Rozdział 1 Alkohol, Karyna i problem z którym ciężko się uporać.
To był jeden z tych wieczorów, kiedy nie masz naprawdę pomysłów, co ze sobą zrobić. Ikane leżała na łóżku do góry nogami trzymając stopy na ścianie lekko przy okazji brudząc ścianę trampkami. Niedawno, co wróciła z zajęć szermierki i tylko wchodząc do domu zdążyła usłyszeć awanturę swoich rodziców przy wejściu. Nawet zbytnio się nie przejęli powrotem pierworodnej do domu dalej kontynuując swoje wywody zaś dziewczyna minęła ich chcąc jak najszybciej znaleźć się w swoim pokoju.
Wszystko zaczęło się sypać w momencie, gdy ojcu skończył się kontrakt w Niemczech i musieli wrócić do mieszkania matki, która odziedziczyła zresztą po babci. Niestety zmarła ona dawno, więc nastolatka nie miała okazji jej poznać. Ojciec niezbyt chciał przeprowadzać się do miejsca, w którym wcześniej pracował. Nigdy nie pytała go, dlaczego i chyba wolała nie wiedzieć. Zawsze pojawiali się tutaj tylko na święta, a w pewnej chwili po prostu musiała zostawić swoje doczesne zżycie na nowe. Rodzicielka niby uczyła ja japońskiego, ale szło jej to topornie. Bardzo topornie.
— Ikane! — Gersten uchyliła zmęczoną powiekę słysząc swoje imię i jęknęła zrezygnowana. Wiedziała już, że awantura się skończyła i pewnie schodząc na dół dowie się tysiąca rzeczy. Matka będzie nadawać na ojca, a ojciec na nią i na końcu padnie to cudowne pytanie, z którym z rodziców wolisz pozostać. W takiej sytuacji ma zawsze ochotę powiedzieć, że z żadnym i mogą ją wszyscy pocałować w dupe. Ale tak nie wypada i dzielnie znosiła kolejne awantury nie odzywając się nic, a tylko nieprzytomnie się uśmiechając. Najlepiej takie sytuacje ignorować
Zeszła na dół widząc swoją rodzicielkę już przy stole wyraźnie podburzona zaś jej ojciec siedział w rogu czytając gazetę. Nieśmiało przemknęła obok niego siadając na przeciwko matki.
— Zabrakło mi oleju do sosu czy mogłabyś się po niego wybrać?
A weź tu człowieku odpowiedz nie. To znajdziesz się w programie ktokolwiek widział, ktokolwiek wie. Zresztą pewnie ten olej to przykrywka by wyszła, a oni wrócą do darcia się na siebie. Tak... Lepiej iść po ten pieprzony olej. Kiwnęła głową łapiąc za pieniądze i wybiegła z domu biorąc w rękę tylko kurtkę. Wypadła niczym strzała po drodze potrącając staruszkę przy schodach. Babcia zachwiała się lekko, ale udało jej się utrzymać równowagę.
— Przepraszam Pani Yuu! — Zielonowłosa nie chciała się zatrzymywać, więc tylko rzuciła do tyłu spojrzeniem upewniając się, iż babcia przeżyła ten rajd.
Pani Yuu mieszkała na przeciwko niej i rodziców. Była starszą kobietą, która mimo wieku powaliłaby złodzieja swoją krzepą ukrytą pod trzęsącymi drobnymi dłoniami. W raz z Panią Moskovic spotykały się pod blokiem robiąc za osiedlowy monitoring. Moskovic była starą Rosjanką w takim samym wieku, co Yuu i jej także nie dało się niczego odmówić. Babcia często starała się na siłę karmić Gersten twierdząc, że nastolatka dzięki temu będzie silna niczym niedźwiedź. Właściwie ta babcia zawsze mówiła o tych zwierzętach, kiedyś zapytała jej syna jak przyjechał, dlaczego ta kobieta o nich mówi to opowiedział jej, że za młodu matka walczyła z niedźwiedziami w klatkach. Dotąd ma nadzieje, że źle zrozumiała, bo japoński tego człowieka był w kiepskim stanie. Ale... Mając takie kobiety w okolicy można czuć się bezpiecznie.
Zielonowłosa wbiegła do sklepu kierując się od razu w stronę półek z upragnionymi rzeczami. Biegając i łapiąc przedmioty jak leci uchwyciła kątem oka niebieskowłosą kobietę wpatrującą się od dłuższego czasu w półkę, gdzie stały płatki śniadaniowe. Tak myślała, iż to kobieta, bo była drobniejsza niż facet i mimo założenia bluzy dało się to określić. Czemu ją zainteresowała akurat ona, chociaż dookoła było multum ludzi? Nie potrafiła sobie odpowiedzieć na to pytanie. Nagle oczy kobiety wróciły się w jej stronę, a na twarz Gersten wkradł się rumieniec. Jeszcze nigdy nie widziała człowieka z tak specyficznym czerwonym kolorem oczu. Czyżby soczewki? Szybko odwróciła głowę wracając do swojego zajęcia. Musi się pośpieszyć i wrócić do domu zanim matka zabije ją za spóźnialstwo.
Gdy znalazła już potrzebne rzeczy stanęła w ogonku przy kasie i otworzyła szeroko oczy zdając sobie sprawę, że ta sama kobieta, co stała przy półce stoi teraz przed nią. Wyjrzała niepewne próbując zobaczyć jej twarz. Niebieskowłosa stała z przymkniętymi powiekami wyraźnie bujając głową do muzyki. Ale to nie zainteresowało Ikane, a fakt, iż dziewczyna nie oddycha. Było to widać na pierwszy rzut oka, chociaż z tego, co widziała ludzie mieli to w głębokim poważaniu. A może ona jest ślepa i nie widzi poruszającej się klatki piersiowej?
— Rozpraszasz mnie.. — Słucham? Nastolatka podskoczyła jak dziewczyna uniosła jedną powiekę, — jeśli coś się stało wystarczy powiedzieć, a nie wpatrujesz się niczym ciele w wymalowane wrota.
Co najbardziej z tej całej wypowiedzi zdziwiło Ikane? Już nawet nie to, że właśnie została między wierszami oskarżona o nadmierne gapienie się na drugą osobę oraz bycie cielakiem. Niebieskowłosa mówiła z takim akcentem, że od razu było widać, iż nie jest stąd. Chociaż bliżej się przyjrzeć to na rodowitą japonkę nie wygląda. Kobieta widząc, że i tak dalej nie doczeka się jakiekolwiek reakcji od zamyślonej Ikane popatrzyła w stronę taśmy, gdzie jej zakupy leniwie wjeżdżały już w stronę uroczej grubej pani kasjerki, która za każdym razem jak tu przychodzi prosi ją o dowód. Kurwa... jesteś pełnoletni od dobrych ośmiu lat i tak każdy się ciebie o to pyta. Czarnowłosa Karyna słysząc brzdęk butelek pierw popatrzyła na nie, a później na powrót na dziewczynę.
— Dowodzik jest?
— Droga pani kurwa mać... przychodzę tutaj od tygodnia, ile razy jeszcze mam go pokazać? — Westchnęła widząc ponaglające spojrzenie niczym rozeźlonego nosorożca i zaczęła grzebać po kieszeniach w poszukiwaniu blaszki. Wiedziała, że powrót do Japonii to był zły pomysł, ale jedynie z bratem mieszkającym tutaj utrzymywała jakikolwiek kontakt. Oczywiście mówimy tutaj o pokojowym kontakcie. O reszcie lepiej nie wspominać.
Gersten spojrzała na taśmę i dopiero teraz zauważyła, że zakupy niebieskowłosej to w większej mierze sam alkohol. Kto tyle pije?! Kasjerka obejrzała dowód z każdej strony by zaraz po tym podejrzanie popatrzeć na stojącą zrezygnowaną kobietę. Wreszcie po ubłaganych paru minutach, które pewnie dla zainteresowanej trwały całą wieczność urocza pani skasowała wszystko i kobieta złapała swoje zakupy znikając za wyjściem ze sklepu. Wtedy wzrok krwiożerczej kasjerki zatrzymał się na zielonowłosej by potem zjechać na jej zakupy.
— Dowodzik jest? — Pani kurwa ja kupuje tylko rzeczy do sosu na obiad. Sama spojrzała na swoje zakupy i jej twarz zrobiła się czerwona, gdy na samym początku taśmy stały dwie butelki wina, które musiały należeć do tamtej kobiety i ten krokodyl tego nie zauważył. Chyba właśnie teraz zrozumiała, dlaczego to tej baby jest taka mała kolejka.
♛♛♛
Wytłumaczenie kasjerce, że to wcale nie był jej alkohol było złym pomysłem zwłaszcza, kiedy wypominasz takiemu wielorybowi błąd. Dobrze, że w sklepie był tłum ludzi, bo inaczej te łapy, których palce wyglądały jak serdelki wylądowałyby na jej biednej szyi i tyle by zostało z jej życia. Dzięki niebiosom za nią w ogonku akurat stał jakiś siwy facet, któremu wyraźnie się spieszyło, więc szybko wytłumaczył temu babsztylowi te haniebną pomyłkę. Przez chwile nawet miała chęć mu podziękować, ale tak ją ponaglał, iż nie zbytnio dał jej na to okazję. Ale chyba bardziej przeraził ją fakt, że mężczyzna miał na jednym oku czarną opaskę niczym pirat. Najlepiej było się po prostu wycofać w stronę domu. Za dużo dziwnych ludzi spotyka się w tym miejscu.
Łapiąc zakupy ruszyła pędem w stronę wyjścia by jak najszybciej znaleźć się w domu. Wyszła z budynku chcąc sobie ukrócić drogę skręciła w prawo, gdzie mieściła się wąska uliczka i wpadła na kogoś, czemu towarzyszył huk tłuczonych przedmiotów.
— Ja... bardzo przepraszam! — Widząc siatkę z pobitymi butelkami jak i jajkami przerażona podniosła głowę znowu widząc te krwistoczerwone tęczówki. To była ta sama kobieta, którą spotkała w sklepie. Niebieskowłosa nic nie mówiąc złapała nastolatkę za ramię szarpiąc w swoją stronę. Mój Boże... zginę za zniszczenie komuś zakupów. Nawet nie myślała, że, gdy wreszcie jej życie zaczęło się jakoś układać to kobieta o niebieskich włosach i czerwonych oczach postanowi jej je ukrócić.
— Oj przymknij się na chwilę — W porównaniu do jej wcześniejszego tonu ten brzmiał na bardziej zdenerwowany i nutkę zniecierpliwiony. Jak szmaciana lalka dała się przeciągnąć na drugą stronę kobiety i uderzyła lekko o kamienną ścianę, zaś ona ominęła utłuczone butelki wyglądając podejrzliwie na drogę.
Ikane na początku nie do końca rozumiała, co się działo dopóki nie zobaczyła tego samego mężczyzny, który stał za nią w sklepie. Siwowłosy rozglądał się po ulicy zupełnie jakby kogoś szukał i jak tylko wzrok padł w stronę uliczki niebieskowłosa nerwowo się cofnęła do tyłu. Teraz Gersten wszystko złożyło się w całość i chociaż wyjaśniło się, czemu ten dziwak tak ją popędzał. Po jakimś czasie człowiek zniknął wśród tłumu, a kobieta wypuściła z ulgą powietrze odwracając tym razem spojrzenie w jej stronę, przez co zielonowłosa od razu się spięła.
— Nie rozbiłaś sobie głowy o te ścianę..? — Gersten szybko pokręciła głową i dziewczyna podrapała się zakłopotana po głowie — wybacz za mocno cię szarpnęłam.
Zaraz jej wzrok zatrzymał się na potłuczonej jednej z siatek oraz dowodzie, gdzie nastolatka chcąc nie chcąc wyczytała jej imię i nazwisko.
— Jak ja kurwa nienawidzę poniedziałków — Westchnęła zrezygnowana schylając się by wyciągnąć dowód, który odrobinę zmienił kolor na jasno różowy po wymieszaniu wódki z winem. Swoją drogą nie przepadała za piciem, ale wystarczył jej sam duszący zapach by określić, z jakim alkoholem ma do czynienia — pierdole nie wracam tam.
Wytarła dowód o chusteczkę i zużyty przedmiot wrzuciła do śmietnika wymijając przy okazji zielonowłosą chcąc ruszyć w swoją stronę.
— Przepraszam, że pytam, ale... kim był ten człowiek? — Kobieta słysząc pytanie zatrzymała się na chwilę odwracając głowę w stronę dalej stojącej Ikane.
— Nie interesuj się tak Gersten, bo kociej mordy dostaniesz — Niebieskowłosa ruszyła w swoją stronę zostawiając zszokowaną nastolatkę w uliczce. Skąd ona wiedziała jak ma na nazwisko!? Wzrok dziewczyny mimowolnie zjechał na ziemię i pewnie, gdyby mogła zawyłaby głośno na całą ulicę. Matka ją zabije! Cała szkolna legitymacja zniszczona!
Przedmiot leżał w różowej cieczy z ledwo widocznym już imieniem i nazwiskiem oraz adresem jej zamieszkania, a także ze zniszczonym już zdjęciem. Wściekła schyliła się chcąc ratować swoją część siebie, która służyła za jej wejściówkę do wielu miejsc w tym popieprzonym mieście. Wiedziała jedno.. Raimei Osaka swoim alkoholizmem ściągnęła na nią problem, z którym tylko Bóg jeden na świecie wie czy się upora.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top