6
Lato, czy tam wakacje, były przyjemne. Kilka razy przyszedł do mnie Harry lub ja robiłam za jego opiekunkę, gdy Dursley'owie robili sobie wycieczki za miasto czy po prostu w pobliżu. Było dość... ciekawie, podczas naszych spotkań. Kilka razy Harry chciał bym ponownie pokazała mu jego wspomnienia z rodzicami. Wtedy, spacerując pomiędzy jego wspomnieniami, odnaleźliśmy te o jego ojcu chrzestnym. To było pierwsze wspomnienie, gdzie usłyszeliśmy coś po raz pierwszy, co znaczy, że ta osoba musi być bardzo ważna dla chłopca. Teraz Harry cały czas się zastanawia co się z nim stało i za każdym razem powtarza jego imię - Syriusz Black. Choć śmiało on nazywa mnie najlepszą i jedyną przyjaciółką, ja nie jestem w stanie. Nie jestem w stanie polubić go po tak krótkim czasie. Wiem o nim mnóstwo rzeczy z jego wspomnień i tego co sam opowiada, jednak nadal on nie wie o mnie tyle co nic. Może gdybym została w Little Whinging trochę dłużej, mogłabym śmiało go traktować jak on mnie. Potrzebowałam lat będąc dzieckiem, by przyzwyczaić się do babci Charlotte, a teraz w zaledwie kilka dni mieszkania razem z babcią Clair przyzwyczaiłam się do niej, więc może gdyby Harry przenocował u nas kilka dni, traktowałabym go inaczej. Jestem skomplikowana i nie ufna, choć pewnie łatwo mnie zmanipulować. Teraz mam inne rzeczy na głowie niż dziewięciolatek z sąsiedztwa. Dzisiaj jest pierwszy września, czyli dzień mojego wyjazdu do Hogwartu. Skoro magia istnieje, to może tam dowiem się czegoś o mojej przypadłości? Zawsze mogę się przełamać i zaufać Snape'owi, co wezmę za drugą opcję, gdy nie znajdę nic w szkolnej bibliotece. Trochę już poczytałam o Hogwarcie z książki, jaką kazał mi kupić Profesor, więc wiem co nieco. W końcu rozumiem o co chodzi z tymi domami. Najbardziej spodobał mi się Hufflepuff ze względu na kolory, choć godło Ravenclow również mi się podoba. Również czytałam podręczniki z nudów, nie mając żadnych obowiązków tutaj u babci Clair. Eliksir, Zaklęcia i Opieka nad Magicznymi Stworzeniami wydawały się interesujące. Choć w tym drugim przedmiocie zrażały mnie specjalne ruchy nadgarstka, ale wydaje się być ciekawe. Najbardziej czekam na Magiczne Stworzenia. Oby były jedne z tych, które Ministerstwo klasyfikuje przynajmniej XXX. Chętnie zobaczyłabym ich Czerwone Kapturki, które są brzydkie i karłowate o zielonej skórze. Ten Czerwony Kapturek, którego znam, jest całkowicie inny i nudny jak flaki z olejem.
- Laleczko, popraw włosy, wyglądasz jakbyś dopiero wstała. - zaczęła mi je układać swoimi dłońmi, specjalnie dając grzywkę prosto, by wchodziła mi do oczu.
- Bo dopiero wstałam. - poprawiłam swoją szatę, czy jak ja wolę - ubranie żałobne. Dopiero co wstałam i już się ubieraj. Przyzwyczaiłam się spać do prawie siódmej i to z tego mam. - Mogę coś zjeść, czy od razu jedziemy?
- Nie mamy czasu, gdybyś wstała pół godziny temu tak jak prosiłam, to byś miała czas na jedzenie. - złapała mnie za ramiona i patrzyła z dumą w oczach. - Moja laleczka w końcu idzie do szkoły. - pociągnęła nosem i wytarła jedną łzę.
- Chodźmy najlepiej, może w pociągu będzie można coś kupić.
Wzięłam klatkę z moim krukiem o nazwie Raven, bo to takie oryginalne i niespotykane. Jestem straszna w wymyślaniu imion, nawet kota u babci Charlotte nazwałam Meow i psa Szczeniak. Mój ogromny kufer, który babcia kupiła specjalnie jakiś czas temu, by wszystko się zmieściło, spakowałam już dobre kilka dni temu razem z Harry'm i wsadziłam go wczoraj razem z babcią do jej samochodu. Teraz tylko zostało mi spakować pozostałe Galeony, wziąć Raven i bilet, który był razem z listem w kopercie. Wsiadłyśmy do jej kochanego czerwonego samochodu, wciąż nie znanej mi marki. Ważne, że jej się podoba. Dałam Raven na kolana, by nic się nie stało przy zakrętach.
Po dłuższej podróży, około półtorej godziny, do Londynu na stację kolejową King's Cross, mogłam w końcu wysiąść z samochodu. Razem wyjęłyśmy mój bagaż i ruszyłyśmy do środka. Ciekawe czy przyjedzie taki typowy pociąg, jaki widziałam do tej pory, czy będzie miał coś w sobie magicznego? Może będzie latał? Wątpię, ale byłby to na pewno ciekawy widok i pewnie szybszy. Wyjęłam kartkę z instrukcją jak dojść na peron 9 i 3/4 .
"By dostać się na peron 9 i 3/4 na stacji King's Cross w Londynie, należy przejść przez filar pomiędzy peronem dziewiątym i dziesiątym. Przejście zamyka się o jedenastej godzinie."
Zwykła notka, a tak pomocna. Ciągnęłam za sobą kufer jedną ręką, w drugiej trzymając klatkę i idąc w stronę wspomnianego filaru. Oby zadziałało, inaczej roztrzaskam się na ścianie. Babcia złapała mnie za rękę, chcąc dodać sobie otuchy, bo ja nie potrzebuję czyjegoś wsparcia.
- Idziemy. - westchnęłam, stojąc przed ścianą. Babcia ścisła mi mocniej dłoń, nie chcąc zapewne nic mówić ze strachu.
Zrobiłam pierwszy krok i z drugim weszłam w ścianę, pojawiając się po jej drugiej stronie, tej magicznej. Było tu więcej ludzi, w tym rodziców i uczniów. Do tego wszystko działo się przed długim pociągiem z napisem "Hogwart's Express" na lokomotywie. Myślałam, że będzie bardziej... magiczny, a wydaje się zwykły. I teraz ważne pytanie: Gdzie mam zanieść swój bagaż? Bo ja nie wiem.
- Dobrze Laleczko, spójrz na mnie. - babcia złapał moją twarz w swoje dłonie, przyglądając mi się uważnie. - Pamiętaj, bądź grzeczna i nie rób głupstw, inaczej zadzwonię po Charlotte. Teraz przytul babcię. - sama mnie objęła, gdy ja nadal mam zajęte ręce. Dała mi jeszcze buziaka w policzek i przyjrzał mi się ostatni raz, poprawiając moje okulary. - Ja już idę, mam termin u lekarza. - wytarła kolejną łzę dzisiaj, puszczają mnie w końcu.
- Do zobaczenia, babciu. - mruknęłam i poszłam w tłum ludzi, by móc uwolnić się od tej zatroskanej kobiety.
Teraz znajdź coś co mi pomoże w oddaniu bagażu. To będzie trudne, lepiej się kogoś spytać. Spójrzmy kogo my tu mamy i kto mógłby mi pomóc. Dobra, za dużo dziwnych rodzin, choć jedna przykula szczególnie moją uwagę. Była to zwykła rudowłosa kobieta z szóstką dzieci. Dorobiła się kobieta. Podeszła do niej, bo wybrałam ją tylko dlatego, że była najbliżej mnie.
- Przepraszam Panią. - odezwałam się, starając być miłą. Obróciła się w moją stronę z szerokim i miłym uśmiechem.
- Coś się stało, kochana? - zapytała ciepło, jakby ignorując swoje dzieci.
- Chciałam się tylko zapytać, gdzie oddaje się bagaże. Mogłaby mi Pani powiedzieć?
- Twój pierwszy rok, prawda? Moi synowie również idą po raz pierwszy do Hogwartu. Chodź z nami, również musimy je zanieść. - objęła mnie ramieniem, prowadząc razem z resztą.
- Nie spotkaliśmy się gdzieś wcześniej? - spojrzałam na jednego z tych bliźniaków od Madame Malkin. Super, czyli to ich mama mi teraz pomaga.
- Wydajesz się znajoma.
- Na pewno widzieliśmy już te okulary, prawda, George?
- Też tak myślę, Fred.
- Może u Madame Malkin?
- Oczywiście, że u Madame Malkin.
- Jesteś Waldenburiona Hantesowineria Kopenhagernowa. - powiedzieli jednocześnie imię, które wymyśliłam wtedy i to bez błędu.
- Dziwi mnie to, że pamiętacie to imię i wypowiedzieliście je bezbłędnie. Jestem Hazel Carrington. - skinęłam głową w powitaniu, czując podziw do nich i ich dobrej pamięci.
- Masz ciekawą wyobraźnię.
- I dziwną.
- Czemu podałaś fałszywe?
- Chcieliśmy być mili.
- Widziałam po waszych wyrazach twarzy, szczególnie po uśmiechu, że macie skłonności do robienia psot. Nie chciałam być waszą kolejną ofiarą. To chyba oczywiste.
- Widzicie chłopaki, nawet ona już wie o was wszystko. - spojrzałam na starszego chłopaka po mojej drugiej stronie. - Pomogę ci z kufrem. - wziął jego rączkę, więc puściłam ją, dając mu ciągnąć mój balast.
- Dziękuję Panu. - skinęłam głową w podziękowaniu, nadal obejmowana przez kobietę.
- Wystarczy Charlie.
Idąc już dalej słuchałam jedynie rozmów rodziny, nie włączając się w nie. Zanieśliśmy bagaże i mogliśmy w końcu wejść do środka pociągu, gdzie było mnóstwo przedziałów. Wiele razy widziałam pociągi, ale do tej pory nigdy nie miałam okazji jakimś jechać, to będzie mój pierwszy raz. Usiadłam więc z całą rodzinką rudowłosych w jednym przedziale, gdzie pozwolono mi siąść pod oknem.
- Nie zdążyłem się przedstawić, jestem Percy Weasley. - podał mi dłoń, siadając obok mnie, więc ją przyjęłam. Byli dla mnie mili, więc dobrze by było również taką być w stosunku do nich.
- Miło mi poznać.
- Dlaczego nosisz ciemne okulary? - powiedział jeden z bliźniaków, wpychając się na miejsce między mną, a jego starszym bratem. Mam nadzieję, że to starszy brat.
- Przecież nie ma słońca. - dodał drugi, wpychając się między bliźniaka i mnie, dając biednego Percy'ego jeszcze dalej.
No i zadali to pytanie, którego się najbardziej obawiałam. Pora na starą, dobrą wymówkę.
- Mam rzadką chorobę oczu, przez którą jakiejkolwiek jaskrawe światło sprawia mi ból i oślepia. Wolę nie ryzykować, dlatego noszę je cały czas. - wyrecytowałam, patrząc na Charlie'go na przeciwko, uśmiechającego się do braci.
- Nie ma na to jakiegoś zaklęcia czy eliksiru? - wstał Percy i usiadł obok brata po drugiej stronie.
- Dopiero niedawno zostałam wprowadzona w świat magii, dlatego nie wiem. Gdyby istniała taka możliwość, chętnie bym z niej skorzystała. - poprawiłam okulary, podnosząc je jednym palcem wyżej na nos. Swoją wypowiedzią dałam im również znak, że jestem z poza magicznej rodziny, tak zwanej mugolskiej, według książek. - Tamta dwójka nie jedzie? - zapytałam zmieniając temat, nie widząc jednego z ich braci i dziewczyny.
- Ronie i Ginny są młodsi. - powiedział chyba Fred, ale nie jestem pewna.
- Kiedy zaczną Hogwart?
- Ron za dwa lata, a Ginny za trzy.
- Więc Ron jest w wieku Harry'ego. Może zostaną przyjaciółmi. - powiedziałam raczej do siebie, choć i tak pewnie uznali to za dalszą część naszej konwencji.
- Harry? Kto to? Twój brat? - objął mnie ramieniem chyba George, ważne, że ten drugi z bliźniaków.
- Raczej kolega z sąsiedztwa. Poznaliśmy się w te wakacje. - zabrałam jego rękę, klepiąc nią jego samego po policzku.
- Ej! Przestań! - wyrwał rękę, choć sam się śmiał z tego.
- Żeby siebie samego bić, braciszku, oszalałeś? - powiedział niby poważnie ten pierwszy bliźniak.
- Macie jakieś znaki szczególne, by łatwiej was rozróżniać? Pieprzyk, długość włosów, styl mówienia? - chciałam na prawdę wiedzieć, jak ich rozróżnić, bo nazywanie ich na ślepo ich imionami mając zawsze tylko pięćdziesiąt procent szans na dobrą odpowiedź, jest nieciekawa.
- Raczej nie, tylko imiona nas rozróżniają, prawda, Fred? - spojrzał na brata. Teraz już wiedziałam. Ten obok mnie był na prawdę George'em, więc dobrze zgadłam, a ten obok niego to Fred. Na tę podróż tyle mi wystarczy.
- Dziękuję, George. - spojrzałam przez okno, w jego odbiciu widząc minę tych dwóch.
- W tak banalny sposób dowiedziała się który to który. - zaśmiał się Charlie, który chyba jest najstarszym z braci, a przynajmniej na takiego wygląda. - Ja, po jedenastu latach, nadal mam z tym problem i w większości strzelam.
- Też miałam taki zamiar, jednak wolałam być pewna. - w tym momencie drzwi od przedziału otworzyły się, a przez nie wleciał jakiś chłopak.
- Cześć, chłopaki! Obiecaliście, że zobaczymy się na peronie! - był zdenerwowany, choć cały czas uśmiechnięty. Wydaje się znajomy, szczególnie te brązowe włosy, tylko skąd? Mam dobrą pamięć, ale jakoś nie mogę go sobie przypomnieć, co znaczy tyle, że pewnie mnie nie zainteresował.
- Cześć, Ced, wybacz nam, ale mieliśmy małą zmianę planów. - George ponownie objął mnie ramieniem, przyciągając mnie do siebie.
- Pomagaliśmy nowej uczennicy, która biedna nawet nie wiedziała gdzie ma zanieść swój kufer. - Fred złapał się za serce, w jednej dłoni trzymając moją twarz.
- Gdybyś ją zobaczył, jak przerażona i zdeterminowana była! - George trzymał dłoń przy czole w straszny, teatralny sposób.
- Chyba pomyliliście osoby. - uszczypnęłam obu na zmianę, mogąc się uwolnić od ich uścisku. - Wy płakaliście za mamą i to wasi bracia musieli was siłą odciągnąć od niej. - poprawiłam okulary i szatę, którą zdążyli mi pognieść.
- Nie poznaliśmy się wcześniej? - spojrzeliśmy na siebie i ja nadal nie rozpoznaje tych szarych oczu. - Tak! Pamiętasz mnie? Spotkaliśmy się u Ollivander'a, stałaś za mną! - podszedł bliżej z tym swoim wielkim uśmiechem i błyszczącymi oczami. Co jest z nim nie tak? Być tak szczęśliwym o tak wczesnej godzinie, jadąc do szkoły? Może nie wiem jak jest w szkole, ale i tak wydaje mi się to dziwne. Choć coś mi zaświtało w głowie, a wspomnienie stanęło mi przed oczami.
- Cedric, jeśli dobrze pamiętam. - spojrzałam ponownie na okno, by uniknąć tego ciepła bijącego od jego osoby. Jest to zbyt przytłaczające.
- Zgadza się. Może teraz powiesz, jak się nazywasz? - w odbiciu widziałam jego oczy szczeniaczka i jak siada między mną a George'em, czyli się wpycha.
- To jest Hazel, jest z mugolskiej rodziny i też idzie na pierwszy rok. - spojrzałam na Percy'ego i zacisnęłam usta w wąską linię. Kretyn. Musi mi mówić wszystko, choć pytał tylko o imię.
- Chcecie coś z wózka? - słysząc głos jakiejś kobiety, spojrzałam na korytarz skąd dobiegał. Zwykła staruszka z wózkiem z łakociami.
- Tak! - podskoczyłam z miejsca, szybkim krokiem idąc do niej. - Jestem strasznie głodna. - spojrzałam co ma i mnie wryło. Fasolki wszystkich smaków? Czekoladowe żaby? Pieprzne diabełki? Zdziwiona czytałam kolejne nazwy, nie rozumiejąc nic. Spojrzałam za siebie, na jedynego ogarniętego z rodziny Weasley - Charlie'ego. - Pomożesz, nic nie rozumiem.
Chłopak wstał i pomógł mi wybrać coś w miarę normalnego, co mnie nasyci i nie wystraszy po otworzeniu lub zjedzeniu. W podzięce kupiłam mu czekoladową żabę, po czym usiedliśmy razem pod oknem, jedząc swoje łakocie. Miny bliźniaków były bezcenne, widząc słodycz w ręku brata. Podałam im fasolki, które mieliśmy w zamiarze zjeść wszyscy razem. Trudno, może innym razem je spróbuję.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top