10

Stanęłam przed bramą prowadzącą do mojego nowego domu, która otworzyła się przed nami. Zrobiłam pierwszy krok do przodu, równając się z wujkiem. Po bokach drogi było mnóstwo drzew, które nachodziły na siebie na górze. Mimo, że to dopiero początek września, kilka liści już zleciało na ziemię. Usłyszałam za sobą zamykanie się bramy, co niezbyt mnie zainteresowało, bo mogłam już powoli zobaczyć miejsce zamieszkania wujka. Tak, nie zmieniła się nawet odrobinę. Niewielka rezydencja w wiktoriańskim stylu, zachowana w białych i szarych kolorach. Pamiętam ją, gdy wujek zabrał mnie tu raz na święta. Weszliśmy po schodach na górę do drzwi wejściowych, które również się same otworzyły przed nami. Wszystko wyłożone jest ciemnym drewnem i długim dywanem na środku. Zaciągnęłam się powietrzem, czując znajomy zapach lawendy i cynamonu. Wujek uwielbia cynamon.

- Większość czasu spędzam jednak w domu w Nowym Jorku, dlatego tym miejscem zajmują się skrzaty domowe. - przepraszam, ale kto? Pewnie kolejne dziwne stwory, jak ta wielka kałamarnica. Nadal nie wiem co je to bydle. - Zawołam dziadka, a ty idź do salonu. - pogłaskał mnie po głowie i poszedł wzdłuż korytarza. Ciekawe jak się ma dziadek? Pewnie słabo, patrząc na jego wiek.

Przeszłam przez pierwsze drzwi po lewej, wchodząc do dużego pokoju z kominkiem i dużym oknie na ścianie na przeciwko mnie. Usiadłam na ciemnej kanapie, która dobrze komponowała się z ciemnym drewnem, jak w całym domu. Ciekawe jak ma się Raven? Wujek dostał ją od jakiegoś włochacza jeszcze w szkole, ale nie pamiętam, żeby trzymał ją ze sobą, gdy dotarliśmy na miejsce. Może ją wypuścił i zmniejszył klatkę jak ksiądz? Przysnęłam w połowie podróży, więc nie pamiętam zbytnio jak się tu dostaliśmy. Albo co z Harry'm? Zapomniałam o nim. Eh, może uda mi się coś do niego napisać, albo zaprosić tutaj. Porozmawiam jeszcze o tym z wujkiem i dziadkiem, bo trochę jest mi żal tego chłopaka. Okłamywany, porzucony i gnębiony - mam serce i nawet mi, może być go żal. Gdy tylko usłyszałam kroki na korytarzu, od razu spojrzałam na dwóch przybyłych. Od razu wstałam i podeszłam do osoby obok wujka.

- Dziadku. - skinęłam głową przed nim, by spojrzeć po tym na niego. Jego włosy posiwiały jeszcze bardziej, a błękitne oczy nadal wydają się zimne, choć kryją w sobie tyle ciepła. - Kiedy wróciłeś z Austrii? - objęłam go, gdy sam otworzył swoje ramiona. Wolę nie zaskakiwać go jak wujka, jeszcze coś mu się przez to stanie i będzie po dziadku.

- Moja mała diablica... Gdy tylko Francis powiedział, że w końcu mu się udało, jak najszybciej się tu przeniosłem. - puścił mnie i złapał za rękę, prowadząc na kanapę. - Grzechotko, przynieś nam herbaty. - powiedział do kogoś, siadając na fotelu, a ja na kanapie obok.

- Oczywiście, Panie. - przed nami pojawiło się niskie stworzenie o szarawej skórze, dużych oczach i długich uszach i nosie. Nosiło jakąś starą szmatę jako ubranie i było strasznie chude i pomarszczone. Zniknęło tak szybko jak się pojawiło. Pewnie to musiał być ten cały skrzat domowy.

- Zapewne już wiesz co to było za stworzenie. - uśmiechnął się, patrząc na mnie.

- Skrzat domowy.

- Jednak jesteś mądrzejsza od swojej matki. - zaśmiał się krótko. - Wszyscy myśleli, że skończysz jak ona. Głównie dlatego, że nikt nic nie wiedział o twoim ojcu. - westchnął, odwracajac wzrok ode mnie i patrząc w pusty kominek.

- Grzechotka przyniosła herbatę. - stworzenie pojawiło się ponownie i postawiło tacę z trzema filiżankami na stoliku, razem z małym naczyniem z cukrem.

- Dziękuję, Grzechotko. - wzięłam jedną z filiżanek i zaczęłam dmuchać na gorącą ciecz. Kątem oka widziałam jak uśmiechnięte nieśmiało stworzenie znika.

- Hazel, już jutro pójdziesz do nowej szkoły, dlatego nie zdziw się, gdy wyczytają inne nazwisko.

- Graves?

- Zgadza się. Zajęliśmy się resztą potrzebnych ci rzeczy do szkoły, więc jutro rano masz być gotowa. - wstał z fotela, podpierając się obym rękami.

Jeszcze tego samego dnia spakowałam swój kufer na nowo i dostrzegłam przy tym, że brakuje mi bransoletki od Pani Clair. Szkoda, była ładna. Pewnie ta Thompson ją ma. Trudno się mówi. Jak kiedyś ją zobaczę, to odzyskam swoją własność. Usiadłam na dużym łóżku, patrząc na okno na przeciwko. Duży, gęsty las i nic poza tym dookoła. Spojrzałam na klatkę, którą dał mi wujek i powiedział, że mam czekać na mojego ptaka. Nic więcej mi nie powiedział i żadnego tłumaczenia. Czyli teraz czekaj na niego, niewiadomo jak długo. Może powinnam przynajmniej okno otworzyć? Tak, będzie miał jak wlecieć. Wstałam z łóżka i podeszłam do jednego z okien i otworzyłam szeroko. Oparłam się o parapet i wystawiając głowę, czekałam na to latające stworzenie. Słońce już zachodziło nad koronami drzew, na co niebo przybrało pomarańczowy odcień. Niewiele sekund później, usłyszałam krakanie ptaka. Odeszłam od okna i czekałam aż wleci. Stworzenie wpadło do mojego pokoju, trafiając prosto w łóżko, robiąc przy okazji kilka fikołków. Wzięłam go w ręce i wsadziłam do jego klatki, biorąc garść karmy, którą kupiłam będąc na Pokątnej. Teraz mam spokój i mogę iść się wykąpać i spać. Pora zakończyć ten dzień.

Niestety już z samego rana musiałam być na nogach, by pójść do nowej szkoły. Ledwo weszłam do domu i już wynocha.

- Uważaj na siebie, diabełku. - dziadek objął mnie mocniej, masując po plecach. Jakbym opuszczała go na zawsze, a przecież przyjadę na święta.

- Jakbyś mnie nie znał. - puściłam go, patrząc na wujka. - Ruszajmy, nim dziadek nie płacze. - mój lewy kącik ust się lekko podniósł, pokazując u mnie najrzadszy widok, czyli uśmiech.

- Jasne. - chwycił mnie za rękę i ustawił w ogromnym kominku. Jeżeli mają zamiar mnie spalić, by przekonać się czy na prawdę jestem wiedźmą, to zróbcie to szybko. Podobno śmierć przez spalenie jest najbardziej bolesna. - Mamy specjalne pozwolenie od dyrektora na użycie sieci Fiuu, by się do niego dostać. Weź garść proszku i wypowiedz "Gabinet Dyrektora w szkole Ilvermorny", po tym rzuć proszek pod nogi. - podał mi naczynie z zielonkawym proszkiem. Wzięłam garść i spojrzałam na nich.

- Już myślałam, że chcecie sprawdzić w stary sposób, czy jestem wiedźmą czy nie. - mruknęłam, wywołując chichot u dziadka. - Gabinet dyrektora w szkole Ilvermorny. - wypowiedziałam wyraźnie i wystarczająco głośno, rzucając od razu po skończeniu zdania proszek pod siebie.

Jedyne co zobaczyłam to zielony ogień, nim pojawiłam się w sekundzie w innym miejscu. Był to duży pokój, a obok kominka było ciemne biurko, przy którym siedział starszy mężczyzna. Od razu na mnie spojrzał i wstał ze swojego miejsca. Wyszłam z kominka, zgadując, że wujek pewnie też będzie z niego korzystać i wolę nie stać tam, gdy on się pojawi.

- Dzień dobry, dyrektorze. - stanęłam na przeciwko niego, patrząc mu w oczy.

- Zapewne Panna Graves. Miło mi Pannę w końcu poznać. - uśmiechnął się i w tym samym czasie usłyszeliśmy jakieś odgłosy z kominka. Pewnie wujek w końcu dotarł. - A to pewnie Pan Francis Graves. - podał dłoń wujkowi, który stanął obok.

- Witaj, dyrektorze Fontain. Niestety nie będę mógł długo zostać, praca nie będzie czekać wiecznie. - zaśmiali się.

- Rozumiem, nie musi się Pan martwić. Zajmę się nią osobiście. - spojrzał na mnie miło i inaczej niż ten dziad z Hogwartu.

- To dobrze. Będę się zbierać. - spojrzał na mnie. - Twoje rzeczy dostarczyłem wcześniej, więc nie martw się o to. Raven też już jest na miejscu. Pamiętaj, by nie sprawiać problemów i dobrze się zachowywać. - objął mnie mocno, całując w czoło na koniec.

- Do zobaczenia, wujku.

Szłam razem z dyrektorem przez korytarz, starając się zapamiętać drogę. Stanęliśmy przed dużymi drzwiami, które były otwarte. Weszliśmy do środka, gdzie ukazała mi się wielokątna sala, z mnóstwem półek i mniejszych pudełkach na nich. Miejsce nie jest bardzo oświetlone i w kilku miejscach panuje półmrok, co dodaje klimatu starości i powagi. Dyrektor prowadził mnie dalej, na środek sali, gdzie było wielkie godło szkoły i lewitująca kula. Jeszcze więcej magi, super, nie to, że ta z Hogwartu mi wystarczy. Nie, przecież to też szkoła dla czerodziei!

- Połóż na niej swoją dłoń, by odpowiednia różdżka cię wybrała. - stanął na przeciwko mnie, zostawiając kulę pomiędzy nami. Teraz przynajmniej rozumiem, dlaczego wujek chciał, bym zostawiła swoją różdżkę w domu. To ma teraz sens.

Położyłam swoją dłoń, tak jak powiedział, czekając aż coś się stanie. Usłyszałam kilka stuknięć w różnych częściach sali. Nie zaprzątałam sobie tym głowy i czekałam dalej, zgadując, że tak ma być. Cały czas czułam wzrok dyrektora na sobie, na co odpowiedziałam mu tym samym. Patrzyłam w jego oczy, poprawiając przy okazji okulary. Zmieszał się i szybko zaczął patrzeć gdzie indziej, a w tym samym czasie w naszą stronę zaczęło lecieć jedno z pudełek. Wyleciało z jakiegoś kąta sali, gdzie nawet nic nie widać, co w moim przypadku jest pewnie winą okularów. Zatrzymało się nad kulą, więc zabrałam rękę i w ostatniej chwili złapałam pudełko. Super, druga różdżka, jakby jedna mi nie wystarczyła. Nie czekając na jakiekolwiek gadanie tego faceta, otworzyłam pudełko i wyjęłam swój nowy magiczny badyl. Wydaje się stary i ma dziwny kształt, choć jest drewniany, jak każdy patyk, co jest oczywiste.

- Tutaj są informacje o twojej różdżce. - wyjął z pudełka złożoną kartkę i rozłożywszy ją, przeczytał najpierw sam jej zawartość. Gdy skończył spojrzał na mnie wielkimi oczami, kilka razy patrząc na kartkę z powrotem. - Tak... mh.. Twoja różdżka jest sztywna, trzynaście i pół cala zrobiona z głogu i włókno z... Ekhem... Z rogu rogatego węża. Powodzenia z twoją różdżką. Chodźmy najlepiej dalej. - szybko zabrał mi pudełko i rzucił gdzieś na bok. Dobrze się czuje? Takie zaśmiecanie sali może spowodować wiele nie przyjemnych wydarzeń w przyszłości, albo da zły przykład uczniom. Dziwni ci czarodzieje.

Poszliśmy na przód, do kolejnych drzwi. Otworzył je jednym ruchem ręki i poszedł przodem, zostawiając mnie za sobą. Już znudzona tym wszystkim, ruszyłam dalej, wchodząc do wielkiego pomieszczenia. Po mojej prawej było wejście na balkon, który miał widok na moją lewą stronę, gdzie były cztery figury. Jakiś ptak, wąż, skrzat czy inny karzeł i kot. Z tego co pamiętam, to to jest chyba Wampus, choć pewności nie mam. To nadal kamienny posąg, a nie obrazek w książce.

- Stań na środku, teraz zostaniesz przydzielony do jednego z domów. - uśmiechnął się ponownie, patrząc na mnie z podobnym teraz błyskiem w oku co dyrektor Hogwartu.

Spokojnie stanęłam na wyznaczonym miejscu, patrząc na cztery posągi przede mną. No i powtórka z rozrywki. Dajcie już ten stary kapelusz czy inny beret i kończymy to, jestem już zmęczona. Jednak zdziwiło mnie brak czegoś na mojej głowie, co może przeglądać moje wnętrze - ciekawe jak wygląda moja śledziona? - za to jeden z tych posągów dał swój znak. W całej sali rozbrzmiał ryk posągu kota, czy tam wampusa, co chyba miało tak być. Usłyszałam brawa za sobą, więc się obróciłam, patrząc na dyrektora.

- Witaj w domu Wampusa! - zaśmiał się i przestał klaskać. - Zaprowadzę cię do twojego dormitorium, gdzie się przebierzesz i pójdziesz na lekcje. Twój plan lekcji powinien dotrzeć do ciebie w ciągu kilku następnych minut. Jesteś jeden dzień w tyle od reszty uczniów, więc postaraj się dowiedzieć od rówieśników co straciłaś.

Zamknęłam drzwi od swojego nowego pokoju, który będę dzielić z trzema innymi dziewczynami. Tylko jedno z łóżek miało świeżą pościel, poskładaną w kostkę. Usiadłam na tym, patrząc na swój kufer i klatkę z Raven na przeciwko siebie. Westchnęłam zmęczona tym wszystkim. Najpierw Hogwart, teraz Ilvermorny. Tym razem powinnam zmienić swoje podejście do... chyba wszystkiego. Postaram się nie denerwować i nie obrażać ludzi, gdy nie jest to wskazane i mieć, jeżeli już, to dobry powód do tego. Tak, pora się zmienić, ale nie mam zamiaru oglądać wszystkich wspomnień, każdej osoby napotkanej w szkole, więc okularów nie ściągnę. Może kiedyś, kiedy jakoś uda mi się to kontrolować, to się zobaczy. Wstałam z łóżka i otworzyłam kufer. Wyjęłam niebiesko-żurawinową szatę, którą jeszcze wczoraj pokazywał mi wujek. Wygląda prawie identycznie jak ta z poprzedniej szkoły, poza kolorem oczywiście. Szybko się rozebrałam i zaczęłam ubierać w swój mundurek, który tym razem nie jest szatą żałobną.

Usłyszałam bicie w szybę okna, które od razu otworzyłam. Zawinięte kartki wleciały do środka i opadły na moje łóżko. Zamknęłam z powrotem okno i wzięłam je do ręki. Czyli mój plan lekcji w końcu przybył, tak samo mapa szkoły i lista zajęć dodatkowych, na które mogę się zapisać. Dobrze wiedzieć, że jest co robić tutaj po lekcjach. Spojrzałam na zegar na drzwiami od pokoju, by wiedzieć jaka jest teraz godzina. Prawie wpół do jedenastej, czyli według planu powinnam mieć teraz lekcje... latania? Przepraszam, ale co? Latania? Dadzą mi skrzydełka i wypchnął z wierzy? Co ja ptak jakiś? Już trudno, pora na zajęcia...

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top