19
Harry Potter-Graves
Już od dobrej godziny nie mogę spać, czekając już tylko na dzisiejszy dzień. W końcu pojadę do Hogwartu! Nie mogę już wytrzymać z ekscytacji, więc wyskoczyłem z łóżka i pobiegłem do szafy, szukając czegoś do ubrania. Dzisiaj znowu pada, więc muszę się cieplej ubrać, inaczej jeszcze Hazel się o tym dowie i zrobi mi kazanie o odpowiednim ubieraniu. Szkoda, że nie będzie jej dzisiaj ze mną, kiedy będę jechać do szkoły. Musiała wczoraj wrócić z powrotem do Ameryki, by się przygotować i dzisiaj też pojechać do siebie. Dobrze, że wujek mnie odprowadzi i nie będę zmuszony na swój instynkt. Wyjąłem zwykłe, ciemne spodnie, do tego szarą koszulę i lekki płaszcz, który założę później. Szybko się przebrałem, piżamę rzucając na łóżko, na koniec zakładając ciemne skarpety i buty. Wyszedłem z pokoju, schodząc na dół do jadalni, gdzie już czekał na mnie wujek. Usiadłem na przeciwko niego, patrząc na zegar, który wskazywał za trzy siódmą. Czyli jednak za wcześnie, ale dobrze, że nie za późno. Wujek nie lubi spóźnień, więc mam szczęście.
- Podekscytowany? - zaczął wujek z miłym uśmiechem, nalewając sobie kawy.
- Bardzo. - odetchnąłem głęboko, przeczuwając co może się stać.
Draco mi opowiadał o przydziałach do domów, w którym będziesz mieszkać i dla którego będziesz zbierać punkty. W jego rodzinie, każdy trafiał do Slytherinu i pewnie on też tam trafi, za to Hazel mówiła, że moi rodzice byli z Gryffindoru, a ona trafiła do Hufflepuffu. Teraz się obawiam, gdzie ja mogę trafić. Co jeśli będę tam nie pasować, albo nie dogadam się z innymi uczniami? Nie chcę sprawiać problemów, więc będę musiał się postarać. Do tego chyba wszyscy Weasley'e są w Gryffindorze, więc jeżeli tam trafię, to przynajmniej będę kogoś znać. Słysząc delikatne bicie zegara, wskazujące pełną godzinę, zacząłem nakładać sobie naleśników, kątem oka widząc, jak latający dzbanek nalewa mi ciepłego mleka czekoladowego. Poczułem jak coś się rusza pod moją koszulą i wychodzi przez kołnierz. Lily wesoło liznęła mnie w policzek, mając już prawie trzydzieści centymetrów. Mała rośnie jak na drożdżach! Uśmiechnąłem się, pozwalając jej się obwinąć wokół mojej ręki, co uwielbia i często tak zasypia.
- Rośnie tak szybko. - zaśmiał się wujek, na co na niego spojrzałem. - Jeszcze niedawno widzieliśmy jak wykluwa się z jajka.
- Teraz jest w stanie kogoś udusić. - uśmiechnąłem się, co zdziwili wujka.
- Niech zgadnę, Hazel tak powiedziała? - westchnął, pijąc po tym kawę. W odpowiedzi skinąłem głowę i zacząłem jeść swoje śniadanie, uważając na zwierzaka na ręku.
Po posiłku pobiegłem na górę, by w łazience doprowadzić się do porządku, zostawiając Lily na dole u wujka. Jest drugą osobą, zaraz po mnie, którą lubi, co mnie czasami zastanawia. Gotowy poszedłem do swojego pokoju, gdzie ubrałem płaszcz i wziąłem zmniejszony zaklęciem kufer, schodząc na dół. Wujek chował Lily do specjalnej klatki, która jest obowiązkiem do transportu do Hogwartu. Uśmiechnął się do mnie i mi ją podał, biorąc ode mnie kufer.
- Gotowy? - klęknął przede mną, kładąc mi rękę na ramieniu.
Mieszkam z nimi jakieś dwa miesiące, nie licząc tych wcześniejszych razy przed adopcją, i jestem zaskoczony osobowością tego mężczyzny. Jest taki miły, ciepły i troskliwy, choć w drugiej chwili może stać się twoim najgorszym koszmarem. Przynajmniej tak mówiła Hazel, która widziała jego drugą twarz. Ja nie miałem jeszcze okazji i jakoś mi się do tego nie spieszy, ale ważne jest to, że jest o wiele lepszy od Dursley'ów. Poznanie Hazel było najlepszą rzeczą, jaka mnie do tej pory spotkała. Dzięki niej moje życie obróciło się o sto osiemdziesiąt stopni i w końcu nie mam tyle zmartwień i problemów co kiedyś. Teraz mam jeszcze niesamowitego wujka, który się o mnie troszczy, przyjaciela, który akceptuje mnie takiego jaki jestem, mimo naszych kilku nieprzyjemności na początku i siostrę, która mnie kocha, chociaż nie jest w stanie tego powiedzieć. Uśmiechnąłem się, patrząc szczęśliwy wujkowi w jego jasne oczy.
- Tak. - wstał z kolan i objął mnie, głaszcząc po tym po głowie.
Tak jak tłumaczyła Hazel, zostaliśmy deportowani. Wujek przeniósł nas na jakiś zaułek w pobliżu King's Cross, by ludzie nie wiedzący o magii nas nie zobaczyli. Wujek złapał mnie za rękę, idąc normalnym krokiem w stronę wejścia do stacji. Zerknąłem na Lily w swojej klatce, która wyglądała jakby spała, choć pewnie obserwuje otoczenie. Patrząc z powrotem przed siebie, weszliśmy do środka, kierując się w stronę dalszych peronów.
- Dokąd idziemy? - zapytałam, zastanawiając się jak może wyglądać pociąg do szkoły magii.
- Na peron dziewięć i trzy czwarte. - uśmiechnął się, dziwiąc mnie tym. Przecież taki nie istnieje, więc jak się tam dostanie... No tak, to świat magii, więc mają swój własny peron, który pewnie jest ukryty.
Stanęliśmy blisko filaru między dziewiątym a dziesiątym, patrząc na niego. Wujek położył mi dłoń na plecach, pchając mnie razem ze sobą w jego stronę.
- Nie bój się, nic ci się nie stanie. - zerknąłem na niego i jego spokojną twarz, co dawało mi otuchy.
Przełknąłem ślinę, biorąc głęboki wdech, nie zatrzymując się chociażby na chwilę. Nie będę pokazywać swojego strachu, muszę być opanowany tak samo jak wujek i Hazel. Nie zamykając oczu, postawiłem pierwszy krok przez filar, widząc, że przez niego przeszedłem. Zdziwiony nie zatrzymałem się, idąc dalej, przechodząc całkowicie przez niego. Przed sobą miałem jakby normalną stacje kolejową, tylko, że z jednym pociągiem. "Hogwart's Express" było na nim napisane, co dało mi do zrozumienia, że dobrze trafiłem. Stanęliśmy blisko wejścia do środka, gdzie wujek nas zatrzymał. Ponownie klękną przede mną, kładąc mi dłoń na ramieniu.
- Harry, pamiętaj, by dobrze się zachowywać, nie wszczynać niepotrzebnych awantur i znaleźć sobie przyjaciół. I co najważniejsze, nie jest ważne do jakiego domu trafisz, tak długo, jak będziesz tak szczęśliwy. - odstawił mój kufer, by złapać mnie obyma dłońmi za twarz. - Pamiętaj by karmić Lily, nie denerwuj Profesorów, bądź grzeczny i jeżeli będziesz czegoś potrzebował, albo będziesz chciał się wyżalić, możesz zawsze napisać do mnie lub Hazel list. - odetchnął głęboko, na chwilę spuszczając wzrok. - Jestem z ciebie dumny Harry. Nie zmieniaj się i nie staraj się wpasować na siłę. - wstając pocałował mnie w czoło, puszczając moją twarz.
Patrzyłem na niego zmieszany, ale i szczęśliwy. On też mnie kocha, jakbym był jego prawdziwą rodziną. Pamiętam jak Hazel mi tłumaczyła, że wujek stracił żonę, kiedy ta była w ciąży z jego pierwszym dzieckiem, dlatego jest strasznie przewrażliwiony na punkcie dzieci. Nie jest w stanie słuchać, a co dopiero patrzeć, na molestowane dziecko, lub inną mu wyrządzaną szkodę. Dlatego jego reakcja wobec mojej adopcji była taka szybka. Zawsze chciał syna i teraz go ma, więc mnie kocha, mimo braku więzi krwi. Uśmiechnąłem się po raz kolejny, patrząc na niego.
- Nie musisz się martwić, poradzę sobie. Hazel w ostatnim miesiącu wszystko mi tłumaczyła i uczyła podstaw.
- Dobrze wiedzieć. - odetchnął z ulgą, biorąc kufer do ręki. - Harry, wiem, że może to być za wcześnie, ale jeśli chcesz, to możesz mnie nazywać tatą. - widziałem, że tego pragnie, kochając mnie i nie raz chciał też tego od Hazel, ale ta nie jest w stanie go tak nazywać. Za to ja mam inne zdanie.
Dzięki niemu jestem wolny i szczęśliwy, nie mając już żadnych kontaktów z Dursley'ami. Nie znam swojego ojca prywatnie, więc nasze więzi nie są mocne, a raczej nie znane. Widziałem go jedynie we wspomnieniach, które pokazała mi Hazel, dlatego można powiedzieć, że go wcale nie znam. Nie jestem do niego przywiązany. Jest mi obcy. Ale nie Francis. On mnie uratował, pomógł, przygarną. Dał dom, jedzenie, ubrania, dba o moją edukację, moje zdrowie i co najważniejsze - o moje dobro. To nie znaczy, że nie kocham swojego biologicznego ojca, on zawsze będzie miał swoje miejsce w moim sercu i będę mu wdzięczny za wiele rzeczy. W końcu, poświęcił swoje życie dla mnie i dbał o mnie gdy byłem niemowlakiem.
- Postaram się, tato. - szybko go objąłem, będąc mu wdzięcznym za wiele rzeczy. Od razu poczułem jego silne ramiona, zaciskające się na mnie.
Czyli tak czuje się ktoś kochany i chciany? To przyjemne uczucie. Takie ciepłe i miłe.
Pożegnałem się z tatą, który oddał mój kufer i teraz stał na zewnątrz, czekając na odjazd pociągu. Wsiadłem do wolnego przedziału przy oknie, machając do niego przez okno. Teraz mam drugiego tatę, ale nadal nie rozwiązaną tajemnicę pewnego "Syriusza Black'a". Może w Hogwarcie się dowiem czegoś o nim.
- Harry! - obróciłem się do tyłu, słysząc wysoki głos pewnego chłopaka, z którym się przyjaźnię. Od razu wstałem z miejsca i do niego podszedł, wpadając w jego uścisk. - Szukam cię po wszystkich przedziałach! Mogłeś poczekać na mnie na zewnątrz. - szturchnął mnie łokciem w żebra, na co się zaśmialiśmy.
- Tak jakoś wyszło. - usiedliśmy przy oknie na przeciwko siebie, widząc naszych ojców obok siebie na zewnątrz. Pomachaliśmy im, czując jak pociąg rusza i po kilku sekundach nie było ich widać.
Razem z Draco rozmawialiśmy na różne tematy przez następne kilka minut, nie mając co innego robić w tej długiej podróży.
- Mówię ci, Mortimer jest ogromny i czasami się dziwię, że jeszcze się mieści w swoim pokoju! - mówiłem zafascynowany smokiem dziadka, który nadal siedzi w swojej "jaskini".
- Ale super! Czemu nie mogłem go zobaczyć? Perłę mogłem nawet potrzymać, ale Mortimera pokazać to już nie. - prychnął pod koniec, strzelając typowego dla siebie focha.
- Tata się bał, że cię zje, bo cię nie zna. - starałem mu się to wytłumaczyć, co pewnie będzie trudne, znając jego dumę i ego, za które odpowiedzialny jest jego ojciec. Chociaż Hazel próbuje go naprawić za każdym razem, kiedy do nas zawita.
- Tata? - spojrzał na mnie zdziwiony, jakbym powiedział coś w innym języku.
- Nazywam tak Pana Francis'a, by mu tak podziękować za wszystko co dla mnie zrobił.
- Rozumiem... Ale wracając do smoków, to czy Perła urosła od zeszłego razu? - szybko zmienił temat, nie interesując się poprzednim, co mnie nie przejęło.
- Według Hazel jest prawie jak ona, czyli większą od nas. - powiedziałem zafascynowany, wyobrażając sobie białego smoka o wcześniej wspomnianym wzroście.
- Nie mogę się doczekać, aż znowu ją zobaczę!
Miło rozmawialiśmy przez resztę podróży, aż nie dojechaliśmy do celu, czyli do tak zwanego Hogsmeed. Mam nadzieję, że dobrze pamiętam i Hazel się nie obrazi, jeśli znowu się pomyliłem. Wcześniej się razem ubraliśmy z Draco, wychodząc po tym z pociągu, by stanąć przed wielkim mężczyzną z brodą i długimi włosami. Ja cię kręcę, on ma ponad dwa, jak nie trzy, metry! Czyli olbrzymy na prawdę istnieją! Super! Ciekawe czy Hazel też go spotkała, jak tutaj przyjechała? Na pewno. Draco znowu złapał mnie za rękę i pociągnął w stronę jeziora, gdzie było mnóstwo niewielkich łodzi. Czyli to teraz będzie ta przejażdżka łodzią, którą tak bardzo nienawidzi Hazel? Obym ją też nie wpadł do jeziora jak ona, podobno strasznie wtedy wyglądała, jak z niego wyszła. Przynajmniej tak mówią George i Fred, przez których to ona do niego wpadła. Ostrożnie wszedłem do środka, trzymając się przyjaciela, który wszedł pierwszy.
- Co się tak boisz? Przecież nie wpadniesz do wody! - zaśmiał się, siadając obok mnie, kiedy na przeciwko nas dosiadło się dwóch innych chłopaków.
- Moja siostra akurat wpadła i wielka kałamarnica ją wyciągnęła, więc mam powód by się bać. - mruknąłem, przyglądając się tym chłopakom. Oboje byli grubsi, nie wyglądali na obdarzonych inteligencją na poziomie karalucha i strasznie przypominali mi Dudley'a. Już czuję, że ich nie polubię, nawet gdyby mieli być kimś ważnym.
- Czekaj, czekaj! Hazel wpadła do jeziora?! - zdziwiony, a raczej w szoku, patrzył się na mnie. Pewnie ma w głowie jej idealny obraz, wszystko wiedzącej żmii, jak sam kiedyś ją nazwał. Trochę go rozumiem, ale to nadal moja siostra i moja bohaterka, więc mieliśmy nie małą kłótnię wtedy. - Jak to możliwe?! Przecież jej nawet się nie da przestraszyć, a co dopiero wrzucić do jeziora!! - złapał się za głowę, trochę już przesadzając. Musiałem się zaśmiać na ten widok, nie mogąc już znieść jego histerii.
- Kto powiedział, że została wrzucona? Powiedziałem, że wpadła, a z jakiego powodu to nie mogę powiedzieć. Jeszcze się dowie i się zezłości.
- Zobaczysz, kiedyś się dowiem.
- Zobaczymy, ale na pewno nie ode mnie. Sam się najlepiej jej zapytaj.
- Zwariowałeś?!
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top