9 - NIE jestem zazdrosny!
I mam jeszcze cholerną ochotę zrobić to z tytułem, więc, poprawiam tytuł rozdziału.
,,NIE!!!!!!!!(...)!!!!!!!!!!!!!!!! jestem zazdrosny!''
No, już bardziej tego podkreślić się nie dało. I ten tytuł nie jest w ŻADEN SPOSÓB kłamstwem, ani słowami Tsundere-dere-tsun! NAPRAWDĘ. W OGÓLE. WCALE.
~ Jack ~
Kyaaa~! Nieistniejący boże mleczka kokosowego, dziękuję ci za stworzenie tej idealnej kreatury i wysłanie jej do naszego wymiaru.
I jeszcze bardziej dziękuję za stworzenie szansy na to, żebym nie tylko przebywał z nim w jednym pomieszczeniu... ale jeszcze...
KYAAAAAAA~!
Jakim cudem jego dłoń głaszcząca moje włosy (podrapał mnie też za uchem, o fistaszki, jakie to było przyjemne~) wywołała u mnie jeszcze większą euforię niż nasz... nasz~! poprzedni pocałunek?
Ponieważ tym razem MNIE POCHWALIŁ, i jeszcze... i jeszcze dał mi misję... misję, dla mnie, nie dla Katnappe, tylko dla mnie... to niemalże tak, jak gdyby pozycja Jocker'a była już ufundowana i zatynkowana z moim imieniem i nazwiskiem!
I żadne wiertło z tym jakże nędznym imieniem, jakim jest Ashley, tego nie zburzy!
...dobra, dziwne to zabrzmiało, mejdej, mejdej, wycofać się, Huston, z tego toru.
Jakoś nie mam ochoty ponownie dać się ponieść wodzom wyobraźni, by tylko potem trafić jako pogromca smoków i-wszystkiego-inne-co-się-ślini i lord armii węży-trucicieli, w misji żeby uśmiercić pączkową księżniczkę, która nawpierniczała tyle eklerów, że jej ogromna dupa zatkała bramę wychodzącą do świata umarłych, gdzie Anonymous będzie sądzić żywych i umarłych, jak tylko zamorduje hackera-Twardowskiego 2.0...
...okej, okej, okej, wcale sobie nie wyobraziłem tego wszystkiego, to był TYLKO I WYŁĄCZNIE przykład!
Wracając może jednak do tych faktycznie ważniejszych rzeczy...
...zaraz.
Sądząc po tym jego tonie głosu z wtedy... Chase'a oczywiście, nie potwora spaghetti!... to oczekiwał, że wyrobię się z zaprezentowaniem planu na... na jutro?
Huh?
Co?
W sensie, jutro jutro?
Jutro, że za niecałe dwanaście godzin, licząc, że planuję pojawić się na lekcjach, i nie zaczerpnąć ani sekundy snu?
.
.
.
OSZ CHOLERNO PALERMO. Jak ja mogłem chociaż przez chwilę o tym zapomnieć?!
Dobra, Jack, spokojnie, spokojnie, masz wszyściutko pod kontrolą... tym bardziej, że już wcześniej wpadłeś na jakże przepełniony geniuszem pomysł, kiedy to zdecydowałeś się na dokładne przeszpiegi swoim Detect-Botem na tych żałosnych monkach; dzięki temu mam dokładne wglądy na ich plan dnia, godziny patroli i przydzielone stanowiska.
Jeżeli nie dojdzie tam u nich do żadnej awarii, to z całą pewnością ten rozkład się nie zmieni; idioci. U nas, w Heylin, Chase zarządził zmiany warty za pomocą jakże szczwanego szyfru, którego na pewno żaden z Xiaolin w życiu nie byłby w stanie rozgryźć~!
(ok, ok, przyznaję, wszystkie patrole członkom ,,straży przygranicznej'' są wybierane przez ruletkę, ale to wciąż był pomysł Chase'a, więc był też genialny, i o, tylko tyle się w tym liczy)
,,Powód zaczepistości Chase'a #52 - Jest absolutnie nieprzewidywalny.''
Co do pozostałych (przynajmniej na razie) pięćdziesięciu jeden powodów; każda z nich opisuje przykładowo każdy fragment ciała Chase'a, począwszy od charakteru, jego włosów, oczu, skończywszy na tych mięśniach i tym absolutnie boskim sześciopaku... wspominałem już o tym, jak mieliśmy raz pojedynek na Sheng Gong Wu na publicznym basenie?
Do tego dnia żałuję, że nie zrobiłem mu wtedy zdjęcia, bo, o jeżu chryszcze, te mięśnie...
i dlaczego do cholery znowu dałem się rozproszyć?!
Skup się, skup się, skup...!
Znam ich rozkład dnia... to teraz pozostało tylko zastosować kilka ciekawych sztuczek, i będzie git.
Och, i z całą pewnością odpłacę się jednocześnie tym, którzy nadepnęli mi nieco na ogon w ostatnich latach... i to w dodatku z nawiązką. Taką, powiedzmy, czterokrotną przynajmniej.
Czas zabrać się za planowanie.
~ * ~
Nieprzespana noc, trzy kubeczki puddingu i osiem filiżanek (kubków XXL) życiodajnej kawy później, nadchodzi czas zajęć... a mój plan jest nareszcie gotowy.
W pełni zaplanowany i przygotowany na kilka możliwych scenariuszy, łącznie z czterema planami awaryjnymi.
Dodatkowo, nie powiem; ale jestem bardzo, ale to bardzo z siebie dumny.
Hehe, kto by pomyślał, że wystarczyło wszczepić temu całemu Pedrosie małego robocika na uchu w miejscu, w którym ma ten obleśny tunel (obleśny, bo to on go nosi; osobiście nie mam nic przeciwko, chociaż sam bym tego nie wypróbował).
I jeszcze dodatkowo, kto by pomyślał że ktoś, kto niedawno zmienił strony, będzie jeszcze tak dużo razy wychodzić na patrole?
Hehe, szkoda, że ma takich bogatych rodziców... po raz kolejny wychodzi na to, że nie ma czegoś w tym świecie, czego nie da się naprawić za pomocą pieniędzy.
Trochę mi ,,przykro'' z tego powodu. Miał po mnie taką ładną pamiątkę na twarzy.
~ * ~
Kilka godzin wpatrywania się w sufit, byleby tylko uniknąć patrzenia się na tych idiotów, potem jeszcze kilkadziesiąt minut przechodzenia przez leśną gęstwinę, oraz przynajmniej tysiąc przekleństw później... i w końcu nadchodzi czas, żeby:
a) przedstawić wszystkim Heylin mój plan, jednocześnie unikając przerywań z ich strony i wszystkich możliwych obelg, co po moich ostatnich wyczynach tym razem powinno być wyjątkowo proste;
b) przekonać ich, że jest to dobry, w sumie to najlepszy możliwy pomysł, i że żaden inny członek Heylin (oprócz oczywiście mojego lidera <3 ) i tak nie jest, i nawet po kolosalnym zastrzyku IQ nie byłby w stanie, wpaść na coś innego;
i c) popatrzeć sobie na Chase'a.
Ochhh, a tak przy okazji, mówiłem już o ,,#3 - Chase ma zaczepiste, czarne włosy, które pod wpływem padającego światła mienią się szmaragdem, które w dodatku są w stu procentach naturalne -i-wcale-nie-przeprowadziłem-testu-DNA-żeby-się-upewnić-?'' Już bardziej zajczepistych mieć nie można~...
...ekhm, wracając może jednak do samego planu.
Przekroczyłem próg prowadzący do wnętrza HQ, kompletnie ignorując Red-Bull duo (nadal się zastanawiam, czy ich rodzice chcieli się na nich zemścić, byli alkoholikami, czy po prostu babka przy podawaniu ich imion sekretarce była pijana), którzy wciąż dość niechętnie przepuścili mnie do środka.
Nie żebym i tak dał im jakikolwiek wybór. Albo mnie przepuszczą, albo zrobię to samo, co dwa lata temu.
Czyt. wysadzę jedną z tylnych ścian budynku.
Tsaaa, może i musiałem pokryć wszelkie koszty z własnej kieszeni (nie, żeby to tak dużo od razu kosztowało), ale z całą pewnością: było warto.
Zwłaszcza, jeżeli tylko przypomnę sobie to ogromne zdziwienie, ten absolutny shoque na twarzach tych debili i ta opadnięta kopara, którą z ziemi musieli zeskrobywać łopatami...
Hehe, ze Spicer'em się nie zadziera, biczys~!
Chyba, że chcecie skończyć z ładną pamiątką na twarzy lub z pół-martwymi kotkami na wycieraczce...
Wracając może jednak do teraźniejszości i obecnej, otaczającej mnie sytuacji.
Ok, ok, wszystkie materiały ze sobą wziąłem i niczego nie zapomniałem (a upewniłem się z jakieś trzydzieści razy, i to tylko w przeciągu godziny).
Mam przygotowane również plany awaryjne i odpowiedzi na wszelkie pytania, plus kubeczek puddingu (takie +10 do cierpliwości na wypadek, jak gdybym musiał niektórym tłokom tłumaczyć coś trzysta trzy razy).
Pozostaje jednak pytanie... jakby tu wszystkich zebrać, żeby mnie posłuchali?
Równie dobrze mógłbym iść i przedstawić to tylko Chase'owi... ale wtedy ci kretyni nie mieliby najmniejszego pojęcia, co i jak i dlaczego; to w końcu idioci, a poza tym, nie po to spędziłem dziesięć minut swego życia przygotowując awaryjny mini-kwestionariusz... ochh, a może po prostu wykorzystam do tego Gigi'ego?
Yes~! Plan doskonały.
W końcu tego narkomana wszyscy zawsze słuchają; chyba, że chcą możliwie ominąć jakąś ,,cudną'' imprezę w stylu Heylin (czyt. apokalipsę w stylu tak-totalnie-niereligijnym)... albo, jeszcze gorzej; chcą skończyć w szpitalu.
Czemuż to tak od razu w szpitalu?
Otóż że to, Gigi raz na jakiś czas urządza zasadzki na terytoriach Xiaolin, czasem nawet i cywilnych (wtedy tylko są to raczej dość niewinne psikusy, np. podpalanie włosów albo sklejanie gorącym klejem/cementem drzwi w miejscu po tym, jak są tam sami Xiaolin... i te miny ich rodziców, kiedy się tłumaczą, czemu wybili szybę w jubilerskim; bezcenne).
Jeżeli się nie ogarniesz w porę co i jak, gdzie i dlaczego, to możesz skończyć na tak samo przegranej pozycji, jak tamci ,,biedni'' Xiaolin, na których akurat się nawalony hipster uwziął.
Zlokalizować go trudno nie będzie... ale, zanim go zacznę szukać; wciąż muszę coś sprawdzić.
Podszedłem do umieszczonej przy wejściu skrzynki pocztowej. Tak, dobrze usłyszeliście, głosy pełne niedowierzania w mojej głowie. Skrzynki. Pocztowej.
Skrzynki, że metalowego pudełka nałożonego na jeszcze kilku innych, układających się w równe, niewysokie rządki; tej poszukiwanej przeze mnie, akurat z moim imieniem.
Więc, od razu odpowiadając na wszelkie możliwe pytania:
Nie, nie martwię się, że mi ktoś coś ukradnie, zniszczy, lub spróbuje zrobić mi jakiś ,,okrutny żart'' wkładając przykładowo pogróżki do środka z wyciętymi z gazety literami; żałosny banał... ja bym od razu do czegoś takiego dodał bombę zegarową, albo przynajmniej taką wypełnioną błotem/krwią kurczaka... ale to taki szczegół.
Na skrzynkę jest nałożone ,,zaklęcie'', jak to ujęła z cholernie creepy uśmiechem Wuya.
W skrócie?
Każdy kto spróbuje jakoś pizgnąć szafkę nienależącą do niego, dostanie wpiernicz.
Od Wui.
Po tym, jak ostatnio skończył po takiej ,,karze'' Vlad (który idiotycznie stłukł jej wazę z kwiatkami swoim wielkim cielskiem... nie byłoby to jeszcze tak straszne, gdyby nie fakt, że złamał ją w JEJ GABINECIE... ech, aż szkoda gadać, za długa ta historia)... no cóż. Powiedzmy, że pewnie do dziś jeszcze bidulek ma siniaki, a i nie może spojrzeć królowej prosto w oczy.
Jakoś mi specjalnie nie zależy na tym, żeby podzielić jego los, więc powstrzymam się przed wlaniem do tej z imieniem ,,Ashley'' kilku litrów krwi i karteczki ,,Dawcy: Koty ze schroniska, napraw ten swój krwotok z nosa,-jak ci leci ilekroć widzisz mnie i Chase'a-'' czy coś.
...nie zrobiłbym oczywiście nigdy czegoś takiego, jak aktualnie zamordowanie kociątek, i krew wciąż byłaby kurczaka albo kaczki, ale liczy się sama myśl i zapach!
W końcu, farba nie pachnie jak krew, a w takiej sytuacji kto by dociekał, czyja, albo raczej; czego dokładnie to krew?
EKHM. Bo znowu zboczyłem z toru myśli, które powinienem był kontynuować, no for fugz sake.
Ile będę jeszcze stał przy tych cholernych szafeczkach?
Wiem, wiem, może się też to samo wydać mega staroświeckie, no bo w końcu, kto jeszcze w tym wieku wysyła jakiekolwiek listy? Oprócz jakiejś niezidentyfikowanej ciotki z Australii za którą nikt i tak nie przepada?
Ale czasem w ten sposób przychodzą różne zamówienia od moich stałych klientów na pewne specyficzne roboty, a zastrzykiem gotówki nigdy nie pogardzę.
Wyjąłem z kieszeni kluczyk (który ma również i listonosz, mind you), i przekręciłem go w zamku.
...
...co. to. do. Bożeny. ze spożywczaka. ma. BYĆ?!
...
...ok, ok, nie panikuj Jack, przynajmniej nie aż tak... ale wciąż, dlaczego w mojej szafeczce w HQ znajdują się... czerwone róże?
I to jeszcze cały, ogromny, że ogromniasty bukiet?
To nie może być pułapka; w końcu listonosze są nadzorowani przez samych sędziów, a każdy wysyłany pakunek jest szczególnie sprawdzany.
Niepewną dłonią wyciągnąłem ze skrzynki ten... ogromny bukiet szkarłatnych róż, ze zdziwieniem zauważając, że są dość... ciężkie?
Czyli prawdziwe. Czyli drogie.
Ciekawe, czy jest chociaż jakaś wiadomość... och, jest!
...
...ugh, coś po francusku...
...
...oooch... w sumie, to poniekąd wiele wyjaśnia; ostatnio dostawałem, ugh, mini-prezenty w najmniej spodziewanych momentach.
Przykładowo, jak ten biały, pluszowy miś o czarnych oczach, który jest wielkości dłoni; przyniósł mi go jeden z cywilnych kurierów, ponieważ miał ów przedmiot zostać ,,dostarczony osobiście''... i nie była to jedyna taka sytuacja.
Chociaż, wciąż... może i te misie są dość... urocze, ale są bardzo... dziewczęce.
A ja nie jestem do cholery jasnej pod żadnym aspektem dziewczyną; zarówno fizycznym jak i psychologicznym, niezależnie od tego, jak sobie by niektórzy nie żartowali na mój temat... i czy to możliwe, że te gdzie nie gdzie powpychane na korytarzach Heylin róże to również były dla mnie?
Taki sam zapach, taki sam kolor, taki sam wygląd; powiedziałbym wręcz, że i niemalże te same kolce.
Jeżeli tak, to to oznacza...
- ...nie znowu. - głośne westchnięcie opuściło moje usta, zanim zdążyłem się powstrzymać.
- Spicer, co to ma być?
~!
Chase~!
Nie widziałem go całe dwadzieścia pięć godzin i trzydzieści siedem minut, ale wciąż...~!
...
...och. Dlaczego wydaje się być dość... wkurzony, z braku lepszego słowa?
- Och? Um, to? - wskazałem na bukiet, ale on nie odpowiedział nawet gestem, więc po prostu kontynuowałem. Czyli jest źle. - Dostaję takie rzeczy raz na jakiś czas, chociaż nie jestem pewien, od kogo są, ponieważ zazwyczaj tego rodzaju przedmioty trzymam u siebie w domu, ale ostatnio działo się to jakoś coraz częściej, więc...
...i dopiero teraz zauważyłem, że niemalże... nie, dobra, pieprzyć tą ,,niemalże'' część; każdy obecny w głównej części HQ członek Heylin aktualnie był zwrócony w moją stronę; rozszerzone oczy pełne niedowierzania na ich twarzach.
...
- N-no co?
Dlaczego się tak dziwnie na mnie spojrzeli?
I dlaczego Chase wydaje się być jeszcze bardziej zdenerwowany, niż wcześniej?
- Nie są podpisane?
...wow, Chase jest równie, jak nie jeszcze bardziej seksowny, kiedy jest wkurżony... to znaczy, ekhm.
I jak by mu tu tak dyplomatycznie odpowiedzieć, żeby się jeszcze bardziej nie zezłościł?
- Hm... Niby są, ale się niezbyt tym interesuję; w końcu, to tylko małe prezenciki jak... jak bukiety kwiatów, albo... - ...nie ma mowy żebym powiedział na głos, że regularnie dostaje od kogoś pluszaki. - A-a poza tym i tak nie znam nikogo o imieniu ,,Richard'', więc...
...
...och shiet.
Chase się wkurżył na całego.
Bardzo.
Przymrużone oczy, brwi w grymasie, i jeszcze usta (myślę, że nie czas teraz myśleć o ,,#8?'') zaciśnięte w cienką linię...
Jeszcze nie krzyczy.
Jedno złe słowo, a mam wrażenie, że wybuchnie.
Nikt tak naprawdę nie wie, co to znaczy żyć na krawędzi...
- Chcesz mi powiedzieć...
...póki nie będzie na granicy między totalnym zdenerwowaniem Chase'a i uspokojeniem go czymś.
Ja, znając swoje zdolności i szczęście, najprawdopodobniej zbliżam się ku tej pierwszej opcji.
- ...że jakimś cudem nie znasz imienia lidera Xiaolin?
.
.
.
.
.
.
.
.
wait.
what?
- HUUUUUUUUUH!?!?!?
O Appoloni, chyba powiedziałem to jednak na głos, i to jakże w niemęski i nieelokwentny sposób... ale, wciąż... czy ja dobrze usłyszałem?!
I jeżeli tak, to... to do cholermo, CO?!
Powaga, a raczej ogromny zdenerw na twarzy Chase'a, tylko jeszcze bardziej utwierdza mnie w przekonaniu, że tak, nie przesłyszałem się.
I utwierdza mnie również w wierze, że jeżeli spróbuję zadać teraz pytanie w stylu ,,naprawdę?'', to wybuchnie.
- A-a, u-um... n-n-nie wiedziałem...
Cholera, zająknąłem się, a Jack Spicer, Geniusz -Zła- Heylin, nigdy się nie jąka! Wyjątkiem są sytuacje kryzysowe, a to... dobra, nie, cofam to.
To jest zdecydowanie sytuacja kryzysowa, skoro irytation na twarzy Chase'a wciąż nie zmalał.
(jak on może być tak seksowny nawet chwilę przed możliwością popełnienia morderstwa na mojej osobie?)
- Najlepiej, jakbyś w ogóle przestał z nim rozmawiać. - niemalże wywarczał te słowa, od razu odwracając lekko głowę w bok.
...to nie jest przecież tak, że z nim, z tym całym ,,Richardem'' rozmawiam, czy coś! On jest MIMEM, do cholery no, on się W OGÓLE nie odzywa, to niby jakim cudem miałbym z nim rozmawiać?
...nie, żebym powiedział te słowa na głos. Nie, zdecydowanie teraz podziękuję. Lubię swoją głowę i wolałbym, żeby została tam, gdzie jest. Czytaj, osadzona bezpiecznie na mojej szyi bez zbędnych szwów.
- O-och, ok, obiecuję, ale dlaczego jesteś na mnie wściekły? To nie jest tak, że wiedziałem, że to on, więc...
- Master Jack. Master Chase. Greetings.
...?
Och, JB-02... Jeden z tych mniej ekskluzywnych robotów, do którego widoku większość Heylin była przyzwyczajona (raz nawet widziałem, jak Gigi po pijanemu rozmawiał z nim na temat jego życia miłosnego; albo raczej jego braku).
Hehe, mądry robocik~. Dobrze wiedział, że jak witać z szacunkiem, to tylko Chase'a i mnie, więc po prostu chamsko zignorował wszystkich po drodze... ale wracając.
- Przybył nowy pakunek.
...
...shiet. Zwłaszcza akurat w takim momencie...
Jeżeli okaże się, że to jest to, co myślę, że to może być; aka, kolejna dostawa z koszykiem pełnym białych, pluszowych misi o kobaltowych oczach; i otworzę ją akurat w tym momencie...
...już dosłownie widzę swoją własną śmierć w tych jego złotych oczach.
(CCJZ - Czemu Chase Jest >>tak bardzo<< Zaczepisty #2; jego oczy są złote, nie piwne; to aktualne złoto; nie wiem, jak to w ogóle możliwe, ale na pewno nie nosi kontaktów, i jeszcze są tak cholernie seksowne, i...)
- Ok, ok, więc, jak już będziemy w domu...
- Teraz.
...ach, i znowu używa tego głosu. Tego nieznoszącego sprzeciwu, zrobisz-inaczej-to-cię-ugryzę-i-to-wcale-nie-w-sposób-seksualny głosu.
Mogę tylko udawać, że wcale nie zadrżałem i nie dostałem gęsiej skórki na całym ciele.
Wcale.
- Uch, ok... To, um, rozpakuj teraz?
Robot w odpowiedzi zasalutował tylko, po czym z powrotem poszedł w stronę jednego z wielu drzwi... prowadzących na zewnątrz? W sensie, na dwór?
Nie mów mi tylko, że kupił mi jakiegoś zwierzaczka egzotycznego, bo się zrzygam... albo zemdleję na widok Chase'a rozszarpującego to gołymi rękoma...
(chociaż sam nie jestem pewien, czy byłoby to wtedy ze strachu czy z podniecenia; heej, każdy kto chociaż raz w życiu widział te mięśnie na żywo w akcji, z całą pewnością by mi się nie dziwił)
Podążyłem za robotem, z przerażeniem zauważając, że Chase nie odstępuje mnie na krok.
To nie jest przecież tak, że nawet spróbowałbym mu uciec, ni teraz, ni nigdy; w końcu tu mowa o Chase'ie. Byłby w stanie mnie złapać nawet wtedy, gdyby sam miał na sobie kaftan bezpieczeństwa, a i sam skuty byłby kilogramami łańcuchów.
I, dosłownie jako wisienka na torcie, jeszcze niemalże cała obecna ekipa Heylin poszła za nami. Kretyni, nie mają innych, ciekawszych zajęć?
Poza tym, to na pewno nie będzie nic... takiego...
.
.
.
...ciężarówka? Patrząc na ten duży, ogromny wręcz, czerwony wehikuł, który zaparkowany był idealnie przed wejściem...
Z miejsca kierowcy wyszedł kurier-cywil, po czym dał mi papiery do podpisania, a sam zaczął, pieszo, oddalać się w drugą stronę.
...kurde, co?
- Um, a co z tą, uch... ciężarówką?
- Zawarta w pakiecie, z wiadomością. ,,Możesz sobie zachować, kochanie''.
...
...,,kochanie?''
.
.
.
...,,KOCHANIE''?!
Najwyraźniej nie tylko... nie tylko ja byłem wyjątkowo, uch, zszokowany tą całą sytuacją... a przede wszystkim, wyjątkowo, uch, jak to się mówiło na połączenie słowa ,,obrzydzony'', ,,przerażony'' i ,,będę miał koszmary''?
,,Creeped out?''
Yeah, brzmi... brzmi bardzo na miejscu.
Teraz jakoś tym bardziej nie chce poznawać zawartości tej ciężarówki... i jeszcze ta cała część z tym ,,kochanie''; nie mówcie mi, że w środku czeka jakaś orkiestra, tort weselny, ksiądz i ten cholerny mim w białym garniturze?
- ...otwórz to.
...och, znowu ten ton... To bodajże pierwszy raz, kiedy tak bardzo nie pragnąłem się sprzeciwić jego rozkazowi.
- ...o-ok.
Jeden gest w stronę robota, który od razu nacisnął pierwszy z przycisków na pilocie.
Odgłos maszynerii, i już po chwili ,,wrota'' zaczęły się obniżać, żeby tylko ukazać naszym oczom...
...
...o mój boże. Teraz... teraz, to już w ogóle czuję się jak w jakimś horrorze.
Będę chyba miał koszmary do końca życia.
Skąd moje przerażenie?
Otóż, zajmujące niemalże całe wnętrze, ustawione wzdłuż wszystkich trzech ścian, jak i na samym środku; tu na kształt piramidy... pluszowe misie.
Nie to jednak jest... aż tak bardzo przerażające.
- Huhu, Jakku, wygl'da na to, że ktyś ma obsesje na punkcie tw'jej egz'tycznej koloryztygi...
-...weź się zamknij Gigi.
Zwłaszcza, jeżeli planujesz ukraść mi słowa z ust.
Armia białych, pluszowych misi, z czerwonymi, szklanymi oczami.
...to jest tak cholernie... creepy.
- Och? To tylko ,,małe prezenciki, jak bukiety kwiatów'', powiadasz?
Jad, który niemalże sączył się wraz z oparami w jego głosie... szybko, Jack, wymyśl coś, wymyśl, zanim będzie za późno i stracisz u niego wszelkie szanse...!
...! Mam...!
Tak właśnie mi się przypomniało; w końcu, przypominając sobie kalendarz w klasie; dzisiejsza data...
- C-cóż, może to dlatego, że mam dzisiaj urodziny, i jakoś nigdy wcześniej ich nie obchodziłem, więc... - Zaraz. To wciąż nie tłumaczy jednej rzeczy. - A-ale skąd on mógłby w ogóle wiedzieć coś takiego? Nigdy o tym nie wspomniałem...
...w sumie, to niczego mu nigdy wcześniej nie powiedziałem.
Ok, ok, przyznaję, kilka razy próbował, podkreślam, próbował do mnie zagadać za pomocą tych swoich zgadywanek, ale byłem zbyt zmęczony, żeby się pieprzyć z jakimiś głupimi, bezużytecznymi zagadkami... i dlaczego Chase na moje słowa wydaje się być aż tak bardzo zdziwiony?
~ Chase ~
...urodziny? On? Dziś? I nikomu innemu o tym nie powiedział?
Znając jego i ten jego chaotyczny charakter, normalnie spodziewałbym się, że w dniu jego urodzin przybiegłby do mojego gabinetu i oznajmił tym swoim donośnym głosem całemu światu, że dokładnie tyle lat temu i o tej godzinie się urodził... zwłaszcza, jeżeli tylko przypomnę sobie, jak bardzo radował się... moimi urodzinami.
Chociaż wciąż chciałbym wiedzieć, jakim cudem się dowiedział.
Przyniósł mi nawet... prezent. Mały sztylet, srebrny, z lekkimi zdobieniami; z dumą oznajmił, że sam go zrobił.
Nie powiem, byłem... pod wrażeniem; ostrze było naprawdę ostre, dobrze wykonane. Przyjąłem prezent, i mimo, że potraktowałem go dość... chłodno już kilka godzin później, kiedy to wysadził nie to miejsce, co trzeba było, w powietrze... to do tej pory noszę ów przedmiot przy sobie.
Ale to tak tylko na wypadek; w końcu to naprawdę dobrej jakości ostrze, po co miałoby się zmarnować? Oczywiście, że nie ma żadnego innego powodu.
A jednak, wciąż, patrząc teraz na te wszystkie pluszowe misie... kto normalny robi tego typu prezenty? Albo, jeszcze inaczej, i co jest ważniejsze.
Kto normalny je przyjmuje?
- Wyrzuć je.
- H-huh? A-ale, n-nie będzie to, wiesz... marnotrawstwo? Mogę je rozdać, ale...
- Powiedziałem, wyrzuć je. Lub spal. Wszystkie.
Te słowa wyszły bardziej jak warknięcie, ale nie mogłem tym razem powstrzymać tej narastającej we mnie złości.
Jak on śmie kwestionować mnie w takich względach?
- To właśnie dlatego nie jesteś jeszcze pełnym Heylin; jesteś zbyt miękki, zbyt słaby, nawet w takiej sytuacji wciąż rozważając uczucia wroga.
Szok i zranienie na jego twarzy; już po chwili wyszeptał cichy rozkaz do swojego bota.
Podniósł swoją głowę w moją stronę, spotykając odważnie moje spojrzenie.
Nie odwrócił wzroku; nie pokazał w najmniejszym stopniu, że obecna sytuacja go krępuje.
W jego czerwonych oczach mieszane uczucia, w większości jednak nie strach, a zdziwienie, niezrozumienie.
- Gdyby to był ktoś inny, to bym nawet nie posłuchał tak niedorzecznych rozkazów.
Determinacja. To właśnie teraz widoczne jest na jego twarzy, kiedy uparcie spotyka moje spojrzenie.
Dobrze wie, że moment, w którym odwróci wzrok; będzie chwilą, w której przegra.
Nie przestaje patrzeć.
...i to właśnie tutaj jest kolejny powód, dla którego jeszcze nie stał się członkiem elity.
To, jak bardzo... jak bardzo jest słaby, miękki, jak wciąż; jak bardzo mu szkoda uczuć drugiej jednostki, nawet jeżeli to jego wróg, jeżeli to lider naszych przeciwników.
To jedyny powód, jedyny; nie może zostać członkiem Elity, jeżeli planuje wciąż zachowywać się w te sposób.
Wciąż, jego oczy; tak bardzo zdeterminowane spojrzenie, kiedy wypowiadał te słowa... czy jest to dla niego aż tak ważne?
~ Słowa: 3 676 ~
Ogółem, to tak wyjęte z życia złote wiersze, autorstwa mła, natchnione panią xLivvviax :
A yaoistka taka,
Nie potrzebuje ptaka,
Żeby w życiu być szczęśliwą
I rumianą jak maliną.
Wystarczy manga jedna,
I już jej mama biedna,
Gdy jej córcia piszczy o pierwszej w nocy,
Krzycząc: ,,POMOCY, POMOCY,
SKOŃCZYŁ SIĘ ROZDZIAŁ ZA WCZEŚNIE,
Teraz, to autorka pozna, co to znaczy >>boleśnie<<''...
Skąd się to wzięło? Nie wiem. Wiem, że jest mega idiotyczne, więc stwierdziłam, że będzie idealnym elementem zakończeniowym tego epizodu.
Edit 19.07.2017 - Było: 3 538 słów.
Następny epizod: 10 - ... (pojawi się...
...gdy Livia-san straci wenę na wyzwiska!)
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top