobię coś innego
Macie na zdrowie troszkę artów związanych luźno z opowiadaniem + oficjalny wygląd postaci
(ten trochę niezwiązany, ale od niego się zaczął kształtować pomysł na opowiadanie. Tak więc art trochę bardziej symboliczny)
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top