rozdział 3, cz. 1
Kiedy za podpułkownikiem zasunęły się drzwi, w pomieszczeniu zapadła cisza przerywana jedynie cichutkim szumem aparatury ukrytej w ścianach. Maja westchnęła głośno i zapragnęła otworzyć okno, by zaczerpnąć świeżego powietrza, ale tu nie było okien, jedynie wygaszone ekrany i portret cesarzowej. Nie, skari nazwał ją inaczej: imperatorki.
Jeszcze raz przyjrzała się podobiźnie. Żółte oczy skari przeszyły ją hipnotyzującym spojrzeniem, a lśniły tak, że nie mógł to być klasycznie namalowany obraz, lecz ekran lub coś w stylu projekcji holograficznej. Niezależnie od użytej technologii jaszczurzyca wyglądała niemal jak żywa. Oprócz oczu błyszczały też złote pierścienie namalowane na jej niewielkich rogach oraz miedziane łuski kombinezonu ciasno opinającego ciało. Przez ramię przerzuciła szal wykonany z delikatnej, zwiewnej materii barwy cynamonu. Maja musiała przyznać, że imperatorka prezentowała się władczo i majestatycznie.
I tak to teraz będzie – pomyślała bardziej do siebie niż do Druta. – Będę w Imperium i będę nosić to. – Dokładnie obejrzała niebieski mundur.
Strój przypominał wielkie śpioszki dla niemowlaka, miał nawet zabudowane stopy. Nie zauważyła guzików ani suwaka, jedynie rozcięcie z tyłu biegnące wzdłuż kręgosłupa aż do krocza.
Jak ja mam to włożyć? – spytała.
Zdejmij ubrania i po prostu go na siebie naciągnij. Sam dopasuje się do twojego ciała – odpowiedział Drut bez chwili zwłoki.
Chyba da radę przywyknąć do głosu w głowie, do sztucznego towarzysza z funkcją asystenta rodem z telefonu komórkowego.
Gdy tylko o tym pomyślała, poczuła coś na kształt rozbawienia, jakby Drut parsknął śmiechem wprost do jej mózgu.
No i co cię tak cieszy?
Jestem czymś o wiele bardziej zaawansowanym od waszych asystentów z telefonów komórkowych.
Ale nawet nie masz wyświetlacza. Dobra, to co ja mam zrobić? Rozebrać się? Przy tobie? Chyba żartujesz.
Nie tym razem – odpowiedział spokojnie. – Twoje ubrania nie są ci już do niczego potrzebne, a ja i tak wiem, jak wyglądasz.
Ty zboczeńcu metalowy! – krzyknęła.
To kosmiczne coś, co wlazło jej do głowy, musiało mieć dostęp do wszystkich wspomnień, więc rzeczywiście wiedziało, jak wygląda – bardzo dobrze wiedziało, ze szczegółami znanymi dotychczas tylko najbliższym. Nie wiedziała, czy ma się złościć, czy potraktować całą tę absurdalną sytuację jak żart...
Wypraszam sobie. A-keeri nie mają seksualności, więc nie mogę być zboczeńcem, metalowym ani żadnym innym – roześmiał się Drut.
No to... – chciała zapytać o to, co przyszłoby do głowy praktycznie każdemu, kto usłyszałby podobne wyznanie, lecz przerwała zawstydzona.
Drut jednak odpowiedział na niezadane pytanie:
Jesteśmy a-keeri, my po prostu konstruujemy nowe osobniki, kiedy zachodzi taka potrzeba.
Jasne, to przecież maszyny, więc cały proces musiał przebiegać inaczej... Postanowiła porzucić rozważania o seksie a-keeri i jednak włożyć błękitny mundur.
Dobra, przebiorę się. Ale jak mi ktoś tu wparuje do środka, gdy będę stać z dupą na wierzchu?
Możesz się tu zamknąć.
Przeniosła wzrok na metalowe drzwi.
Przecież one nie mają nawet klamki. Krzesłem mam podeprzeć?
Widzisz tę lampkę z prawej strony, na ościeżnicy? Połóż dłoń tuż pod nią – wytłumaczył cierpliwie.
Maja westchnęła, odłożyła nowy strój na oparcie krzesła i zgodnie z wskazaniami Druta dotknęła ościeżnicy obok turkusowej diody. Zdziwiona uniosła brwi, gdy metal pod dłonią zmienił się w panel kontrolny podobny do tego, jaki wcześniej widziała przy replikatorze. Keeri znów wypuścił macki spod jej paznokci i wniknął do środka. Niemal natychmiast światełko zmieniło kolor na intensywny pomarańcz.
Teraz nikt nie będzie ci przeszkadzał – oznajmił.
Dzięki... To jest bardzo dziwne, kiedy tak robisz.
Drut już się cofnął, a Maja poruszyła palcami i dokładnie obejrzała paznokcie.
Czy odczuwasz ból lub dyskomfort? – zainteresował się natychmiast.
Nie, to jest tylko dziwne. Bo, widzisz, właśnie mogłabym się spodziewać, że będzie bolało, a tu nic. Dobra, jakoś się przyzwyczaję – zakończyła rozmowę i zaczęła zdejmować ciuchy.
Złożone w równą kostkę ubrania zostawiła na biurku podpułkownika, a buty na podłodze obok. Mundur sprawiał wrażenie gumowego i chłodnego w dotyku. Czyżby miała w nim marznąć? Jeśli tak, to poprosi Druta, żeby wydrukował jej kurtkę – kosmiczna technologia Skari-Dan musiała mieć takie opcje. W końcu udało się im przylecieć z gwiazd aż tutaj.
Jak się nazywała wasza planeta? – spytała niby to od niechcenia. Wezer Bemani trafnie określił ją jako ciekawską.
Rendalis, czyli „żelazna skała". W języku Skari-Dan „ren" znaczy żelazo, a „dalis" to kamień albo skała. Oczywiście nazwa pochodzi od wysokiej zawartości żelaza w skorupie planety.
Maja zobaczyła krótką migawkę przedstawiającą widok z orbity na majestatyczny glob koloru rdzy, poprzecinany białymi pasmami chmur i turkusowymi plamami mórz. Drut kontynuował wykład:
Rendalis krąży wokół gwiazdy Ur Sekala. Ta nazwa również nie jest zbyt odkrywcza, oznacza po prostu „wielkie światło".Od Słońca dzieli ją siedemdziesiąt sześć i pół roku świetlnego i możesz znać ją jako HD 1461, chociaż raczej o niej nie słyszałaś. Nie interesowały cię kosmiczne ciekawostki – stwierdził.
Teraz zaczęły. Musisz mi kiedyś pokazać tę gwiazdę na naszym niebie.
Usiadła na stołku i zaczęła wciągać nogawki munduru niczym rajstopy. Materiał zadziwił ją delikatnością: znów myślała, że może podrapie jej skórę albo będzie gryzł, lecz nic takiego się nie stało.
By ją ujrzeć, potrzebowałabyś teleskopu, ale mogę pokazać ci gwiazdozbiór Wieloryba, bo właśnie gdzieś tam znajduje się Ur Sekala. To jakieś siedemdziesiąt sześć i pół roku świetlnego stąd. Popatrzylibyśmy w niebo nawet dziś, jeśli warunki atmosferyczne pozwolą. Chociaż... – Uśmiechnął się, Maja była pewna, że ten metalowy drań znów się uśmiechnął. – Myślę, że dzisiejszej nocy będziesz wolała oglądać co innego.
Nie odpowiedziała, nieco wkurzona jego tajemniczością. Wstała gwałtownie i podciągnęła dolną część kombinezonu.
I co mam dalej robić z tym uroczym wdziankiem ze skóry węża ogrodowego? Nie ma suwaka. Chyba że zaraz wyrosną mu z tyłu jakieś guziczki i mi je zapniesz tymi swoimi nibynóżkami.
Nibynóżki... interesujące porównanie – odparł niewzruszony. – Włóż ręce w rękawy i podnieś włosy, a mundur sam się dopasuje.
Znów nie raczyła mu odpowiedzieć, ale zrobiła to, co zasugerował. Gdy tylko uniosła niesforne kosmyki, nowy strój zaczął żyć własnym życiem. Dotychczas zwisał luźno niczym przyduży kombinezon skoczka narciarskiego, teraz przylgnął do niej jak druga skóra. Uniósł to, co należało unieść, podtrzymał, co wymagało podtrzymania, usztywnił się w odpowiednich miejscach, w innych pozostał elastyczny, by zapewnić pełen zakres ruchów. Rozcięcie na plecach zniknęło, a podeszwy „butów" stwardniały tak, że dało się w nich całkiem normalnie chodzić.
– No, niezłe, niezłe – powiedziała głośno. – Chyba dobrze wyglądam. Szkoda, że nie mam się w czym przejrzeć.
Połóż dłoń na panelu kontrolnym replikatora – bezzwłocznie podpowiedział Drut.
I to mi zrobi lusterko? – spytała zdziwiona.
Mogłoby, ale mam inny plan. Zobaczysz.
Zaufała keeri i okazało się, że białe drzwiczki jednej z szafek stały się dużym, porządnym lustrem. Teraz mogła obejrzeć się w nowym wydaniu.
Błękitny mundur miał wzór złożony ze srebrnych sześciokątów, dokładnie taki sam, jaki widziała na rdzawoczerwonych strojach Skari-Dan. Tuż nad lewym obojczykiem trzy sześciokąty wyróżniały się pogrubionym czarnym konturem, wzór ten powtórzono na obu ramionach.
Czarny oznacza administrację cywilną, srebrny wojsko, a złoty pion naukowo-medyczny – podsunął Drut. – W twoim przypadku trzy sześciokąty oznaczają przedstawicielkę, pod sobą będziesz mieć koordynatorów i asystentów. Hierarchia stopni wojskowych i medycznych na razie nie jest ci potrzebna.
Skoro tak mówisz, to musi być prawda – odmyślała do keeri i wbiła wzrok w odbicie.
A więc tak to teraz będzie wyglądać? Maja Michalik, przedstawicielka... Właściwie kogo i czego? Skari-Dan na planecie Ziemia? Przecież w ogóle nie znała skari, nie wiedziała, czego chcą, po co dokładnie tu przylecieli. No i to wszystko, o czym wcześniej mówił Wezer Bemani – ciekawość, brak wrogości, jakieś potencjalne korzyści, dostęp do wiedzy – tak, może i taka była, dostrzegała pozytywy tam, gdzie inni widzieli niebezpieczeństwo. Ale jak to o niej świadczyło? Czy nie powinna się sprzeciwić? W końcu skari chcieli podbić Ziemię, włączyć ją do Imperium, a ona zaczęła z nimi współpracować od razu, praktycznie bez żadnych pytań, bez oporu, bez wahania. Istniało piękne słówko opisujące takie zachowanie: kolaboracja. Maja Michalik, pieprzona kolaborantka w błękitnym mundurze i kosmiczną technologią we łbie. Pięknie, po prostu pięknie.
I jeszcze straty: kolejne piękne słówko, na pozór neutralne i nieszkodliwe. Śmierć i ludzkie tragedie ukryte za profesjonalnym, chłodnym pojęciem. Ile, czterdzieści procent? Co to właściwie oznaczało – czterdzieści procent mieszkańców Kluczborka, czterdzieści procent spośród rodziny, znajomych, przyjaciół, sąsiadów, znajomych i nieznajomych musi zginąć, bo okażą się niekompatybilni z nowym porządkiem? Na czym w ogóle polega zgodność? Nikt im tego nie powiedział, nie wytłumaczył, nie przygotował na Sąd Ostateczny, który nadszedł tak nagle, a rolę Aniołów Zagłady przejęły jaszczury z Rendalis i ich sztuczne a-keeri.
Łzy same napłynęły jej do oczu. Otarła je wierzchem dłoni i odwróciła się od lustra.
Powiedz mi, po co w ogóle tu przybyliście – zażądała od Druta.
Celem programu jest ochrona Skari-Dan przed zagładą. Nie podbijamy innych planet po to, by zniewolić ich mieszkańców i przejąć zasoby. Rozproszenie gwarantuje Skari-Dan bezpieczeństwo. Jeśli jedna z planet Imperium ulegnie zagładzie, przeżyją osobniki znajdujące się na innych oraz w podróży. Prawdopodobieństwo, że Rendalis spotka katastrofa w rodzaju upadku asteroidy, komety, czy uderzenia rozbłysku gamma jest niskie, lecz nieakceptowalne przez program. Stąd też wzięła się idea ekspansji, którą wcielamy w życie od przeszło pięciuset ziemskich lat.
No tak, podbój i zniewolenie wychodzą wam tak jakoś przypadkiem – żachnęła się Maja.
Racz zauważyć, że mieszkańcy kolonii posiadają wolność podróżowania i osiedlania się na wszystkich planetach Imperium, więc również są chronieni przed wyginięciem.
O ile okażą się zgodni. No dobra, czyli latacie sobie w kosmosie i podbijacie każdą cywilizację, jaką spotkacie na drodze...
Nie każdą – przerwał Drut. – Świat Mathrys został sojusznikiem Imperium sto osiemdziesiąt dwa tutejsze lata temu i od tamtej pory między nami kwitnie handel i wymiana myśli naukowej.
A Ziemia nie może być waszym sojusznikiem? Przecież byśmy się jakoś dogadali, coś ustalili...
Ustalili? Wy, ludzie, nie potraficie ustalić, czy kobieta może odkryć włosy, czy musi je zakrywać. Czy mężczyźni powinni nosić różowe koszule, czy może jest to niemęskie. Nie potraficie objąć ochroną wielorybów, bo zawsze znajdzie się jakaś nacja, która się wyłamie i będzie dalej na nie polować. Ustaliliście granice tylko po to, by potem przestawiać słupy, spisaliście traktaty, by łamać postanowienie po postanowieniu. Nie potraficie niczego ustalić i to nawet nie jest wasza wina. – Na chwilę złagodniał, wcześniej wydawał się wręcz wzburzony. – Prawie wszyscy a-keron są obarczeni tą wadą, nawet skari. Ba, to właśnie skari doprowadzili swą cywilizację na skraj zagłady. Nadal próbujemy zrozumieć fenomen mieszkańców Świata Mathrys. W jakiś sposób uniknęli skazy... Jednak wasz gatunek jest jak cała reszta, ani gorszy, ani lepszy. I również potrzebuje pomocy. Są jednostki takie jak ty, wiele wartościowych jednostek, które zasługują na więcej niż to, co ustaliliście sobie na waszej małej planetce. A my pomożemy wam zbudować nowe społeczeństwo, bo potrzebujemy ludzi, najlepszej wersji waszego gatunku, ludzi odważnych i tych, co to zawsze chcą sprawdzić, co jest za następnym wzgórzem.
Jak miałoby wyglądać nowe społeczeństwo i czy rzeczywiście byłoby takie dobre? Imperium skolonizowało już kilkanaście planet, więc mogła założyć, że ma w tym doświadczenie... Poza tym Drut miał rację: ludzkość nie radziła sobie najlepiej. Ciągle wybuchały nowe wojny i kryzysy. Nie interesowała się polityką, jednak nie dało się nie zauważyć chaosu ogarniającego świat. Może faktycznie pod przewodnictwem Skari-Dan ludzi czeka lepsza przyszłość? Chciałaby to zobaczyć.
Jesteś wspaniałą przedstawicielką, Maju – powiedział Drut. – Nie robisz niczego złego, nie myśl tak, proszę. Będziesz pomagać ludziom i będziesz w tym świetna, zobaczysz. Uwierz mi, bo znam cię bardzo dobrze i widzę w tobie ogromny potencjał.
Tak – odpowiedziała mu po chwili. – Znasz mnie chyba lepiej niż ja siebie. Co mam zrobić ze starymi ubraniami?
Pragnęła zakończyć rozmowę na poważne tematy, nie miała do tego głowy. Wciąż nie czuła się przekonana, wciąż dręczyły ją wątpliwości. Jednak, patrząc realnie, nie miała wyboru. Podpułkownik jasno powiedział, że nie może zrezygnować przed końcem kolonizacji, a to potrwa kilka lat. Nie musiał mówić, że jeśli odejdzie wcześniej, zostanie „stratą". Potrafiła się tego domyślić.
Kierowana przez Druta wrzuciła swoje ciuchy do replikatora, gdzie zniknęły w rozbłysku żółtego światła.
Jak to działa?
Twoja wiedza nie wystarczy, byś całkowicie zrozumiała zasadę działania, odpowiem więc, upraszczając: chemia i nanotechnologia. Dzięki chemii replikator zmienia jedne substancje w inne, dzięki nanotechnologii robi to na poziomie niezauważalnym dla a-keron.
Rzeczywiście niewiele jej to powiedziało, ale teraz mogła przynajmniej mniej więcej wyobrazić sobie, co dzieje się we wnętrzu maszyny.
Keeri namówił ją na posiłek – zgodziła się, by to on wybrał. W urządzeniu zmaterializował się talerz z porcją kaszy z sosem i warzywami, a tuż potem drugi, mniejszy. Ku zdziwieniu dziewczyny, leżał na nim bardzo smakowicie wyglądający kawałek ciasta czekoladowego z wiśniami.
Dobrze wiecie, co powinniście jeść, a i tak wrzucacie w siebie olbrzymie ilości niezdrowych produktów – mówił Drut. – Ludzka nauka ma tyle wspaniałych osiągnięć, a wy opanowaliście do perfekcji sztukę ich ignorowania.
Tak? To co tu robi to ciasto? Nie jest niezdrowym produktem?
Jest – uśmiechnął się. – Nie twierdzę, że powinniście z nich całkowicie zrezygnować. Potraktuj to jako nagrodę za twoją postawę. Byłaś świetna.
Przymknęła oczy i pokręciła głową, ale na jej ustach pojawił się blady uśmieszek. Przyjęła pochwałę z przyjemnością i kiedy sięgała po jedzenie, nie myślała już o zdradzie ludzkości.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top