~1~
Minęły dwa dni, współpraca Snape'a z Hermioną była bardzo trudna, jedno jak i drugie nie mogło znieść swojego towarzystwa. Snape spędzał wieczory nad kociołkiem, próbując stworzyć nowy eliksir który przyspieszy tworzenie innych. Ślęczał całe noce nad książkami, irytował się kiedy Dumbledore lub Czarny Pan chcieli się z nim spotkać, irytowała go także pewna Gryffonka, nie nie chodzi tutaj o Granger. Minerwa zatruwała mu każdą chwilę podczas obiadu, śniadania a jakby było mało to jeszcze podczas kolacji.
- Och ale Sev! Daj jej chociaż szanse! Nie widzisz, że dziewczyna się stara? Przychodzi do ciebie, i próbuje zrobić te eliksiry jak najlepiej! – gderała Mcgonagall.
- Skończ już! Kolejny raz mówisz o tej przeklętej Granger! Kobieto ogarnij się! Granger nie jest najważniejsza!
Ryknął tak głośno, że cały stół nauczycielski spojrzał się na nich.
- Ale widzę że traktujesz ją nie sprawiedliwie! Zresztą nie ważne, i tak mnie nie posłuchasz.
Snape chciał wydrzeć się na Minerwę, ale w tym czasie Dumbledore zachwycał się specjalnym jedzeniem sprowadzonym prosto z Ameryki, czego to on nie wymyśli. Zaczął ględzić mu do ucha.
-Sev, musisz tego spróbować!
Snape nadal miał wielką ochotę żeby Minerwa nauczyła się nie wpychania nosa w nie swoje sprawy, kiedy Dumbledore wepchnął mu pomidorka koktajlowego do ust, Sev o mało się nim nie udławił, ale z grymasem na twarzy zaczął go przeżuwać i zamknął się na dobre.
Hermiona niby spędzała cały czas z przyjaciółmi, ale czuła się dziwnie samotna. Przesiadywała większość wieczorów nad książkami w pokoju wspólnym, robiła notatki, w końcu w tym roku czekały ją bardzo ważne egzaminy. Musiała udowodnić, że jest gotowa na prace magomedyka, a do tego musiała zaliczyć eliksiry. Nawet częste przytulanie i całowanie się z Ronem nie sprawiało jej takiej przyjemności jak kiedyś. Miała mało czasu na rozmowy z Ginny, brakowało jej tego, ta pogrążona w zadaniach od profesora Dumbledore'a , ledwo znajdowała czas na naukę.
Hermiona właśnie skończyła dzisiejsze lekcje i udała się na kolacje do Wielkiej Sali. Usiadła obok Harrego i wypatrywała w oddali Rona. Nie zauważyła go dzisiaj ani razu, nie było go na żadnych zajęciach, może wykonywał jakąś swoją misję? Nie, zawsze jej o tym mówił. Może źle się czuje? I jest w skrzydle szpitalnym? Dowiedziała by się tego od pielęgniarki, wiec to też była zła teoria. Granger poczuła na sobie zimne i przenikliwe spojrzenie. Nie chciała się odwrócić, nie miała zamiaru patrzeć na Nietoperza więcej. Ledwo zjadła przygotowane danie, i udała się do swojej sypialni, po drodze zatrzymał ją Patronus Dumbledore'a informujący o zebraniu Zakonu.
Nareszcie zobaczę Rona! – krzyknęła, zmieniła kierunek, i ruszyła biegiem.
Na schodach wpadła na profesora Lupina.
- Bardzo przepraszam - wyjąkała.
- Spokojnie Hermiono, nic się nie stało.- odparł z uśmiechem.
Na dzisiejszym spotkaniu pojawił się nawet Hagrid, wszyscy usiedli przy stole prowadząc dyskusje. Snape zaszły się w kąt, został poinformowany o wszystkim wcześniej, nie widział potrzeby zaszczycania pozostałych swoją obecnością. Nalał sobie coś mocniejszego, i czekał aż pozostali zaczną się sprzeczać.
-Ależ dyrektorze musimy ratować młodego Weasley'a! - krzyknęła Minerwa pocieszając panią Weasley.
- Weasley'ów jest tyle, że nikt nie zauważy braku jednego. - rzucił Moody.
-Jednego idioty mniej - mruknął Snape.
-Oboje macie natychmiast przestać!
- A jak nie to co? Ruszysz swój stary tyłek i wsadzisz nam różdżkę w oko?
-Alastorze!
- A żebyś wiedział! Zaraz stracisz także wszystkie zęby!
Snape dolał sobie trunku, zastanawiał się czy tylko on z pozostałych tutaj jest normalny, wszyscy zachowywali się gorzej niż dzieci. Granger wraz z rodziną Weasley'a płakałi przez całe zebranie, Syriusz próbował rozdzielić Moody'ego od Minerwy, jak widać po siniakach i rozdartej koszuli niekoniecznie mu to wyszło, Dumbledore siedział z założonymi rękami i przyglądał się całej sytuacji. Kiedy Moody podniósł różdżkę, Mcgonagall zmieniła się w kota, przebiegła po stole taranując wszystko co na nim było, rzuciła się na Aurora. Turlali się po podłodze, Alastor został podrapany od stóp do głów, nastąpił za to kotce na ogon przez co wydobyła z siebie straszliwy pisk. Snape o mało nie udusił się ze śmiechu, Dumbledore wyczarował kłębek wełny i po chwili Mcgonagall siedziała niczym małe grzeczne kociątko. Lupin pomógł Moody'emu dojść do siebie. Dyrektor zaczął swoją przemowę, Nietoperz jednak nie był nią zainteresowany, zaczął czatować na nowym portalu.
Voldzio: Snape!
Snejpi : Tak panie?
Voldzio : Czemu tutaj nie ma wszystkich Śmierciożerców!!?
Snejpi : Bo trzeba utworzyć konwersacje grupową, musisz nacisnąć przycisk dodaj wszystkich.
Do konwersacji " Koło beznosych" dodano nowych użytkowników.
Voldzio : Witajcie wszyscy moi słudzy! Zaraz, kto nadał taką idiotyczną nazwę????
Bellatrix : Glizdogon!
Glizdogon : Panie, ja naprawdę nie chciałem to musi być jakiś wirus!
Voldzio : Czy ty sugerujesz, że jestem chory????
Snejpi : -_-
Glizdogon : Nie, mój panie.
Voldzio : Crucio!
Wszyscy użytkownicy są chwilowo offline. Odczuwają bardzo silny ból.
Voldzio : Cholera!
Voldzio : Można to jakoś cofnąć?
Voldzio : Halo?
Voldzio : Dobra, walcie się wszyscy Idę grać w simsy.
Użytkownik "Bellatrix" jest już online.
Bellatrix : Ha! Wiedziałam że grasz w simsy! Tam przynajmniej masz nos!
Voldzio : Crucio!
Wszyscy użytkownicy są offline.
Kiedy Snape spadł z krzesła i zaczął miotać się z bólu po podłodze, wszyscy nagle zastygli, nikt nie wiedział co się dzieje, siedzący najbliżej opadli przy nim próbując mu pomóc. Kilka minut później wszyscy bezczynnie patrzyli się i czekali aż nastąpi koniec klątwy. Kiedy Snape zaczął kontaktować ze światem pomogli mu wstać, i zaczęli zadawać pytania.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top