15
Od incydentu z niewybaczalnym zaklęciem minęło trochę czasu - i wiele nieprzyjemności - i nastał czas na wprowadzenie Harry'ego w świat magii i doręczenie mu listu z Hogwartu. Wujek uzgodnił to z dyrektorem i właśnie zmierzam w stronę domu Państwa Dursley. Ciekawe czy jeszcze mnie pamiętają? Lepiej dla nich, jeśli tak. Wąskim chodnikiem szybko dostałam się pod dom identyczny jak inne, ustawione w idealnym rzędzie. Jedyne co je odróżniało od siebie nawzajem, to samochody i numery domów. Nawet kwiaty miały w większości takie same. Dziwni ludzie. Stanęłam przed brązowymi drzwiami i szybko poprawiłam mój lekki płaszczyk. Specjalnie go założyłam, przez chłodną pogodę. Spojrzałam na moją lewą dłoń, w której trzymałam średniej wielkości czarną torebkę jak na prezent, który był w środku, a raczej prezenty. Nie idzie się w gości z pustymi rękami, tak nie wypada. Zadzwoniłam dzwonkiem obok drzwi, czekając aż ktoś mi otworzy. Po sekundzie słyszałam czyjeś drobne kroki w lekkich obcasach, zbliżających się do mnie. Drzwi otworzyła mi kobieta o blond włosach, ubrana w kwiecistą sukienkę z fartuszkiem. Uśmiechnęła się na mój widok, zapewne znając jeden z powodów mojego przybycia.
- Pewnie jesteś po Harry'ego. Zaraz zejdzie, już od dawna jest spakowany. - zachichotała, schodząc na bok i otwierając szerzej drzwi. Był to jawny znak, bym weszła do środka, co też uczyniłam.
- Trochę się tu zmieniło, od mojego ostatniego pobytu. - rozejrzałam się dookoła, widząc nagle jak Harry wychodzi ze swojej komórki pod schodami.
- Hazel! - chciał do mnie przybiec i pewnie przytulić, jak to ma w zwyczaju, ale surowy wzrok kobiety obok uniemożliwił mu to. Stanął w miejscu, spuszczając głowę w dół. - Zaraz będę gotowy, tylko...
- Nie spiesz się, muszę jeszcze coś przedyskutować z twoim wujostwem. - przerwałam mu, patrząc po tym na kobietę obok mnie. - Jeśli to możliwe, Pani mąż również powinien być obecny.
- Oh, rozumiem... Skarbie! - zawołała, idąc do salonu, a ja za nią, puszczając młodemu oczko w między czasie. - Mamy gościa, który ma nam coś bardzo ważnego do przekazania. - uśmiechała się cały czas, stojąc u boku siedzącego na kanapie męża.
- Haidi, miło cię znów widzieć! - poprawił swój sweter, kiedy ja starałam się zapomnieć o tym, jak mnie nazwał.
- Pana również, Panie Dursley. - usiadłam na przeciwko nich, na fotelu.
Wyciągnęłam z kieszeni list z pieczęcią Hogwartu. Mina Pani Dursley mówiła tyle, że zna tę pieczęć i wie, co się święci. To dobrze, oszczędzić mi tłumaczeń. Nie wiem jak to było z jej siostrą i nie spieszy mi się sprawdzać.
- Jesteś dziwadłem, tak jak moja siostra. - wyrzuciła z siebie ze wstrętem, patrząc na mnie krzywo. Czyli takie mamy zdanie o czarodziejach... idealnie. Mogę tak ją oszukać.
- Proszę mnie do nich nie porównywać, jestem normalna i nie chcę tego zmieniać. Członkowie mojej rodziny są czarodziejami, dlatego wiem o ich świecie. - położyłam list na stoliczku, skierowany w ich stronę. - Przez nich i przez mój dobry kontakt z Harry'm, wybrano mnie, bym to ja go w niego wprowadziła.
- Chcesz zabrać to dziwadło? Nawet o tym nie myśl! Wystarczy, że moja wstrętna siostra była... czarownicą. Pamiętam jak rodzice się cieszyli, że jest inna, taka wspaniała. My tacy nie będziemy i nie pozwolimy, by ten dzieciak, poszedł do tej waszej durnej szkoły! - zdenerwowała się, chodząc po salonie i wspominając czasy młodości.
- Zacznijmy od ugody. - wzięłam swoją torbę na kolana, wyjmując z niej pierwszą rzecz. - To dla Pani. - wyciągnęłam dłoń z płaskim, kwadratowym pudełkiem. Chwilę patrzyła to na mnie to na moją dłoń, przyjmując po chwili. - Sama wybierałam. - dodałam, widząc jak otwiera pudełko i jak jej oczy się rozszerzyły. Wyjęła wolną ręką piękny, perłowy naszyjnik, oglądając go z każdej strony.
- Cudowny. - szybko go założyła, przeglądając się w lustrze obok. Oglądała go z taką fascynacją, jakby nigdy nie miała niczego tak dostojnego i eleganckiego, co najwyraźniej jest prawdą.
- Prawdziwe perły. - westchnęła po moich słowach ponownie. Nie musi wiedzieć, że piękne, czyste kule to tak na prawdę transmutowane larwy. - Dla Pana, Panie Dursley też coś przygotowałam. - wyjęłam z torby grube, drewniane pudełko z logiem pewnej firmy z cygarami, a raczej transmutowanym końskim łajnem. Szkoda tylko, że pewnie nie zobaczę ich min, jak następnego poranka zobaczą swoje prawdziwe prezenty od serca.
- Gurkha Black Dragon. - z trzęsącymi się rękoma przyjął pudełko, oglądając napis na nim jak jakąś scenę akcji w filmie.
- Teraz przejdźmy do konkretów. - odstawiłam torbę na bok, zakładając nogę na nogę, opierając się wygodniej.
Oboje usiedli na kanapie, wiedząc już, że jak się nie zgodzą, to będą musieli oddać te prezenty. Na pewno też już zauważyli, że torba nie jest pusta i pewnie jest tam kolejny skarb, który tylko oblepiony jest bogactwem i luksusem. Wiedzą też, że wujek śmierdzi pieniędzmi i ja w takim wypadku też, więc zrujnowanie dobrych stosunków może nieść za sobą nie przyjemne skutki dla nich.
- Słuchamy. - odchrząkną mężczyzna, układając swojego wąsa.
- Harry się od was wyprowadzi i zamieszka z nami, w Londynie. Wy nie będziecie go widzieć, nie będzie wam przeszkadzał, ogólnie będziecie mieć od niego spokój. W zamian możecie zatrzymać prezenty. - patrzyłam na nich ostro, czekając na odpowiedź. Powinno się im spodobać, w końcu nigdy nie lubili Harry'ego.
- Przeniesienie go, zameldowanie i pewnie adopcja może trochę zająć. Pochłonie to dużo czasu i na pewno też pieniędzy, patrząc na tą całą papierową robotę... - mówił Vernon patrząc na swoją małżonkę, z lekkim uśmiechem pod wąsem. On i ten jego wąs pedofila...
- Tym zajmie się wujek, oczywiście z waszą zgodą.
- No nie wiem, Hazel, tyle pieniędzy włożyliśmy w jego wyżywienie, ubrania, edukację i kilka innych jego zachcianek. Szkoda by było, gdyby to się zmarnowało.
Czy oni mówią poważnie? Oni wiedzą, że ja znam jego wspomnienia? Pewnie nie, ale i tak spędziłam z Harry'm sporo czasu, więc możliwość, że opowiedział mi coś o swojej przeszłości jest ogromna. Ci ludzie są po prostu pazerni i nędzni, nie warto ich w ogóle trzymać na tym świecie.
- Proszę się tym nie martwić, wujek będzie was dofinansowywać aż Harry nie skończy osiemnastu lat. - wstałam, uznając, że to już czas na zakończenie naszej rozmowy. Ten argument najwyraźniej ich przekonał od razu, patrząc na ich szerokie uśmiechy.
- Pod tymi warunkami nie da się nie zgodzić. - zachichotała, wstając z kanapy, zwracając uwagę na torbę w mojej dłoni.
- Doskonale. - wyjęłam z torby papiery do podpisania przez nich, kładąc je na stole. Ich miny od razu zrzedły. - Proszę wszystkie podpisać. - wyjęłam z płaszcza pióro wieczne.
- O-oczywiście. - Pani Dursley wzięła przedmiot z mojej ręki, siadając z powrotem i zaczynając podpisywać wszystkie kartki, gdzie było miejsce. Dźwięk skrobania po kartkach jest wręcz cudowny, w tej sytuacji.
Gdy tylko podpisała ostatni formularz, kartki zniknęły, strasząc tak dwójkę mugoli. Za to ja wyjęłam ostatnią rzecz z mojej torby. Szwajcarskie czekoladki DeLaFee, które dziadek specjalnie kupił, gdy znowu musiał wracać do Austrii, a że miał po drodze, to czemu nie? Wzięłam list Harry'ego ze stołu i zostawiając torbę przy stoliku, wyszłam z salonu. Młody już czekał na mnie w korytarzu ze średnią walizką obok siebie. Potargałam jego włosy, łapiąc za nią i wychodząc pierwsza przez drzwi obok.
- Słyszałeś? - zapytałam, gdy oboje szliśmy już chodnikiem.
- Tak, sprzedali mnie jak jakiegoś psa. - spuścił głowę, mówiąc ze smutkiem.
- Ciesz się, że nie byłeś tani. Nawet jeśli dostaną pieniądze i czekoladki, to nic więcej. - spojrzał na mnie zdziwiony, na co ponownie zaczęłam głaskać go po głowie. - Pamiętaj młody, ród Graves zawsze dostaje to, co chce.
Resztę drogi do parku, skąd ma nas odebrać wujek, gadaliśmy o błahostkach lub planowaliśmy wakacje. Weasley'owie nas zapraszali do nich, choć wątpię, że w te wakacje znajdę czas na cokolwiek. Przez kupno domu w Londynie jest wiele zamieszania teraz u nas, jak co tam przenieść, jak urządzić, czy potrzebny jest tam koleiny skrzat domowy i wiele innych kwestii. Wujek wpadł na taki genialny pomysł, tak jak ten z Harry'm, widząc naszą więź i jak dobrze się dogadujemy. Do tego mam też mnóstwo pracy domowej na następny rok, jeszcze planowanie urodzin Harry'ego... a gdyby je urządzić u Weasley'ów? Nie głupi pomysł. Wszystko się przedyskutuje jeszcze na spokojnie w domu. Zapomniałabym! Przecież muszę jeszcze pójść z młodym na Pokątną! Jeszcze więcej do roboty. Gdy wujek przeniósł nas, a raczej deportował, do domu, musiałam pokazać Harry'emu jego nowy, własny, pokój. Oby się ucieszył. Weszliśmy po schodach na piętro, wchodząc na niewielki korytarz z trzema drzwiami i drugimi schodami na ostatnie piętro. Weszliśmy do pokoju na końcu po lewej, czyli jego. Pamiętam jak mówił, że lubi szary, dlatego wiele rzeczy było w tym właśnie kolorze. Choć przewlekała się w większości zieleń, ze względu na jego oczy. Ściany miały wyblakły zielony kolor z wieloma szarymi zdobieniami i ciemną podłogą z dużym, szarym dywanem na środku. Po lewo od nas było duże, ciemne łóżko z wieloma poduszkami i nadal zachowane w kolorach pokoju. Po jednej stronie był mały stoliczku ze świecą i szufladą. Po naszej prawej było ciemne biurko z krzesłem, po jednej stronie regał z moimi starymi książkami, które już przeczytałam, po drugiej stała szafa. Na przeciwko nas było duże okno z jedną zasłoną, zachowaną w pasujących odcieniach. Oczywiście na suficie był zwykły żyrandol, który nie był ważny. W kilku miejscach na ścianach wisiały normalne i magiczne zdjęcia z wielu miejsc jakie razem odwiedziliśmy lub z naszych wygłupów razem z bliźniakami, lub to jedno z Charlie'm i małym Opalookim, czy te kilka zdjęć z Draco, który chyba jest jego dobrym przyjacielem, a przynajmniej tak się zachowują.
- Rozgość się, młody, i pamiętaj, o trzynastej jest obiad. - potargałam mu włosy, zostawiając go samego w szoku w drzwiach własnego pokoju.
Nigdy nie miał u swojego wujostwa pokoju tylko dla siebie, bo tej komórki nigdy nie nazwę pokojem. Już Pani Charlotte była dla mnie milsza, a ma prawie identyczny charakter jak Dursley'owie. Nim zdążyłam zrobić drugi krok, ktoś wpadł w moje plecy obejmując mnie i chlipiąc. Westchnęłam, obracając się do niego przodem, głaskając po plecach.
- Cz-czemu... tyle dla-a mnie ro-obicie? Je-estem zwy-ykłym da-armozja-adem i dzi-iwadłe-em. Nie-e za-asłu-uguję na-a ty-yle-e... - przerwałam mu mocniejszym uściskiem, nie mogąc dalej tego słuchać.
Po tylu latach, ci paskudnie mugole zrobili mu takie pranie mózgu, że nie wiem ile będziemy potrzebować by go naprawić. Ten dzieciak wycierpiał więcej ode mnie, więc zasługuje na szczęście i coś od życia. Wujek i dziadek również go lubią, więc pod tym względem robienie problemu, nigdy nie miało miejsca. Wujek ma dobre serce i chętnie pomaga, z dziadkiem trochę gorzej, nie raz pokazywał swoją ciemną stronę, ale wiem, że go lubi. Harry potrzebuje wsparcia od kogoś mu bliskiego i tego dostanie. Jestem mu bliska, a nie jakiś dziad z brodą, który go oddał w ręce Dursley'ów, czy tamta wiedźma z kapeluszem większym od rozumu.
- Nigdy więcej tak o sobie nie mów. Jesteś moim przyjacielem, a raczej jak młodszy brat, dlatego będę się o ciebie troszczyć, byś był bezpieczny. - wzięłam jego twarz w swoje dłonie, patrząc w jego zapłakane oczy i mokre policzki. Sama nie wierzę, że to robię, ale on jest tego wart. Złożyłam delikatny pocałunek na jego czole, przytulając go po tym z powrotem. - Pamiętaj, w razie czego możesz na mnie liczyć. Ja cię nigdy nie zostawię.
- Dzi-dziękuję...
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top