31
Hazel Graves
Siedziałam na fotelu w salonie, pijąc spokojnie herbatę. Zostały ostatnie kilka dni przerwy świątecznej, które będę musiała dobrze wykorzystać. Zrobiłam już większość z rzeczy, które miałam zamiar zrobić. Teraz powinnam się zająć prezentem Harryego. Wyprostowałam się i spojrzałam na mężczyznę przed sobą, który został przyprowadzony tutaj kilka minut temu przez kilku aurorów. Zajadał się w najlepsze swoim posiłkiem, wykonanym przez Grzechotkę. Mimo godziny jaka jest, postanowiłam zrobić wyjątek i pozwolić mu zjeść przed obiadem. Nadal był brudny, śmierdzący i w zapłakanym stanie. Będę musiała się dobrze nim zająć, zanim Harry wróci od Malfoy'ów.
- Panie Black, może lepiej zabiorę Pana już do łazienki, gdzie doprowadzimy Pana do normalnego stanu? - zapytałam, choć miałam zamiar mu tak powiedzieć, że ma natychmiast ze mną iść. Jeszcze wujek będzie zły, że jego ulubiona kanapa jest brudna.
- Mh... Mhm! - wymamrotał z pełną buzią, wycierając zaraz usta w rękaw. Wstał w końcu, chwiejąc się odrobinę. Aż tyle się nażarł? Ciekawe czy jeszcze obiad zmieści?
- Proszę za mną, Panie Black.
Weszliśmy do łazienki na dole, która jest raczej zwykle przeznaczona dla gości, więc idealna dla niego. Zachowana w ciemnych kolorach, oczywiście na bogato i dość powszechna. W końcu trzeba nawet gościom pokazać na jakim poziome żyjemy. Zaklaskałam dwa razy, przywołując naszego skrzata domowego.
- Tak, Pani? W czym Grzechotka może pomóc? - od razu usłyszałam jej skrzekliwy głos zaledwie po sekundzie obok mnie.
- Potrzebujemy czystych ubrań dla naszego gościa, ręczników, nożyczek i golarkę. Znajdź jakieś mocne mydło u dziadka i przynieś wszystko tutaj. - wydałam szybko polecenia, zamykając drzwi za mężczyzną. Zdziwiony spojrzał na mnie, jednak szybko na jego usta wkradł się lekki uśmiech. - Spokojnie, Panie Black, zrobię z Pana coś lepszego od stylu bezdomnego psa. - mruknęłam kiwając głową, zaraz po tym podchodząc do wanny.
- Aż tak bardzo chyba nie śmierdzę. - zaśmiał się, zbliżając do mnie. - Może to nie najlepszy moment, ale czy mógłbym zadać Ci kilka pytań? No wiesz, trochę mnie ominęło. - usiadł na krawędzi wanny, patrząc na mnie oczami zbitego psa.
- Chcesz poznać swojego chrześniaka? Trzeba było tak od razu. - parsknęłam i zaczęłam nalewać ciepłej wody do wanny, zaczynając dawać na początek różnych olejków i jakiś mocno zapachowych mydełek jakie były w pobliżu. - Harry dorastał najpierw u swojego wujostwa, siostry Lili i tych dwóch grubasów. Nie miał tam nic, nie zajmowali się nim, nie miał odpowiedniej edukacji i był głównie wykorzystywany. Mimo to i tak sprzedali go jakby to on był tym prosiakiem, które zwą synem. - lekko skrzywiłam twarz na wspomnienia o tych dziwnych ludziach, nadal uważając ich za niewartych zachodu i nie interesujących.
- Sprzedali go? Komu?! Jak mogli do tego dopuścić?! Co z tymi mugolami jest nie tak, że nawet dziecko sprzedają przy pierwszej lepszej okazji?! - podskoczył aż ze swojego miejsca zdenerwowany i aż żyłkę było mu widać. Niech się lepiej uspokoi, bo jeszcze mu pęknie.
- Niech Pan usiądzie i da mi dokończyć. - usiadł na moje słowa z powrotem, patrząc na mnie wyczekująco. - Nam go sprzedali.
- Wstrętni Mugole! - warknął pod nosem. - Przynajmniej dobrze wyszło. Harry mógł skończyć okropnie, gdyby nie wy. - jego spojrzenie zmiękło, a on się w końcu rozluźnił.
- Harry to dobry dzieciak i szybko się uczy. Jest odważny, ambitny, ale i trochę leniwy. Uwielbia za to latać na miotle i zajmować zwierzętami. W szkole nie jest wybitnym uczniem we wszystkich przedmiotach, ale stara się. Lubi się uczyć, szczególnie kiedy jest ze mną. Nie ocenia ludzi po statusie lub jakiej są krwi, mimo bycia w Slytherinie. - zaczęłam opowiadać co mi ślina na język przyniosła, oglądając tworzącą się pianę w wannie.
- Moj chrześniak trafił do Slytherinu? - zapytał zaskoczony, zerkając w podłogę. - Szkoda, myślałem, że będzie jak my i trafi do Gryffindoru. - westchnął, na chwilę pogrążając się w swoich myślach.
- Nie chciał. - ręką sprawdziłam wodę, zauważając jak gorąca jest.
- Jak to nie chciał?
- Zrobił to samo co ja i przekonał tą starą czapkę, by umieścić go tam, gdzie on chce. To sprytny dzieciak. - zaczęłam dolewać zimnej wody, by nie poparzyć naszego gościa. - Harry jest mimo wszystko przebiegły, co pewnie kształtuje się z jego wiekiem. Jest jeszcze młody, więc nikt nie wie jaki będzie za kilka lat. Mimo to Slytherin mu służy. Zaczął nawiązywać kontakty z dziećmi, których rodzice mają wiele wpływów w świecie magii. Takich jak Malfoy. - spojrzałam na mojego rozmówcę, zastanawiając się jak ten fakt na niego wpłynie. Z tego co pamiętam z jego akt, to rodzina Black i Malfoy maja ze sobą wiele wspólnego, a raczej są spokrewnieni.
- Przyjaźni się z Malfoyami? Mam przynajmniej nadzieję, że nie będzie taki jak teraźniejsza głowa rodziny. - westchnął jedynie, zakrywając dłonią oczy.
- Dzięki pomocy Pana Lucjusza jesteś na wolności. - wspomniałam jednoczenie zakręcając wodę.
- Ten wstrętny platynowy kundel mi pomógł?! Nigdy nie uwierzę w takie brednie! Prędzej by się starał bym został w Azkabanie na kolejne wieki! Malfoy to tylko podwładni Sama Wiesz Kogo i nawet własną rodzinę wpędzają za kratki jeśli nie zrobią co im się podoba! - wstał oburzony z wanny, strasząc w ten sposób dopiero co pojawiającą się Grzechotkę.
- Grzechotko odłóż rzeczy tam na szafkę. - wskazałam na mebel, ignorując na ten moment zdenerwowanego mężczyznę w łazience. - Panie Black, niech Pan pójdzie się rozebrać za parawan i wyjdzie w szlafroku. Wtedy dokończymy rozmowę.
- Nie, najpierw mi wyjaśnisz co łączy was z Malfoyami! - stanął przede mną wściekły, co mogłam też wyczuć w jego nie najlepszym oddechu.
- Jak będzie Pan wyglądał jak człowiek, i tak najlepiej też pachniał, to będę mogła wyjaśnić jak się sprawy mają. Teraz jednak, niech Pan pójdzie się przebrać. - wstałam obojętnie z krawędzi wanny, wymijając mężczyznę i podchodząc do drzwi. - Zostawiam Pana na czas kąpieli w rękach Grzechotki. Na Pana miejscu poprosiłabym skrzata o dodanie meliski do kąpieli. - posłałam mu ostatnie spojrzenie, wychodząc z łazienki i kierując się z powrotem do salonu.
Czytałam książkę o starożytnych czarodziejach, zaklęciach i urokach, chcąc się dowiedzieć więcej o dawnych czasach i czy jest gdzieś jakakolwiek wzmianka o zmieszaniu lub połączeniu magii dwóch czarodziejów, by byli oni uznani za jedną osobę. Nie podobało mi się jednak powoli kończąca się książka, w której wciąż nie było żadnej odpowiedzi na moje pytania. Westchnęłam zirytowana, rzucając nią na stolik, masując po tym skronie. Zerknęłam jednak zaraz na zegar, widząc, że minęła już prawie godzina od kiedy zostawiałam naszego gościa samego ze skrzatem domowym. Podniosłam się z fotela, mozolnie idąc pod drzwi od łazienki na dolnym piętrze, zastanawiając się co tak długo. Będąc na miejscu zapukałam od razu, nie słysząc żadnych dźwięków dobiegających z tego miejsca. Oby Pan Black nie utopił grzechotki, jest zbyt pomocna.
- Panie Black, jest Pan gotowy? - zapytałam, nie chcąc wchodzić od razu i przez przypadek zobaczyć widoki, których widzieć nie chcę.
- Zaraz! Możesz jednak wejść! - usłyszałam przez drzwi, na co ucieszył mnie fakt, że jednak ktoś pozostał przy życiu.
Nacisnęłam na klamkę, pchając drzwi i wchodząc. Zauważyłam od razu bruneta przed lustrem, mającego jedynie ręcznik na biodrach. Jednak widzę widoki, jakich widzieć nie chciałam. Strasznie chudy ten ojciec chrzestny Harrego. Teraz wiadomo, że życie w Azkabanie nie sprzyja nikomu. Spojrzałam na niego ponownie, widząc jak podcina sobie teraz włosy. W odbiciu lustra zauważyłam, że ma już podciętą brodę i wygląda w końcu schludnie. Pachnie też lepiej, czując już w wejściu zapach wody kolońskiej wujka. Podeszłam bliżej, stając zaraz obok niego. Będąc teraz tak blisko niego, uświadomiłam sobie, że sięgam mu tylko do ramion. Pewnie się wcześniej garbił, kiedy został przyniesiony do domu.
- Panie Black krzywo Pan obciął z tyłu. - zwróciłam mu uwagę, wyciągając do niego dłoń, by podał mi nożyczki.
- Na prawdę? To dobrze, że jesteś. - zrozumiał mój gest, zaraz wręczając mi rzecz którą chciałam. - Teraz mi powiesz?
- Bedzie Pan spokojny? - zapytałam, wiedząc od razu co chce wiedzieć. Skinął w odpowiedzi jedynie głową. - Dobrze. - wymruczałam, wyciągając taboret spod toaletki przy której stał. Usiadł na nim, patrząc w swoje odbicie. Przeczesałam jego włosy lekko palcami, w drugiej trzymając nożyczki. - Wujek dobrze zna się z Panem Lucjuszem, dlatego poznaliśmy ich. Harry polubił się od razu z ich jedynym synem. Zaprzyjaźnili się. Stali się prawie nie rozłączni. Właśnie to u nich jest teraz Harry razem z wujkiem. Dlatego też i Pan Lucjusz bywa dość często u nas by odebrać syna lub go przyprowadzić. Robi to osobiście, by mieć okazję na rozmowę z wujkiem lub dziadkiem lub mną. To ja zawarłam z nim umowę, a w zamian miał zostać powtórzony proces Pana Syriusza Blacka i jeżeli okaże się niewinny, zostanie uwolniony i odesłany z powrotem do domu. Tak w skrócie. - wyjaśniłam na szybko, podcinając jego włosy, by były równe.
- Nie zrobili Harryemu nic złego, prawda? - zapytał zmieszany, nie przestając patrzeć w lustro. Jedyne co go interesuje to dobro jego chrześniaka? Przynajmniej wiem, że to jednak dobry człowiek.
- Nigdy. Lubią go. Szczególnie Draco i Pani Narcyza. - odłożyłam nożyczki, stając obok siedzącego mężczyzny.
- Mimo wszystko ona się nie zmieniła. - wymruczał do siebie, na co na niego zerknęłam.
- Pani! - spojrzałam na skrzata domowego, który podbiegł do nas. - Pan domu wraca! - zaalarmowała.
- Panie Black, proszę się szybko ubrać. Zaraz pozna Pan swojego chrześniaka osobiście. - zaczęłam kierować się ponownie do drzwi.
- Czy Harry w ogóle o mnie wie? - zadał kolejne pytanie, wstając w tym samym czasie z taboretu. - Wie kim jestem? Wie o mojej niewinności? Myślisz, że mnie nienawidzi, bo mnie nie było? - patrzył się na mnie oczami zbitego psa.
- Harry wie o Panu. Wie o wszystkim. Mimo swojego wieku, rozumie więcej niż inne dzieci. Jak mówiłam wcześniej, to bystry dzieciak. - otworzyłam drzwi, stając w progu. - Sam Pan zaraz zobaczy. - zamknęłam za sobą drzwi.
Czekałam w korytarzu, aż pewien człowiek w końcu nie wyjdzie. W sumie to nie był tam jakoś zbyt długo, ale czas uciekał. Harry i wujek mogli się zjawić lada chwila w kominku w salonie. Ciekawe jak wszyscy na siebie zareagują? Jak Pan Black będzie się z tym czuł, że Harry mówi na wujka "tato" i ja jestem jego siostrą? Wszystko okaże się z czasem. Zerknęłam spod oka na otwierające się drzwi od łazienki. Pan Black wyszedł ubrany, stając przede mną wyglądając i pachnąc jak normalny człowiek. Grzechotka przynajmniej ubranie dobre przyniosła. Gdyby okazały się za małe to trochę dupa, jakby to babcia powiedziała. Ubrany w ciemne buty ze skóry, szare spodnie i czarną koszulę. Zwykle, ale przynajmniej nie wygląda jakby był uciekinierem z więzienia, który przez ostatnie trzy tygodnie spał po lasach i ławkach w mieście.
- Jak wyglądam?
- Jak długowłosy wujek Francis. - wzruszyłam ramionami, idąc przodem w stronę salonu.
Usiedliśmy na kanapie, na co chwyciłam za wcześniej czytaną książkę. Widziałam kątem oka jak on siedzi jak na szpilkach, patrząc zdenerwowany na kominek. Widać jak się stresuje poznaniem w końcu swojego chrześniaka. Westchnęłam, zaraz pstrykając palcami.
- W czym Grzechotka może Pani pomóc? - zapytał mnie nasz skrzat domowy, którego przywołałam.
- Zrób nam herbaty i najlepiej jakieś ciastka. - powiedziałam nie odwracając wzroku od kolejnej strony.
- Stresuję się. - powiedział mężczyzna obok, kiedy skrzat znikł.
- To normalna reakcja, jednak radziłabym się uspokoić.
- Nie wiem czy dam ra... - zostało mu przerwane przez krzyk innego mężczyzny.
- Hazel! - głos wujka rozniósł się po salonie.
Oboje spojrzeliśmy w stronę kominka, widząc przy jego boku również młodego chłopaka o ciemnych włosach. Pan Black podniósł się w mgnieniu oka, widząc swojego chrzestniaka przed sobą. Jego twarz była w szoku, ale i był szczęśliwy. Widać to było gołym okiem, tak samo jak zbierające się w nich łzy.
- Harry... - wykrztusił z siebie, więcej nie mając czasu powiedzieć, kiedy ktoś w niego wbiegł z mocnym uściskiem.
Czyli rodzina w komplecie. Moja robota tutaj skończona, tak samo jak pewnie umeblowanie nowego pokoju dla nowego mieszkańca. Oby mu się spodobało, bo zbyt wiele czasu nie mieliśmy. Wujek się ucieszy mając w końcu kogoś w swoim wieku do pogadania. Idealnie. Na czym skończyłam czytać? Oh, już znalazłam...
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top