4 - Gra w butelkę zawsze kończy się...
~ Jack ~
Kyaa~! Całe czterdzieści trzy minuty u boku Chase'a~! <3
Przez przyciemnione szyby nie wpada nawet światło z ulicznych lamp, pozostawiając nas w dość mrocznej atmosferze. A że Chase siedzi tak blisko... co chwila muszę się upominać, że nie jesteśmy tu sami, i że naprzeciwko siedzi Lian z Wuyą i Katnappe. Ale i tak...
Ledwo się powstrzymuję, żeby nie zacząć piszczeć jak jakaś spieniała fangirl.
Sam fakt, że jest cholernie gorąco, wcale nie pomaga... a może mi się tylko wydaje? W końcu podobno działa już klima.
Nie wiem, ile jeszcze czasu zostało, ale Chase jest tak blisko... Momentami, przy mocniejszych zakrętach, nasze kolana się stykają, i...
Zachowaj spokój, zachowaj spokój, zachowaj...
I, oczywiście, w tym momencie Gigi musiał gwałtownie wyhamować, a ja poleciałem w lewy bok (bo, oczywiście, pasy bezpieczeństwa są tylko dla cieniasów i Xiaolin. Albo tak przynajmniej twierdzi Gigi, który już raz był w szpitalu ze złamaną po wypadku samochodowym nogą).
Z-zaraz, po mojej lewej przecież...
- Spicer, długo będziesz się o mnie opierał?
!
Natychmiast cofnąłem się jak najdalej od niego (choć niechętnie)...
...i, kurde mole, oczywiście, musiałem się jeszcze przyjebniczyć głową o ścianę furgonetki.
Mam wrażenie, że Gigi zrobił to specjalnie. Bo niby jak trudne byłoby utrzymanie miarowego tempa w centrum miasta o tej godzinie? Nie żyjemy w jakimś Los Angeles, tylko w teoretycznym zadupiu wszechświata... a teraz pewnie nawet i Chase się ze mnie (lekko, ale wciąż) śmieje.
Odwróciłem od lidera Heylin wzrok i powstrzymałem się od zrzucenia z pędzącej maszyny Katnappe, która zaczęła chichrać na mój pojedynczy akt niezdarności.
...nie urwij jej głowy, nie urwij jej głowy, nie urwij...
- R'dzę wam się cz'goś zł'pać. Mooocno.
...złapać?
Głos Gigiego, który dobiegł z miejsca kierowcy, wyrwał mnie z morderczego toku myślenia. Jakaś survival mini-gra lub trend, o którym nie wiem?
Zarówno ja, jak i Kotosuka, spojrzeliśmy się w niezrozumieniu w stronę deal'era. Dobrze wiedzieć, że to przynajmniej nie jest jakiś kolejny psikus Ashley...
Wuya, Lian i Chase przybrali nieco inne pozycje; każdy z nich przynajmniej jedną dłonią złapało się siedzenia.
Nie minęło kilka sekund, a rozpętało się piekło.
?!
JAKIM CUDEM UDAJE MU SIĘ TYM RZĘCHEM JECHAĆ PRZYNAJMNIEJ DWIEŚCIE PIĘĆDZIESIĄT KILOMETRÓW NA GODZINĘ?!
To, że zaczęło nami rzucać, to mało powiedziane, kurde no!
! S-shiet, shiet, shiet... N-nie mogę dosięgnąć siedzenia... i niby czego mam się tu teraz złapać...?
Umrę, umrę, umrę, uderzę się w coś głową i umrę, umrę, zanim zabiję moich rodziców, umrę, umrę, i to jeszcze zanim...
- Uspokój się.
Kiedy tylko poczułem ciepłą dłoń na swojej talii, niepewnie podniosłem głowę.
.
.
.
...od kiedy to ja teoretycznie siedzę na Chase'ie?
O-och... N-nie panikuj teraz, Spicer... jego ciepła, umięśniona, potężna klatka piersiowa... w-w końcu to nie jest tak, że robi coś nieodpowiedniego... i dłoń, duża, ciepła, gorąca, na mojej (drżącej, kruchej w porównaniu z nim) tali... on tylko próbuje c-ci pomóc... oddech, czuję jego zapach, i on też na pewno czuje mój (on również bierze głęboki wdech w moich włosach; analizuje, próbuje)... W-w końcu, jakby to wyglądało, gdyby przed nim umarł jego przyszły Joker? H-hahah... hah... bicie serca... moje jest jak te spłoszonego zwierzątka; jakbym zaraz miał paść na zawał; jego zaś jest umiarkowany, spokojny, opanowany i... dlaczego nagle przyspiesza?
D-do cholery, i co tu niby zrobić w t-takiej sytuacji?
Przez chwilę miałem wrażenie, że te minuty które spędziłem... teoretycznie w jego objęciu. mogłyby trwać wiecznie, a ja bym nie zauważył...
- Jesteśmy na miejscu.
...ale i ta chwila szybko minęła, gdy otworzyły się tylne drzwi pojazdu, a w ich progu stał nie kto inny, a sam walnięty nie tam gdzie trzeba i zmarichowiony kierowca.
Gigi, ty zdrajco.
Spojrzał się od razu w naszą (moją i Chase'a) stronę, a po chwili uśmiechnął się szeroko. Tak, poważnie, poważnie szeroko.
Chase od razu (delikatnie, o urokliwe fistaszki, nie wiedziałem, że na tym świecie istnieje ktoś, kto by przez chociaż kilka sekund potraktował mnie jak szkło) przełożył mnie na siedzenie obok, po czym wstał i eleganckim krokiem opuścił pojazd, ignorując te rozbawione spojrzenia Gigiego...
...chociaż, dopiero teraz zauważyłem, że podobny wyraz na twarzy ma zarówno Lian jak i Wuya. Da fuq?
Kiedy byłem pewny, że nogi się pode mną nie załamią, również wyszedłem z samochodu. Gdy tylko moje stopy bezpiecznie zetknęły się z zieloną trawą, od razu skierowałem swoje (jakże un-cywilne i przepełnione chęcią mordu) spojrzenie w stronę kierowcy.
A ta gnida puściła mi tylko oczko i od razu zwiała w stronę swojej umieszczonej na idealnym zadupiu hacjendy.
Ugh, na pewno wyglądam jak gówno... Nici z wejścia smoka z idealną fryzurą. O tyle dobrze, że zrezygnowałem z eyeliner'a; bym teraz wyglądał jak gnijąca panna młoda. Ubrania też potargane...
Mogłem się tylko pocieszać myślą, że Katnappe wcale nie była w lepszym stanie, i również ma rozczochrane włosy, i zapewne obolałe plecy, jako że to ona wylądowała teoretycznie na frontowych siedzeniach w dość kompromitującej pozycji... a może jednak nie. Szybko się zregenerowała, i nie daje już po sobie żadnej oznaki bólu. Pieprzone, napakowane kocią śliną i kociorożec wie czym jeszcze geny.
...och. Zaraz. Jeżeli podróż do tutaj średnio trwa trzydzieści dziewięć minut... a my zjechaliśmy na jakąś zupełnie inną trasę, i patrząc na zegarek mogę śmiało stwierdzić, że ten czas skrócił się o przynajmniej jedną trzecią... a tę szaleńczą jazdę Gigi rozpoczął po czterystu dwudziestu sekundach, czyli zaraz po wyjechaniu z terenu zabudowanego, to znaczy, że siedziałem na Chase'ie przez dobre...
...
Chyba muszę się jednak czegoś napić. Najlepiej czegoś mocnego.
~ * ~
Więc, wracając może do samego miejsca imprezy. Willa i forteca. Posiadłość i warownia. Dwa w jednym.
Kiedy pierwszy raz, jeszcze rok temu, usłyszałem o jakiejś tam imprezie u Gigi'ego, spodziewałem się jednego, wielkiego syfu. Zapewne jakiejś rudery, kolejnej rozpadającej się miejscówki (tak jak jest to w przypadku HQ, która, bądźmy szczerzy, nie należy do tych najbardziej zachęcających), albo, co gorsza; kolejnego dilerskiego hangaru (kolejnego, bo drugim jest o ironio piwnica kwiaciarni, prowadzonej przez właśnie rodziców hipstera).
Moją koparę trzeba było z ziemi zbierać, kiedy zobaczyłem, jak to miejsce wygląda w rzeczywistości.
Bo wygląda... normalnie. Albo przynajmniej tak normalnie, jak pozwalają na to standardy kogoś, kto wychował się w cholernie bogatej rodzinie. A zdziwienie właśnie z tej... normalności się wzięło.
Czułem się wtedy tak, jakby to był taki powrót do cywilizacji po latach spędzonych w dżungli.
No bo co innego mogę powiedzieć... Dwa piętra, białe ściany, równy trawnik, duże okna. Sam budynek ma dość imponujące rozmiary, spokojnie pomieściłby całą naszą szkołę. Zewnętrznie dość majestatyczny; wnętrza nieco mniej ozdobne. Ale temu nie dziwię się ani trochę, zważywszy na to, że dość ciężko byłoby posklejać jakieś tam drogocenne duperele po wielkiej imprezie. A każda impreza która się tu odbywa, jest w stylu Heylin. Czyli, w dwóch słowach: Wielki Rozpierniczol, z końcówką ,,-ol'' nawiązującą do ilości przelewanego alkoholu.
Ale trzeba przyznać, ktokolwiek dekorował chatę Gigiego (a na pewno nie był to ten chodzący w workach po kartoflach, albo raczej po maryśce, hipster) miał gust.
Czerwone, dość ładne zasłonki (przynajmniej póki ktoś ich nie podrze i zrobi z nich sukienkę w której wytapla się w błocie, udając Kim Chi), biały, puchowy dywan (który jest przyjemny w dotyku, aż do momentu, w którym Vlad się na nim nie zrzyga, jak to ma w zwyczaju robić co każde spotkanie w tym domu).
Fakt faktem udaje mi się podziwiać zacne zasłony tylko przy pierwszym i drugim piwie (przyzwyczajając się do tego, jak smakuje biedota), potem wszelkie myśli tego typu idą już w zapomnienie, a ja sam skupiam się raczej na przeszłości.
Wiem, oryginalnie, czyż nie? Emosić w samotności przy kieliszku, w otoczeniu bandy debili.
Ale dobrze, że przynajmniej świetnie znoszę alkohol. Jednak posiadanie nieodpowiedzialnego ojca ma swoje plusy... No bo heeej, kto zostawia ośmiolatka samemu sobie na kilka miesięcy, i w dodatku zapomina zamknąć za sobą barek z trunkami z całego świata? Przez te kilka lat regularnego podpijania cholernik-wie-ile-wartych wódek, brandy i takich tam, myślę, że mało która osoba nie wyrobiłaby sobie wysokiej tolerancji na trunki. I że niby alkohol w młodym wieku wyniszcza szare komórki? Niech odpowie na to moje aktualne dwieście punktów IQ.
Chwilowo wracając jednak do teraźniejszości.
Siedzę sobie, wygodnie rozłożony, na fotelu gdzieś tam w samym rogu salonu; nie chcę w końcu zwracać na siebie zbyt dużo niepotrzebnej uwagi, gdy to wkurzające uczucie z dna żołądka wciąż wyżera mnie od środka; z puszką jakiegoś taniego piwa w dłoni, która jest już kolejną, warto wspomnieć. Nie, żebym liczył. W końcu wciąż nie odczuwam żadnych skutków ubocznych... i prawdopodobnie nie będę ich odczuwać przy jeszcze następnych trzydziestu puszkach.
Gdy tylko udaje mi się oderwać od retrospekcji, które przewijają mi się przez umysł, to wzrokiem udaje mi się gdzieś tam w tle zarejestrować jak Katnappe ociera się i tańczy z każdym napotkanym osobnikiem płci męskiej, Molly Ashworth tam chowa się po kontach z innymi klasowymi nerdami (chyba Lerfache'a też widzę), gdzieś tam przy barku zaobserwowałem chichoczącego Vlada i Tubbimurę... co, mimowolnie, nie jest taką rzadkością. Zazwyczaj bowiem wystarczy kilka beczek (moskiewskiej, oczywiście) śliwowicy i od razu stają się naj-naj-najlepsiejszymi druz'ya.
Dzięki ci Dionizosie, że mam taką wysoką tolerancję alkoholową. Nie wyobrażam sobie, co bym zrobił już na trzeźwo, gdybym tylko zaczął się tak zmieniać po kilku kieliszkach w stosunku do Katnappe...
Odstawiając jednak koszmary i powracając do opisu obecnej sytuacji.
W samym centrum, na ogromnej, będącej w stanie pomieścić przynajmniej piętnaście osób, czerwonej kanapie siedzi elita Heylin i... ochhh, jakim cudem dopiero teraz przyjrzałem się, jak cudownie wygląda Chase? Czarna, idealna koszula, nieco rozpięta - widać zarys jego mięśni, równie ciemne, dopasowane spodnie i... O cholera, chyba się ślinię. Ale co ja mogę poradzić no~.
Wracając jednak co do reszty jego towarzystwa - wcale nie wyglądają najgorzej.
Wuya ubrała kusą (ale o dziwo niewulgarną), czarną sukienkę (na widok której otwarcie ślini się męska część populacji Heylin), a i Lian nie pozostał dłużny; biała koszula (serio? jeszcze się nie nauczył, że wino, krew i rzygi najciężej z bieli sprać?) i granatowe spodnie, z fryzurą godną samego gospodarza.
A, no właśnie; gdzie jest wspomniany Gigi...?
- EJJJJJ, HIYA, LUDZISKA, KTO CHCE ZAGRAĆ W BUTELKĘ?
...nie wierzę. O wilku mowa. Na pięć sekund spuszczam tę gadzinę z oka... a on wraca i, jak zwykle, planuje stworzyć ogromne zamieszanie.
- Och hell no.
~ * ~
I tak rozpętało się istne piekło 2.0.
Już na samym początku WIEDZIAŁEM, że to właśnie w tym momencie imprezy, w moim żołądku ten ogromny metaforyczny iryd przybierze na wadze i przyszpili mnie do podłogi swoim ciężarem.
Może po prostu się po cichutku wycofam...?
- Oi, Chase, come on~! Zagraj z nami!
Pfff, idioci; chyba nie sądzą, że sam król zgodzi się...
...wziąć udział...
Huh?! Dlaczego lider Heylin dołączył do gry?! Zaszantażowali go? Nie... Chase by się nie dał. Więc dlaczego...
!
Kiedy byłem rozkojarzony, poczułem jak czyjaś silna ręka popchnęła mnie wgłąb tłumu, aby po chwili prawie że rzucić mną o ziemię.
- Oi, Gigi, co ci...
!
A to sprytny szczur... ...posadził mnie (silnym popchnięciem) obok Chase'a, na samym krańcu czerwonej kanapy, i to znowu z nim po mej lewej stronie.
Czyżby planował...?
Aach, nie czas myśleć o tym hipsterze. Lider Heylin znowu jest tak blisko mnie... W tym tempie moje serce tego nie wytrzyma. Już nie mówiąc o tym, że to już trzeci raz jednego dnia...
Sam już nie wiem, czy powinienem udusić zielonego gospodarza. Bo z drugiej strony... a mianowicie, tej lewej, po której teraz siedzi czarnowłosy mężczyzna... to chyba muszę Gigiemu postawić jakąś dobrą brandy. Albo nawet i trzy.
- Zaczynamy...!
~ * ~
Hah, ja to jednak naprawdę mam szczęście~
Siedzimy nad tą butelką już dobre trzydzieści minut, a wciąż ani razu nie wybrano ani mnie, ani Chase'a~
Nie powiem, nawet to bywa dość... zabawne. Ich głupota, to miałem na myśli. Chyba moją ulubioną częścią była ta, w której ktoś rozkazał Molly zrobić warkocza Katnappe, a ta wyrwała kociosuce niemalże połowę włosów... kto by pomyślał, że Ashley ma doczepy? Z całą pewnością dodam to do listy ,,słabości'' blondynki.
Trzydzieści minut czerpania przyjemności z bliskości mojego idola~. Jest tak... ciepły. Za każdym razem przypomina mi to, jak silniejszy jest ode mnie fizycznie; uwielbiam, autentycznie uwielbiam to uczucie.
Po raz pierwszy od dawien dawna szczęście jest po mojej...
...stronie.
Cofam to.
- Więc, Jacckku~, nadarzyła się purrfect okazja... Pytanie czy wyzwanie, mraww~?
Szyjka butelki jest aktualnie jedyną rzeczą, która jest skierowana w moim kierunku.
Fuq you, Tyche. Fuq you.
- Pytanie.
Nie ma mowy, żebym wybrał wyzwanie. Ta kotosuka na pewno wymyśli coś zawstydzającego, albo mega głupiego, a nie muszę przeżywać kolejnego poniżenia z jej strony; zwłaszcza, że...
- OOooch, nie mów mi... Naprrrawdę jesteś takim strrrachliwym koteczkiem~?
...
Pieprzyć to.
- Niech będzie, wyzwanie, tylko szybko.
Kątem oka przyuważyłem, jak Chase przewrócił oczami na moją reakcję na tę żałosną prowokację... ale niby co takiego mogłaby mi zrobić Katnappe?
To nie jest tak, że ma na mnie jakiegoś haka, a ja nie mam żadnych, ale to żadnych lęków, więc... Czegokolwiek nie znajdzie, na pewno nie będzie to zbyt szkodliwe dla mojej reputacji. A w najgorszym wypadku zacznę wymieniać rasy, imiona i ulubione miejsca na drzemki jej ukochanych kociątek.
Ashley położyła dłoń na brodzie, jakby się głęboko nad czymś zastanawiała. Żeby jeszcze tylko miała w pełni funkcjonujący, niezaśmiecony kotami mózg...
Nagle jej oczy dziwnie zabłyszczały, a sam wzrok powędrował w stronę moją i... Chase'a.
Teraz to w ogóle mam złe przeczucie.
- Wyzywam cię do...
Uśmiechnęła się szeroko, po czym przerwała, próbując nadać sytuacji dramaturgii... i, do cholery, pierwszy raz jej się to udało.
Spokojnie, spokojnie... To nie tak, że ma na ciebie jakiegokolwiek haka, więc...
- ...pocałowania Chase'a!
.
.
.
Świętojańska nocy, chyba mam problemy ze słuchem.
- Słucham?
- Słyszałeś mnie, i to na pewno całkiem dobrze. Masz. Pocałować. Chase'a. Przelizać się z nim. Kissu~.
Mam wrażenie, że chyba jednak wypiłem za dużo alkoholu. Albo ktoś mi dosypał coś do drinka, i mam halucynacje. Omamy słuchowe. Cokolwiek.
Ale chytre spojrzenie, którym mnie obdarowała, i ten wkurżający uśmieszek utwierdził mnie w przekonaniu, że jednak nie śnię.
- C-co, a-ale, c-czekaj!
Nienawidzę tego, jak mi głos teraz drży; totalnie nie pasuje to do mojego charakteru cool&spicy [A/N: cool&Spic(er)y.]... ale do cholery no!
J-ja i Chase... N-nie powiem, że o tym nie myślałem, bo myślałem, ale...
Bez zastanowienia poderwałem się z ziemi, gdy chciałem zrobić to, co jako jedyne wpadło mi do głowy.
Ucieczka. Wymówka; toaleta. Może i niezbyt męskie, ale nie ma mowy, żebym... j-ja, miał C-Chase'a...
!
W jednej sekundzie czyjeś mocne ręce pociągnęły mnie do tyłu, a sam poczułem jak z powrotem opadam na kanapę.
Albo raczej... na kolana Chase'a.
?!
Chyba tłum coś krzyczał w tle.
Chyba, bo moje serce zaczęło cholernie głośno bić, gdy tylko Chase znalazł się tak blisko mnie.
Jego oddech, czuję jego zapach... A-ach, a myślałem, że to wcześniej, w aucie, byliśmy blisko siebie... Nigdy wcześniej, nie w taki sposób.
Jaśmin? Nie, to nie to. Deszcz. Las? Lubi spacerować po lesie? Pachnie jak deszcz, las, ziemia. Pasuje to do niego, tak bardzo to do niego pasuje.
Jest coś jeszcze; woń, która przyćmiła mi myśli.
Siedzę mu na kolanach, nasze czoła się stykają. Czuję jego oddech na swoich wargach, ale wciąż nie wykonuje najmniejszego ruchu.
Czeka. Czeka na odpowiednią chwilę, by zaatakować.
Tak cudownie pachnie...
Obie dłonie oparłem na tych jego, z satysfakcją odnajdując wymówkę, by móc wbić się w jego ramiona. Silne. Twarde, tak bardzo umięśnione.
Patrzy się na mnie. Przymrużone oczy. Mam ochotę wyciągnąć dłoń, i odgarnąć te czarne kosmyki z jego czoła.
Aach, tracę możliwość racjonalnego myślenia. Czy naprawdę to, co działo się wcześniej, porównywałem do piekła?
Bo na ten skrawek nieba z całą pewnością nie zasłużyłem.
- C-Chase...
!
Ciepło, gorąco, płonę, płonę. Jego dłonie, nie wiem już nawet, które należą do niego, a które do mnie; nic nie czuję, a może właśnie odczuwam wszystko?
Gorąco, jego usta; dotykają moich. Zaraz... zaraz się roztopię.
Wargi, tak miękkie. Przekręca moją głowę tą silną dłonią, by móc mieć lepszy dostęp. Pogłębia pocałunek. Zahacza zębami o dolną wargę, lekko się na niej zasysając.
Czy to normalne, że mam ochotę dojść od samego pocałunku?
! J-jego język...!
- A-ach...
Czy ja właśnie jęknąłem?
Mam nadzieję, że tylko... że tylko Chase to usłyszał. Gorąco...
Język; najpierw oblizuje moje wargi, potem oblizuje moje zęby. Odpowiadam cichym pozwoleniem, rozwierając usta.
Bawi się mną, bawi się ze mną. Cały drżę, kiedy jego dłonie, gorące dłonie zatapiają się w moich biodrach, unieruchamiając.
Język trąca ten mój, zachęca, bym dołączył do gry. Boję się, że jeżeli tylko wykonam najmniejszy ruch, to nadejdzie game over.
Nie wiem, co zrobić z dłońmi; chcę dotknąć go bardziej, jego klatki piersiowej, karku, włosów, ale jednocześnie boję się, że gdy tylko go dotknę, to to wszystko wyparuje; okaże się okrutnym snem. Nie chcę, nie chcę, żeby się to skończyło; ani teraz, ani nigdy.
Oderwał się ode mnie.
Nie, nie, nie przestawaj, jeszcze nie...
Zdawał się zrozumieć moją prośbę, gdy mocniej zacisnąłem palce wokół jego ramion.
Szarpnął moim ciałem, zrzucając mnie na tę czerwoną kanapę; z nim pomiędzy moimi nogami.
Jak prawdziwy predator; zadrżałem, zadrżałem na tę myśl, na tę tak cholernie podniecającą myśl.
Dłonie po obu stronach mojej głowy, nie pozwala na ucieczkę. Pochyla się nade mną, jego włosy tworzą kurtynę po jednej stronie; a jednak wciąż nie oddziela nas od reszty Heylin.
Cała jego obecność wydaje się nie pozwolić mi się ruszyć; nie, żebym w najmniejszym stopniu chciał zmienić naszą aktualną pozycję.
Wciąż mnie obserwuje, tak uważnie; dlaczego wszystko wydaje się być tak ciche? Słyszę tylko jak jego oddech miesza się z tym moim, jego również przyspieszony, jednak nie tak ciężki, jak mój.
Powraca, powraca do moich ust, trzymając mnie lekko za oba policzki; ignoruję odgłosy, które wydobywają się ze mnie. To zbyt zawstydzające.
A-ach, niedobrze, niedobrze; zaraz nie będę miał czym oddychać, ja... nie chcę, nie chcę, żeby przestawał...!
Brakuje mi tchu; z cichą prośbą kładę dłoń na jego klatce piersiowej, delikatnie... jak najdelikatniej odpychając go ode mnie, a jednocześnie zaciskając palce.
To tylko chwila przerwy. Nie odchodź.
Gdyby nie poprzestał kilka sekund później, z pewnością straciłbym przytomność; a to nie byłoby zapewne najmilszym wspomnieniem. Chociaż...
Jego ciepło opuściło moje wargi; ponownie tylko nade mną zawisł.
Jak ja nienawidzę siebie za to, że już tęsknię za tym gorącym uczuciem... nie dam rady nawet teraz na niego spojrzeć.
Może jednak za dużo wypiłem tego alkoholu...?
- Jesteś... twoja twarz jest równie czerwona, co oczy.
Jego głos, tak... niski, inny. Gorący. Gardłowy. Dopiero to zdradziło, że sam również to czuje; że on również czuje to podniecenie, to samo uczucie, które mnie otumania.
Oblizuje wargi... a po chwili się uśmiecha.
Uśmiech. C-Chase, on... nie jest to te drwiące, triumfalne, pełne pogardy uniesienie kącików ust, tylko... tylko taki prawdziwy uśmiech.
Z jednej strony chciałbym patrzeć na niego godzinami, a z drugiej wiem, że zarumieniłem się jeszcze bardziej.
Dlaczego nagle czuję się tak bardzo niepewny, tak bardzo wyeksponowany?
Jak gdyby mógł przeczytać wszystkie moje uczucia tylko patrząc mi w oczy.
Mogłem tylko odwrócić od niego głowę, próbując ukryć się jakoś w głąb kanapy.
Jego złote oczy; czuję, że wciąż się we mnie wpatruje.
Uśmiechnął się... ale to był ciepły uśmiech, prawda? Nie taki pełen pogardy albo kpiny. Bo w końcu, on... nie zrobiłby czegoś takiego tylko dla żartu, prawda? Tym bardziej, że on również...
- Ngh?!
Głośno jęknąłem, gdy tylko poczułem coś mokrego na szyi.
Co on wyprawia?! T-to znaczy, wiem co, bo to.. czuję, ale, d-dlaczego całuje mnie po szyi?
Nim z moich ust wydobył się kolejny dziwny dźwięk, zakryłem się dłonią... co najwyraźniej nie spodobało się zbyt Chase'owi.
Przygryzł ostrzegawczo skórę na szyi; ślad, który z całą pewnością nie zniknie przez najbliższe tygodnie.
A-ach, pieprzyć to.
Teraz tym bardziej nie obchodzi mnie fakt, że wszyscy Heylin nas obserwują, a większość dziewczyn trzeba będzie wraz z podłogi zeskrobywać razem z ich krwią, a mnie prawdopodobnie będzie słychać nawet przez tę kiczowatą muzykę.
Pewnym ruchem (zaskakując samego siebie) zarzuciłem jedną nogę na udo Chase'a, a ręce umieściłem za jego szyją i ponownie przyciągnąłem jego wargi do swoich.
Mm, zdecydowanie od razu lepiej...
Nie wiem skąd wykrzesałem tę chwilową pewność siebie, ale póki jeszcze we mnie istniała, zdecydowałem się w pełni z tego skorzystać.
Ponownie odwzajemniłem pocałunek, rozkoszując się tym gorącem, tym zapachem.
Jego włosy; tak, jak myślałem, tak miękkie, tak cholernie... cudowne...
- N-nie musiało być w usta! Przestańcie się już...
Nie obdarowałem tej kociosuki nawet jednym spojrzeniem; środkowy palec prawej dłoni chyba był wystarczającym przekazem.
Poczułem za to, jak Chase uśmiecha się lekko tuż przy mojej twarzy, po czym złapał mnie za rękę, którą chwilę temu wdzięczyłem w stronę Ashley i unieruchomił nad głową.
C-cholera. Gdzie on nauczył się tak całować?
Nie wiem, ile czasu minęło, ale w pewnym momencie Chase puścił mój nadgarstek, po czym jak gdyby nigdy nic uniósł mnie do góry tak, żebym siedział stosunkowo normalnie. Zaczął gładzić moją głowę i... czy on poprawia mi włosy?
Z rozszerzonymi oczami (i zapewne żarzącą czerwienią na twarzy, szyi i końcówkach uszu) patrzyłem jak poprawia mi roztrzepane kosmyki, nieco wyrównuje mi koszulę; zupełnie, jakby to była najnormalniejsza rzecz na świecie.
A następnie usiadł na kanapie, również wciąż nieco zarumieniony, ale ze stoickim spokojem wymalowanym na twarzy.
...to tyle?
!
D-dopiero teraz zauważyłem jak wszyscy się w nas wpatrują. Ashley z rozszerzonymi oczami, Vlad i Tubbimura przestali pić śliwowicę, a Wuya i Gigi uśmiechają się jak pedofile. W tle widzę jeszcze leżącą w kałuży krwi Molly Ashworth, a kilku męskich Heylin patrzą się na mnie...
O katolicki boże. Świetnie. Po prostu cudownie. Bo nie ma to jak wyglądać jak pies srający żyletkami przed wszystkimi Heylin.
- T-to t-teraz moja kolej...
I swear to god, że Chase właśnie uśmiechnął się pod nosem. Jakim cudem on wydaje się kompletnie spokojny?!
D-do cholery, nie mogę się nawet na niego otwarcie spojrzeć bez tego uczucia, że się cholernie mocno rumienię... i jak ja niby mam w przyszłości z nim rozmawiać?
N-nie mówię oczywiście, że żałuję tego, co się właśnie stało.
...ciepły, był tak cholernie gorący; i jeszcze miał tak przyjemne wargi, i te zęby, kiedy raz po raz zahaczał o skórę; i dłonie, te ciepłe dłonie; dotykał mnie, mojej twarzy, szyi, bioder; w pewnej chwili przejechał dłońmi po całej mojej klatce piersiowej, prawda?
Nienawidzę siebie za to, że incydent sprzed chwili ponownie rozpalił iskierki nadziei, które już od dawna nauczyłem się przysypywać piachem.
Ach. Jakoś tak nagle nie mam aż tak wielkiej ochoty żeby zamordować Katnappe.
[A/N: Cofnie te słowa za dokładne... sześćdziesiąt trzy minuty.]
~ Katnappe ~
Dobra, dobrra, może i to było całkiem... mrrraśne...
...dobrze wiesz, że sama niemalże się nie wykrwawiłaś...
A-ale! Ekhm. W żaden sposób nie zmienia to faktu, że Spicerrrr jest prawdziwie irytującą istotą...
...ale razem z Chase'em wygląda idealnie...
Ale jedyne, co mu życzę, to czarrrnego kota na drodze! Nawet jeżeli chwilę temu zachowywali się jak... jak...
...like cats in heat... [A/N: ,,jak koty w rui'' ]
Wracając jednakże do całej tej sytuacji! Jakimś magicznym cudem udało mu się odwrócić kota ogonem na swoją korzyść. Należało by to nieco...
...!
W-wcale się nie potknęłam!
Ugh, głupia Molly. Bo nie mogła gdzie indziej tracić przytomności.
Co bym mogła tu takiego mu...
OCHHHHH~!
KOCIACZKI! Nie wiedziałam, że Gigi ma kotusie...
- Nya nya, koci kici, chodźcie maleństwa...~
Aaaach, i od razu jestę w rrrraju~! Takie śliiiiczniaste, i puszyzte, i kłębiazte, i...
NIE. STOP. TO PUŁAPKA! Na pewno Gigi kupił koty (albo je wyhodował, cholerrra wie), żeby odwrócić moją uwagę od głównego prrroblemu, ale ja się nie dam. Zemsta... skup się na zemście... to w końcu przez tego całego Spicerrrra latałaś po szkole cała we *brr* krwi jak kot z pęcherzem...
ACHHH, JAKI ŚLICZNY OBRAZEK NA ŚCIANIE, OD KIEDY GIGI JEST FANEM UMBRID...
Khhh. Znowu coś odwróciło moją uwagę. Wracając...
Uch, wiarrry nie mogę dać... rozłożyli basen? O tej porze roku? Totaaaalnie bez sensu - i tak przecież nikt mądrry łapki nie zamo...
...ochhhhhh. Chociaż... myślę, że może jednak dam radę coś z tego wyczarrrrować~.
- Time to put the cat arrround the pigeons~!
~ Słowa: 3 962 ~
[A/N: ,,Umieścić kota wśród gołębi''/Zrobić zadymę]
Edit 18.07.2017 - Było: 3 410 słów.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top