20

Rozdział trochę dłuższy, bym nie musiała go dzielić, patrząc, że trzymam się głównie moich kryteriów ( ~1800 - 2000 słów). Mimo to mam nadzieję, że to was nie zniechęci.

Zaprasza do czytania

Annabelle A. Black
________________________________

Wychodząc z łódki, cały czas musiałem zerkać za siebie, nadal mając przed oczami widok wynurzającej się wielkiej kałamarnicy, która wyłowiła jednego ucznia. Szkoda chłopaka, jest cały mokry i trzęsie się z zimna. Oby nie zachorował przez to. Poczułem jak ktoś szarpie mnie za ramię i ciągnie w drugą stronę. Spojrzałem na Draco zaskoczony, ale szybko wyrównałem z nim kroku. Muszę przyznać, że to zajście nie zrobiło na mnie aż tak wielkiego wrażenia. Po tym czasie spędzonym z dziadkiem Hazel, którego imienia nadal nie poznałem, widziałem mnóstwo najróżniejszych magicznych stworzeń. Kałamarnica nie jest czymś szczególnym przy jego kolekcji, a nawet można powiedzieć, że jest zwyczajna, nawet jeśli jest ogromna. Weszliśmy w końcu do środka i mogliśmy poczuć to przyjemne ciepło, bijące z pochodni i pewnie wielu innych miejsc. Hazel miała rację, mówiąc, że świat magii jest strasznie zacofany i nieufny w stosunku do wynalazków ludzi... znaczy mugoli.

- Mam nadzieję, że też trafisz do Slytherinu. - spojrzałem na blondyna, który patrzył na mnie ze smutnym uśmiechem.

No właśnie, do jakiego domu trafię? To może być każdy, patrząc na mój charakter, pochodzenie, rodzinę, znajomych i wiele innych! A co jeśli będę sam w domu? Nie będę nikogo znać i zostanę sam? Draco wspominał, że wielu nie lubi mieć znajomych w innych domach, więc co jeśli przestanie się ze mną przyjaźnić? Nie chcę być sam, nie teraz, kiedy tyle mam do stracenia...

- A nawet gdyby nie, to i tak będę się z tobą przyjaźnić. - zachichotał, obejmując mnie ramieniem i przyciągając do siebie. Słysząc jego słowa szerzej otworzyłem oczy, patrząc na niego zszokowany.

On mnie nie zostawi, nawet jeśli bym trafił do innego domu. Nie wyrzuci naszej przyjaźni, jakby to był śmieć. On zostanie ze mną, nawet jeśli nie będziemy już tak często razem. Szeroko się uśmiechając też go objąłem, ciesząc się. Moje życie w końcu jest takie, o jakim zawsze śniłem. Może marzenia jednak się spełniają? Chociaż w moim przypadku wystarczyło jedno wyjście z domu, by odwiedzić sąsiadów i poznać, niby zwykłą, sąsiadkę. Zawdzięczam jej tak wiele i nadal nie wiem jak się odwdzięczyć. Zaczęliśmy iść po schodach na wyższe piętro, widząc na ich końcu starszą kobietę w zielonej sukience i spiczastym kapeluszu. Stanęliśmy przed nią, czekając już tylko na jej przywitanie.

- Witajcie w Hogwarcie! - zaczęła głośniej, by każdy ją usłyszał. - Za chwilę przekroczycie ten próg, by dołączyć do reszty uczniów, ale zanim usiądziecie, przydzielimy was do waszych domów. Zwą się Gryffindor, Hufflepuff, Rawenclaw i Slytherin. - jej głos lekko zmarkotniał przy nazwie ostatniego z domów, co mnie zdziwiło. Nauczyciele chyba powinni być neutralni, jeśli chodzi o domy. - Na czas pobytu tutaj, każdy dom zastępuje wam rodzinę. - spojrzała po dzieciach stojących przed nią badający wzrokiem. - Za osiągnięcia dostajecie punkty, za złamanie zasad odejmujemy je. Punkty dodaje się, a dom, który ma ich najwięcej, zdobywa Puchar Domów. - skończyła, obracając się szybko i idąc przodem w stronę wielkich drzwi.

Spojrzałem na nią zmieszany, by zaraz obrócić głowę w stronę przyjaciela. On jedynie złapał mnie za ramię i pociągnął do przodu. Zaśmiałem się jedynie i szedłem obok niego, przechodząc przez drzwi. Zobaczyłem ogromną salę z czterema długimi stołami w zdłuż sali i jeden na jej końcu, gdzie siedzieli nauczyciele. Była ogromna i pełna innych uczniów, którzy wesoło na nas patrzyli. Wyjrzałem przez ogromne okna, widząc niebo pełne chmur i lśniący księżyc, którego światło wpadało do środka. Lekko otworzyłem usta, szybko je zamykając, przy pomocy blondyna. Dobrze, że Hazel tego nie widzi, inaczej na zwykłym upomnieniu by się nie skończyło. Spojrzałem w górę, na najdziwniejszy i niesamowity sufit jaki kiedykolwiek widziałem. Pokazywał nocne niebo, ale się ruszał i wyglądało to wszystko na prawdziwe. Widać jednak lekkie kontury sufitu, więc nie wygląda to tak, jakby tej sali brakowało górnej części, ale też nie jakby był namalowany. Mimo to, wygląda niesamowicie. Hazel miała rację, mówiąc, że będę zaskoczony szkołą. Przechodząc między stolikami, zauważyłem bliźniaków Weasley, którzy do mnie pomachali, co szybko odwzajemniłem. Polubiłem ich, tylko szkoda, że nie mogę tego powiedzieć o ich młodszym bracie. Kiedy odwiedzali Hazel, kilka razy wzięli ze sobą młodsze rodzeństwo, Ron'a i Ginny. Z najmłodszą Weasley można się dogadać i jest miłą dziewczyną, jednak jej brat jest inny. Nie umiał się zachować przy stole, nie słuchał się taty i Hazel, nie przestrzegał najłatwiejszych reguł panujących w domu i zbił dwa wazony, grając jakąś dziwną piłką w domu. Tata dostał takiej migreny i siłą woli powstrzymywał się przed wyrzuceniem go z domu na bruk. Hazel prawie to zrobiła, ciągnąc go za kołnierz na zewnątrz i prawie zrzucając ze schodów, gdyby nie dwójka bliźniaków, która postanowiła zająć się bratem po swojemu. Najwyraźniej wiedziała co to znaczy, oddając im wtedy brata i wchodząc z powrotem do domu, wymijając mnie w drzwiach. Ron nie widział w swoich działań niczego złego, tłumacząc się, że chce się tylko pobawić, bo u siebie nie ma tyle miejsca. Marna wymówka i jeżeli miała wzbudzić u kogoś współczucie, to był daleko od celu. Tata słysząc to wtedy prawie rzucił na niego jakieś zaklęcie, ale ma silną wolę i jedynie wyciągnął różdżkę, zaczynając mu grozić. Bliźniakom to nie przeszkadzało, mając nadzieję, że młodszy brat się czegoś nauczy.

Zauważyłem obok nich ich kolejnego brata, Percy'ego, który skinął mi głową, widząc mój wzrok. Odwzajemniłem to, wiedząc, że jest kimś ważnym, bo nosi tytuł "Prefekta". Na moich urodzinach, na które zaprosiłem całą rodzinę Weasley i Malfoy, opowiadał mi o szkole i właśnie tym tytule. Dostaje się go na piątym roku i ma się wtedy bardzo wiele ważnych obowiązków, jak patrolowanie korytarzy nocą, opieka nad pierwszorocznymi czy wiedzą na temat położenia gabinetu dyrektora i jego hasło. Wydaje się ciekawe, ale i nudne. Mam nadzieję, że kiedyś nim nie będę.

Chociaż co do moich urodziny, to była w jakimś sensie istna katastrofa. Te dwie rodziny są jak ogień i woda. Nie można ich zostawić samych sobie, bo zaczynają sobie skakać do gardeł, w szczególności głowy tych rodzin. Pan Weasley był bardzo miły i starał się panować nad sobą, widząc swojego największego wroga. Jednak Pan Malfoy był inny, co chwilę rzucał jakimiś złośliwymi obelgami na temat jego rodziny i ich biedy. Wtedy tata postanowił zareagować i zabrać tę dwójkę do swojego gabinetu, gdzie spędzili resztę dnia. Nie wiem dokładnie co tam robili, ale wiem, że musieli "trochę" wypić. Wrócili ledwo stojąc na nogach i głównie podtrzymywani przez tatę, który sam trzeźwy nie był. Było to dziwne, ale pomogło, bo w czasie ich nie obecności był spokój. Pani Weasley i Pani Malfoy były spokojne, co jakiś czas rozmawiając na jakieś błahe tematy, jak moda, gotowanie czy opieka nad dziećmi. Hazel zajęła się starszym rodzeństwem, czyli Bill'em, Charlie'm, Percy'm i bliźniakami, rozmawiając przy stole na dworze, mając idealny widok na duży ogród, las za nim i nas. Ja bawiłem się z Draco, Ginny i Ron'em, choć ten ostatni wolał nam przeszkadzać niż do nas dołączyć. Nawet Draco nie mówił nic obraźliwego na jego temat, czując pewnie ostrzegawczy wzrok mojej siostry na sobie. Dlatego między naszą trójką był spokój. Nawet jeśli nie wszystko było idealnie, to dla mnie było najlepiej jak można sobie wymarzyć. Zwykle jedynie śniłem o takich zabawach, a teraz stały się prawdą. To były najlepsze urodziny jakie miałem w swoim życiu i nigdy ich nie zapomnę.

Z uśmiechem na ustach szedłem dalej, zatrzymując się przed kilkoma schodkami i niewielkim taborecie ze starą czapką. Czyli to jest ta tiara? Hazel mówiła, że wygląda jak stary kapelusz czarownicy z bajek, ale myślałem, że przesadza. Teraz jednak wiem, że jej tłumaczenia i opisy są zgodne z prawdą i to zawsze. Co się dziwić, skoro ma tak dobrą pamięć i jest jak chodząca encyklopedia świata magii. Spojrzałem na straszą kobietę, stojącą przy kapeluszu, trzymając jakąś kartkę... znaczy pergamin. Nie mogą używać normalnego papieru? No nie, bo to przecież wynalazek mugoli. Strasznie zacofani, ale co się dziwić skoro są tak nieufni.

- Proszę, ustawcie się tu. - wskazała na miejsce przed sobą, więc wszyscy podeszliśmy bliżej, tak jak chciała. - Zanim zaczniemy, Profesor Dumbledore pragnie wam coś powiedzieć. - jej głos wydawał się teraz milszy niż wcześniej, co pewnie mi się tylko wydaje.

Odwróciłem wzrok na dziadka z długą brodą, siedzącego na środku stołu. Czyli to on jest dyrektorem i to przez niego wylądowałem u Dursley'ów. W końcu wiem, kto stoi za moim cierpieniem. Lekko zmarszczyłem brwi, patrząc na niego i albo mi się wydaje, w co wątpię, albo on patrzył centralnie na mnie, kiedy się podnosił ze swojego miejsca. Hazel chciała bym mu nie ufał, puki sama nie oceni jego wierności, więc niech się dla własnego dobra nie zbliża do mnie.

- Jak co roku jest parę spraw, na które kładę nacisk. - zaczął, robiąc chwilową przerwę, by spojrzeć po uczniach. - Pierwszoroczni niech wiedząc, że wstęp do lasu jest absolutnie zabroniony. - zaakcentował ostatnie dwa słowa, dając nam znać, że mówi na poważnie. Chociaż nie rozumiem, kto może być na tyle głupi, by wejść do tego lasu? Według książki o Hogwarcie, żyje tam mnóstwo różnych magicznych stworzeń, które nie są pokojowo nastawione i wiele rozmaitych roślin, które mogą otruć każdego, kto nie będzie ostrożny i w najgorszym przypadku zabić na miejscu. Więc to chyba oczywiste, że nie spieszy mi się tam. Lubię swoje życie i nie spieszy mi się go stracić w tak głupi sposób. - Dalej, nasz dozorca, Pan Filch, prosił o przypomnienie, że wejście na korytarz na trzecim piętrze jest zabronione. - wskazał na kogoś za nami, więc zerknąłem przez ramię, widząc jedynie głowy innych uczniów. Trudno, nie zobaczę go teraz, ale może kiedy indziej. - Ten kto złamie zakaz późnej starości, ten nie dożyje. Dziękuję. - zmieszany spojrzałem na niego, nie wiedząc o co mu chodzi. Czy to nie oczywiste, że jak się za późno zestarzejesz, to szybciej umrzesz? Nie ważne, nie męczysię tym Harry, nic ci to nie da.

- Kiedy kogoś wyczytam, ten przychodzi do mnie i wtedy nałożę mu Tiarę Przydziału. - powiedziała kobieta, podnosząc nam na pokaz tę starą czapkę. - Hermiona Granger. - powiedziała pierwsze imię, czytając je z pergaminu.

Szatynka przede mną spięła się i zaczęła coś mamrotać pod nosem, by się uspokoić. Zrobiła pierwsze kilka kroków, przeciskając się przez resztę uczniów przed nią. Od tyłu widziałem jedynie jej burzę włosów, jednak kiedy usiadła, mogłem zobaczyć jej duże przednie zęby, które były nawet widoczne mimo lekko uchylonych ust. Profesor założyła jej kapelusz, który po tym się poruszył i coś mruczał do siebie. Zdziwiony zrobiłem krok w tył, prawie stając komuś na stopę. Szeptem przeprosiłem brunetkę, odwracając się z powrotem do przodu.

- Dziwna jakaś, jakby psychiczna. - powiedział jakiś chłopak obok mnie, na co nie zwróciłem zbytnio uwagi.

- Gryffindor! - krzyknęła nagle czapka, na co aż podskoczyłem. Od kiedy one mówią?!

Usłyszałem chichot obok, na co chłopak dostał ode mnie między żebra. Dziewczyna z uśmiechem na twarzy zeszła z taboretu, kiedy tylko kobieta zabrała jej czapkę z głowy, i pobiegła w stronę swojego domu, który był po mojej prawej i wesoło krzyczał. Teraz rozumiem dlaczego Fred i George są w tym domu, a nie innym. Oboje są głośni jak oni, więc po prostu nie ma lepszego wyboru. Zerknąłem na dyrektora, który lekko klaskał, uderzając ledwo dłoń o drugą.

- Draco Malfoy. - powiedziała kolejne imię.

Szybko poklepałem przyjaciela po ramieniu i pchnąłem do przodu, by się pospieszył. Przeszedł na przód z uniesioną głową i uśmiechem, idąc jak jakiś król, kiedy inni zrobili mu przejście. Tak samo usiadł na krzesełku, czekając już tylko na dobrze mu znany dom. Profesor jedynie westchnęła i ledwo co ta tiara dotknęła jego platynowych włosów, już się poruszyła i była zdecydowana.

- Slytherin! - krzyknęła jednoznacznie, od razu wiedząc, że to odpowiedni dom. Nie zdziwiłbym się, gdyby w jego żyłach płynęła nie tylko krew, a jad węża.

Wesoło spojrzał na mnie i wstał, machając jedynie i odchodząc do swojego stołu, gdzie już się witał z innymi uczniami. Chwilę jeszcze na niego patrzyłem, kiedy on wysyłał mi pokrzepiające spojrzenia. Jednak ceremonia dalej trwała. Kolejni uczniowie byli wyczytywani i odchodzili do swoich domów. Nie mając co robić w tym czasie, zerknąłem na stół, przy którym siedzieli nauczyciele. Byli na prawdę różni i wydawali się dziwni, choć pewnie w tym świecie są normalni. Mój wzrok powędrował na mężczyznę w ciemnym ubraniu i długich, czarnych włosach. Pociągła twarz i haczykowaty nos dały mi od razu znak, że to na pewno Profesor Snape, o którym mówiła mi Hazel. Widzi w nim wiele niespodzianek i jeszcze więcej tajemnic. Kilka razy mi już wspominała, że mimo jego wyglądu i pewnie nietypowych znajomych, mogę mu ufać, ale powinienem to zachować dla siebie. Sama czasami chce zajrzeć mu do głowy i wszystkiego się o nim dowiedzieć, ale jej moralność jej na to nie pozawala. Mówiła coś o nieprzyjemnych wspomnieniach, których pewnie oboje nie chcą zobaczyć, więc ma zamiar odpuścić. Choć oboje wiemy, że jest dla mnie kimś ważnym, patrząc na jedno z moich wspomnień, kiedy to jego młodsza o kilka lat wersja, przytulała moją, już martwą, matkę. On mnie nie skrzywdzi, jemu mogę ufać, ale nie pokazywać tego.

- Harry Potter... Graves. - jej głos zatrzymał się przy wypowiadaniu mojego drugiego nazwiska, zerkając od razu na tak samo zaskoczonego dyrektora. Nie wiedząc jak na to zareagować, po prostu poszedłem do przodu, czując na sobie mnóstwo spojrzeń innych. Na innych jakoś tak nie patrzyli, chociaż pewnie w moim wypadku to zasługa nazwisk. Usiadłem na tym krzesełku i od razu poczułem jak ta czapka ląduje na mojej głowie i opada lekko na oczy.

- Oj, chłopcze, wiele ty to nie masz do zaoferowania. Twój rodowód jest pomieszany, chociaż większość jest z jednego domu. Jednak ty jesteś od nich inny, tak samo twoja siostra. - na wzmiankę o Hazel zdziwiłem się i lekko zacząłem kręcić głową zmieszany tą sytuacją. - Pewnie ci powiedział, że ja wiem wszystko. Mam nadzieję, że robi się bardziej ludzka. Ty na szczęście nie masz jej problemu, co mi ułatwia sprawę. - bałem się odezwać, nie chcąc jej przeszkadzać, choć Hazel tak zrobiła i mogła sama wybrać swój dom. Jednak za jaką cenę. - Jesteś jeszcze tchórzem, ale twoja odwaga rośnie zastraszająco szybko. Do tego ambitny, mądry, nawet brawurowy i z wielkim talentem. Przestrzegasz zasad i cenisz sobie przyjaźń, jednak rodzin jest dla ciebie najważniejsza. Ciekawy jesteś dzieciaku, co pewnie jakoś musiałeś nauczyć się od siostry. Ja już wiem gdzie cię dać i wiem, że to dobry wybór. Jak myślisz chłopcze, jaki dom do ciebie pasuje? - zdziwiłem się na jego pytanie, obawiając się tego najbardziej. Co jeśli jak Hazel zacznę z nią rozmowę i skończę jak ona? Nie, to byłoby głupie. Ona sama zaczęło i zrobiła to dobrowolnie, wiedząc jak to się skończy. Ja nie jestem nią.

- To chyba twoja robota.

- Cięty język... - prychnął. - Czyli jednak dobrze wybrałem.

- Slytherin!

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top