1.


Cesarstwo Niemieckie wysiadł z automobilu. Zmarszczył brwi, postawił kołnierz długiego, skórzanego płaszcza okopowego i poprawił na głowie swoją nierozłączną pikielhaubę. Z nieba zacinał rzęsisty deszcz, tworząc między kostkami brukowymi małe rzeczki, zlewające się w duże kałuże w miejscach, gdzie nawierzchnia lekko się zapadała. Otworzyły się tylne drzwi, a z nich wysiadł młody mężczyzna, w przetartej, skórzanej kurtce i z kaszkietem na głowie.

– Tutaj muszę cię zostawić. – Powiedział CN, odwracając się do stojącego za nim chłopaka. – Mam parę spraw do załatwienia, z resztą jechanie tak blisko linii frontu byłoby ryzykowne.

– Rozumiem, dam sobie radę. – Powiedział uprzejmie ZSRR. Niemiec uśmiechnął się i poklepał go po ramieniu.

– Cieszę się. Życzę powodzenia, pamiętaj na co się umawialiśmy.

– Dziękuję, będę pamiętał. Wiesz może o której mam pociąg? – Zapytał, zarzucając na plecy plecak i starannie regulując linki.

– Za półtorej godziny. – Odparł CN, zerkając na kieszonkowy zegarek. ZSRR pokiwał głową. Nic nie powiedział, ale jego nieszczęśliwy wzrok skierowany w niebo, z którego lały się strugi deszczu, był wystarczająco wymowny, nawet jeśli nie intencjonalnie. – Wiesz co... jeśli chcesz, możesz pójść ze mną. Nie będziesz mi przeszkadzał w rozmowie z Austro-Węgrami, a przynajmniej nie przemokniesz.

ZSRR z wdzięcznością pokiwał głową i ruszył za Cesarstwem. Weszli do niewielkiego, ale eleganckiego budynku, gdzie w holu czekał już Austro-Węgry.

Był to dość drobny mężczyzna, ubrany w schludny biały mundur i wysokie, starannie wypastowane buty. Raczej chudy, z wzrostu przeciętny, a nawet nieco niższy niż przeciętny. Włosy miał brązowe, starannie zaczesane do tyłu, wyraz twarzy wyniosły, lecz co najbardziej przyciągało uwagę, to jego opaski na oczy, stylizowane na obydwa herby z flagi konsularnej państwa.

– Witaj, Österreich-Ungarn. – Przywitał się oficjalnie CN, ściskając dłoń mężczyzny, lecz nie oponował, gdy ten po nieco dłuższym uścisku, przytulił go. – Oh, przestań, jestem cały mokry... – wyszeptał po niemiecku, lekko głaszcząc go po plecach i po chwili uwalniając się z jego objęć, czując się lekko zażenowany, wiedząc, że Bolszewik ich obserwuje. Nie znosił krępującego uczucia towarzyszącego mu za każdym razem, gdy jakaś osoba trzecia widziała go w sytuacjach tak prywatnych, jak chociażby kontakty z Austro-Węgrami.  – Przyprowadziłem na chwilę ZSRR, nie chciałem by mókł na peronie, nie będzie w niczym przeszkadzał...

– Dzień dobry. – Przywitał się grzecznie ZSRR, ale CN doskonale widział, że jest zawstydzony. Przez chwilę patrzył się na opaski na twarzy AW, lecz łapiąc karcące spojrzenie Niemca, szybko opuścił wzrok.

– Miło cię poznać, ZSRR. Cieszę się, że zdecydowałeś się na współpracę. – Uśmiechnął się Austro-Węgry, ściskając dłoń Rosjanina, lecz tym razem krótko i krzepko.

– Cóż, powiedzmy, że to po prostu zbieżność interesów. – Powiedział uprzejmie ZSRR. Oczywiście, że tylko zbieżność interesów i CN wcale nie łudził się, by w innych okolicznościach nawiązali współpracę. Mimo wszystko, idąc odwieczną zasadą "Wróg mojego wroga jest moim przyjacielem", postanowił przymknąć oko na niepokojące go poglądy komunisty i ku obopólnej korzyści przerzucić go bezpiecznie z powrotem do Rosji, a po wyeliminowaniu IR, podpisać z nim pokój. Może nie darzył go głębokim zaufaniem, ale przynajmniej uważał go za znacznie sympatyczniejszego i bystrzejszego od tego tępego zarozumialca IR.

– Jugosławia! – Zawołał AW. – Podejdź proszę, zająłbyś się gościem, kiedy ja będę rozmawiał z Cesarstwem!

– Proszę się nie kłopotać... – Zaczął ZSRR, ale AW uciszył go machnięciem ręki.

– Nie będziesz stał w wejściu, a ja nie chciałbym, byś sam się kręcił po budynku. Oczywiście nie bierz tego personalnie, ale zdajesz sobie pewnie sprawę w jakich czasach żyjemy. Jugosławia! – Krzyknął znowu, po czym uśmiechnął się przepraszająco do ZSRR.
Zza łuku wychynął chłopaczek w wojskowym mundurze, asystent Austro-Węgier. Na jego twarzy malował się obraz wyraźnej irytacji, najwidoczniej przywykł, że jego przełożony nie jest w stanie zobaczyć jego mimiki.

Jugosławia zasalutował, strzelając butami i wymamrotał ciche potwierdzenie polecenia, po czym skinął głową do ZSRR i odprowadził go w stronę jednego z salonów.
AW i CN przez chwilę stali naprzeciwko siebie, aż w końcu Habsburg cicho się roześmiał, dotykając ręką swojego munduru, który zamoczył się przez kontakt z Niemcem.

– Mein Gott, naprawdę mokry jesteś, jak to się stało?

– No jak, znowu leje deszcz. – Odparł CN, odwieszając przemoczony płaszcz na wieszak w holu i ruszył za Austro-Węgrami w górę schodów.

– Okopy pewnie znowu pływają. – Westchnął mniejszy mężczyzna, wspinając się po schodach.

– Mam nadzieję, że to już kwestia paru tygodni i będziemy mogli to kończyć. Jeśli wszystko dobrze pójdzie, już niedługo nie będziemy musieli przejmować się IR, na pewno ułatwi to nieco pracę.

– Sądzisz, że ten chłopak coś zdziała? Nie sprawiał wrażenia wybitnie groźnego. – AW bardzo sprawnie przemieszczał się po zawiłych i pozastawianych korytarzach posiadłości. Wszystko tu miało swój idealny porządek i swoje miejsce, choć nie do końca oczywiste. Austro-Węgry lubił zbierać rzeczy, lubił przepych i sztukę, nawet jeśli w tak dużym stopniu nie mógł jej doświadczyć. Był maniakalnym kolekcjonerem, wszędzie coś stało, co niezwykle kontrastowało z minimalizmem jakim otaczał się na co dzień CN. Sprawiało to, że był tu bardziej zagubiony i częściej prawie w coś wpadał, niż AW, który pewnie szedł przed siebie, zawsze wiedząc kiedy skręcić, lub ominąć przeszkodę. Nawet nie miał ze sobą laski, ani jakiejkolwiek asysty, z wyjątkiem Cesarstwa, który jedyne co mógł, to w razie czego go złapać, gdyby ten się przewrócił.

– Liczy się to, że zaszkodzi IR. – Odpowiedział CN. – Nikolaj to wrak i nie potrzeba wiele, by go wykończyć. Wystarczy mała iskierka od wewnątrz, a wszystko runie. Z resztą, na moje oko, ZSRR zdaje się być dość ambitny, poradzi sobie.

– To może być problemem w przyszłości. – AW w końcu dotarł do odpowiednich drzwi. Otworzył je i zaprosił CN do środka.

– I pewnie będzie. Ale póki co, jest naszym mimowolnym sojusznikiem, dlatego w naszym interesie jest ułatwienie mu usunięcia IR. – Wchodząc do prywatnego pokoju AW, natychmiast poczuł zmieniającą się atmosferę. Poczuł się lżej i spokojniej. W niewielu miejscach czuł się tak komfortowo, jak tu.

Zdjął swoją ukochaną Pikielhaubę, ostrożnie odkładając ją na komodę i przeczochrał włosy, wzdychając z ulgą. Podszedł do AW i złapał go od tyłu, przytulając się do niego.

– Otto! Matko, nie skradaj się tak. – Zawołał zaskoczony AW i zaśmiał się, kiedy CN wtulił się w niego. – Już wolę, kiedy tupiesz jak piechur, niż gdy przemieszczasz się tak bezdźwięcznie.

– Przepraszam. Nie chciałem cię wystraszyć. – Wyszeptał Niemiec, zamykając oczy.

– Nie wystraszyłem się. Po prostu nie lubię, gdy nie wiem, co robisz.

– Przepraszam. – Powtórzył CN, lekko uwieszając się na AW i chowając twarz w jego szyję. – Będę tupał, w porządku?

AW był ślepy od urodzenia. Nigdy nie zdawał się być niepełnosprawny, czy zagubiony, jednak dość zabawnie obserwowało się, gdy się irytuje, kiedy ktoś nie chodzi wystarczająco głośno przy nim, lub gdy choć minimalnie przestawi jakąś rzecz. AW był dumnym człowiekiem i zawsze musiał udowadniać wszystkim, że nie potrzebuje pomocy, wystarczał mu kijek i za każdym razem złościł się, kiedy ktoś musiał mu asystować. Zwłaszcza nie akceptował CN w tej roli, za każdym razem fukając na niego, kiedy ten zachowywał się zbyt zapobiegawczo. Od prowadzenia go po nieznanych mu terenach miał odpowiednich ludzi, takich, których nigdy nie trzymał blisko siebie, a zawsze traktował jedynie jako niewielką asystę.

– No ja myślę. – Burknął AW, po czym rozluźnił się i lekko oparł się o CN.
Niemiec uśmiechnął się i lekko cmoknął go w policzek.

– Uwaga, puszczam. Nie upadnij. – Mruknął, odsuwając się od niego.

– Nie musisz mnie ostrzegać przed takimi rzeczami. Czuję, kiedy mnie puszczasz. – AW odwrócił się w jego stronę. Uniósł głowę i zmarszczył brwii, a CN nie mógł wyzbyć się uczucia przeszywającego go spojrzenia, co było jeszcze bardziej ironiczne, gdyż nawet nie widział jego oczu.

– Dobrze, przepraszam. Zdejmiesz opaski? – Poprosił.

AW przez chwilę nie reagował, po czym pokiwał głową i ostrożnie odwiązał najpierw jedną, a potem drugą opaskę. Starannie złożył je i odłożył na komodę, tuż obok Pikielhauby Ottona. Zamrugał kilkakrotnie, po czym odwrócił głowę w stronę CN, nieznacznie marszcząc brwii.

– Nie wiem, czemu ciągle chcesz patrzeć na moje oczy.

– Bo mi się podobają. – Odparł CN, delikatnie kładąc dłoń na ramieniu mężczyzny i lekkim ruchem przysuwając do siebie.

AW westchnął i pokiwał głową.

– Jak tam chcesz...

Jego oczy były szaroniebieskawe. Kolory lekko się ze sobą zlewały, nie było wyraźnego odcięcia między białkiem, a tęczówką, źrenic praktycznie nie było. Oczy wyglądały jak zasnute mgłą i choć skierowane na CN, to były nieobecne i wpatrujące się gdzieś daleko, jakby patrzyły przez niego.

– Nie rozumiem, czemu wstydzisz się chodzić bez opasek. – Mruknął Niemiec, lekko opierając dłoń na jego policzku. AW westchnął i położył swoją dłoń na jego, zamykając oczy.

– Głównie z przyzwyczajenia. – Przyznał niechętnie. – Rodzice zawsze kazali mi je nosić, matka mówiła, że nie lubi mojego spojrzenia. Nie wiem, jakoś strasznie wyryło mi się to w pamięć. Nie chcę wprawiać nikogo w dyskomfort, wiem, że moje oczy wyglądają inaczej. Poza tym, dziwnie bym się bez nich czuł, jakbym był nagi.

– Rozumiem. – Zaśmiał się cicho CN i delikatnie pocałował go między oczy. – Mimo wszystko, lubię widzieć twoje oczy.

AW westchnął i pokręcił głową. Zdjął buty i mundur, zostając w cienkiej koszuli i białych spodniach mundurowych. Położył się na łóżku i zwrócił swoje niewidzące spojrzenie w stronę Cesarstwa.

– Poczytasz mi?

– Tak. Tak, oczywiście. – CN także rozebrał się do mniej formalnego ubioru i zaczął szukać na półce książki, którą ostatnio czytał Austro-Węgrom. Gdy znalazł ją, ułożył się obok mężczyzny, lekko opierając głowę o jego ramię i zaczął czytać.

CN ostatnio czytał powieść z własnej woli, gdy miał może około dwunastu lat. Nie miał do tego głowy, całą jego biblioteczkę wypełniały grube podręczniki strategii wojskowej, opracowania historyczne i wszelkie instrukcje dotyczące prowadzenia polityki. AW miał bardziej artystyczną duszę od niego, cenił sobie literaturę, a odkąd zbliżył się z CN, to właśnie jego prosił, aby mu czytał. Ottona nie obchodziły te książki, ale bardzo podobała mu się ta czynność, czytał je dla AW. Z czasem zaczął łapać się na tym, że sam wciągał się w historię, a nim więcej mu czytał, tym jego głos stawał się mniej monotonny, jakoś tak mimowolnie modulował go, dostosowując do czytanej treści. I tak w pewnym momencie ta prosta czynność, którą z początku wykonywał jedynie z litości dla niewidomego AW, stała się jedną z najprzyjemniejszych rzeczy w jego codziennym życiu. Kiedy siadał, aby poczytać mu, czuł się jakoś inaczej, niż zawsze, ponieważ wyrywał się ze swojej idealnie opracowanej rutyny. Solidność, punktualność i precyzja były mu wpajane od najmłodszych lat. Prusy traktował to jako jeden z najważniejszych elementów jego wychowania i on sam po tych wszystkich latach nie umiał żyć inaczej. Zawsze funkcjonował według stałego schematu, jego wszystkie czynności były skoordynowane co do minuty, nigdy nie pozwalał sobie na spontaniczność, czy rozprężenie, wszystko musiało być w idealnym porządku i w idealnie odmierzonym okresie czasowym. Natomiast kiedy AW prosił go o poczytanie, to wszystko pękało. Z początku irytowało go to, czuł, że traci czas, ale potem nauczył się doceniać te chwile, nauczył się, że nie każda sekunda jego życia musi być turbo produktywna i że dzięki temu i dzięki AW jest zwyczajnie, po ludzku, szczęśliwy. To on otworzył go na sztukę, na szczere rozmowy, nie kręcące się tylko wokół polityki, nauczył go okazywać emocje i czerpać radość z życia. I właśnie takie chwile, jak ta pozwalały mu czuć prawdziwą przyjemność.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top